Rodrygo odżył w reprezentacji
Ancelotti przywraca Brazylijczyka do najlepszej formy. „To był trudny okres, ale jestem nową osobą i chciałem to pokazać” – powiedział po dublecie.

Rodrygo Goes. (fot. Getty Images)
Nie jest to dla Rodrygo wymarzony początek sezonu, to pewne. Końcówkę poprzednich rozgrywek miał nietypową, a lato – burzliwe przez plotki transferowe. Łączono go z wieloma klubami, ale nic z tego nie wyszło i został w Realu Madryt, by walczyć o minuty – przede wszystkim na lewym skrzydle z Viníciusem. Na dziś podstawowym wyborem jest wyraźnie Vini: ma na koncie 689 minut, przy 212 Rodrygo. Były piłkarz Santosu się jednak nie poddaje i znalazł oparcie u dawnego znajomego: Carlo Ancelottiego, opisuje dziennik AS.
Selekcjoner Brazylii ma z Rodrygo wspólną historię – i to nie byle jaką. Brazylijczyk odegrał kluczową rolę w dwóch ostatnich triumfach Ancelottiego w Lidze Mistrzów z Realem: dwie bramki z City na Bernabéu w sezonie 2021/22 i kolejną przeciwko Obywatelom w ćwierćfinale 2023/24. Carletto potrafi okazywać wdzięczność tym, którzy pomagali mu wygrywać, i w poprzednim sezonie, mimo momentów wątpliwości, trzymał się Rodrygo niemal do samego końca – przestał na niego stawiać dopiero od finału Pucharu Króla z Barceloną. Końcówka rozgrywek w wykonaniu Brazylijczyka zostawiła niedosyt, podobnie jak pytanie, jak wpasuje się do Canarinhos po przyjściu Ancelottiego, ale te wątpliwości szybko się rozwiały, zauważa AS.
Dwa pierwsze zgrupowania omijał z różnych powodów: w czerwcu z powodu kontuzji, a przy kolejnej – na mocy ustaleń z Włochem, który zrezygnował z powołań wielu podstawowych zawodników, by lepiej poznać graczy z ligi brazylijskiej. Przy pierwszej okazji pod wodzą Ancelottiego wyszedł w sparingu z Koreą Południową jako ofensywny pomocnik z dużą swobodą poruszania się w ataku – efekt mówił sam za siebie: dublet i nagroda MVP. To powiew nadziei, by pozostać w walce o pierwszy skład w Realu Madryt, z której absolutnie nie zrezygnował.
Rodrygo nie ucieka od problemów, które dopadły go pod koniec minionego sezonu – przeciwnie, mówi o nich otwarcie, jak w niedawnym wywiadzie dla Asa: „Miałem bardzo trudny moment pod względem osobistym. Długo z nikim nie rozmawiałem. Nikt nie wiedział, co się dzieje. Nie czułem się dobrze ani fizycznie, ani psychicznie”. Dobrze też wie, kto pomógł mu się odbić: „Bóg, moja rodzina… i Ancelotti. Carlo bardzo mi pomógł. Zobaczył, że jestem człowiekiem i naprawdę mam problemy. Zrozumiał mój moment i trudną sytuację. Dziękowałem mu i prosiłem, żeby mnie wystawiał. Ale on wiedział, że najpierw musi odzyskać człowieka, a potem piłkarza. Zawsze, kiedy mogę, dziękuję Carletto”.
Potwierdzeniem jest jego dobry mecz z Koreą, który tylko podbił zwyżkową formę pokazywaną w Realu, zwłaszcza bardzo dobre minuty z Kajratem w Lidze Mistrzów. Wciąż brakuje mu premierowego gola w tym sezonie – wciąż go szuka. Po zwycięstwie w Korei jasno jednak stwierdził, że nadchodzi tylko coś dobrego: „Przeszedłem trudny okres, ale teraz stałem się nową osobą, nowym piłkarzem i chciałem to pokazać na boisku. I pokazałem”.
We wtorek o 12:30 dostanie kolejną szansę, by zabłysnąć w koszulce Brazylii, w meczu z Japonią, a potem będzie musiał przenieść ten moment do Realu Madryt i współpracy z Xabim Alonso. On sam w to wierzy: „Jestem w procesie rozwoju i z każdym dniem czuję się lepiej i jestem szczęśliwy. Gram coraz lepiej. Radzę sobie dobrze, choć oczywiście chcę grać więcej. Trzeba jednak szanować decyzje trenera. Jeśli wychodzisz w pierwszym składzie, musisz dać 100%, ale jeśli wchodzisz z ławki – tak samo. Ja tak to widzę”.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze