Advertisement
Menu
/ elconfidencial.com

Xabi Alonso kupuje czas, ale drużyna wciąż pozostaje nieobecna

Real Madryt odniósł skromne zwycięstwo nad Sevillą, która nie miała determinacji w obu polach karnych. Los Blancos nie rozwiązują swoich problemów, a Bernabéu traci cierpliwość. Mecz z innej perspektywy na łamach El Confidencial opisuje Ángel del Riego. Przedstawiamy pełne tłumaczenie jego tekstu.

Foto: Xabi Alonso kupuje czas, ale drużyna wciąż pozostaje nieobecna
Xabi Alonso. (fot. Getty Images)

Dobrej gry Realu Madryt nadal nie widać. To już nie jest żadna wiadomość. Wiadomością było to, że na Bernabéu otworzyło się oko pośrodku pustyni. A po tym oku przyjdzie robak. I robak rozewrze paszczę i wtedy, Florentino, trzeba będzie zamienić wodę w wino, bo inaczej trzciny staną się włóczniami. Sevilla to dziwna drużyna, czasem wyrafinowana, a czasem absurdalna. Na Bernabéu grała na krawędzi wysokiej porażki, a jednak mogła wygrać. To zespół hiszpański, a to znaczy, że ma braki na pozycjach „od walki”, ale potrafi z inteligencją i precyzją przeprowadzić piłkę przez ucho igielne: wtedy, gdy rywal traci głowę w środku pola.

Przeciwko tak otwartej, „napowietrzonej” Sevilli piłkarze Realu mieli szerokie autostrady, by biec i wykrzyczeć swoją prawdę na wszystkie strony. A jednak tak nie było. Ani trochę. Wyprowadzenie piłki przypominało ucieczkę z aftera o pierwszej rano. Bez symetrii, bez rytmu, bez przekonania. Niezdecydowane ciała i puste przestrzenie. Real przechodził przez kolejne strefy łatwo, ale nic mu to nie dawało. Każdy budował swoją akcję, najczęściej wpadając na innych w kluczowym momencie: przy utrzymaniu ciągłości gry, przy uruchomieniu wbiegającego, przy podaniu przed wbiegnięciem, w nieistniejącej grze bez piłki, w naiwnych strzałach oddawanych niemal „żeby nie gadali”.

Xabi wrócił do czwórki napastników Ancelottiego. To sposób, by uhonorować mistrza. A żeby jeszcze zwiększyć niepokój widza, ustawia Ardę jako cofniętego pomocnika i daje mu klucze do zespołu. Gest z dobrymi intencjami, który kruchość Turka obnaża w każdej akcji. Xabi szuka drużyny rozciągniętej, drużyny, która odnajdzie swój los w biegu. Chce ekipy na granicy tchu, z hollywoodzkimi finałami i wielkimi otwartymi przestrzeniami, by Mbappé, Rodrygo i Vinícius mogli zjeżdżać w dół jak po zjeżdżalni i wracać do domu szczęśliwi, potargani wiatrem. Skoro brak taktyki, Xabi postanowił puścić ich w ruch i niech sami znajdą sobie pozycje.

Gdy Sevilla sklejała dwa podania, pojawiała się na skraju pola karnego z zaskakującą łatwością. Zaskakującą czy doprowadzającą do rozpaczy? Przy tym Realu trudno dobrać przymiotniki. Real to coś niezwykłego, wielki lotniskowiec, który raz na kilka lat wypatruje góry lodowej, by rozbić się o nią w operowym stylu. Przymiotniki muszą ubrać w słowa to, co rezonuje w wyobraźni kibica. W tej drużynie są fantastyczni piłkarze, którzy grają z rozpaczliwą niezgrabnością. Dlatego można sobie przeczyć z meczu na mecz, a nawet w tym samym akapicie, bo Vinícius potrafi w jednej chwili dosięgnąć geniuszu, by zaraz potem zagrać „podanie życia” w miejsce, w którym nie ma nikogo.

Raz po raz ich sytuacje przechodzą od triumfalnych do banalnych bez przystanku na zdrowy rozsądek. W gruncie rzeczy ta łatwość, z jaką Sevilla wdzierała się w pole karne Realu, doprowadzała do rozpaczy. Z jednym Gülerem, który dodatkowo wciąż śpi w tym samym pokoju co rodzice i z dwoma stoperami jak Rüdiger i Huijsen, z których jeden wypadał z rytmu, a drugi był myślami gdzie indziej, piłkarzom z Andaluzji bardzo łatwo było stawać o krok od gola.

Stoperzy w poważnych tarapatach
Ale Courtois otrzymał już sygnały ostrzegawcze. Huijsenowi niech każą doglądać ogrodu z kwiatami: petuniami, makami i różami bez kolców, żeby nie zrobił sobie krzywdy. Ustawia się go gdzieś w rogu boiska, tam, gdzie murawa wygląda najbardziej elegancko i wszyscy będą spokojni, a on sam byłby szczęśliwszy, bo nie urodził się do represji, do twardego losu stopera. On jest na świecie po to, by prowadzić piłkę z podniesioną głową i miną męża stanu. To mu się podoba. To gwiazda w zalążku. Jeszcze nie jest piłkarzem, ale patrzy jak supermodelka.

Powinien przeżyć jakąś powojenną biedę albo dzielić pokój z Fernando Hierro. Inaczej przepadnie. Te małe katastrofy Realu wywołały na Bernabéu drobny grymas niezadowolenia. Po każdej okazji Sevilli słychać było gwizdy. Potem cisza, klimat rozstrojony, bez nieba i bez piekła, ale też bez spokoju. A na koniec zszedł Vinícius i trybuny dały mu do zrozumienia, że jeśli ma inne zainteresowania poza Realem, jak sztuka współczesna albo porcelanowe figurki Lladró, to być może nadszedł czas, by odlecieć do bardziej pobłażliwego wszechświata.

Padł gol Realu po stałym fragmencie, a komentator Morientes przypomniał, jak ważne są stałe fragmenty, gdy mecz się zacina. Proszę czytać ten akapit ostrożnie. To brzydki akapit, źle napisany, z powtórzeniem w środku, które czyni lekturę czymś podobnym do picia ginu z tonikiem na pustyni. Sucho w ustach, brak wyobraźni, powtarzanie klisz, które zmieniają narrację piłkarską w spacer po cmentarzu. Od tego wymyślono Jorge Valdano. Ale gdy Argentyńczyka nie ma, lepiej ściszyć telewizor i oglądać mecze Realu „na twardo”.

Sevilla się cofnęła i wywołała korek w atakach Los Blancos. Długie podanie Andaluzyjczyków wystarczało, by sprowokować błąd w obronie Królewskich. Huijsen i Rüdiger cofają się jak postacie z zepsutej gry wideo. Są wolni, obracają się długo po tym, jak piłka już przeleciała, jak bohaterowie złego snu. Towarzyszą więc napastnikowi w jego samotnej przygodzie, aż Courtois rośnie do rozmiaru kolosa i wtedy film się kończy.

Güler nie jest kompasem
W środku pola Güler robi się malutki. Nawet nie jest przezroczysty. To tylko punkt, jednowymiarowy, który pojawia się w wyznaczonych miejscach o wyznaczonej godzinie. Ale to bez znaczenia. Nikt na niego nie zwraca uwagi, rywale pozbywają się go bez świadomości, że w ogóle tam był, a kiedy piłka trafia do niego przypadkiem, nie potrafi ruszyć do przodu. Nie ma mocy ani szybkości po dryblingu. Zostaje podanie, a żeby ono miało sens, napastnicy muszą wyjść na wolne pole. Tyle że nikt nie wychodzi. Wszyscy tkwią w bractwie grania do nogi. Końcowa masoneria madryckiej „gwiazdeczki”, gdy uzna, że Real ma kręcić się wokół niej, a nie odwrotnie, jak bywa w drużynach wygrywających.

A jednak padł gol Los Blancos. To był bardzo wyraźny rzut karny na Rodrygo. Podcięcie w polu karnym. Bez wątpliwości. Tyle że w barach wybuchł bunt. Karny dla Realu! Ludzie łapali się za głowy. Komentatorzy wyrażali swoje „wątpliwości” z surową miną, jakby mówili o sprawach wagi państwowej. Kibice Atlético uśmiechają się i pokazują dłonią uniwersalny znak pieniędzy. Gdzieś na świecie Saúl znów jest szczęśliwy. Saúl to chłopak, który chce tylko grać w piłkę. Przez kilka lat był w akademii Realu i odszedł z powodów pozasportowych. Kto wie, co to naprawdę znaczy.

Trafił do Atlético i od tamtej pory antimiadridismo stał się jedną z jego pasji. Saúl to ten typ piłkarza, który potrafi strzelać cuda, a jednocześnie nie ma na boisku jasno określonej roli. Coś jak Asensio, tamten łabędź hermetycznej gry i zadziwiających strzałów. Tacy zawodnicy nadają się na elitę tak długo, jak długo ciągnie się smuga po ich „kreskówkowych” golach. Cztery, pięć lat i koniec. Bez dopasowania i z fantazjami o wielkości schodzą zwykle po szczeblach, aż trafiają do ligi tureckiej albo do Ameryki Południowej. Saúl krąży gdzieś tam, we Flamengo, i ostatnio powiedział, że brazylijska drużyna jest dużo większa niż Real, bo Real to zespół bez kibiców.

Największe zagrożenie Santiago Bernabéu
To negowanie Realu do samego końca. Dla kibica Atlético, dla antimadridisty, a antimadridistą jest każdy, kto nie kibicuje Realowi, Los Blancos to nawet nie klub piłkarski. Całe życie walczą z Realem i wciąż nie potrafią go zrozumieć. Saúl przychodzi na Bernabéu i nic nie czuje. Myśli, że ta cisza to cisza pustego pokoju. Nie. To cisza wielkich salonów pełnych dzieł sztuki o niepoliczalnej wartości; to respekt i kibic, który bada wzrokiem grę swojej drużyny. A czasem cisza pęka, jak przy gwizdach na Viníciusa, gdy publiczność daje zawodnikowi – kapitanowi – do zrozumienia, jaki los go czeka, jeśli nie zrzuci z siebie gronostajowego płaszcza, który krępuje ruchy.

Jest jednak niebezpieczeństwo, to samo, które dławi zachodnią cywilizację. To nie upadek. Upadek jest po prostu jedną z warstw rzeczywistości. Europa żyje z nim od czasu, gdy Rzym zamienił surowy realizm na chrześcijaństwo. Tym niebezpieczeństwem jest turystyka. Oczy turysty zamieniają każde doświadczenie w banał. Każdy budynek w dekorację. Każdą prawdę w przedstawienie. A połowa widzów na stadionie Realu, Barcelony i prawie wszystkich wielkich klubów Europy to turyści.

Ludzie, którzy płacą i nic nie czują, szukają jedynie emocji wielkiej sceny i fascynacji rytuałem. Galácticos spowszednieli, gdy zaczęli grać dla takiej publiczności. Potem przyszedł Raúl i wszystkich ich przegonił. To było konieczne. Teraz znów zajmują świątynię. I tak madrycka gwiazdeczka zamienia swój futbol w symulację, którą da się wrzucać co trzydzieści sekund na platformę. Robi to dla nich. Dla turystów, dla tych, którzy nie są kibicami, dla tych, którzy nie wkładają serca w marsz swojej drużyny. To groźniejsze niż jeden słaby sezon. W końcu słaby sezon budzi apetyt kibica, godzi go z przeciętnością własnego życia. To coś potrzebnego, jak powojnia albo kaca. Jak ciężki okres, przez który przechodzi Xabi. Dobry człowiek w filmie, który nie jest jego filmem. Wesołych Świąt.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!