Advertisement
Menu
/ marca.com

Nieopowiedziane historie: Bogota, Cristiano i Ramón Calderón

W tym trudnym czasie madrycki dziennik MARCA publikuje serię „Historie, których nigdy nie opowiedzieliśmy”. Dotyczą one najczęściej materiałów, które nie mogły się ukazać bądź tych, które nie trafiły w dobry moment. Codziennie będziemy tłumaczyć i publikować dla was kolejną z nich. Dzisiejsza dotyczy wyprawy Realu Madryt do Bogoty oraz Ramóna Calderóna, który był już pewny sprowadzenia Cristiano Ronaldo.

Foto: Nieopowiedziane historie: Bogota, Cristiano i Ramón Calderón
Fot. własne

7 sierpnia 2008 roku. Zawodnicy docierają na madryckie lotnisko Barajas o 7 rano z nietęgimi minami. Były to czasy, kiedy piłkarze nie mieli jeszcze swego rodzaju szczególnego traktowania i musieli przejść przez kontrolę jak każdy inny człowiek. W hali mieszają się z kibicami, dziennikarzami i oczywiście wszelkiego rodzaju innymi podróżnymi, których los przywiódł w to samo miejsce o tym samym czasie. Wyobraźcie sobie Barajas w sierpniu. Gorąco, chaos i mnóstwo ludzi, a do tego wszystkiego nagle pojawia się drużyna Realu Madryt, powodując, że sporo osób zaczyna wręcz biegać, starając się otrzymać autografy czy zdjęcia.

Jaki był powód nietęgich min? Cel podróży – Bogota. Ani zawodnicy, ani sam Bernd Schuster nie mieli zbyt wielkiej ochoty na długi lot do Kolumbii aby rozegrać jeden jedyny mecz towarzyski. 12 godzin w jedną stronę, 12 w drugą, aby na miejscu spędzić niecałe 19. Tylko tyle czasu Królewscy mieli spędzić w kraju Los Cafeteros w celu rozegrania sparingu z Santa Fé. Van der Vaart, który dwa dni wcześniej został zaprezentowany jako nowy zawodnik Realu Madryt, był jedynym, który się uśmiechał. Reszta tylko ciężko wzdychała.

Złość zawodników Los Blancos nie sprowadziła się tylko do nietęgich min. Szczególnie, przy tak gorącokrwistym piłkarzu jak Gabriel Heinze. Już na pokładzie samolotu, kiedy zobaczył prezesa, Ramóna Calderóna, krzyknął: „dziękujęmy, presi, za tę fantastyczną wycieczkę. Co za wstyd!”, Kilku innych, choć nie tak bezpośrednio jak Argentyńczyk, również wyrażało swoje niezadowolenie. „Trzeba zarabiać pieniądze, jak inaczej mielibyśmy zapłacić wam wasze pensje?”, zapytał Calderón. Był to prezes ciepły i zawsze bliski zawodnikom. W tej chwili starał się jak najszybciej dotrzeć na swoje miejsce, nie chcąc wchodzić w konfrontację z piłkarzami. Cała sytuacja jednak bardzo nie spodobała się jednemu z dyrektorów. „Żeby skarżył się Raúl, rozumiem, ale ten gość?”, pytał ironicznie.

Napięcie wśród dyrektorów było tym bardziej odczuwalne, im więcej takich przygód, jak ta w Kolumbii, organizował Ramón Calderón, który za wszelką cenę starał się zarobić wystarczająco, by jeszcze tego lata sprowadzić do Madrytu Cristiano Ronaldo. Portugalczyka wszyscy kochali i prezes wierzył, że uda się go ściągnąć przed zamknięciem okienka. Poza kupnem Van der Vaarta presi zamroził wszystkie transakcje, oczekując na ruch ze strony CR7. Ten nadszedł, jednak nie w taki sposób, jakiego wszyscy się spodziewali. Chwile po wylądowaniu były jak kubeł zimnej wody. „Nie pójdę do Realu, chcę zostać w Manchesterze”, powiedział Cristiano. Nietrudno się domyślić, jaki temat był obecny we wszystkich rozmowach, gdy tylko samolot dotknął ziemi w Bogocie.

Kolejna niespodzianka przyszła wieczorem. Kiedy wszyscy spodziewali się ujrzeć Calderóna przynajmniej mocno zafrasowanego, wypłynęły zdjęcia, jak świętuje w jednej z najlepszych restauracji w Kolumbii. Nazywała się ona „Andrés Carne de Res”, a prezes Królewskich bynajmniej nie był ani zasmucony, ani zdenerwowany. Świętował, bo wiedział, że portugalski crack trafi na Bernabéu latem 2009 roku. 

Real Madryt oczywiście wygrał sparing w Bogocie, 2:1 po golu Van der Vaarta. Przygoda, która rozpoczęła się buntem, ale zakończyła się szczęśliwie, o czym po prostu nie wszyscy wiedzieli. Była to jedna z bardziej poufnych spraw w ówczesnym futbolu. Na horyzoncie jednak rysowała się inna – tym, który stolicę Hiszpanii chciał opuścić, był Robinho. To jednak temat na inną opowieść.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!