Advertisement
Menu
/ lequipe.fr

Wilfrid Mbappé: Nie mówię, że Kylian ma nie bronić, ale po czym oceniamy piłkarza?

Tata Kyliana Mbappé udzieliła obszernego wywiadu dla dziennika L'Équipe. Przedstawiamy jego pełne tłumaczenie.

Foto: Wilfrid Mbappé: Nie mówię, że Kylian ma nie bronić, ale po czym oceniamy piłkarza?
Wilfrid Mbappé w 2024 roku. (fot. Getty Images)

WYWIAD DLA L'ÉQUIPE Z KYLIANEM MBAPPÉ
WYWIAD DLA L'ÉQUIPE Z MAMĄ KYLIANA MBAPPÉ

Czy wciąż uważa się Pan za trenera Kyliana?
Tak, i tak będzie do końca życia. (śmiech) Trener i ojciec – dla mnie to mniej więcej to samo. Uczysz, przekazujesz. I nawet jeśli między nami właściwie nie ma już „coachingu”, zostaje wymiana zdań, zależnie od tego, jak obaj mamy ochotę. Nic nie jest omawiane po meczu, nie ma rytuału. Bywają momenty, że w ogóle go nie ma. Ogólnie nie mam czego analizować. Jestem najszczęśliwszym ojcem na świecie.

Wczoraj przegrał (z Hiszpanią, 5 czerwca, w półfinale Ligi Narodów). Czy jednak jest w Panu odrobina rozczarowania?
Mogę być rozczarowany wynikiem drużyny, ale jego indywidualnym występem – nigdy. Od małego Kylian dawał mi poczucie spełnienia. Dał mi tyle, że rozczarowanie nie ma prawa istnieć. Poza tym, zanim sam miałem dzieci, widziałem zachowania rodziców, kiedy byłem trenerem młodzieży. Pomyślałem: „Nie chcę taki być”. Gdy jest pasja, łatwo o wykolejenie. Miałem jednak szczęście to wszystko zobaczyć: ojca, który pomstuje o gola, który krzyczy na syna ze złości. Powiedziałem kiedyś Fayzie: „Jeśli kiedyś stanę się taki – powiedz mi”. Można przekroczyć granicę, nawet o tym nie wiedząc.

Ale nigdy nie zaszła potrzeba, by stać się „takim”?
Nie. Raz zdarzył mi się z Kylianem „poślizg”. Później się z tego śmiał, ja też. Wydarłem się i wszystko wymieszałem – ojca z trenerem. To było w przerwie meczu. Grał w starszym roczniku, ale wrócił do swojego, bo byliśmy nisko w tabeli. Miał 14–15 lat. Był już w Clairefontaine, w okresie, kiedy pracował nad lewą nogą. I ćwiczył lewą nogę w trakcie meczu… Mówię do niego: „Hej, my gramy o utrzymanie!”. Marnuje mnóstwo sytuacji i przegrywamy do przerwy 0:1. Ja – wściekłość totalna. Piętnaście minut odprawy, ja mówię trzynaście. A właściwie – krzyczę! Uderzam we flipchart i tak dalej. On nie reaguje – jestem jego ojcem i trenerem… Ostatecznie strzela dwie bramki, wygrywamy 2:1. Było mi naprawdę wstyd. Stałem się tym, kim nie chciałem być. Opowiedział o tym mamie. „Tata jest wariatem” – zażartował. Dostałem ostrzeżenie. Później mu się zdarzało, że go strofowałem, ale tamtego dnia opieprzyłem go jak syna, nie jak zawodnika. Trenowałem Kyliana przez dwa lata i nikt nie wiedział, że to mój syn – aż pewnego dnia powiedział „tato”.

Zniosłoby Pan to, gdyby nie zajął się piłką?
Tak. W wieku trzech lat mówił, że chce iść na piłkę. Nie chciałem, żeby przychodził dla mnie. Kiedy byłem pewien, że naprawdę to kocha – byłem na tak. Ale zastanawiałem się, czy jest szczęśliwy dlatego, że kocha futbol, czy dlatego, że jest ze swoim ojcem. Byliśmy świrami na punkcie piłki, ale koniec końców mógł robić, co chciał.

Gdy zapisuje go Pan z Fayzą na muzykę, flet, śpiew – jaki był cel?
Żeby zobaczył coś innego. Lubił muzykę. Zaskoczyło mnie, gdy usłyszał „wybierz instrument” i wybrał flet poprzeczny. Taki miał „odjazd”. O mało co nie powiedziałem mu: weź pianino albo gitarę… To o nim mówi. Jest inny, idzie w to, co lubi, a nie w to, co wybrali inni. Lubię w nim to „to ja, to tak, jeśli jutro chcę założyć spódnicę – to założę spódnicę”. Chciałem, żeby myślał samodzielnie. No to proszę bardzo – flet poprzeczny.

U Was panowało podejście „wszystko jest możliwe”. Gdy prowadzi Pan w Bondy Le Petit Bar, zaprasza Pan piosenkarza Manu Chao.
To „Bondy – zrobimy tylko piłkarzy albo raperów” – to jest dla mnie problem. Może tak jest trudniej, owszem… Le Petit Bar służył temu, by powiedzieć młodym: pomożemy odrobić lekcje, spotkać innych ludzi, pokazać, że jeśli się kształcisz i masz narzędzia, da się. Jest co robić. Nie lubisz muzeów? Muzeów jest wiele. Muzeum Grévin – spodoba ci się! Jeśli najpierw zabiorę cię do trudnego muzeum obejrzeć całkiem biały obraz i jakiś facet będzie ci tłumaczył, że to świetne – tak, to będzie ciężkie… Ale są też inne rzeczy.

W muzeum Grévin jest teraz Pana syn…
Czy mógłbym to sobie wyobrazić? Oczywiście, że nie. A duma daje mi to, co robi poza piłką. Walki, które podejmował w wieku 20 lat, ja bym nie udźwignął. Towarzyszenie dzieciom u kresu życia na przykład. W jego wieku byłbym do tego niezdolny. Uciekłbym. Pod koniec ostatniego sezonu, gdy napisałem mu wiadomość (wysłałem mu list przed jego odejściem do Realu Madryt), powiedziałem: „Moja największa duma to nie rekordy, tylko to, kim jesteś”. Jestem fanem człowieka. To ktoś z empatią – to lubię. Jest też bardzo uparty. Jak ja. Nawet kiedy nie mamy racji, to ją mamy. To także ktoś, kto wiele wymaga od ludzi wokół siebie, od tych, którzy mu towarzyszą – i tego ludzie mogą nie rozumieć.

Gdy Pan mu to mówi, co odpowiada?
Kiedy ojciec ci to mówi… Mój ojciec niewiele mi powiedział. Miałem bardzo surowe wychowanie. Dziś mówię mu „dziękuję”, bo wiele z tego wyniosłem. Mam wobec dzieci pewną powściągliwość, ale nie ma barier. Czasami zresztą myślą, że jestem ich kumplem. Ej, spokojnie. (śmiech) Potrafią zadzwonić i powiedzieć: „Hej, Willy, wszystko ok?”. Siedzę z przyjaciółmi, oni się śmieją. Ale tak to między nami ustawiliśmy. Nigdy nie pokazuję im swojej siły. Jeśli pokazujesz siłę, to znaczy, że jesteś słaby.

Nie obawiał się Pan, że przeciwnie – stanie się niezdolny do pogodzenia się z porażką?
Wcale. Bo kiedy wszystko idzie dobrze, ja zawsze zakładam, że może przyjść najgorsze. Zawsze byliśmy przygotowani na pytanie: „Kiedy to runie, czy będziesz umiał to unieść, zaakceptować?”. Jeśli tak – jedziemy dalej. Gdy Ethan chciał iść do PSG, musiałem mu wytłumaczyć: „Ludzie będą widzieć drugiego Kyliana”. Powiedziałem mu, że będę 24 godziny na dobę, ale to on jest na boisku. Jeśli potrafisz to przyjąć – świetnie. Ja na stadionie czasem byłem o włos od tego, by kogoś udusić. Kiedy słyszysz, co dorośli mówią o dwunastolatkach… Na wyjeździe ludzie nie przychodzili oglądać młodzieży PSG, tylko Ethana Mbappé. Słyszałem co niektórych – chciałem im pourywać głowy. A on do mnie: „Ale jesteśmy szczęśliwi, tato, prawda?”.

Poza tym mówi się o Panu, że potrafi Pan silnie „relatywizować” sytuacje, które spotykają Kyliana.
Bo nie mogę narzekać, porównując życie, które mam dziś, z tym, które miałem wcześniej. Kylian widział, jak wstawałem rano. Bywały okresy, że widywaliśmy się bardzo mało. Na co mógłbym dzisiaj narzekać? To byłoby kłamstwo wobec tego, kim byłem. Nosiłem bele siana na torze Carole w Tremblay-en-France – i pamiętam to. Dziś dla ludzi jestem ojcem Mbappé, jasne, ale wcześniej było to wszystko. Więc gdy przychodzą trudne momenty, zawsze mówię mu jedno zdanie: „Co powiedziałby mały Kylian? Myślisz, że byłby smutny? Byłby najszczęśliwszy na świecie”. I on potem wraca do gry. Ma szczęście być tym, kim marzył, że będzie. Stał się piłkarzem, jakim chciał być. Odhaczył swoje marzenia. Ja też mam marzenia – swoich nigdy nie odhaczyłem.

Tak? Jakie?
Pominiemy to. (śmiech)

Ale kiedy te marzenia są już prawie wszystkie spełnione, czy może pojawić się pustka?
Czym jest mistrz? To nie jest ktoś, kto wygrywa raz, tylko ktoś, kto wygrywa często. Dlatego Kylian nim jest. Wygrał w poniedziałek, będzie chciał wygrać we wtorek. Zawsze. W pewnym momencie mnie to przestraszyło. Kiedy rozegrał pierwszy mecz w seniorach, mając zaledwie 16 lat, byłem jak oszalały. Jego dziadek też był w euforii. Kupiłem aparat i duży zoom, a nawet go nie użyłem. Po meczu podchodzę do niego: „Ale to piękne…”. A on: „To dopiero początek, mam nadzieję, że Jardim (trener w Monaco) dalej będzie mnie wystawiał!”. Pomyślałem, że mały zwariował. Musiałem zadać mu pytanie: „Ty w ogóle z tego korzystasz?”. Odpowiedział: „Tak, czemu mi to mówisz?”. Naprawdę bałem się, że on z tego nie korzysta. Po EURO U19 (w 2016, wygranym 4:0 z Włochami) było podobnie: nie świętował jak inni, patrzył, nie miał telefonu w ręku. Potem mi powiedział: „Spokojnie, wszystko jest w głowie”.

To nazwisko, które ludzie skandują na stadionach, jest także pańskie…
Już mu powiedziałem: „Zabrałeś mi wszystko, nawet nazwisko!”. (śmiech) Czasem ludzie mnie zatrzymują i pytają: „Czy z Mbappé wszystko w porządku?”. Nie – z Kylianem. I on pozostaje Kylianem, kiedy tu wraca. Role nigdy się nie odwróciły. W niektórych rodzinach ojciec staje się dzieckiem. U nas nie.

A tak w ogóle, skąd imię Kylian?
Oglądaliśmy z Fayzą wiadomości, było coś o Bretanii. „Mały Kylian…” – i bach! Nie wiem. Potem trzeba było przekonać jego mamę, ale nie było to bardzo trudne.

Niektóre rzeczy muszą Pana poruszać. Kiedy agent piłkarski Jorge Mendes „kusi” Pana w loży na stadionie w Monako – co Pan wtedy myśli?
To pochlebia, kiedy „wielcy” do ciebie podchodzą, ale wtedy mnie to nie interesowało. To nie tak, że „jestem najmocniejszy, nie potrzebuję cię”, i nigdy nie wstydziłem się prosić o pomoc. Tyle że my mieliśmy drogę, która nie pasowała do tej osoby. I nie potrzebowałem, żeby ktoś opowiadał mi bajki. To nie agent robi robotę – to Kylian. I mógłbym prawie powiedzieć, że „z Kylianem każdy mógłby tę robotę zrobić”. Nigdy nie musieliśmy pukać do drzwi prezesów, mówiąc: „Mam takiego w miarę dobrego zawodnika…”. (śmiech)

Co Pan czuje w środku, gdy przychodzą wielkie chwile?
W 2018, na mundialu, płakałem. Od dorosłości zdarzyło mi się to tylko dwa razy… Wtedy nie potrafię się kontrolować. Wszystko wraca. Lata w Bondy, trudności, które Kylian miewał, a tu nagle – jest mistrzem świata. Oglądam finał i leci. Nie chcę, żeby ktoś widział, ale im bardziej wycieram, tym bardziej leci. Masakra. Zostały trzy minuty do końca. Wycieram, wycieram… A potem: „A niech to, trudno!”.

A drugi raz?
W 2022. To moja wina. Dzień wcześniej rozmawialiśmy przez telefon, jak zwykle. Normalnie żartujemy, droczymy się… A ja mu, nie wiem czemu: „Gdybyś to wygrał, nie wyobrażasz sobie, jak bardzo byłbym dumny…”. Strzela trzy gole, ale przegrywają – nieprawdopodobne… W pierwszej chwili nie płaczę. Trochę żalu, ale nic ponadto. Dla mnie wszedł do serc Francuzów i to bardzo się liczy. Mam poczucie, że o tym, co zrobił, będzie się mówić za pięćdziesiąt lat. A kiedy go widzę, pierwsze, co mówi: „Źle mi, że cię zawiodłem…”. I wtedy zaczynam płakać. On też. Mówię: „Zwario­wałeś? Uszczęśliwiasz mnie od dnia, w którym się urodziłeś!”.

Czy kiedykolwiek bał się Pan, że magia przestanie działać?
Nie, bo to się nigdy nie zatrzymało. Z nim wiadomo, na czym stoisz. Słaby sezon Kyliana to sezon wyjątkowy dla kogokolwiek. W piłce najtrudniejsze jest być decydującym – i dlatego właśnie takich płaci się najdrożej.

Jak ocenia Pan jego rozwój piłkarski?
Kiedy był mały, nie chciałem robić z nim specjalizacji „napastnik” czy „skrzydłowy”. Chciałem, żeby był kompletnym piłkarzem, bo jak pewnego dnia trener powie: „Ty zagrasz po prawej”, to co wtedy? Tak było w PSG. Możesz się tłumaczyć: „to nie moja pozycja” – ale trenera to nie obchodzi. Mówiłem mu, że pracujemy po to, żeby grać na trzech pozycjach. Poza tym, jako młodszy grający wyżej, czasem nie miał wyjścia i grał z lewej. Był takiej postury (pokazuje mały palec). W regionie paryskim piętnastolatkowie mają 180 cm wzrostu. Może gdyby był potężniejszy, grałby w środku. Ale miał grę skrzydłowego: technicznie bardzo mocny, zdolność minięcia, szybkość… Cecha obowiązkowa w Île-de-France: kiwniesz raz, drugi, a jeśli nie jesteś szybki, za trzecim razem posadzą cię na murawie. Robił wrażenie na wszystkich, zwłaszcza na skautach. Ich obecność go napędzała. A jak zagrał dobrze, przychodził do nas z mamą: „No to teraz trzeba iść pogadać, co nie?”. (śmiech)

Skoro szybkość – to gracz atakujący przestrzeń. Dorastając, bardziej chciał uczestniczyć w grze; to już nie ten sam zawodnik co w 2018, prawda?
Kiedy zaczynał – licząc U-17, U-19, początki w Ligue 1 – mieliśmy prawdziwego showmana. Robił podcinki, rozpieszczał publikę… Ale szybko zrozumiał, że jeśli nie jesteś decydujący, to jesteś tylko dla spektaklu. Zbliżył się więc do bramki. Chciał zostać killerem. Na początku nie strzelał aż tak dużo. Miał 18 lat, kiedy „kliknęło”. Z Argentyną, w 2018 (1/8 finału MŚ), zaszokował wszystkich. Wtedy zredukowano go do „biegania w przestrzeń”. Ludzie zapominają, jakim jest piłkarzem…

Więcej biegów jest do przodu, gdy drużyna ma piłkę, niż w tył… To temat do dyskusji.
Boczny obrońca to napastnik czy obrońca? Czego od niego wymagamy? Nie mówię, że Kylian ma nie bronić, ale po czym oceniamy piłkarza? Na bocznego nie patrzę przez pryzmat dośrodkowań. Każda pozycja ma swoją specyfikę. Krytykujemy gościa, który i tak strzela 60 goli w sezonie. Co mu zarzucam – to że jeśli walka jest blisko ciebie, podejdź pomóc. Może kogoś zszokuję, ale ten bieg skrzydłowego PSG Chwiczy Kwaracchelii w finale Ligi Mistrzów (za Denzelem Dumfriesem z Interu) w 90. minucie – mam to gdzieś. To nie jest gra Kyliana. On robi rzeczy, których inni nie są w stanie. I to nie znaczy, że mamy mówić „Kvara nie strzela 60 goli w sezonie”. Każdy ustawia się jak chce, ale ja należę do tych, którzy nigdy nie powiedzą tego napastnikom. I nie dlatego, że to mój syn. Nie mówię, że nie trzeba bronić, ale jeśli miałby robić tylko powroty, to nie jesteśmy w tym samym pokoju. (śmiech)

A on – w którym pokoju jest?
Ze mną. I bardzo mnie to cieszy.

Jak ocenia Pan ten pierwszy sezon w Realu Madryt?
Bardzo dobrze. Bardzo mi się podobał. Biorąc pod uwagę, jak się zaczął i jak wszyscy wieszczyli koniec świata… Kończy jako Pichichi, zdobywa Złotego Buta… Tata jest więc bardzo zadowolony. Znowu pokazuje, że ma stalową psychikę i że się przy tym bawi. Dopóki jest szczęśliwy, to mu wychodzi. Chce wygrać Ligę Mistrzów, La Ligę, Puchar Króla. I co roku musi startować od zera. Hat-trick w finale mistrzostw świata jest wyryty – to prezent dla Francji i świata – ale jak już to powiemy, to wracamy do roboty. Nasza robota z jego mamą jest prosta o tyle, że nie musimy mu tego mówić.

Czy nadal spotykacie się, żeby popracować po letnich wakacjach?
Nasze letnie przygotowania, kiedy byli młodsi, były sposobem na spędzenie z nimi czasu. To był mój mały tydzień z synami. Kylian chciał to zachować. To jego moment, ale zależy od jego woli. Powtarzałem mu: „Jeśli chcesz do tego specjalistę – zapłacimy i przyjdzie”. „Chcę to robić z tobą. Po co ktoś inny? Przecież działa, prawda?”.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!