García Caba do Tebasa: To nie tylko twoja wojna z Realem, to atak na zdrowie piłkarzy
Prawnik Miguel García Caba odpowiedział na zarzuty wystosowane prezesa La Ligi Javiera Tebasa.

Javier Tebas, prezes La Ligi. (fot. Getty Images)
Javier Tebas w tekście na portalu X odpowiedział na tekst prawnika Miguela Garcíi Caby o nieprzełożeniu meczu Realu Madryt z Osasuną i przy okazji zaatakował kolejny raz Królewskich oraz ich prezesa. Prezes La Ligi zacytował go w ramach artykułu dziennika MARCA, do którego dołączona była ta opinia dyrektora Real Madrid TV.
Miguel García Caba odpowiedział mu także na portalu X. Przypomnijmy, że Hiszpan to prawnik z bardzo szerokim doświadczeniem w futbolu. Między innymi przez 11 lat pracował jako prawnik La Ligi, 20 miesięcy jako szef departamentu prawnego Realu Madryt, 5 lat jako dyrektor prawny Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej, a obecnie jest członkiem Komisji UEFA ds. Kontroli, Etyki i Dyscypliny. Poza tym pozostaje profesorem uniwersyteckim (jak wskazał Tebas, pracuje dla Uniwersytetu Europejskiego prowadzonego przez Real Madryt) i ma doświadczenie w sektorze prywatnym. Przedstawiamy jego drugi tekst skierowany do Tebasa:
Uratowany przez Trybunał Administracyjny ds. Sportu, Terbas powraca, by zaatakować i ustawić La ligę przeciwko zdrowiu piłkarzy - oczywiście tych Realu Madryt, a nie innych
Autor: Miguel García Caba
Javier Tebas znów zabrał głos. Miesiące milczenia. Zniknął z pola widzenia. I to nie z powodu dyskrecji – lecz dla przetrwania.
Był o krok od zawieszenia. Tak blisko... że Trybunał Administracyjny ds. Sportu [TAD] musiał nagiąć regulamin, żeby go uratować [chodzi najpewniej o jedynie ostrzeżenie, a nie zawieszenie Tebasa za nieprawidłowości przy zatwierdzaniu umowy z CVC - dop. red.]. Tak, ten sam regulamin, który on sam wykorzystuje jako bat na innych. Kiedy zagrożone jest jego stanowisko, inni zamieniają ten regulamin w plastelinę.
Teraz powraca. Nie po to, by się wytłumaczyć. Nie po to, by mówić o uczciwości. Pojawia się, by zaatakować. By spróbować zdyskredytować artykuł, który go zabolał. Który uderzył tam, gdzie boli najbardziej: w jego wiarygodność.
Oskarża mnie o „naginanie przepisów”. Ironia pisze się sama. Człowiek, który wciąż piastuje stanowisko tylko dlatego, że TAD przekręcił regulamin, by go ochronić, oskarża innych o to, czego sam jest uosobieniem: przetrwanie kosztem systemu.
To nie pierwszy raz. Ani drugi. Ani trzeci. La Liga pod jego rządami składała przeciwko mnie pozwy i wnioski o zawieszenie tak, jakby to był stały punkt ich harmonogramu. Wszystkie zakończyły się tak samo: oddalone. Porażka za porażką. Ale on nie przestaje. Wykorzystuje prawników La Ligi jak swoją prywatną kancelarię do prowadzenia własnych wojen.
A teraz chce, żeby to wyglądało na debatę prawną. To nie jest debata prawna. To sprawa osobista. Zawsze nią była.
Podczas gdy mówi o Chelsea i PSG, unika sedna sprawy: to on jako wiceprezes Federacji publicznie wskazał, jaka decyzja powinna zostać podjęta. Jeszcze zanim Sędzia Rozgrywek wydał werdykt. A ten Sędzia… podpisał się dokładnie pod tą linią.
Ale tutaj leży sedno sprawy: Real Madryt wraca po Klubowym Mundialu. Jest trzy tygodnie po zakończeniu sezonu. Po drodze miał wakacje. Teraz nie ma czasu na choćby minimalny okres przygotowawczy, możliwości fizycznego przystosowania zawodników czy wdrożenie obciążeń treningowych, które zapobiegają poważnym kontuzjom. Mimo to zmusza się ich do rywalizacji od pierwszego dnia, jak gdyby nigdy nic.
To nie tylko brak odpowiedzialności. To manipulowanie rozgrywkami już od samego początku. To igranie ze zdrowiem piłkarzy. Ale Javiera Tebasa to nie obchodzi. Jego walka nie toczy się w obronie futbolu. To wojna przeciwko jednemu klubowi. A polem bitwy są same rozgrywki.
To nie jest integralność. To presja. To skażenie całego procesu. To styl Javiera Tebasa.
Javierze, twojej władzy nie mierzy się siłą twoich tweetów – które, nawiasem mówiąc, tej siły nie mają. Mierzy się twoją spójnością. A ta runęła w dniu, w którym TAD nagiął przepisy, by cię uratować.
Bo to, Javierze, nie jest tylko twoja wojna z Realem Madryt. To frontalny atak na zdrowie piłkarzy. I robisz to przy cichym współudziale Rafaela Louzána — prezesa-marionetki, który przytakuje, milczy i pozwala ci traktować Federację jak własne ranczo.
I na koniec — medialna machina. Niektóre duże media bez wahania wysyłają powiadomienia push do telefonów swoich subskrybentów, by nagłośnić twój artykuł. Tu refleks działa bez zarzutu. Tu doskonale widać dotacje i środki płynące z LaLigi. Ale gdy przychodzi czas, by otworzyć poważną debatę o uczciwości, zdrowiu piłkarzy i manipulacji rozgrywkami... Nagle, jakimś cudem, nikt nie naciska przycisku „pilne”.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze