Monchi: Nigdy nie doszło do rozmów z Realem czy Barceloną
Ramón Rodríguez Verdejo, znany jako Monchi, w Hiszpanii pokazał się jako dyrektor sportowy Sevilli. Poza tym pracował także w Romie i Aston Villi. Ostatnio jest prezesem klubu z dziewiątej klasy rozgrywkowej, w którym współpracuje z René i Sergio Ramosem.
Monchi jeszcze z czasów pracy w Aston Villi. (fot. Getty Images)
CD San Fernando 1940 wyraźnie prowadzi w grupie 2 Tercera Andaluza, na dziewiątym poziomie rozgrywkowym w Hiszpanii. Wygrał wszystkie 12 dotychczasowych meczów, większość bardzo wysoko. Ma na koncie 65 strzelonych bramek i zaledwie 2 stracone. Prezesem klubu spod Kadyksu jest Monchi, który przez lata pracował jako dyrektor sportowy Sevilli, a ostatnio także Aston Villi. Reporter Asa przeprowadził wywiad z 57-letnim działaczem. Poniżej przedstawiamy fragmenty tej rozmowy.
(…)
Gdyby Sergio Ramos, który jest wolnym zawodnikiem i współtworzy klub, chciał teraz przyjść i zagrać…
(śmiech) Nie, nie. Sergio wciąż ma przed sobą sporo grania w elicie, także pewne etapy pośrednie. Poza tym to jego brat René jest bardziej zaangażowany w klub. Rola Sergio była większa na początku, bo potrzebowaliśmy czterech osób do odbudowania klubu. Ale kiedy potrzebowaliśmy jego pomocy, by zyskać rozgłos, zawsze był do dyspozycji.
Proszę powiedzieć szczerze: czy od momentu odejścia z Aston Villi otrzymał pan wiele ofert?
Były kluby, które do mnie dzwoniły, to logiczne. I tak, niektóre z nich to historyczne europejskie zespoły. Ale nie nazwałbym tego ofertami, bo obecnie nawet nie myślę o pracy jako dyrektor sportowy. Chcę poświęcić się pracy w San Fernando. Przyszłość? W ogóle o niej nie myślę.
W przeszłości pojawiały się plotki o Realu Madryt i Barcelonie. Było w tym coś prawdy?
Nie. Nigdy nie doszło do rozmów z absolutnie topowymi hiszpańskimi klubami, jak Real czy Barcelona. I to nie ja zamykałem drzwi, być może dlatego, że mój model zarządzania sportowego nie był przez te kluby brany pod uwagę.
Czy żałuje pan czegoś z ponad 25 lat pracy jako człowiek od transferów?
Nie. Niczego bym nie zmienił, bo musiałbym poprawić to, co zrobiłem źle, a być może właśnie to pozwoliło mi zrobić inne rzeczy dobrze. Co mogę powiedzieć o Sevilli? W Romie dotarliśmy do półfinału Ligi Mistrzów i zajęliśmy trzecie miejsce w lidze, a w Birmingham razem z Unaiem Emerym i Damianem Vidaganym osiągnęliśmy wiele, a drużyna znów jest wysoko. Miałem szczęście pracować z wybitnymi profesjonalistami. Nie starczy mi życia, by podziękować za wszystko, co dał mi futbol.
Wokół Monchiego było też wiele krytyki. Pewnie uważa pan, że część z niej była bezpodstawna. Czy czuł pan zazdrość ze strony innych?
Bardziej niż zazdrość były to chyba pewne zawiści, że ktoś, kto zaczynał od zera, doszedł tak wysoko. Ale nie chowam urazy. Futbol dał mi przede wszystkim wielu przyjaciół we wszystkich klubach i świadomość, że zawsze jest ktoś po drugiej stronie telefonu.
Nie da się uniknąć tematu Sevilli. Jak przeżywa pan możliwość sprzedaży klubu zagranicznemu inwestorowi?
Nie wiem, co się stanie, ale nie należę do tych, którzy boją się zagranicznego kapitału, jeśli są zdolności zarządcze i kierownicze. W Hiszpanii bywało różnie, podobnie jak w Premier League czy we Włoszech. Ale moje dwa doświadczenia z zagranicznym kapitałem były dobre. Ludzie w tych miejscach nadal cieszą się swoim klubem, czasem nawet bardziej niż wcześniej. To zespoły, które dziś są wyżej, niż były.
Antonio Lappí i Fede Quintero, Trzecia Droga Sevilli, także próbują kupić klub i mówią o Monchim w swoim projekcie.
Antonio i Fede są moimi przyjaciółmi i wiem, jak funkcjonują w świecie biznesu. Jeśli do tej pory nie sprzedano Sevilli, to dlatego, że oferta była niewystarczająca. Jako sevillista chcę dla Sevilli tego, co najlepsze, niezależnie od tego, czy będzie to Antonio, Fede czy John Stockton. Antonio i Fede odnosili sukcesy we wszystkim, co robili poza futbolem. Poza tym, jeśli złożyli ofertę, to dlatego, że mają solidne zaplecze finansowe.
Pański model zawsze był ryzykowny.
Tak jest. Sukces Sevilli to sukces zarządzania oparty na modelu ryzyka, wręcz szaleństwa. Klub zamienił sprzedaż piłkarzy w źródło dochodów, jednocześnie niemal zawsze grając w Europie, co też generowało nadzwyczajne wpływy. Prędzej czy później Sevilla musiała sięgnąć po zagraniczny kapitał.
Jakie sevillismo przeżywa dziś Monchi?
Zakładam strój kibica i, z całym uczuciem, komentuję jak przy barze. Cierpię, przeżywam albo się cieszę. Udało mi się całkowicie odciąć wszelkie zawodowe powiązania w swoich myślach.
Czy uważa pan, że Sevilla w krótkim czasie wyjdzie z kryzysu?
Chcę być optymistą. Jako piłkarz, a potem dyrektor sportowy, spędziłem w Sevilli wiele dekad. Bywały trudne momenty i zawsze się podnosiliśmy. Chciałbym wierzyć, że to tylko kolejna trudna przeprawa i że wkrótce odnajdziemy przewodnika oraz drogę, by znów znaleźć się bardzo wysoko.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze