Advertisement
Menu
/ x.com

„Nieprzełożenie meczu to trzaśnięcie drzwiami przed medycyną, logiką i integralnością rozgrywek”

Miguel Maria García Caba to prawnik z bardzo szerokim doświadczeniem w futbolu. Między innymi przez 11 lat pracował jako prawnik La Ligi, 20 miesięcy jako szef departamentu prawnego Realu Madryt, 5 lat jako dyrektor prawny Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej, a jest członkiem Komisji UEFA ds. Kontroli, Etyki i Dyscypliny. Poza tym pozostaje profesorem uniwersyteckim i ma doświadczenie w sektorze prywatnym. Przedstawiamy jego pełny komentarz w sprawie decyzji Sędziego Rozgrywek Federacji o nieprzełożeniu meczu Realu Madryt.

Foto: „Nieprzełożenie meczu to trzaśnięcie drzwiami przed medycyną, logiką i integralnością rozgrywek”
Od lewej: Rafael Louzán, prezes Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej, oraz Javier Tebas, prezes La Ligi i wiceprezes Federacji. (fot. Getty Images)

José Alberto Peláez: sędzia, który pojechał na wakacje i w międzyczasie zdeptał zdrowie piłkarzy
Autor: Miguel García Caba

9 lipca 2025 roku José Alberto Peláez, Sędzia Rozgrywek, otrzymał wniosek o przełożenie meczu Primera División. Pilny. Konieczny. To nie był kaprys: chodziło o to, by piłkarze wracający właśnie z Klubowego Mundialu nie musieli grać bez minimalnego okresu odpoczynku. Odpowiedź przyszła 31 lipca. Dwadzieścia dwa dni później. Wystarczająco dużo czasu, by zamknąć biuro, wyjechać na wakacje i zostawić sprawę, by obrastała kurzem. Pilność… zignorowana. Zdrowy rozsądek… pogrzebany. To, co podpisał, nie było decyzją: to było trzaśnięcie drzwiami.

Trzaśnięcie drzwiami przed medycyną sportową. Przed elementarną logiką. Przed integralnością rozgrywek rozgrywek. On zasłania się przepisami. Zawsze przepisami. Ale wszyscy wiemy, że gdy komuś zależy, można je interpretować, dostosować, nagiąć. Tym razem nie. Tym razem zastosowano je jak młot. A klubem, który ucierpiał najbardziej, był – obiektywnie – Real Madryt.

Nad Peláezem, na mostku dowodzenia, stoi Rafael Louzán Abal, który jak skrzypek z „Titanica” uśmiecha się, gdy statek tonie. A przede wszystkim Javier Tebas Medrano – prezes La Ligi i wiceprezes Federacji… oraz osoba znana ze swojej niechęci wobec Realu Madryt. To nie jest zwykły pasażer: to sternik statku. Wyznacza kurs. Określa cel. I wskazuje, gdzie strzelać.

Nie zapominajmy, że zanim Peláez wydał swoją decyzję, Tebas już wcześniej publicznie stwierdził, że mecz nie powinien być przełożony i otwarcie skrytykował Real Madryt. Czy naprawdę ktoś wierzy, że sędzia podległy Federacji, której wiceprezes już wcześniej wyznaczył kierunek, może podjąć decyzję bez tego cienia wiszącego nad jego biurkiem?

W każdym poważnym systemie takie zachowanie byłoby nie do przyjęcia, bo nie wystarczy, by sędzia był bezstronny – musi również sprawiać takie wrażenie. To samo – a nawet więcej – powinno się wymagać od wiceprezesa Federacji, który nie powinien publicznie zapowiadać treści orzeczenia ani atakować jednej ze stron. Bo kiedy to robi, nie tylko podważa pozory bezstronności sędziego: podważa zaufanie do całej instytucji. To nie jest niezależność. To jest manipulacja. Sezon La Liga 2025/26 zaczyna się skażony, wypaczony, zmanipulowany. Jeden zespół rozpoczyna w gorszej kondycji fizycznej i taktycznej – nie z przypadku, lecz z decyzji.

Oni mówią o „integralności rozgrywek”. Integralność? Zmuszać wyczerpany zespół do gry, podczas gdy inni mają tygodnie na przygotowania? Stosować przepisy jak kij wobec jednych, a jak czerwony dywan wobec innych? To nie jest integralność: to kontrola. To wyrównanie rachunków. I nie dajmy się zwieść: taki cios nie jest neutralny. Zmienia dynamikę. Zmienia formę fizyczną. Zmienia wyniki. Punkt stracony w sierpniu waży tyle samo co w maju. To nie jest tylko cios wymierzony w jeden mecz: to cios wymierzony w cały sezon.

Sędzia, który powinien chronić rozgrywki, potrzebował 22 dni, by powiedzieć „nie”. Tak zaczyna się ten sezon: od już zmanipulowanego kalendarza. I pozostaje pytanie: skoro do tego dochodzi jeszcze zanim piłka zacznie się toczyć… To co nas czeka, gdy zaczną zapadać decyzje sędziowskie? Futbolu nie broni się pustymi przemówieniami. Broni się go faktami. A fakt jest taki: José Alberto Peláez podpisał się pod ciosem wymierzonym bezpośrednio w zdrowie piłkarzy i równość rywalizacji. A teraz światła reflektorów przesuwają się dalej. Bo ta historia się tu nie kończy.

Teraz decyzję będzie musiał podjąć Komitet Narodowy Drugiej Instancji, który – jak można przypuszczać – będzie rozpatrywał odwołanie złożone przez Real Madryt. Pytanie jest jasne: Czy będą mieli odwagę skorygować decyzję, która pachnie nierównym traktowaniem; Czy może ograniczą się do jej zatwierdzenia, by nie narazić się tym, którzy wyznaczają kurs z góry?

Niech nikt o tym nie zapomni: ten organ także jest częścią struktury federacyjnej. A tutaj niezależność nie tylko trzeba wykonywać: trzeba ją pokazać. Dziś był to Real Madryt. Jutro może to być ktokolwiek. Bo dopóki José Alberto Peláez podpisuje decyzje z biura, a Javier Tebas wyznacza kurs, sprawiedliwości sportowej nie będzie na stadionach… a będzie na wakacjach. I muzyka będzie nadal grać na tym dryfującym statku... Ze skrzypkiem Rafaelem Louzánem, który gra jak gdyby nic się nie stało.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!