ABC: Już tylko dyrektor generalny utrzymuje Xabiego Alonso na stanowisku trenera Realu Madryt
Dwie ostatnie wygrane, zamiast wzmocnić pozycję trenera, to jeszcze pogłębiły wątpliwości prezesa Królewskich. Dzisiaj nikt w klubie nie może zagwarantować, że Xabi Alonso rozpocznie nowy rok jako trener Realu Madryt.
José Ángel Sánchez w trakcie ubiegłorocznej gali rozdania nagród Globe Soccer. (fot. Getty Images)
Real Madryt po półtora miesiąca zdołał odnieść dwa zwycięstwa z rzędu, ale w klubie i wokół niego panuje ogólne poczucie, że w meczach z Deportivo Alavés i Talaverą wygrał Real, ale przegrał Xabi. Już tylko José Ángel Sánchez (w skrócie JAS) utrzymuje Alonso na stanowisku trenera drużyny, ocenia Rubén Cañizares z madryckiego ABC. Dyrektor generalny i od tego roku także członek zarządu, a w skrócie druga najważniejsza osoba w klubie, jest jedynym wsparciem, jakie pozostało Baskowi. Gdyby nie on, prezes Florentino Pérez zatwierdziłby już taką samą decyzję, jak w 2016 roku podejmował wobec Rafy Beníteza i w 2018 roku Julena Lopeteguiego. Warto podkreślić, że tamte zwolnienia – zwłaszcza Julena – również spotkały się ze sprzeciwem dyrektora generalnego. Dokładnie tak samo dzieje się teraz w kwestii przyszłości Xabiego. Po porażce z Celtą, w momencie największego wzburzenia prezesa w ciągu tych napiętych dwóch tygodni, José Ángel musiał użyć wielu gaśnic, aby ugasić pożar wzniecony przez Florentino i utrzymać Xabiego na ławce Królewskich.
José Ángel uważa, iż klub taki jak Real Madryt nie zapłacił Leverkusen 8 milionów euro za Alonso i nie podpisał trzyletniego kontraktu z trenerem, który przychodził z nową koncepcją futbolu, aby rozbić całą tę nową strukturę w zaledwie sześć miesięcy. Cztery, jeśli liczyć tylko sezon 2025/26 i oddzielić go grubą kreską od Klubowego Mundialu, o co sam kilkukrotnie prosił Xabi.
José Ángel nie jest ślepy i rozumie, że istnieją powody do niepokoju, ponieważ drużyna przekazuje bardzo niewiele. Wcześniej działo się tak dlatego, że piłkarze – a przynajmniej niektórzy z nich – nie współgrali ze stylem Alonso i brakowało im odpowiedniego nastawienia. Teraz zaś, gdy ustępstwa Alonso przyniosły rezultaty i zawodnicy przestali rzucać mu kłody pod nogi, okazuje się, że ten wymuszony sojusz również nie służy poprawie gry zespołu. Mimo to dyrektor generalny uważa, że rozwiązaniem nie jest zwolnienie trenera. W tej sprawie myśli dokładnie odwrotnie niż prezes.
Poniedziałkowe spotkanie świąteczne z mediami pokazało sygnały tego podziału, który panuje na szczytach władzy w klubie. Florentino zdecydował, że poza zaatakowaniem Barçy za Sprawę Negreiry, ani razu nie wspomni o Alonso. Ani w swoim przemówieniu, ani w nielicznych rozmowach w kuluarach z dziennikarzami. Sternik Królewskich chciał mówić tylko o sędziach, a gdy wyrzucił już z siebie wszystko, co mu leżało na wątrobie, bardzo szybko odsunął się na bok i usiadł przy stole obok Manolo Redondo, Emilio Butragueño i Pirriego, aby uniknąć konieczności składania wyjaśnień w sprawie Xabiego.
Inaczej było w przypadku José Ángela, który czuł się bardzo swobodnie, rozmawiając z dziennikarzami o kwestiach sędziowskich, reformie statutu klubu i każdym innym temacie poza przyszłością Alonso. Jednak gdy padało nazwisko Xabiego, to choć dyrektor generalny chciał szybko uciąć temat, to pozostał konsekwentny w swojej idei. José Ángel ufa Xabiemu i wciąż ceni go jako trenera Realu, wierząc, że jest on odpowiednim człowiekiem na to stanowisko. Przy tym Cañizares podkreśla, że działacz po jego bezpośrednim pytaniu nie potrafił zagwarantować, że Alonso pozostanie na ławce do końca sezonu. Tłumaczenie? Tutaj rządzi Florentino, a utrzymanie Xabiego w tak skomplikowanym kontekście jest niemal utopią.
Kontekst jest taki, że gdy Florentino zwolnił Lopeteguiego po klęsce 1:5 z Barçą w październiku 2018 roku, a trener miał za sobą zaledwie trzy miesiące pracy, to José Ángel jeszcze dwa tygodnie przed tym blamażem w Klasyku zapewniał w prywatnych rozmowach, że nikt w klubie nie rozważa dymisji Julena. Mówił wtedy w swoim imieniu, bo w rzeczywistości Florentino już wtedy wydał swój wyrok i potrzebował jedynie argumentu w postaci dotkliwej porażki, by wcielić decyzję w życie. I znalazł go w owym 1:5 z Barçą, które przypieczętowało los Lopeteguiego.
Florentino nie ufa Xabiemu. I nie jest to już tylko kwestia wyników. Prezes uważa, że Bask nie ma umiejętności niezbędnych do wyjścia z tego kryzysu i przygotowuje grunt pod moment, w którym José Ángel nie będzie mógł go już powstrzymać, by uzasadnić jego zwolnienie. Zgadza się ze swoją prawą ręką tylko w jednej kwestii: opcje do zastąpienia Xabiego absolutnie nie wzbudzają zachwytu. A przynajmniej nie wydają się to wstępnie dobre rozwiązania, które poprawiłyby obecne dokonania Alonso. Álvaro Arbeloa i Santiago Solari to dzisiaj najwyżej stojące nazwiska, jeśli Zinédine Zidane (nad czym Florentino bardzo ubolewa) nie wydaje się skłonny do pakowania się w takie bagno, będąc najpewniej zaledwie osiem miesięcy od przejęcia wymarzonej przez siebie reprezentacji Francji. Żadna z tych dwóch „domowych” opcji nie przekonuje prezesa.
W takiej scenerii nikt w klubie nie gwarantuje spokojnych Świąt. Na horyzoncie pojawia się styczniowy Superpuchar Hiszpanii w Dżuddzie, gdzie w czwartek 8 stycznia Madryt zmierzy się w półfinale z Atlético Madryt. Czy Xabi tam będzie? Tego dzisiaj nikt nie wie, bo wcześniej, w niedzielę 4 stycznia, odbędzie się jeszcze ligowy mecz z Betisem. A czy tam będzie Xabi? Tego również nikt nie wie. Wytrzymałość i ochrona ze strony José Ángela mają swoje granice.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze