Sprowadzenie rozgrywającego jest koniecznością
Real Madryt odczuwa brak kreatora gry. W pierwszej połowie meczu z Al-Hilal zespół nawet przegrał walkę o posiadanie piłki – tylko 45%. Klub zdaje sobie sprawę z problemu, ale nie widzi jasnych kandydatów do jego rozwiązania.

Jude Bellingham. (fot. Getty Images)
W Miami się to potwierdziło: Realowi Madryt brakuje kreatora gry. To problem, o którym wszyscy wiedzą, ale nikt nie mówi o nim głośno. Real potrzebuje piłkarza, który pociągnie grę, nada jej rytm i uporządkuje chaos. Mówiąc prościej – potrzebuje kogoś takiego jak Kroos. Niektórzy wciąż zastanawiają się, czy nie wystarczyłoby po prostu zatrzymać Modricia, ale ta decyzja została już podjęta i nie ma odwrotu. Sytuacja jest jasna: Real potrzebuje kreatora i musi go sprowadzić. Mecz z Al-Hilal tylko to uwydatnił. Problem polega na tym, że klub nie ma jasnego kandydata. „Dobrze, ale kogo?” – to najczęściej powtarzane zdanie. A cały temat wydaje się coraz bardziej zablokowany, opisuje dziennik AS.
Pierwszy mecz nowego sezonu doskonale pokazał, w jakim miejscu znajduje się drużyna. Brakuje zawodnika, który potrafiłby prowadzić grę, kontrolować tempo, uporządkować sytuację na boisku. Takiego Rodriego, Vitinhi, Fabiána, Pedriego – piłkarza, który potrafi zarówno uspokoić, jak i przyspieszyć grę, serca zespołu. Real Madryt go nie ma. Bez niego drużyna pogrąża się w chaosie. Może w nim przetrwać, bo ma ogromny talent, ale nie może w ten sposób funkcjonować na dłuższą metę, stwierdza AS.
Martwiące statystyki
Real schodził na przerwę z zaledwie 45% posiadania piłki (na koniec – tylko 52%). To nie był wynik świadomego ustawienia i gry z kontry – Al-Hilal po prostu Realowi tę piłkę odebrał. Tchouaméni to głównie przecinak, Valverde to biegacz, a Bellingham – gracz od wejść w pole karne. Środek pola ustawiony przez Xabiego Alonso był bardzo dynamiczny, ale zupełnie pozbawiony rozegrania. Nikt nie potrafił prowadzić gry, a przy bardzo szeroko ustawionych skrzydłowych skończyło się to tym, co było do przewidzenia, zauważa AS.
Bellingham? Mniej niż Güler
Kolejne dane. Bellingham, mimo że grał 40 minut dłużej, miał mniej kontaktów z piłką niż Arda Güler (50 do 56). W praktyce funkcjonował bardziej jako zawodnik ustawiony przy linii niż środkowy rozgrywający. Valverde miał 52 podania, ale tylko 18 z nich (czyli 34%) trafiło w ostatnią tercję boiska – tam, gdzie rozrywa się linie. Efekt? Real był przewidywalny i zdany na przebłyski indywidualnych gwiazd. Piłka krążyła z jednej strony na drugą bez żadnego planu, z nadzieją, że któryś ze skrzydłowych coś wykombinuje. Ale to niemal się nie wydarzyło, zwraca uwagę AS.
Co dalej?
Diagnoza jest jasna, ale z rozwiązaniem już gorzej. Xabi Alonso chciał Zubimendiego – i to jasno zakomunikował – ale Arsenal go ubiegł. Innych kandydatów brak. Rodri od dawna jest marzeniem działaczy w Madrycie, a o Mac Allisterze i Enzo Fernándezie mówi się w samych superlatywach. Tyle że ci gracze kosztują fortunę, a negocjacje z ich klubami są prawie niemożliwe. Z drugiej strony na liście „tańszych opcji” nie ma nikogo, kto naprawdę przekonuje. Był moment, gdy rozważano Stillera – ale temat upadł, donosi AS.
Tak wygląda sytuacja w Realu Madryt. Klub przeczesuje rynek, z ogromnym trudem próbując znaleźć piłkarza, który spełniałby oczekiwania, ale nie kosztował fortuny. A wszystko to pozostaje tym, czym było od początku – oczywistym problemem, o którym wszyscy milczą. Coraz więcej wskazuje na to, że sprawa może się ciągnąć aż do końca sierpnia. I że będzie to transfer z kategorii „na wolnym ogniu”. Ale jedno jest pewne: Real Madryt potrzebuje kreatora gry. I musi go sprowadzić, podsumowuje AS.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze