Advertisement
Menu
/ realmadrid.com

Cykl wywiadów RealMourinho

Obszerny wywiad dla oficjalnej telewizji klubu

Na prezentacji powiedział pan: „Piękne nie jest samo trenowanie Realu Madryt, ale wygrywanie z Realem Madryt”.
Są ludzie, którzy postrzegają przechodzenie do wielkich klubów jako cel całej swojej kariery. Ja miałem okazję pracować w wielkich klubach już na początku kariery i zawsze powtarzałem moim zawodnikom, że samo bycie w wielkim klubie nie może być naszym celem. Celem musi być wygrywanie w tym wielkim klubie. I właśnie tak jest w Realu Madryt. Gdy przechodzisz do nowego klubu, to dopiero początek drogi, która musi zakończyć się zdobywaniem tytułów. Po zakończeniu kariery będziesz mógł się pochwalić, że pracowałeś w wielkich klubach, ale najważniejsze będzie to, że masz na koncie pięć mistrzostw, trzy Puchary Europy, dziesięć Pucharów...

Dlaczego José Mourinho nazywany jest The Special One?
To przez pewien żart. Wygrałem Ligę Mistrzów z Porto i już dwa dni później miałem prezentację w Londynie jako trener Chelsea. W Anglii było takie przekonanie, że aby stać się naprawdę dobrym trenerem czy piłkarzem, musisz pracować właśnie tam, w ojczyźnie futbolu. Na konferencji prasowej dziennikarze pytali mnie, czy czuję się na siłach, aby odnieść tutaj sukces. I odpowiedziałem im: „Dwa dni temu wygrałem Ligę Mistrzów z Porto. Jak możecie mnie w ogóle pytać, czy zasługuję na to, aby tutaj być? Ja nie jestem zwyczajnym trenerem. Jestem wyjątkowy”. I tak zostało.

Musi być coś z tej wyjątkowości, skoro pański płaszcz wisi w muzeum Chelsea.
Zapisaliśmy się w historii. Wtedy Chelsea jeszcze nigdy nie wygrała Premier League. Miała tylko na koncie stare mistrzostwo Anglii sprzed pięćdziesięciu laty. Wygraliśmy dwa razy z rzędu Premier League, wygraliśmy pierwszy pucharowy finał na Wembley, kilka Pucharów Ligi, Superpucharów... Zorganizowaliśmy licytację, ponieważ byłem członkiem organizacji dla dzieci chorych na raka. I jakiś kibic Chelsea, który chciał mieć ten płaszcz, zapłacił za niego 20 000 euro. Później, gdy Chelsea otworzyła muzeum, oddał ten płaszcz na rzecz klubu, ponieważ uznał, że muzeum będzie lepszym miejscem niż jego dom.

Co panu dał, a co zabrał futbol?
Nie mam wątpliwości, że dużo więcej zabrał niż dał. Dał mi przede wszystkim osobistą satysfakcję z odnoszonych sukcesów w świecie, w którym chciałem pracować od dziecka. Mam tę swobodę, na którą niewielu może liczyć – mogę pracować, gdzie tylko zechcę. W dzisiejszych czasach coraz ciężej jest znaleźć taką pracę, która sprawia ci rzeczywistą radość. Ale futbol naprawdę wiele mi zabrał... Dotyczy to tych podstawowych rzeczy, które są dużo ważniejsze od innych spraw. Zjeść spokojnie lody z żoną i z dziećmi, pojechać na wakacje, robić zwyczajne rzeczy. Futbol zabrał mi całą prywatność, jaką kiedyś miałem. A najgorsze jest to, że najbardziej na tym cierpią moi bliscy. Futbol to część mojego życia, ale moim życiem jest rodzina i dom.

Kim zostałby José Mourinho, gdyby nie piłka nożna?
Na pewno wiódłbym spokojne życie. Mam licencjat i myślę, że pracowałbym na uczelni, na której studiowałem. Miałbym spokojne i rodzinne życie, które byłoby bogate w prywatność.

Jak wygląda pański powrót do domu w zależności od tego, czy drużyna wygrała czy przegrała?
Gdy przegrywam, to staram się nie dramatyzować. Patrzę na to, jak na zakończenie passy zwycięstw, a nie początek passy porażek. Myślę sobie: „Dzisiaj przegraliśmy i zakończyliśmy cykl zwycięstw, ale od jutra będziemy ciężko pracować, aby ten cykl znów rozpocząć”. Ogólnie po meczach nie sypiam zbyt dobrze i nie ma na to wpływu końcowy wynik. Pewnie to kwestia nadmiernej adrenaliny. Ale noc przed meczem, niezależnie od tego, jak bardzo byłby on ważny, zawsze jest dla mnie bardzo spokojna.

Wobec pana nie można być obojętnym. Ludzie albo pana kochają, albo wręcz nienawidzą.
Nie tracę czasu na to, aby się nad tym zastanawiać. Zawsze powtarzałem, że w klubie musisz być kochany przez swoich zawodników, ludzi, z którymi pracujesz, kibiców i dyrekcję. I jeśli na jakimś etapie mojej kariery tego brakuje, nie ma tej relacji czy mam też jakiś problem, to jestem zaniepokojony i sam siebie pytam, co zrobiłem nie tak. Jak do tej pory nic takiego mnie nie spotkało. Odszedłem z Porto, ponieważ sam tego chciałem, ale relacje z klubem do samego końca były wręcz fantastyczne. W Chelsea mam wielu przyjaciół – od Abramowicza po zwykłego pracownika w szatni. Bardzo za nimi tęsknię i wiem, że oni za mną również. Historię z Interem chyba wszyscy znają. Ci, co mnie nienawidzą, mnie nie znają.

Dlaczego tak trudno jest poznać prawdziwego Mourinho?
Ludzie myślą, że wszystkich dobrze znają, ale tak nie jest. Znają mnie tylko ci, którzy na co dzień ze mną ciężko pracują. Ludzie obserwują cię na ulicy lub na ławce, przyglądają się twojej ekspresji danych emocji i już twierdzą, że cię znają. Zawsze, gdy pojawiają się wywiady, w których padają pytania na mój temat... Ludzie, którzy o mnie mówią, nie są moimi przyjaciółmi, ponieważ moi przyjaciele wiedzą, że nie lubię, kiedy się o mnie mówi. Moi przyjaciele nie rozmawiają na mój temat z prasą. Znają mnie tylko moi najbliżsi, rodzina, przyjaciele i ludzie, z którymi pracuję na co dzień. Mam to prawo, aby nie odkrywać się całkowicie przed nieznajomymi. Taki jestem.

Ilu prawdziwych przyjaciół ma pan w świecie futbolu?
Dziewięćdziesiąt pięć procent ludzi, z którymi kiedykolwiek pracowałem, jest moimi przyjaciółmi. Dlatego co tydzień chcę, aby wygrywała moja drużyna, ale także Inter, Chelsea, mój piłkarz, który przeszedł do innego klubu... Mam wielu przyjaciół w futbolu...

A ilu przyjaciół z dzieciństwa?
To ludzie, którzy w ogóle nie są związani z futbolem. Ludzie, prowadzący zupełnie normalny tryb życia, którzy dzielili ze mną piękne lata młodości i z powodu różnych okoliczności podążyli inną drogą. Możesz ich nie widzieć dwa czy trzy lata, a gdy się z nimi spotkasz, to masz wrażenie, że widzieliście się wczoraj. To ludzie, którzy wiedzą, jacy jesteśmy. Prowadzą normalne życie i mają nasze pełne zaufanie.

Lubi pan przypominać sobie dzielnicę, w której się wychowywał?
Przeprowadziliśmy się, gdy miałem osiem czy dziewięć lat. Moi rodzice w dalszym ciągu tam żyją. Gdy jesteśmy w mieście, zawsze odwiedzamy miejsce, w którym żyłem. Nic się nie zmieniło. Ponadto tamtejsi ludzie patrzą na to, kim byłem, a nie kim jestem. Mogę tam spacerować z wielkim spokojem, którego nie doświadczam w żadnym innym miejscu.

Wielu ludzi pana zawiodło w życiu?
Nie, nie było ich wielu. Myślę, że w dzisiejszych czasach to społeczeństwo wywiera na tobie pewną presję, jak powinieneś się zachowywać. Czasami społeczeństwo ma dużo większy wpływ niż konkretne osoby. Nie mogę powiedzieć, że zawiodło mnie wielu ludzi.

Czego się boi Mourinho?
Może nie jest to tutaj adekwatne słowo, ale boję się, w cudzysłowie, Boga. Jestem wielkim katolikiem, wierzę w siłę i sprawiedliwość Boga. Dlatego mówię, że słowo „strach” nie jest tutaj najlepszym określeniem. Chcę tylko, aby moi najbliżsi żyli jak najlepiej. Jeśli mają spokój, zdrowie i radość, to niczego już się nie boję. W futbolu natomiast nie boję się absolutnie niczego, ani nikogo. Jeśli boisz się przegrać, to lepiej zrezygnuj, ponieważ będziesz zawsze przegrywał.

Pańska rodzina musi być z pana bardzo dumna.
To ja jestem dumny z mojej rodziny. To nie oni mają być dumni ze mnie, że dokonałem czegoś w tym świecie futbolu. W 2006 roku Międzynarodowa Federacja Historyków i Statystyków Futbolu przyznała mi brązowe trofeum, po tym jak w latach 2004 i 2005 otrzymywałem złote. Gdy wróciłem szczęśliwy do domu, to obok dwóch złotych trofeów znalazłem jeszcze jedno: „Dla najlepszego taty na świecie”. Po co mi Złote Piłki? Wolę zupełnie inne wyróżnienia, które mają dla mnie dużo większe znaczenie.

Jakie wartości chce pan wpoić swoim dzieciom?
Podstawowe. Być szczerym, przede wszystkim dobrym człowiekiem. Podstawowe sprawy, które ostatecznie są fundamentem pod budowę całego naszego życia.

Który dzień był najszczęśliwszy w pańskim życiu?
Na pewno nie był on związany z futbolem. Podstawowe sprawy w życiu, które są najważniejsze i nie mają nic wspólnego z futbolem. Jeśli zaś chodzi konkretnie o piłkę nożną, to miałem tak wiele pięknych i ważnych chwil, że ciężko jest wybrać tylko jedną.

Czego pan wymaga, a czego nie akceptuje u piłkarza?
Przede wszystkim piłkarz jest na rzecz zespołu, a nie na odwrót. Bramki Cristiano Ronaldo, parady Casillasa czy podania Özila są po to, aby wygrała drużyna. To nie drużyna ma pracować na ich sukces. Wszyscy jesteśmy tutaj dla dobra klubu. Lubię zawodników, którzy grają zespołowo, potrafią się poświęcać dla innych i są zmotywowani, aby rozegrać dziewięćdziesiąt minut lub zasiąść na ławce. To ma dla mnie fundamentalne znaczenie.

Kiedy mógłby pan powiedzieć, że odniósł sukces w Realu Madryt?
To zależy od wielu rzeczy. Mamy 2011 rok, a w Chelsea gra czterech zawodników z drużyny, którą budowaliśmy w 2004 roku. To oznacza, że zostawiliśmy za sobą nie tylko tytuły, ale także odpowiednie fundamenty, które pozwalają klubowi funkcjonować w przyszłości. Gdy Leonardo przeszedł do Interu, to zadzwonił do mnie, aby mi pogratulować całej tej organizacji pracy, jaką zastał na miejscu. To ma dla mnie również wielkie znaczenie. Nie liczą się tylko tytuły. Oczywiście, że chcę zdobywać trofea w Realu Madryt, ale chcę także skonstruować pewną bazę na przyszłość. Może to być zmiana mentalności czy struktury. Wszystko to jest częścią pracy trenera, chociaż na koniec jesteś oceniany na podstawie tego, ile wygrałeś. Dlatego w wielkim zespole musisz przede wszystkim wygrywać.

Żyje pan z dnia na dzień, więc zapewne nie wyobrażał pan sobie ewentualnej fiesty na Cibeles?
Nie, ponieważ nie lubię różnego rodzaju fiest. Ani z Porto, ani z Interem nie brałem udziału w świętowaniu zdobycia Ligi Mistrzów. W Chelsea uczestniczyłem w fiestach, ale starałem się być w cieniu. Dużo lepiej pamiętam radość zawodników i kibiców. Publiczne celebracje są dla zawodników. Ale jeśli pewnego dnia będę mógł stawić się na Cibeles i obejrzeć radość kibiców i zawodników, którzy tak ciężko pracowali, aby tutaj być, to będę zadowolony.

Jakiego wydarzenia nigdy pan nie zapomni? Ludzie wciąż wspominają słynny uścisk z Materazzim...
Ludzie o tym wiedzą, ponieważ uchwyciły to kamery, ale ilu „Materazzich” miałem w całej karierze... Przed i po każdym meczu otrzymuję setki wiadomości. Na przykład kiedy awansowaliśmy do finału Copa del Rey, otrzymałem wiadomość od Morattiego, Abramowicza i ogólnie od ludzi, z którymi miałem okazję pracować, a teraz cieszą się z moich sukcesów. To dla mnie najważniejsze. Tego typu rzeczy zostają na całe życie. Nigdy nie mówię „moi byli zawodnicy”, ponieważ wszyscy są moimi zawodnikami – i ci, z którymi obecnie pracuję, i ci, z którymi pracowałem.

Co jest kluczem do tego, aby wywalczyć sobie wsparcie zawodników?
Oprócz szczerości czasami musisz liczyć na to, że to zawodnicy podejdą do tego wszystkiego w odpowiedni sposób, ponieważ niełatwo jest zaakceptować decyzję trenera, która tobie nie sprzyja. Tego typu decyzje bardzo często są dla mnie samego wielkim ciosem. Na przykład ostatnio byłem załamany, ponieważ w meczu z Realem Sociedad musiałem odesłać Granero na trybuny, a nikt nie pracuje tak jak on. Jednak chciałem dać trochę radości i motywacji Canalesowi. Wiedziałem też, że Gago dostał powołanie do reprezentacji Argentyny i nie chciałem go podłamywać posadzeniem na trybunach. Chciałem również postawić na Garaya, ponieważ nie grał zbyt dużo i też otrzymał powołanie do kadry. A na ławce chciałem mieć piłkarzy, który byli w odpowiednim rytmie meczowym, jak na przykład Khedira. Bardzo mnie zabolało to, że dla Granero nie starczyło miejsca, ale w tego typu sytuacjach musisz być czasami zimny. Musisz starać się zapomnieć o tym, że masz uczucia. Ponadto trzeba mieć to szczęście, że piłkarze rozumieją, iż twoja praca nie jest łatwa. Aby być dobrym trenerem i liderem, musisz mieć wyrozumiałych i mądrych piłkarzy.

Ta drużyna jest gotowa, aby odpowiedzieć na wymagania Mourinho?
Tak. To drużyna o wielkich umiejętnościach piłkarskich, która jest bardzo łatwa do zarządzania pod względem emocjonalnym. Ponadto ten zespół jest jeszcze bardzo młody i po prostu musi się nauczyć radzić sobie z presją w tych najważniejszych momentach. To nie jest drużyna, o której mówisz: „Albo wygrają teraz, albo nigdy, ponieważ to jest ich szczyt umiejętności”. Są zawodnicy, którzy mają przed sobą jeszcze dziesięć lat gry w Realu Madryt. Trzydziestoletni Casillas jest młody. Spokojnie może pograć jeszcze dziesięć lat. Później jest jeszcze Carvalho, który ma trzydzieści dwa lata, a gra lepiej niż dwudziestolatek. Inni mają przed sobą jeszcze pięć, sześć czy siedem lat gry na najwyższym poziomie w Realu Madryt. Jedynym problemem na dzień dzisiejszy może być to, że drużyna potrzebuje jeszcze trochę dojrzałości. Jest zbyt niewinna.

Dla Mourinho bardzo ważny jest również sztab techniczny.
Z każdą zmianą klubu dołącza do nas ktoś nowy. Kilka miesięcy temu Karanka już był jednym z nas. To fantastyczny chłopak. Mam nadzieję, że u naszego boku bardzo się rozwinie. Chciałbym któregoś dnia zobaczyć go na ławce w roli samodzielnego trenera. Ma niebywałą wolę, aby się uczyć, aby być użyteczny. Lepiej mówi po portugalsku niż Silvino Louro po hiszpańsku... Jest bardzo szczery i jest jednym z nas.

Jak wyglądają pańskie relacje z Florentino Pérezem?
Dla mnie najważniejszy jest szacunek. A to ma miejsce w naszych relacjach od samego początku. Szacunek jest najważniejszy, a odpowiednie podejście do pracy, filozofii i decyzji pojawi się z czasem. Ale dla mnie najważniejsze jest to, co mamy. Darzę prezesa ogromnym szacunkiem i to samo odczuwam z jego strony względem mojej osoby.

Casillas nazywany jest cichym kapitanem...
Jest spokojny, nie lubi zbytnio hałasować, wywiązuje się ze swoich obowiązków. Wszyscy wiemy, jakim jest bramkarzem. Na szczęście dla nas w tym sezonie jest bardziej bramkarzem jednej czy dwóch parad na mecz, a nie dwudziestu. Ale właśnie w tych dwóch akcjach dostrzec można w nim bramkarza, który robi tę różnicę. Dlatego jest jednym z najlepszych. Ponadto jest spokojnym, uczciwym i fantastycznym chłopakiem, z którym praca to sama przyjemność.

Co może pan powiedzieć o Cristiano Ronaldo?
Myślę, że debata na temat tego, czy najlepszy na świecie jest Cristiano Ronaldo czy Messi, będzie się ciągnąć jeszcze przez wiele lat, ponieważ nie widzę żadnego innego piłkarza, który indywidualnie mógłby im dorównać. Cristiano jest dla mnie nieprawdopodobny i to nie tylko jako piłkarz. Jest pracowity, uczciwy, spokojny... Ta maska i obraz, jaki został wokół niego wytworzony, nie ma nic wspólnego z tym fantastycznym chłopakiem, jakim jest na co dzień.

Swego czasu był pan w stanie zadrzeć z policją, aby tylko uratować psa.
W Anglii chcieli poddać szczeniaka moich dzieci kwarantannie, ponieważ nie miał szczepień. Stawiłem się na policji i powiedziałem: „Ale on śpi z moimi dziećmi! To pies rodzinny”. Ostatecznie zostałem zatrzymany na kilka godzin za naruszenie prawa.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!