Sezon pełen czarnych nocy
Od Barcelony do PSG. Kampania 2024/25 była dla Królewskich i ich kibiców pełna bolesnych porażek.

Antonio Rüdiger, Luka Modrić i Dani Ceballos. (fot. Getty Images)
Kończący się już sezon z pewnością nie będzie zbyt mile wspominany przez Real Madryt i jego kibiców. Los Blancos wygrali co prawda dwa trofea, ale były to jedynie Superpuchar Europy i Puchar Interkontynentalny, których umieszczenie ich w klubowej gablocie nie można uznawać za priorytet.
Niestety, znacznie mocniej kibice pamiętać będą o porażkach z wielkimi rywalami, często bardzo dotkliwych. Nie chodzi tu tylko o serię klęsk przeciwko Barcelonie. Królewskim zdarzyło się przegrywać nawet w spotkaniach z uznanymi markami, w których byli faworytami, jak choćby w starciu z Milanem.
Wszystko zaczęło się 26 października. Na Santiago Bernabéu, czyli stadion ówczesnego lidera La Ligi, przyjechała Barcelona i przejechała się po Realu. Choć wygrała aż 4:0, do przerwy był bezbramkowy remis, a Kylian Mbappé notował trafienia, ale po spalonych. Francuz zmarnował też dobrą okazję w drugiej połowie. Nie był więc to tragiczny mecz Królewskich, ale skuteczna Barcelona bezlitośnie wykorzystała kłopoty rywala w obronie.
Nieco ponad tydzień później, również u siebie, Real niespodziewanie przegrał z pogrążonym w kryzysie Milanem. Kibicom Królewskich po raz kolejny przypomniał o sobie Morata. Przecierali oni oczy ze zdumienia, widząc grę swojej drużyny. Podobnie było z fanami Rossonerich, ale ci robili to, będąc w pozytywnym szoku. Nie był to koniec męki Realu w fazie ligowej Ligi Mistrzów. Przetrzebieni kontuzjami Królewscy ulegli kilka dni później Liverpoolowi 0:2 na Anfield. Mbappé mógł dać szansę na pomyślny wynik, ale zmarnował rzut karny.
12 stycznia w finale Superpucharu Hiszpanii Real otrzymał kolejny bolesny cios od Barcelony. Mbappé otworzył wynik, ale jeszcze w pierwszej połowie przyszły cztery trafienia Blaugrany. W drugiej połowie Los Blancos, mimo wielu minut gry z przewagą jednego zawodnika, nie potrafili zmniejszyć rozmiarów klęski i ostatecznie ulegli 2:5.
8 i 16 kwietnia Real grał w ćwierćfinałach Ligi Mistrzów przeciwko Arsenalowi. Wcześniej podopieczni Ancelottiego wyeliminowali z tych rozgrywek Manchester City i Atlético, więc mogli podchodzić do tej rywalizacji z lekkim optymizmem. Zdecydowanie zmalał on jednak po pierwszym meczu, w którym The Gunners rozbili rywala z Hiszpanii aż 3:0. Królewskim szczególnie zaszedł za skórę Declan Rice, który dwukrotnie zaskoczył Courtois fantastycznymi uderzeniami z rzutów wolnych. Oczywiście przed rewanżem media wspominały epickie remontady, ale taka tym razem nie miała miejsca. Nawet u siebie Real przegrał 1:2.
Los Blancos skupili się więc na walce o La Ligę i Puchar Króla. W finale Copa del Rey widzieliśmy najbardziej wyrównany Klasyk w sezonie, w którym Królewscy nawet prowadzili w drugiej połowie (jak to brzmi), ale ostatecznie po dogrywce górą znów był zespół Flicka. W końcówce sezonu ligowego gracze Ancelottiego ulegli im jeszcze 3:4 na Montjuïc po szalonej końcówce, ale porażka ta praktycznie oznaczała tytuł dla Katalończyków.
Na osłodzenie sobie i kibicom nieco tego sezonu Real mógł jeszcze triumfować na Klubowym Mundialu, i o ile pierwsze mecze pod wodzą Xabiego Alonso wyglądały dobrze oraz atrakcyjnie, o tyle w półfinale z PSG znów widzieliśmy drużynę cierpiącą w obronie, bez wyraźnego planu w ataku, porozrzucaną po boisku i niepracującą wspólnie na dobry wynik. Paryżanie nie dali złudzeń, wygrywając 4:0 i niejako podsumowali sezon Los Blancos pełen bolesnych klęsk.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze