Advertisement
Menu
/ espanol.almayadeen.net

Calderón: Kibic Realu nie identyfikuje się z regionem, lecz z sukcesem

Były prezes Realu Madryt, Ramón Calderón, udzielił obszernego wywiadu libańskiemu portalowi Al Mayadeen. W rozmowie poruszono kwestie związane między innymi z transferem Cristiano Ronaldo, specyfiką klubu, swoją prezesurą czy oczywiście rządami Florentino. Zapraszamy do lektury pełnej treści tej rozmowy.

Foto: Calderón: Kibic Realu nie identyfikuje się z regionem, lecz z sukcesem
Fot. Getty Images

Transfer Cristiano Ronaldo w 2009 był jednym z największych w historii. Kto za nim stał – pan czy Florentino Pérez?
Wszyscy wiedzą, że cała operacja wykonana została między 2007 i 2008 rokiem. Ja podpisałem dokumenty. To były bardzo trudne negocjacje z United, ponieważ oni, co zrozumiałe, nie chcieli tracić takiego piłkarza. Ronaldo jednak chciał dotrzymać danego mi słowa. Jego celem był transfer do Realu Madryt. Ferguson starał się temu zapobiec, nie darzy on zbytnią sympatią Realu Madryt. Widział w Królewskich rywala i drużynę, która zdobyła wszystko to, co on chciałby osiągnąć jako trener, choć sam oczywiście także sięgnął po wiele trofeów. Postanowił zaoferować Cristiano Barcelonie.

Bardzo często w rozmowach wspomina się to, że Ferguson wolał Ronaldo w Barcelonie.
Sama Barcelona także była nastawiona bardzo entuzjastycznie. Cristiano stawiał jednak sprawę jasno. Przypominał, że zdążył już dogadać się z Ramónem Calderónem i Realem Madryt. Ani myślał zmieniać zdania. Mam tutaj dokumenty z tamtych czasów. W papierach było jasno zawarte porozumienie, a nawet zapisaliśmy klauzulę na wypadek, gdyby któraś ze stron nie dotrzymała słowa. Ten, kto by się wyłamał, musiałby zapłacić drugiej stronie 30 milionów euro. Ten element naszej umowy był przyczyną pewnych tarć piłkarza z obecnym prezesem.

Z Florentino.
Tak. Kiedy Pérez się o tym dowiedział, stwierdził, że to piłkarz, który nie jest wart takich pieniędzy. 80 milionów funtów wydawało mu się zbyt wysoką ceną. Florentino sądził, że za taką sumę mógłby sprowadzić trzech czy czterech lepszych graczy. Zdanie prezesa znał Cristiano. Ronaldo zareagował gwałtownie i przekazał, że jeśli ktoś tak uważa, to jest w stanie dobrowolnie zrezygnować z transferu bez roszczenia sobie praw do wspomnianych 30 milionów euro. Na szczęście ktoś przekonał Florentino, że odrzucanie jednego z najlepszych graczy na świecie byłoby szaleństwem. Kontrakt sformalizowano w federacji, a Real ostatecznie pozyskał zawodnika, który przez dziewięć lat strzelał gole i zdobywał tytuły. Crisitano jest legendą klubu. Kiedy dowiedział się, że Florentino chce kupić Neymara i jest w stanie przeznaczyć na to 300 milionów plus 50 milionów rocznej pensji, Ronaldo poprosił o podwyżkę. Nie o 50 milionów, o podwyżkę. Prezes jednak odmówił i przekazał mu, że pozwoli mu odejść, jeśli przyniesie ofertę na 100 milionów. Pérez nie sądził, że ktokolwiek jest faktycznie w stanie wyłożyć taką sumę za 32-latka. Ten w styczniu przyszedł jednak z ofertą w ręku i Florentino nie miał już wyjścia. Real Madryt do teraz płaci za to wysoką cenę.

Młodziutki Neymar był kilkanaście lat temu na testach. Dlaczego nie został w Realu?
Ci, którzy go obserwowali, nie wiem, kto to był, uznali, że to jeszcze nie jest odpowiedni moment. To jednak częste zjawisko, że młodziutcy gracze przechodzą testy, a potem nie każdy może zostać. Nie wszyscy w danym momencie są w stanie udowodnić swoją przydatność. Bardzo trudno jest grać w takim klubie. Kibice są bardzo wymagający, ponieważ od zawsze podziwiali wyłącznie najlepszych. W Realu nie kibicuje się dla samego kibicowania. Kibicuje się jedynie wtedy, gdy drużyna spisuje się dobrze. To nie kwestia identyfikacji z regionem czy zespołem, lecz identyfikacji z sukcesem. Kiedy nie ma sukcesu, fani nie klaszczą i nie wspierają. Przez wiele lat miałem do czynienia z piłkarzami, którzy nie rozumieli tego. Tłumaczyłem im, że na tym budowana jest legenda klubu. Będąc w Realu, Madryt musisz jeszcze udowodnić, że jesteś tego godzien.

Dlaczego Bernabéu sięga nieraz po białe chustki?
Trzeba wiedzieć, że 75% mieszkańców Madrytu nie urodziło się w Madrycie. W tym mieście trudno o identyfikację z regionem, w przeciwieństwie do na przykład Barcelony czy Sorii. Gdzie indziej ludzie widzą w klubach piłkarskich instytucje, które bezpośrednio ich reprezentują. Tutaj tak nie jest. Tutaj o oklaski trzeba walczyć, zawsze to powtarzałem piłkarzom. Kiedy tu trafiasz, dopiero wtedy musisz udowodnić swoją prawdziwą wartość. Nie wystarczy to, że nosisz na piersi herb. To czas, kiedy nadchodzi moment prawdziwego wysiłku i walki. Na tym polegał główny problem Galácticos. Wszyscy myśleli, że posiadanie najlepszych piłkarzy świata wystarczy. Praca wygrywa nad talentem, kiedy talent nie pracuje. W klubie byli najpierw Figo, potem Zidane, Ronaldo, Beckham, Roberto Carlos, Guti, Casillas... A przez trzy lata nie udało się zdobyć ani jednego trofeum. Sądzę, że tamte czasy były bardzo dobrym dowodem na to, że kluczem do sukcesu jest praca, poświęcenie i wytrwałość. Białe chusty to tutaj już zwyczaj, akt protestu kibiców sądzących, że w klubie dzieje się źle.

Wracając do tematu Ronaldo: jaka była jego pierwsza pensja i jak ocenia pan jego odejście do Juventusu?
O pieniądzach wolę nie rozmawiać, bo w porównaniu z dzisiejszymi zarobkami piłkarzy, tamte sumy były śmieszne. Było to chyba 8 milionów euro na sezon. Cristiano w tamtym momencie nie zależało jednak aż tak na pieniądzach, on po prostu chciał podjąć wyzwanie w Realu Madryt. Przed transferem nigdy nie stawiał konkretnych wymagań transferowych. Wiadomo, że piłkarze zarabiają przez krótki czas swojego życia, ale mimo to Ronaldo i jego agent nie skupiali się aż tak na sumach zapisanych w kontrakcie.

On po prostu chciał trafić do Realu.
Real zaś daje wiele piłkarzom. Przede wszystkim umożliwia im sięganie po trofea. Cristiano zdobył w Madrycie cztery Ligi Mistrzów oraz wygrał wiele nagród indywidualnych. Real Madryt od zawsze przyciągał do siebie cały świat. Kiedy rozmawiam o podobnych rzeczach, zawsze przypominam o prezentacji Beckhama. Zaplanowano ją na godzinę 11:00, by można było ją transmitować w najlepszym czasie antenowym w Azji, gdzie David cieszył się niebywałą popularnością. Nie wiem, jak jest teraz, ale wtedy, 17 lat temu, to było drugie na świecie pod względem oglądalności transmitowane na żywo wydarzenie po pogrzebie księżny Diany. A przecież wiemy, jak wyglądają te prezentacje: koszulka, przemówienie o spełnionych marzeniach, wystąpienie prezesa, konferencja prasowa, tyle. To pokazuje, jak ważną instytucją jest Real Madryt i co jest w stanie ona zaoferować piłkarzowi. Oni są ważni dla klubu, ale też klub daje im bardzo dużo.

Przed objęciem posady prezesa był pan członkiem zarządu. Dlaczego w 2003 roku postanowiono zwolnić Vicente Del Bosque?
Ze swojej strony nie uważałem tego za słuszną decyzję. Nie widziałem w tym większego sensu. Prezes zdążył już jednak dojść do porozumienia z Queirozem. Nie wiem, jakie były powody, moim zdaniem to był błąd. Vicente był bardzo ważnym trenerem w historii Realu Madryt. Miał za sobą karierę piłkarską w klubie, znał filozofię Realu... Kiedy za mojej kadencji trenerem był Capello, graliśmy w 1/8 finału Ligi Mistrzów z Bayernem. Prowadziliśmy u siebie, ale Niemcy coraz bardziej nas spychali. Fabio przekazał jednemu z graczy, by szykował się do wejścia. Ten odmówił, ponieważ nie był zbyt lubiany przez publikę i w obecnej sytuacji bał się wrogiej reakcji kibiców. Bardzo trudno byłoby o taką sytuację gdzie indziej. Real to klub, gdzie zawodnicy potrafią się bać własnych kibiców. Wykonywaliśmy wielką pracę, by poprawić sferę mentalną piłkarzy. Staraliśmy się wraz z dyrekcją wpajać im, że można przegrywać, jeśli faktycznie dajemy z siebie wszystko i walczymy. Za moich rządów udało się koniec końców zdobyć dwa mistrzostwa z rzędu oraz wygrać superpuchar. Fani widzieli zaangażowanie drużyny i na nowo czuli z nią jedność.

Krążą plotki, że Figo pewnego razu powiedział, że kadra potrzebuje portugalskiego trenera, a następnie do Realu trafił Queiroz. To prawda?
To kłamstwo, tak mówił mi sam Figo. Prezes się nim wysłużył. Luis był bardzo zły na Florentino. Niezwykle szanował Del Bosque i nie miał nic wspólnego z tamtą decyzją. Figo pewnego razu został spytany po prostu o Queiroza, a ten był przecież jego trenerem w kadrze U-20. Nie powiedział nic więcej. To jednak wystarczyło, by zrobić z niego potem głównego odpowiedzialnego za zmianę trenera. Sądzę, że prezes zachował się bardzo nieelegancko.

Jest pan znanym w Madrycie adwokatem. Jak stał się pan prezesem Realu Madryt?
Zaczynałem jako socio w 1980 roku. Angażowałem się w życie klubu, poznałem wiele osób z nim związanych i z biegiem czasu nawiązywałem coraz lepsze relacje. Dwa razy przystępowałem do wyborów jako wiceprezes, ale się nie udawało. Później wydatnie pomogłem w zwycięstwie Florentino, a następnie pracowałem w jego zarządzie. Współpracowaliśmy prawie siedem lat. Po jego odejściu ludzie zachęcali mnie do startu w kolejnych wyborach, ale nie chciałem, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że będę na świeczniku. Z drugiej strony uważałem jednak, że jestem w stanie wiele wnieść i mam już spore doświadczenie. Wystosowałem swoją kandydaturę. Wbrew prognozom wygrałem. Florentino miał swojego faworyta, którego pokonałem. Drogo mnie to kosztowało.

Może pan stwierdzić, że pańska prezesura była koszmarem dla rodziny?
Niewątpliwie, zwłaszcza że moja żona nie lubi piłki, moje dzieci zresztą także nie za bardzo. Żona starała się mnie powstrzymać przed startem w wyborach, ale powiedziałem jej, że wierzę w swoje zwycięstwo. Wygrałem... i zaczął się problem. Zwyciężyłem w czystej walce, ale posądzano mnie nawet o fałszowanie głosów. Jedyne fałszowane głosy szły na faworyta Florentino, a człowiek, który był za to odpowiedzialny, został skazany. Jeśli już jednak pytasz o rodzinę, to wiele razy powtarzałem, że mafia ma większą klasę, ponieważ zostawia w spokoju twoją żonę i dzieci. W moim przypadku tak nie było.

Miał pan problemy z dziećmi Florentino podczas walnego zgromadzenia w 2009 roku?
Byli na zgromadzeniu i nie tylko tam. Krzyczeli, nie tylko syn, ale też inni członkowie rodziny. Ten klub nie zasługuje na ludzi wyrażających taki brak szacunku wobec drugiego człowieka. Tak czy inaczej, nie mam nic przeciwko obecnemu prezesowi, życzę mu jak najlepiej, niech zdobywa wiele trofeów. Mnie jednak jego otoczenie uprzykrzało życie. Muszę to powiedzieć, ponieważ tak było. Cały czas zresztą spotykam się z wrogością, ponieważ w jednym z wywiadów powiedziałem, jak naprawdę wyglądał transfer Cristiano Ronaldo. A zrobiłem to, ponieważ Pérez tydzień wcześniej stwierdził, że Cristiano był jego najlepszym nabytkiem. Wydało mi się to mało eleganckie, nie ze względu na mnie, lecz na wszystkich ludzi, którzy ciężko pracowali na powodzenie tamtej operacji. Miałem te papiery przez 10 lat i przedtem nigdy nie chciałem ich pokazywać.

W wyborach na prezesa w 2006 roku nazwiska zwycięzcy nie poznaliśmy w dniu głosowania. Dlaczego?
Florentino odszedł, ale przedtem wystawił swojego kandydata. Ten jednak nie tyle nie wygrał, co zajął dopiero trzecie miejsce. Kiedy wyszło, że zwyciężyłem ja, z klubu zadzwoniono do Péreza, który akurat był na weselu w Paryżu. Ci, którzy byli w Madrycie, nie wiedzieli co robić. W końcu nie mieli jednak innego wyjścia niż uznać wyniki wyborów. To także było dla mnie nieprzyjemne doświadczenie. Całe zamieszanie stanowiło bowiem dowód na to, że ktoś uważał klub za swój. A to wielki błąd, tym bardziej że w ogóle nie było potrzeby takiego myślenia. Florentino zdobył wiele trofeów, nie ma nic dziwnego, że kibice są z niego zadowoleni. Nie musiał uważać Realu za swoją własność, ale to robił i do tego działał na moją szkodę.

Wiele musiał pan wycierpieć w trakcie prezesury.
Ciągle się coś pojawiało. Rzekome defraudowanie pieniędzy z klubowych kart, moje dzieci kradnące mieszkania... Wiele agresji, podłość, manipulacje, kalumnie. Od 40 lat jestem uznanym w Madrycie adwokatem, nie potrzebowałem wykorzystywania klubu do własnych celów. Real jest w moim sercu, poświęciłem mu wiele godzin życia. Mimo to byłem traktowany skrajnie niesprawiedliwie. Prawda jest jednak taka, że tak to funkcjonuje przy władzy. Wszyscy doskonale wiedzą, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Tego podejścia próbowano wobec mnie, na szczęście się nie udało. Każdego dnia się budziłem, zastanawiając się, jaka bomba wybuchnie mi pod nogami. Cały czas pojawiały się informacje mające na celu mnie zdyskredytować. Minęło ponad 10 lat i żaden sąd nie uznał mojej winy. Skazywano natomiast ludzi związanych ze środowiskiem aktualnego prezesa.

To prawda, że pana rodzina nigdy nie zasiadała w loży honorowej?
Moja żona przychodziła niemalże z obowiązku, w końcu była żoną prezesa. Nie zawsze, ponieważ nie jest fanką futbolu. Moje dzieci starały się unikać obecności na stadionie. Nigdy nie starałem się im niczego załatwiać. Wcześniej do loży honorowej trafiali najbardziej zasłużeni socio. Dziś loża honorowa to loża interesów, smutne. Prezesi, w tym ja, zawsze powtarzali, że klub jest własnością socio. Takie samo było moje podejście w aspekcie loży honorowej. Za moich czasów w loży zasiadały setki socio, dziś się już tak nie dzieje. Każdy ma swoje metody wdrażania polityki klubowej. Ja uważałem, że socio mają prawo zasiadać w loży honorowej własnego domu.

Dalej jest pan socio Realu Madryt?
Oczywiście.

Czy Ramón Calderón może jeszcze raz wystartować w wyborach?
Nie, ponieważ tamte czasy już minęły. Jestem bardzo dumny, że mogłem zmienić w klubie wiele rzeczy. Udało mi się między innymi pozyskać dwa razy większe pieniądze z praw telewizyjnych, z 60 do 130 milionów euro. Otworzyliśmy też wiele szkół dla dzieci wychowujących się w niesprzyjających warunkach, z tego jestem najbardziej dumny.

W Hiszpanii czy za granicą?
Za granicą.

Gdzie konkretniej?
W wielu krajach. Między innymi Panama, Argentyna, wiele państw w Afryce.

A na Bliskim Wschodzie? W Iraku, Palestynie?
Nie pamiętam, ale sądzę, że tak. Kiedy przeprowadzam prezentacje związane z moim dziewięcioletnim pobytem w Realu Madryt, zawsze zamieszczam w nich zdjęcia z Glasgow, triumfów w lidze i przytulających mnie dzieci. Jeśli spytasz, które fotografie wywołują we mnie największy powód do dumy, to odpowiem ci bez wahania, że te ostatnie. To był świetny czas. Piłkarze także zwykli bardzo mocno solidaryzować się z dziećmi. Zawsze gdzieś znajdzie się potrzeba pójścia do szpitala czy do szkoły. Zawodnicy udają się w takie miejsca bardzo często i za każdym razem starają się, by nie dotarły tam kamery. Nikt nie chce robić z tego reklamy. Celem jest jedynie pomoc. Dla dzieci piłkarze są nieraz jak Bóg. Wieszają sobie ich zdjęcia na ścianach, nad łóżkami. Zbierają pamiątki czy koszulki. Opowiem ci jedną ładną historię. Pewnego dnia zadzwonił do mnie dyrektor jednego z madryckich szpitali. Mieli dzieciaka w końcowym stadium raka. Zostawał mu może miesiąc życia, nie więcej. Bardzo chciał dostać podpisaną piłkę, koszulkę czy zdjęcie od jednego z piłkarzy. Zawodnik ten, gdy tylko się o tym dowiedział, od razu udał się do dziecka, stwierdził, że sam podarunek z autografem nie wystarczy. Śmiali się, rozmawiali i robili sobie zdjęcia przez godzinę. Tydzień później dyrektor szpitala zadzwonił jeszcze raz. Możecie wierzyć lub nie, ale analizy wykazały, że chłopiec wyzdrowiał. Wiedzieliśmy, że to nie może być prawda. Wyniki badań maskować musiał stan emocjonalny dziecka po spotkaniu z idolem. Tak czy inaczej, zamiast miesiąca przeżył jeszcze prawie dwa lata. Zawsze powtarzałem piłkarzom, że mają to szczęście, że nie tylko mogą sprawiać komuś radość, ale też dawać ludziom życie. Piłkarze to w społeczeństwie zwierciadła. Dzieci wzorują się na nich, imitują ich ruchy, robią sobie takie same fryzury. Sami zawodnicy są tego świadomi i starają się to wykorzystywać. Im naprawdę zależy na tym, by zawiązywać z innymi więzi.

Dlaczego Real Madryt nie ma dyrektora sportowego? Kto podejmuje decyzje przy sprowadzaniu zawodników? Zidane? Florentino?
Prezes. I jest to moim zdaniem błąd. Ja jestem adwokatem, więc słuchałem ludzi znających się na piłce lepiej niż ja. Florentino jest inżynierem, ale słucha tylko siebie. Kluczowym pracownikiem w trakcie mojej kadencji był Mijatović. W grudniu 2006 kupiliśmy Higuaína i Marcelo. Ja ich nie znałem. Obaj mieli koło 18 lat i kosztowali grosze. Zobacz, jak potoczyły się ich losy. Wiedzieliśmy też, że po odejściu Hierro cały czas potrzebowaliśmy klasowego stopera. Pewnego dnia Mijatović przyszedł do mnie i powiedział, że ma zawodnika imieniem Pepe, który gra w Porto. Spytałem, ile kosztuje. 30 milionów. To dużo pieniędzy, czy jest tego wart? Mijatović odparł, że jest bardzo dobry i sprowadzenie go się opłaci. Capello po przyjściu do klubu chciał natomiast Buffona, Cannavaro i Trezeguet. Mieliśmy już Casillasa, którego uważaliśmy za lepszego, Cannavaro wydał mi się logicznym posunięciem, a w sprawie Davida Mijatović stwierdził, że lepszy będzie Van Nistelrooy. Capello przychodził z Juventusu i miał swoich ulubieńców, ale Ruud był wyjątkowy pod każdym względem, zarówno jako piłkarz, jak i człowiek. Pomógł nam w zdobyciu dwóch mistrzostw. To wszystko owoc pracy dyrektora sportowego. Florentino twierdzi, że zna się na piłce, ale jako inżynier może znać się na niej tak, jak zna się zwykły kibic oglądający jedynie mecze. Tylko ktoś o odpowiednich kwalifikacjach potrafi stwierdzić, jak jest w stanie pomóc konkretnemu zespołowi konkretny piłkarz w konkretnym momencie.

Prezes może jednak wyrazić swoją opinię.
W przypadku Cristiano nie konsultowałem transferu, ponieważ dla mnie sprawa była jasna. Pozyskałem najlepszego piłkarza na świecie. Powiedziałem to Mijatoviciowi, który również nie miał absolutnie żadnych wątpliwości. Uważam, że prezes może mieć swoje sympatie i transferowe cele, ale ostatecznie powinien wszystko przegadać z ekspertem w swojej dziedzinie, bo to oni mają się znać. Zawsze powtarzałem, że Florentino nie zatrudniłby na kierowniczym stanowisku swojej firmy trenera piłki nożnej. Ludzie bardzo by się dziwili. Tutaj mamy taką samą sytuację. Jako inżynier nie możesz stwierdzić, czy ktoś będzie dobrym wzmocnieniem albo jest zbędny. Dlatego też odszedł Zidane. Szkoleniowiec nie chciał Bale'a, ale chciał pozostania Cristiano. Prezes zrobił na odwrót, a trener przez to odszedł.

A co pan sądzi o powrocie Zidane'a?
Trudno powiedzieć. Prezes poprosił go o powrót, ale sądzę, że był to błąd, że doszło do tego za wcześnie. Teraz zrzuca się na niego całą winę, a przecież przed chwilą wygrał trzy Ligi Mistrzów z rzędu. Powrót do klubu bez Cristiano i z niechcianym Bale'em to błąd. Dlaczego się na to zdecydował? Nie wiem.

Może chodzi o pieniądze?
Nie sądzę. Wydaje mi się, że Zidane zarobił już wystarczająco dużo, by się o nie nie martwić. Nie znam powodów jego powrotu.

Kiedyś w jednym z wywiadów powiedział pan, że Florentino gardzi światem piłki.
To prawda. On od zawsze twierdzi, że najlepszym trenerem będzie inżynier budowy dróg. Skoro jednak byłoby to źle widziane, trzeba zatrudnić kogoś z tytułem trenera. Uważa też, że piłkarze jako jedyny cel stawiają sobie zarabianie pieniędzy, a szkoleniowcy nic nie wnoszą. W moim odczuciu to błędne myślenie. Przez lata poznałem świat piłki i wiem, że sportowcy reprezentują sobą konkretne wartości, których z zewnątrz nie widzimy. Piłkarze trafiający do Realu Madryt mają wielki talent i chcą być coraz lepsi. Trenerzy są zaś kluczem w tym schemacie.

Jak oceniłby pan relacje Florentino z Zidane'em po powrocie Francuza?
Nie wiem. Mam jednak wrażenie, że Zidane się rozczarował, że istnieje jakieś spięcie. Trener chciał Pogbę, sądzę, że został mu on obiecany. Paul pozostał mimo to w United. Zidane ostatecznie zachował elegancką postawę. Nawet przy tych wszystkich niespełnionych obietnicach i sytuacji z Bale'em Zidane nigdy nie zaprotestował ani nie powiedział na kogokolwiek złego słowa. Cały czas jest w nim pozytywna energia i optymizm. Myślę, że trzeba mu podziękować za to, jak wiele zrobił i robi dla Realu Madryt.

Czego brakuje kadrze Królewskich?
Przede wszystkim goleadora. Gołym okiem widać, że zespół ma problem ze zdobywaniem bramek. Przez pewien czas można było chwalić się szczelną obroną, aż nagle Real stracił dziewięć goli w krótkim czasie, a różnicy tej nie było komu zamaskować zdobytymi bramkami. Nie ma goleadora pokroju Cristiano, trudno więc walczyć o trofea. Tak to niestety dzisiaj wygląda.

Kto mógłby się tym zająć?
Jest kilku graczy, ale nie wiem, czy mogliby trafić do Realu. Mbappé, Salah, Lewandowski... Chociaż w przypadku tego ostatniego odpowiedni moment mógł już minąć. Jest jednak jeszcze co najmniej kilku goleadorów, którzy poradziliby sobie w Realu Madryt. Jeśli jednak żaden ostatecznie do klubu nie trafił, widocznie nie było to możliwe.

Jak to jest, że Real potrafi kupić gwiazdę za wielkie pieniądze, a potem idzie ona na wypożyczenie albo siedzi na ławce?
Po pierwsze każdy, kto przystępuje do rozmów z Realem Madryt, wie, że może poprosić o więcej pieniędzy, ponieważ Królewscy mają większe zdolności finansowe. Tak jak już też wspomniałem, triumfowanie w takim klubie nie jest łatwe. Są piłkarze myślący, że po transferze z miejsca będą mieli taki sam status, jak w poprzednim zespole. Tutaj najlepszym przykładem jest Bale. Był najdroższym piłkarzem w historii Realu Madryt oraz najlepszym zawodnikiem Premier League. W stolicy Hiszpanii na dobre jednak nigdy nie odpalił. Takie rzeczy się dzieją, pewnie też z racji wymagań. Nie każdy będąc gwiazdą gdzie indziej, będzie nią również w Realu Madryt.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!