Raúl: Wiem, że wrócę do Realu, kiedy przyjdzie pora
Raúl González Blanco był gościem podcastu Con Mucho De, którego konwencja polega na tym, że gość i prowadząca rozmawiają podczas jazdy na stacjonarnym rowerze. Przedstawiamy pełne tłumaczenie rozmowy z były trenerem Castilli.

Raúl. (fot. Getty Images)
Dziś dobrze się najadłeś, żeby kręcić na rowerze?
Przyszedłem przygotowany, tak. Zjadłem zbilansowany posiłek.
Jesteś gotów pobić wynik Juana?
Spróbuję. Myślę, że nie będzie to bardzo skomplikowane.
To zaszczyt mieć cię w podcaście. Zaczynamy rozgrzewkę?
Spokojnie, powoli. Już się rozgrzewamy, jedziemy równo.
Na początek pytanie od Juana Maggiego: jak pogodziłeś karierę piłkarza na najwyższym poziomie z rolą ojca wielodzietnej rodziny?
Da się to pogodzić tylko wtedy, gdy masz przy sobie wspaniałą żonę. Dzięki mojej żonie, Mamen. Naszym marzeniem było stworzyć rodzinę – mamy pięcioro dzieci – a ona porzuciła własne plany i pracę, żeby opiekować się dziećmi i zbudować tę piękną rodzinę, którą mamy teraz, po prawie 26 latach małżeństwa.
Jaki jest sekret tak długiego związku?
Kiedy się poznaliśmy, chcieliśmy cieszyć się sobą, założyć rodzinę, dobrze się bawić. Z biegiem lat przechodzi się różne etapy. Gdy dzieci są małe, pracy jest więcej. Kiedy grałem i w klubie, i w kadrze, bardzo dużo czasu spędzałem poza domem. Ale da się to łączyć. Miłość rośnie na różnych etapach. Dziś jesteśmy w spokojniejszym okresie – dzieci mają od 25 do 15 lat – to inny wiek, ale nadal trzeba być przy nich i dbać o ich potrzeby.
Możesz już „puścić je wolno”?
Tak, niektóre już lecą własnym torem.
Co zmieniło w tobie ojcostwo?
Ojcem być nie jest łatwo, nikt tego nie uczy. Książek jest wiele, ale każde dziecko jest inne i potrzebuje czego innego. Liczą się intuicja, uważność, patrzenie w oczy, rozumienie ich potrzeb. Tu świetnie się uzupełniamy, a moja żona jest w tym najlepsza.
Czy twoje nastoletnie dzieci zdążyły już coś narozrabiać?
Na razie nie. Zdarzają się drobiazgi – mam jednego rozrabiakę – ale nie możemy narzekać. Jesteśmy zadowoleni z tego, jak każde z nich stawia kolejne kroki w życiu.
Jakie nawyki żywieniowe – jako sportowiec – wprowadziłeś w domu?
Najważniejsza jest równowaga. Jemy wszystko, ale z umiarem: sałatki, ryby, mięso, czasem hamburgery. Są dni na rzeczy mniej zdrowe – sama przyjemność też daje dobre samopoczucie – ale na co dzień stawiamy na warzywa, kremy, zupy. To codzienna „walka” jak w każdym domu. Dzięki temu dziś dzieci mogą zjeść dosłownie wszystko, gdziekolwiek pójdziemy.
A aktywność fizyczna? Uprawiają sport?
Tak, wszyscy. Każde w inny sposób. Dwóch wciąż gra w piłkę, innym „zaskoczył” golf. Ja gram w padla i golfa, biegam, chodzę na siłownię. Po zakończeniu kariery miałem różne etapy – próbowałem też tego, co robimy teraz.
Jaka jest twoja tygodniowa rutyna ruchu?
Staram się grać w padla raz–dwa razy w tygodniu, ostatnio częściej gram w golfa.
Rywalizacja dalej w tobie siedzi? Z kim najbardziej rywalizujesz?
Tego się nie traci. Teraz w golfie rywalizuję z synami – grają lepiej ode mnie. To chyba jedyna rzecz, w której na razie mnie ograli. W tenisie i padlu dotąd dawałem radę. Golf, jeśli zacznie się młodo, daje sporą przewagę.
Czego nauczył cię futbol, co przenosisz do codziennego życia?
Sport uczy szacunku, współdzielenia, radzenia sobie z frustracjami i cieszenia się radościami. W piłce częściej się przegrywa niż wygrywa. Miałem szczęście zdobywać ważne trofea, ale też przegrywałem. Trzeba zachować równowagę: kiedy wygrywasz, pamiętać o trudnościach życia; kiedy nie idzie – robić wszystko, co możliwe. Być świadomym tego, co robisz, i dawać z siebie maksimum.
Korzystasz z suplementacji?
Co roku albo co pół roku robimy badania i sprawdzamy, jak stoimy – profilaktyka jest kluczem. Na tej podstawie włączamy suplementy, żeby wyrównać to, co w badaniach wyjdzie do poprawy.
Jak się „odłączasz” od świata? Morze rzeczywiście cię przyciąga?
Morze bardzo lubię. Najbardziej odcinało mnie w okresach największego napięcia, gdy grałem. Daje energię. Podobnie natura: wyjść w plener, pospacerować, pomyśleć, pobyć samemu, a nawet się ponudzić – ludzie dziś tego nie potrafią. To odświeża głowę, pomysły i kolejne kroki.
Jakie kolejne kroki chcesz postawić?
To moje pierwsze wakacje, w którym będę miał długie lato. Na razie korzystam z tego. Odkąd stałem się w miarę znany, czyli od 17. roku życia, to właściwie pierwsze lato, kiedy będę spokojny, będę mógł coś zaplanować, spędzić więcej czasu z rodziną, z przyjaciółmi, wyjechać i poznawać nowe miejsca. Chcę nacieszyć się spokojem i innymi aspektami życia, na które przy zawodowym rytmie jest mało miejsca.
Czyli myślisz krótko- i średnioterminowo. Jakiś plan?
Plan sam przyjdzie. Trzeba mieć cierpliwość i spokój. Przez sześć lat byłem trenerem Realu Madryt Castilla i jestem pewien, że w krótkim terminie pojawią się jakieś możliwości, wyzwanie, challenge, który mnie porwie. Żeby coś robić, trzeba to czuć. Jeśli nie czuję, nie mam ochoty działać. Na razie lipiec–sierpień to wakacje, we wrześniu pewnie znów poczuję adrenalinę rywalizacji.
Wyjechałbyś jeszcze raz z Hiszpanii?
Spędziliśmy siedem lat poza Hiszpanią – w Niemczech, Katarze i w Nowym Jorku. Rodzinnie teraz jest nam dużo lepiej, choć najmłodsza córka ma 15 lat i wciąż wymaga sporo uwagi. Zawodowo trzeba być otwartym. Jeśli w najbliższych miesiącach pojawi się dobra okazja i poczuję, że jest właściwa – czemu nie? A jeśli można poczekać – też dobrze.
Jak zmieniło się twoje spojrzenie na futbol, gdy zostałeś trenerem?
Jako piłkarz masz swoją wizję gry i mniej zmartwień. Trener musi przewodzić sztabowi i dwudziestce chłopaków – każdy wierzy, że jest dobry i chce grać. To zajęcie z powołania. Ten okres był cudowny, bo widziałem, jak wielu chłopaków się rozwija – grają w pierwszej lidze, za granicą, debiutują w dorosłej kadrze. To ogromna satysfakcja towarzyszyć im w nauce. Jednym się udaje, innym nie – to nie jest łatwe. Nawet tym drugim starałem się przekazywać pasję do futbolu i wartości Realu Madryt, z którym się identyfikuję.
Jest w canterze ktoś, kto może pójść twoimi śladami?
Teraz wszyscy patrzą na Gonzalo – strzelił gole na Klubowym Mundialu, gra. Miałem go dwa lata. W Fábrice każdy trener coś dokłada, piłkarz zbiera doświadczenia i rozwija mentalność. Wszyscy mu pomagaliśmy. Myślę, że dałem mu ostatni impuls w poprzednim sezonie, gdy był na bardzo wysokim poziomie, a teraz świetnie wykorzystuje to w pierwszej drużynie. Celem Fábriki jest wychować profesjonalistów, którzy w którymś momencie pomogą pierwszej drużynie, ale przebić się jest trudno.
Jesteś jednym z nielicznych wychowanków, którzy zostali gwiazdami pierwszej drużyny. Co o tym decyduje?
Do Realu Madryt trafiają najlepsi. Akademia daje nadzieje chłopakom od bardzo młodego wieku, ale w Realu wymaga się wygrywania każdego dnia, każdego trofeum. To trudne. Co roku kilku może pomóc i zagrać, ale czym innym jest utrzymać się w pierwszym zespole. Mamy przykład Raúla Asencio – oby, jak Gonzalo, się przebił. Zobaczymy, zależy od okoliczności, ludzi, transferów. Najważniejsze, by ci chłopcy grali – bez gry nie pokażą maksimum.
Czego „nie znosisz” jako trener?
Zamiast skupiać się na „czego nie”, staram się zaszczepiać dobre nawyki – także żywieniowe. W wieku 18–20 lat to trudne, ale coś trzeba poświęcić. Debiutowałem bardzo młodo, oni są w wieku pełnym energii.
Czyli nie tolerujesz imprez?
Muszą spać. Zachęcam, żeby wychodzili się pobawić – ale w odpowiednim dniu. Na wszystko jest czas. Trzeba mieć równowagę. Jak 18–20-latek ma nigdy nie wychodzić? Jasne, że wyjdzie. Tylko trzeba wiedzieć, kiedy, jak i gdzie. Wyjścia mają być wyjątkiem, a nie co tydzień.
Jaką wagę przywiązujesz do dobrostanu emocjonalnego zawodników?
Coraz więcej mówi się o sile mentalnej. Mamy wielki wzór – Rafę Nadala – przykład przezwyciężania trudności. W sportach indywidualnych pracuje się nad tym od dawna, w zespołowych coraz częściej. My, trenerzy, mamy ważną rolę: przewodzić temu, wychwytywać, kto jest „wyżej”, a kto „niżej”, położyć rękę na plecach, okazać wsparcie. W zespole trzeba sprawić, by każdy był sobą, ale wszyscy dążyli do wspólnego celu.
Przeżyłeś w karierze kryzys osobisty? Jak sobie radziłeś?
Przeżywałem to w sobie i uczyłem się tym zarządzać. Oczywiście byli bliscy i przyjaciele. Miałem zdolność, by gorsze chwile powoli przepracować i z nich wyjść. Może taką mam predyspozycję. Może z większą pomocą zaufanych osób byłoby jeszcze łatwiej.
Czy jest gest któregoś z trenerów, który dziś naśladujesz w szatni?
Z każdego trenera bierzesz coś dobrego, a to, co ci nie służyło albo szkodziło innym, odrzucasz. Miałem wielu trenerów, nauczycieli, kolegów z klubów i kadry, a także rywali, od których też można się uczyć. Po latach czuję, że gdziekolwiek jestem, ludzie darzą mnie sympatią, szacunkiem, podziwem – to najpiękniejsze po tak długiej karierze.
Co powiedziałbyś 17-letniemu sobie, który debiutował na La Romaredzie?
W tamtym momencie nie masz czasu myśleć. Kochałem piłkę, to była moja pasja. Kiedy przyszła szansa, powiedziałbym: nie zmarnuj jej. Myślę, że ją wykorzystałem. Choć pierwszego dnia zmarnowałem trzy–cztery stuprocentowe sytuacje, potem dostałem kolejną i strzeliłem pierwszego gola na Bernabéu. Zawsze mówię chłopakom: okazje nie przychodzą wtedy, kiedy chcesz, tylko kiedy przychodzą. Trzeba być gotowym – fizycznie i mentalnie – żeby nie dać się przerosnąć sytuacji.
Co znaczy dla ciebie Real Madryt?
To mój dom, coś wyjątkowego. Lubię dobre mecze i wielkich piłkarzy, ale kiedy znów zagrałem mecz legend na Bernabéu i strzeliłem gola, to było niesamowite uczucie. Ojcowie przyprowadzają dzieci i mówią: „Kiedyś grał tu Raúl”. Na co dzień w ogóle nie gram w piłkę. Jechałem na mecz myśląc: zagram pół godziny. A zagrałem 80 minut – bo jak wychodzisz na murawę, nie chcesz schodzić. Zakładasz tę koszulkę i to coś wspaniałego.
Co robisz lepiej dziś niż 20 lat temu?
Jestem spokojniejszy, bardziej cieszę się drobiazgami. Uczy się nas, że życie to bieg. A ja wolę robić wszystko spokojnie, przychodzić na czas, delektować się chwilą i wybierać – bo nie da się być wszędzie. Brak snu, odpoczynku, nieregularne jedzenie, chęć przypodobania się – to szkodzi. Z czasem nauczyłem się spokoju i radości z małych rzeczy: z przyjaciółmi, z dziećmi przy golfie czy padlu.
Był błąd, który najbardziej cię rozwinął?
Z błędem trzeba żyć. Trzeba go przyjąć, zrozumieć, co poszło źle, i zamknąć rozdział. Na pewno było ich sporo, ale nie grzęznę w przeszłości. Zawsze otwierają się nowe szanse – czasem decyzje innych, czasem okoliczności, czasem moje własne wybory. Mam zdolność patrzeć na nowe horyzonty i otwierać inne drzwi. Jako rodzice często się zamartwiamy scenariuszami, które się nie zdarzają i nie są pod naszą kontrolą. Moja żona pyta: „Jak możesz spać tak spokojnie?”. A ja: takie jest życie. Kładę się, budzę i mam wiadomości od dzieci – życie płynie.
Pamiętasz wyjazd do Niemiec po 17 latach w Realu?
Dzień przed wyjazdem spałem spokojnie, spakowałem się i pojechaliśmy do Düsseldorfu. Moja żona myślała o szkole i tysiącu spraw. A ja mówię sobie: wstanę o siódmej–siódmej trzydzieści i zacznę myśleć. Noc jest od spania. „Błogosławiona Mamen” – naprawdę jest wspaniała.
Co poświęciłeś dla futbolu i nie żałujesz?
Miałem dwa marzenia: założyć rodzinę i zostać zawodowym piłkarzem. Udało się. Byłem w klubie, w którym chciałem być – w moim domu – i wiem, że wrócę, kiedy przyjdzie pora. Teraz – cierpliwość i spokój. Jeśli przyjdzie coś dobrego, świetnie. A jeśli nie – to, co mam teraz, też jest bardzo dobre. Nie można niczego wymuszać.
Widzisz się kiedyś jako selekcjoner kadry?
Czemu nie? Futbol to moja pasja, jestem trenerem. W krótkiej perspektywie tego nie widzę, ale w średniej czy długiej – to możliwe.
VAR zabił emocje czy uczynił futbol sprawiedliwszym?
Lubię VAR, ale to my sami wszystko komplikujemy. Dobrze, że koryguje gole czy czerwone kartki, ale dodaliśmy mnóstwo innych rzeczy i robi się z tego chaos. Pasja futbolu nie zniknie, ale czekanie pięć–sześć minut na decyzję to przesada. Powinno być prościej i szybciej, z jasnym wyjaśnieniem i zdrowym rozsądkiem. Nie można celebrować gola, który po pięciu minutach przestaje być golem. Jeśli VAR ma być dla oczywistych sprawiedliwości – świetnie. Do wszystkiego innego – komplikujemy to sami.
Jak oceniasz ewolucję futbolu od czasów twojej gry?
W wielu aspektach się poprawił – zwłaszcza fizycznie i w przygotowaniu kadr. Mecze są bardziej wymagające, może jest ich więcej. Ostatnia Liga Mistrzów miała mnóstwo świetnych spotkań. Kiedy chcesz tylko „nie przegrać”, stajesz się defensywny. A ja wolę mecze, w których oba zespoły idą po zwycięstwo – to zabawa dla kibica. Liverpool – Paris Saint-Germain to była znakomita rywalizacja. Barcelona – Real Madryt zawsze grają o wygraną. Takich drużyn było więcej i to lubię oglądać.
Z twojej perspektywy: oprócz talentu, co musi mieć piłkarz, by osiągnąć sukces?
Szczęście. I dużo pracy, poświęcenia, siły mentalnej – gdy przyjdą trudności, to nie koniec, tylko coś, co pomoże iść dalej po cel. Szczęście przychodzi samo dzięki drobnym detalom i codziennym nawykom, które wzmacniasz w głowie, budząc się z motywacją. Kiedy kładziesz się spać po dniu, w którym chcesz dalej próbować i wnosić coś – w pracy, rodzinie, wśród przyjaciół – wywołać uśmiech, chwilę radości… To jest klucz, bo życie bywa nieprzewidywalne i trzeba czerpać siłę z wewnątrz.
Dzięki! To była świetna rozmowa.
Dzięki wielkie, przyjemność po mojej stronie. Do zobaczenia.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze