Advertisement
Menu
/ Marca

Mourinho: Mówię to, co myślę i myślę to, co mówię

2. część wywiadu z Portugalczykiem

Jak radzi sobie pan ze sławą?
Życie zabrało mi wiele rzeczy. Jedną z nich jest spokój, którego chcę dla moich bliskich. Dla kibiców jest tylko Mourinho trener, nic więcej. Nie ma dziennikarza, który wejdzie do mojego domu, nie ma fotografa, który zrobi zdjęcia mojego domu, nie chcę wywiadów z moimi dziećmi czy upubliczniania ich zdjęć. Chcę, by mojej dzieci żyły w spokoju i chodziły do szkoły bez paparazzich przy drzwiach. To są sprawy, które mi zabrano, mi i mojej rodzinie. Jednak czasami futbol daje nam tak wiele, że nie możemy narzekać. Moim zamiarem jest znalezienie mojej przestrzeni, by cieszyć się swoimi bliskimi w wolnym czasie i na wakacjach. Nie należę do świata VIP-ów. Nie pójdę do najsłynniejszej restauracji w Mediolanie czy Londynie. Wolę żyć jak najnormalniej się da.

A jak radzi sobie z tym wszystkim pańska rodzina?
Jak najlepiej tylko się da. Nie da się tego robić lepiej. Mój syn zawsze będzie wyczytywany w szkole jako José Mourinho, będzie nim także kiedy będzie grał w piłkę z kolegami. Tego nie da się zmienić, ale wiadomo, że prywatność zachowamy tylko dla siebie.

Jak wygląda normalny dzień z życia z Mourinho?
Wstaję około 7.00, by przed 8 być już w centrum treningowym. Zostaję tam do około 17.00, chyba, że mamy popołudniowy trening. W takim wypadku jestem tam cały dzień. Nie widzę większej różnicy w porównaniu do osób, które na przykład pracują w mediach czy bankach.

Moja praca nie polega tylko na tym, by przyjść na trening i to wszystko. Muszę zrobić o wiele więcej. Czas, które poświęcam rodzinie i przyjaciołom jest bardzo mały, ograniczony. Ograniczam go tylko dlatego, by zachować prywatność i spokój. Jestem spokojnym człowiekiem, kocham moją rodzinę, lubię proste rzeczy. Nic się nie zmieniłem, jestem taki sam, jak 20 lat temu. Czasami się wściekam, kiedy widzę przyjaciela, który widząc mnie, rozmawia ze strachem, tak, jakbym się zmienił. Nie, jestem taki sam i nie chcę, by kibice myśleli, że piłka zmieniła mnie jako człowieka.

Kiedy widzi pan siebie w telewizji, to nie myśli pan, że czasami pańskie zachowania są bezczelne?
Nigdy nie oglądam siebie w telewizji. Jeśli już, to tylko dlatego, że oglądam spotkanie, które analizuję. Nie jestem aktorem, jestem pasjonatem, który przeżywa mecze w sposób, w jaki chcę, by przeżywali mecze moi piłkarze. To znaczy z pełną koncentracją. Moje reakcje są pełne emocji.vBieg, taki, jak na Camp Nou po wyeliminowaniu Barcelony, czy zejście do szatni po meczu ze Sieną po zdobyciu tytułów, to reakcje, które nie są planowane. Nigdy nie wiem jak zareaguję w czasie meczu.

Z drugiej strony kibice znają mnie z moich wypowiedzi na konferencjach prasowych, co jest inną formą trafiania do fanów. Dla mnie to bardzo ważna rzecz, uważam, że mecz zaczyna się dużo wcześniej niż pierwszy gwizdek sędziego. Zaczynam spotkanie już na konferencji prasowej, mówię to, co chcę przekazać moim piłkarzom, także kibicom. Jedyne czego nie lubię, to analizy dla mediów po meczu. Uważam, że trener powinien przeanalizować mecz ze swoimi zawodnikami, a nie z resztą świata. Jednak nie będę narzekał, tego nie da się po prostu zmienić.

Wciąż uważa pan, że arogancja jest kluczowa w świecie piłki?
Arogancja jest dla mnie słowem wątpliwym, wiele razy interpretuje się ją jako brak edukacji. Uwielbiam arogancję, którą ma piłkarz, kiedy wie, że jest najlepszy i gra zawsze o zwycięstwo. Wtedy mamy do czynienia z arogancją piłkarza, który wchodzi na boisko z poczuciem, że jest najlepszy i najwięcej myśli o tym, co się wydarzy.

Jeśli trener jest arogancki, ale wykształcony, to uważam, że to dobrze, przekazuje po prostu to, co myśli, bez strachu. To coś pozytywnego. Problem jest taki, że nie zawsze możemy to kontrolować, ponieważ czasami tracimy kontrolę. Nie myślę o tym, by się zmienić. Mówię to, co myślę i myślę to, co mówię, tak zacząłem karierę i tak ją skończę. Jeśli coś nie podoba się kibicom, to nie mój problem. W poprzednim roku, po porażce z Manchesterem, powiedziałem rzeczy, które nie szły w zgodzie z przekonaniami mojego klubu. Stwierdziłem, że odpadliśmy, bo Manchester był lepszy i to wszystko dlatego, że z taką drużyną nie mogliśmy zajść dalej niż 1/8 finału.

Działacze nie byli zadowoleni, ponieważ uważali, że wtedy powinienem być z nimi i nie być tak krytycznym. Następnego dnia powiedziałem im, że to jest chwila, by odpowiedzieć sobie na pytania: dlaczego nie byliśmy w stanie wygrać, gdzie musimy się poprawić, którzy piłkarze muszą odejść, jacy muszą przyjść... Kolejny raz powiedziałem, co myślę, ponieważ byliśmy w kluczowym momencie do przeprowadzenia zmian w Interze.

Zyskał pan wielu wrogów w czasie kariery właśnie z powodu swojej postawy?
Liczę moich przyjaciół, nie wrogów. Posiadanie wrogów to nie problem. Jedyne czego oczekuję to, żeby byli wrogami sportowymi, to może być coś pozytywnego, co dodaje motywacji. Uważam, że nie mam wrogów w prywatnym życiu. Wierzę także, że ci sportowi nigdy nie zostaną wrogami życiowymi.

Czy bierze pan na siebie presję, by uwolnić swoich piłkarzy?
Tak, to charakterystyka lidera, której nigdy nie powinieneś stracić. Umiejętność liderowania powinna być dostosowana do tych, którym przewodzisz. Powinieneś mieć pewne zachowania wpływające na drużynę, gdy masz w niej sześciu czy siedmiu zawodników, którzy lepiej grają bez presji. I powinieneś mieć inne zachowania, gdy twoi zawodnicy lepiej grają pod presją.

Dam wam przykład. Gdybym powiedział Drogbie, że jego gra była gówniana, to w następnym meczu trafiałby z każdej pozycji. Jednak z drugiej strony są piłkarze, którzy po usłyszeniu takich słów, w następnym meczu nie dotknęliby piłki, ponieważ byliby dobici wewnętrznie. Liderowanie to trudna rzecz i bardzo specyficzna. Nie jest jednokierunkowa. Początki są takie same, ale potem musisz poznać osoby, z którymi pracujesz.

Rodzina potrafi być wobec pana bardzo krytyczna?
Tak. Z jednej strony kobiety, z drugiej mężczyźni. Moje kobiety potrafią mocno skrytykować. Chłopiec, z którym mieszkam, ze względu na wiek, mnie uwielbia. Po pierwsze, za to, że jestem jego ojcem, ale także dlatego, że jestem trenerem piłkarskim, futbol to jego świat. Jestem sławnym szkoleniowcem, nauczyłem go grać w piłkę, więc dyskutujemy o futbolu, on wygłasza swoje opinie... To wszystko sprawia, że jestem dla niego bardzo ważny. Jedyne czego chcę, to być jego ojcem i by mnie po prostu kochał. Jeśli można, to nie chciałbym już więcej rozmawiać o mojej rodzinie. Dziękuję.

Czy nie może pan spać, kiedy przegra pan mecz?
Zawsze, zawsze... Jednak na szczęście dzieje się tak rzadko, rzadko przegrywam. Zresztą od siedmiu lat nie miałem czegoś takiego po meczu w domu, ponieważ w tym czasie nie przegrałem meczu u siebie. Lubię te uczucie.

Nie muszę się niczego wstydzić. Pracuję jak szalony, jestem szczery, pracuję od siódmej z rana do siódmej wieczorem, nie mam wakacji. Jeśli po takiej pracy przegram jakiś mecz, to nie widzę większego problemu.

Normalnie fani mojej drużyny są nastawieni pozytywnie, jako że sytuacja drużyny jest dobra i chcą nas wspierać. Jeśli spotykam fana innej drużyny, którego słowa nie są pozytywne, to nie jest to jakiś dramat. Zostawiam to swoim gorylom. [śmiech]

Zawsze wychodzi pan na ulice z ochroniarzami?
Tak, niestety. Trochę mnie to dotyka, bo tego nie lubię. Jednak nie mam wyboru. W tym roku były groźne chwile. Policja odkryła zamach na moją osobę. Nie ma się z czego śmiać. Nie będę ryzykował moją rodziną. Nigdy.

Ankieta Mourinho:
Kolor: Niebieski.
Marka samochodu: Ferrari.
Stadion: Arena auf Schalke.
Film: 24.
Piosenka: Filhos do dragao. Piosenka, którą napisałem przed finałem Pucharu UEFA z sekretarzem technicznym i lekarzem, puściliśmu ją przed meczem. Śpiewam ją do dziś.
Zaleta: Szczerość.
Wada: Nie rozdaję numeru mojego telefonu i niektórzy ludzie uważają, że o nich zapominam. To nieprawda. Nigdy nie zapominam o przyjaciołach i ludziach, którzy ze mną pracowali.
Czego nienawidzę w ludziach: Hipokryzji.
Imię kobiety: Mathilda.
Marzenie: Wygranie sobotniego finału.
Książka: Biblia.
Postać historyczna: Jan Paweł II.
Polityk: Żaden.
Czyn historyczny: Rewolucja goździków w 1974 roku.
Gdybym nie był trenerem, to: Byłbym profesorem.
Idol piłkarski: Mój ojciec i Eusebio. Mój ojciec nie był najlepszym bramkarzem na świecie, ale zawsze za takiego go uważałem. A Eusebio był najlepszym piłkarzem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!