70 lat od „Boxing Day” na Bernabéu
„ 70 lat temu Real Madryt wygrał z Partizanem Belgrad 4:0. Gole strzelili Castaño (dwa), Gento i Di Stéfano”, głosi wpis w naszej kartce z kalendarza. MARCA przybliża tamto świąteczne spotkanie.
Portret drużyny Realu Madryt w finale Pucharu Europy w 1956 roku. (fot. Getty Images)
Mecz Ligi Mistrzów rozgrywany w samym środku świąt Bożego Narodzenia jest w 2025 roku czymś nie do pomyślenia. Jednak 70 lat temu było to rzeczywistością. Pierwsza edycja Pucharu Europy miała mecze pierwsze ćwierćfinałów rozrzucone na cztery różne terminy od 23 listopada do 18 stycznia. Po wyeliminowaniu Servette w pierwszej rundzie, losowanie przeprowadzone w piątek 4 listopada skojarzyło Real Madryt z jedną z najsilniejszych drużyn Europy połowy ubiegłego stulecia: Partizanem Belgrad. Termin meczu w Madrycie został zatwierdzony przez zarząd Realu Madryt na zebraniu w dniu 23 listopada.
„Ostatecznie mecz Real Madryt-Partizan zostanie rozegrany na stadionie Santiago Bernabéu w dniu 25 grudnia. Zarząd podjął już w tej sprawie ostateczną decyzję, akceptując sugestię zaproponowaną przez działaczy jugosłowiańskiego klubu. Piłkarze Partizana wraz z osobami towarzyszącymi przylecą do Madrytu 23 grudnia drogą lotniczą z Paryża i tą samą trasą powrócą dnia 26. Pozostaną zatem w naszej stolicy dokładnie trzy dni. Jeszcze jedna informacja: spotkanie rozpocznie się o godzinie 15:45, maksymalnie wykorzystując dostępny czas, z uwagi na to, że jest to dzień Bożego Narodzenia”, mówił tamten komunikat klubu.
Wigilię piłkarze Realu spędzili czas na zgrupowaniu. Dnia 23 po treningu w Chamartín trener José Villalonga wyznaczył 16 wybranych zawodników i drużyna uudała się do El Escorial do swojego stałego hotelu Felipe II. Piłkarze, sztab szkoleniowy oraz kilku działaczy zjedli kolację wigilijną z dala od swoich rodzin. W ramach rekompensaty zarząd Realu Madryt zdecydował, że w zwyczajowym bankiecie po meczu w hotelu Palace, w którym uczestniczyli zawodnicy obu drużyn, będą mogły wziąć udział także żony i dzieci piłkarzy Realu.
Dla zawodników Partizana sytuacja była bardziej skomplikowana. Ostatecznie przybyli do Madrytu 23 grudnia po wyczerpującej podróży pociągiem na trasach: Belgrad–Paryż, Paryż–Irun, Irun–San Sebastián i wreszcie stamtąd do Madrytu. Z dworca Norte, gdzie zostali powitani przez Santiago Bernabéu stojącego na czele swojego zarządu, Jugosłowianie udali się bezpośrednio na trening do Chamartín.
Real Madryt przystępował do meczu z wieloma obawami. Ze względu na potencjał rywala. Ze względu na termin, który skłonił klub do zaakceptowania faktu, że spotkanie będzie transmitowane radiowo jedynie w przypadku wywieszenia tabliczki „komplet widzów”. Oraz ze względu na znaczący wzrost cen biletów, który prezes Realu uzasadniał w następujący sposób: „Tempo podwyżek cen miejsc na trybunach jest podporządkowane potrzebom klubu. A w tej konkretnej sytuacji, w której wszyscy, kibice i zawodnicy, odpowiedzieli wspaniale, podwyżka była konieczna, ponieważ zbiegła się z kluczowym dla nas momentem, gdyż przed dniem 31 grudnia musimy zapłacić kwotę dwóch milionów peset tytułem podatku od luksusu”.
Był to dzień Bożego Narodzenia, dzień rodzinnych posiłków, ale widok trybun był imponujący. Stadion wypełnił się po brzegi, jak na zaledwie drugi mecz u siebie w dopiero co narodzonych rozgrywkach. Po początkowej fazie, w której technika graczy z Bałkanów groziła zepsuciem święta stworzonego na trybunach, Real Madryt zamienił się w huragan, który zmiótł z boiska „najlepszą drużynę, jaką widziałem od lat”, jak po zwycięstwie 4:0 określił Partizana prezes Bernabéu.
Mimo że Di Stéfano był pod kontrolą dzięki dobremu kryciu Milutinovicia — obrońcy i aspirującego dziennikarza, to Real Madryt wygrał w sposób zdecydowany, po znakomitym występie Castaño, który zdobył dwa pierwsze gole (w 12. i 26. minucie), kolejnym trafieniu Gento po upływie pół godziny gry oraz pieczętującym wynik golu Di Stéfano na dwadzieścia minut przed końcem spotkania.
Wieczorem 25 grudnia piłkarze Realu Madryt wraz ze swoimi rodzinami udali się do hotelu Palace. Oficjalna kolacja, której przewodniczył Bernabéu i w której uczestniczyło wielu przedstawicieli władz sportowych i politycznych, została wykorzystana przez prezesa Realu do podziękowania rywalom za ich postawę. Wiceprezesowi Partizana, stojącemu na czele delegacji, wręczono srebrną tacę jako upominek dla klubu oraz drugą mniejszą jako prezent osobisty. Każdemu z zawodników przekazano również pakiet zawierający srebrną popielniczkę z herbem Realu Madryt, butelkę koniaku oraz kilogram turrónu, tradycyjnego świątecznego deseru w Hiszpanii.
Wynik 4:0 z dnia Bożego Narodzenia wydawał się na tyle wyraźną i solidną zaliczką, że można było już liczyć Real Madryt wśród półfinalistów. Tak też się stało, ale drużyna trenowana przez Villalongę srodze się napociła na Małej Maracanie w Belgradzie. 29 stycznia w stolicy Jugosławii na zamarzniętym boisku i przy sprzeciwie Partizana w sprawie odśnieżenia boiska, aby nie doprowadzić do powstania błota, gol Milutinovicia na 3:0 na trzy minuty przed końcem wzniecił panikę wśród piłkarzy Realu. Już dwa strzały w słupek w pierwszym kwadransie zapowiadały popołudnie, w którym Real Madryt bardzo mocno cierpiał. „Błędem było zaakceptowanie gry w tym terminie. Boisko było jak lodowisko”, tłumaczył Villalonga. Ale Real Madryt się uratował. I na koniec w czerwcu został mistrzem (po pokonaniu Milanu w półfinale oraz Stade Reims w finale). Po raz pierwszy z piętnastu.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze