Wygnanie
Za jakiś czas pewnie nam przejdzie, ale kara musi być.

Część okładki Faktu omawianej w artykule. (Ringier Axel Springer, 2006 rok). (fot. Fakt)
Kajrat Ałmaty – Real Madryt: Przewidywany skład
„Wstyd. Żenada. Kompromitacja. Hańba. Frajerstwo. Nie wracajcie do domu”. Legendarna tyrada dziennika Fakt po porażce z Ekwadorem na Mistrzostwach Świata w Niemczech w 2006 roku wracała niczym bumerang po niemal każdej kolejnej spektakularnej wtopie biało-czerwonych. W ramach pompowania balonika wygrana z Ekwadorem miała być dopiero pierwszym punktem mocarstwowych planów orłów Pawła Janasa podczas czempionatu rozgrywanego za naszą zachodnią granicą. Zamiast szybkiego odesłania rywala do siebie, by mógł dalej w spokoju zbierać banany z rodzimych plantacji, ten wolał jednak wysłać nas na szparagi. Historia po raz kolejny zrobiła po prostu to, co umie robić najlepiej, czyli powtórzyła się wedle tego samego schematu – mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor.
Tuż po ostatnim gwizdku w sobotnich derbach można było przez chwilę pomyśleć, że w sumie trochę szkoda, iż w hiszpańskiej prasie nigdy nie powstał równie kwiecisty odpowiedni okładki Faktu, który można byłoby przypominać przy okazji podobnych wyczynów jak na Metropolitano. Wzmianki o manicie, choć również działające na wyobraźnię, nie mają jednak w sobie tego czegoś, co uczyniłoby je ponadczasowymi. Nawet gdyby przed laty któraś z hiszpańskich gazet uraczyła nas podobnym w wydźwięku nagłówkiem, to jednak wciąż napotkalibyśmy jeden dość oczywisty problem. Trudno byłoby bowiem nakazać komuś, by nie wracał do domu, podczas gdy tak naprawdę nie wyjechał nawet z miasta.
Każdy zdrowo myślący kibic, wiedział, że mecz z Atlético na pewno nie należy do tych, gdzie należy spodziewać się rozdeptania rywala i uczynienia z niego naturalnego nawozu pod murawę. Choć wszyscy fani Los Blancos z pewnością marzyli o takim scenariuszu, to jednak w głębi duszy musieli wiedzieć, że jest on raczej mało prawdopodobny. Z drugiej strony, mało kto mógł też zakładać, że sprawy potoczą się tak, jak się koniec końców potoczyły. Xabi Alonso i jego podopieczni oblali pierwszy poważny sprawdzian w tym sezonie praktycznie na każdej płaszczyźnie.
Dwa pojedyncze zrywy mogły nam zamydlić oczy co najwyżej na chwilę. Różnice w nastawieniu piłkarzy oraz sensowności doboru personaliów i taktyki obu trenerów były jednak tak duże, że tylko jakiś wyjątkowo dziwaczny splot okoliczności mógł uchronić nas od niepowodzenia. Jeśli wiesz, że rywal bazuje na sile, dyscyplinie, intensywności i górnych piłkach, a następnie zaskakuje cię u niego siła, dyscyplina, intensywność i górne piłki, to raczej nie za bardzo jest w ogóle o czym rozmawiać.
Skoro pozostanie na miejscu nie byłoby żadną karą za uszczerbek na honorze Realu Madryt ostatecznie postawilibyśmy na bardziej klasyczne metody, jak na przykład tymczasowe wygnanie. Tak się jednak składa, że podstępny los wyręczył nas w tym zadaniu i już wcześniej przewidział chyba, co się może święcić. Tak oto Królewscy w dzień po derbowej kompromitacji udali się do Ałmatów, w pobliża granicy Kazachstanu z Kirgistanem i Chinami. To zdecydowanie najdłuższy możliwy wyjazd, jaki tylko mógł nam się przytrafić w tym sezonie. Dość powiedzieć, że drużyna wyruszyła w niedzielę przed godziną 14:00, by po ponad 7-godzinnym locie na miejsce dotrzeć już w poniedziałek naszego czasu. Krócej trwałaby podróż choćby do Nowego Jorku (o ponad dwie godziny), czy na Kubę (o godzinę), a podobnie czasowo wyszedłby lot do São Paulo, czy stolicy Afganistanu, Kabulu.
Awans Kairatu Ałmaty do Ligi Mistrzów był bodaj największą sensacją eliminacji. Kazachowie przeszli całą ścieżkę od pierwszej rundy kwalifikacyjnej, która wiodła przez dwumecze z Olimpiją Ljubljana, fińskim KuPS, Slovanem Bratysława i Celtikiem. Trzeba zresztą przyznać, że była to droga bardzo wyboista, w której Kairat niejednokrotnie musiał udowadniać swoją niezłomność i upór w dążeniu do celu. Z KuPS udało się awansować dzięki remontadzie po porażce 0:2 w pierwszym meczu, ze Slovanem i Celtikiem zwycięzcę wyłaniały natomiast rzuty karne. W efekcie Kairat stał się pierwszym od sezonu 2015/16 i drugim w historii tamtejszego futbolu reprezentantem Kazachstanu w Lidze Mistrzów. Poprzednio sztuka ta udała się FC Astana.
Gdy mówimy „klub z Kazachstanu w Lidze Mistrzów”, najpewniej od razu myślimy sobie, że za podobną anomalią musi najpewniej kryć się coś więcej, czytaj: wielka kasa. Trop ten jest poniekąd słuszny, ale postrzeganie sukcesu Kairatu wyłącznie przez pryzmat pieniędzy byłoby mimo wszystko błędne. Właścicielem klubu faktycznie jest miliarder z branży naftowej i gazowej, Kajrat Boranbajew, który pieczę nad drużyną sprawuje od 2010 roku. W 2022 roku został on zresztą aresztowany pod zarzutem malwersacji finansowych. Dwa lata później za jedyne 200 milionów dolarów przekazanych na rzecz państwa karę zmieniono mu na areszt domowy.
Jego sposób działania w futbolu jest jednak odwrotnością modelu saudyjskiego. Boranbajew jest zwolennikiem długofalowego rozwoju. Jego inwestycje dotyczą głównie wszystkiego tego, co leży u podstaw – infrastruktury, szkolenia, poszukiwania młodych talentów i szeroko pojętej organizacji. Nawet jeśli w zespole znajdziemy kilku Brazylijczyków, to jednak większość kadry wciąż stanowią rodzimi gracze. Jeden z nich, 17-letni Dastan Satpajew, po awansie do Champions League zdążył już zresztą podpisać obowiązujący od przyszłego roku kontrakt z Chelsea. Łączna wartość kadry Kazachów wynosi zaledwie 12,73 miliona euro, co w polskich realiach ulokowałoby ją pod tym względem między Motorem Lublin (12,9) i Koroną Kielce (12,53), czyli na 7. miejscu od końca. Pieniądz jest zatem w tym konkretnym przypadku nie jądrem sukcesu, lecz raczej narzędziem do rozwoju w dłuższej perspektywie.
Jeśli natomiast chodzi o dłuższą perspektywę w kontekście Realu Madryt, liczymy na to, że nasz dzisiejszy przekaz ze wstępu zestarzeje się równie pięknie, jak nagłówki katalońskiej prasy mówiące o Realu przykrywającym wstyd 42 milionami za transfer Modricia. Złość na Królewskich po derbach jest naturalna i w pełni uzasadniona. Wiemy też jednak, że nawet gdybyśmy to my, a nie ślepy los wygnali Los Blancos pod Kirgistan, to i tak sami prędzej czy później wołalibyśmy ich stamtąd z powrotem. Tak czy inaczej, skoro trzeba już spędzić w podróży w obie strony niemal dobę, to dobrze byłoby chociaż ten czas na miejscu wykorzystać maksymalnie efektywnie. My wybaczymy, ale wy też pokażcie, że zależy wam na tym, by doszło do tego jak najszybciej.
* * *
Mecz z Kajratem Ałmaty rozpocznie się dzisiaj już o 18:45 czasu polskiego, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale CANAL+ Extra 1 w serwisie CANAL+. [współpraca]
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze