Plan Miami i tajemnicza kasa: jedni dementują, drudzy obiecują zyski
La Liga w liście do piłkarzy twierdzi, że Relevent nie będzie dzielił zysków między kluby, ale Laporta zapewnił swoich socios, że „na tym zarobią”.

Lamine Yamal. (fot. Getty Images)
W tak zwanym Planie Miami wiele niewiadomych, ale największą z nich są pieniądze. Krążą sprzeczne wersje. Javier Tebas, prezes La Ligi, publicznie uciął pytanie, czy Villarreal i Barcelona dostaną wynagrodzenie za mecz, który 20 grudnia mają rozegrać w Miami. W liście do piłkarzy zapewnił jednak, że nie będzie „jednorazowego podziału środków między klubami”. To pokrywa się z przekazem z Villarrealu, podczas gdy Joan Laporta w niedzielę mówił socios Barcelony, że „na tym zarobią”. Wiele odpowiedzi na jedno proste pytanie, co sprawia, że kwestia pieniędzy wokół Planu Miami pozostaje dużą zagadką.
Jako pierwszy jasno wypowiedział się o tym Roig Negueroles, dyrektor generalny Villarreal. W programie El Larguero na antenie Cadena SER stwierdził stanowczo: „Nie dostajemy absolutnie nic w zamian. Inaczej byłoby to niesprawiedliwe wobec pozostałych klubów La Ligi. Pieniądze, które się wygenerują, posłużą do zrekompensowania niedogodności naszym karnetowiczom”. To spójne z treścią listu Javiera Tebasa do piłkarzy, do którego dotarł dziennik AS, gdzie podkreślono, że nie będzie podziału środków między klubami.
W piśmie wysłanym przez Tebasa do kapitanów wskazano, że Relevent (organizator wydarzenia i partner La Ligi w Stanach Zjednoczonych) w całości pokryje koszty meczu. Obejmuje to przeloty i zakwaterowanie obu drużyn, sfinansowanie podróży wszystkim karnetowiczom Villarrealu, którzy zechcą polecieć na mecz do USA, a także promocję spotkania, produkcję telewizyjną i przygotowanie stadionu.
Tebas w tym samym liście zapewnia kategorycznie dwie rzeczy. Po pierwsze, że „kluby biorące udział w spotkaniu ani pozostałe kluby nie poniosą żadnych kosztów”. Po drugie, w najgorętszym punkcie dotyczącym pieniędzy: „Przychody zostaną przeznaczone na wzmocnienie obecności międzynarodowej i globalnej wartości La Ligi, a nie na jednorazowy podział między klubami. Celem nie jest krótkoterminowy zysk, lecz strategia i projekcja”.
Brak podziału środków stoi w sprzeczności – jak twierdzą Tebas w liście i Negueroles w El Larguero – z wypowiedzią Laporty na niedzielnym Zgromadzeniu Barcelony: „Superpuchar przynosi klubowi wymierny zysk i gra się go w Dżuddzie. Daje nam to przyjemność wpływu pieniędzy. Z Miami będzie tak samo. Na Miami zarobimy. Villarreal i Barça będą największymi beneficjentami”.
„Nie będziemy dawać pieniędzy”.
Zapytany przez media w ubiegłym tygodniu Tebas zostawił sprawę bardziej otwartą: „Mamy manię, by wszystko monetyzować… To kwestia organizatora, firmy Relevent. Nie wiadomo, ile będzie z biletów. Wyjdzie to w rozliczeniu końcowym. Najpierw są kibice Villarrealu, którzy będą chcieli jechać (opłacimy im podróż). Powtarzam, to nie projekt, w którym szukamy wyników finansowych”. Jedno jednak zadeklarował: „Ze strony La Ligi nie będziemy dawać pieniędzy. Od tego jest organizator. My nie otrzymamy ani euro i nie będziemy niczego dzielić”.
Istniałaby jeszcze alternatywa: że Relevent zapłaci Barcelonie za sam udział w meczu, niezależnie od środków wygenerowanych przez wydarzenie. Jednak źródła z otoczenia ligi, z którymi rozmawiał dziennik AS, zaprzeczają takiemu scenariuszowi.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze