Advertisement
Menu
/ marca.com

Panie Laporta, Barçę zdyskredytowało tylko czterech jej prezesów

Pedro Morata to dziennikarz Marki i radia COPE z Walencji, który zajmuje się sprawami organizacyjnymi i finansowymi w hiszpańskim futbolu. Przedstawiamy pełne tłumaczenie jego felietonu, w którym ponownie bardzo krytycznie ocenia ostatnie posunięcia Joana Laporty i Florentino Péreza.

Foto: Panie Laporta, Barçę zdyskredytowało tylko czterech jej prezesów
Joan Laporta. (fot. Getty Images)

W świątecznym przemówieniu Laporta, zwracając się do wszystkich swoich drużyn, powiedział – nawiązując do Florentino i madryckich klakierów: „Łamią wszelkie kodeksy postępowania – etyczne i moralne, a nie tylko sportowe. To oni stoją za stałą kampanią dyskredytowania naszego herbu i naszych wartości. Uprawiają cynizm i skrajną arogancję, posługując się żenującą telewizją, z której wymiotują kłamstwami i nieustannie trują opinię publiczną”.

Joan Laporta i Barça chcą, żebyśmy uwierzyli, że to ptaki strzelają do strzelb. Farsa zaszła już tak daleko, że Barça obraża się, bo madridismo socjologiczne, chroniczna barcelonitis i piłkarska Hiszpania rzekomo dyskredytują Barçę, próbując odebrać jej zasługi za złotą epokę gry i trofeów – przez zwykłe raporty sędziowskie, które, podobnie jak inne kluby, Barça też sobie przygotowywała.

Ten populistyczny ton może Laporcie pomóc wygrać nadchodzące wybory, ale reszta śmiertelników, którzy mają choć odrobinę zdrowego rozsądku, prosi, żeby nie próbował nas przekonywać, że gruszki są cytrynami. To absolutne minimum, o które proszą ci, którzy nie należą – albo nie chcą należeć – do tego cyrku hipokryzji, w którym główne role odgrywają Florentino i Laporta.

Prosimy tylko, żeby nie oczekiwał od nas uznania za „normalne” tego, że klub piłkarski przez 17 lat płacił wiceszefowi Komitetu Technicznego Arbitrów ponad siedem milionów euro, a gdy to wychodzi na jaw, winni okazują się „tamci” – albo wszyscy, tylko nie ci, którzy te płatności zatwierdzali.

Nawet nie zamierzamy oceniać, czy to wpłynęło na to, by sędziowie gwizdali na korzyść Barçy, albo czy ktoś brał za to pieniądze. Te kwestie prawne i karne będą jeszcze rozstrzygane i zapewne skończy się na niczym, bo czym innym jest prawda faktyczna, a czym innym prawda prawna.

Nie sądzę, by dało się wykazać, że jakikolwiek sędzia otrzymał pieniądze od Barçy, od Negreiry albo od jego syna i że miało to bezpośredni skutek w „ustawieniu” meczu czy wyniku. Bez czyjegoś przyznania się nie widzę realnej możliwości udowodnienia. Tyle że to perspektywa sądu. W „trybunale opinii publicznej” wyrok jest dużo prostszy:

Z jaką intencją Barça płaciła wiceszefowi sędziów? Ta intencja mogła wynikać tylko z przekonania, że w jakiś sposób działa to na korzyść Barçy. A kolejni prezesi, którzy przychodzili później, nie mieli odwagi tego uciąć „na wszelki wypadek”. To, czy Negreira brał pieniądze i nic nie robił, wodząc ich przez lata za nos jak naiwniaków, czy jednak podejmował działania, by pomagać Barçy, to już inna sprawa. Faktem jest, że trwało to za kadencji kilku prezesów, a po drodze dochodziło do rzeczy niewytłumaczalnych, jak ta sytuacja, gdy Laporta podwoił płatności, a faktury opiewające na 60 000 euro (listopad 2005) opisywano jako „pakiety aloesu”. To tak obraźliwe, że aż mdli, gdy trzeba to napisać. Zwłaszcza że Luis Enrique i Valverde oświadczyli, iż ani nie widzieli raportów sędziowskich, ani nigdy ich nie używali. W efekcie Barça przez 17 lat zapłaciła ponad siedem milionów euro za usługę o przeznaczeniu widmo, za usługę, która nie była do niczego potrzebna.

Swoją drogą – treść tych raportów jest absurdalna. Każdy stażysta wyciągnie statystykę kartek i rzutów karnych, sprawdzi, czy dany sędzia jest bardziej „domowy” czy mniej, czy częściej rozmawia z zawodnikami czy rzadziej. Nie potrzeba do tego siedmiu milionów euro ani 17 lat raportów, których trenerzy nawet nie oglądali.

Dlatego tym bardziej nie do zniesienia jest dziś poza „obrażonego” Laporty. Proszę się schować. Niech ktoś spuści zasłonę „głupoty” i przerzuci ten przekaz na coś innego. Co więcej – dalsze wałkowanie tego tematu tylko porusza smród tej brzydkiej sprawy. Rozumiem, że teraz rozgrzebuje ją hipokrytyczny przekaz Florentino, bo przeżywa atak zazdrości po tym, jak Laporta wystawił go do wiatru w sprawie Superligi, którą Florentino najchętniej widziałby jako projekt skrojony pod Real Madryt i Barçę. Ale jeśli Laporta pomyśli logicznie, to im mniej sam o tym mówi, tym lepiej dla niego. Barçy najbardziej opłaca się to zakopać, a nie wskrzeszać za każdym razem, gdy Florentino położy to na stole.

Powtórzę fragment ze świątecznego toastu: „Łamią wszelkie kodeksy postępowania – etyczne i moralne, a nie tylko sportowe. To oni stoją za stałą kampanią dyskredytowania naszego herbu i naszych wartości. Uprawiają cynizm i skrajną arogancję, posługując się żenującą telewizją, z której wymiotują kłamstwami i nieustannie trują opinię publiczną”. Na gwoździe Chrystusa! Czy Laporta może mówić o kodeksach postępowania, mając w szafie Negreirę? Czy może narzekać na kampanie dyskredytujące prowadzone przez innych przeciwko Barçy?

Niestety największą kampanię dyskredytującą Barçę przeprowadziła sama Barça. A mówiąc dokładniej – czterech prezesów Barcelony: Gaspart przez 2 sezony, Laporta przez 7 sezonów (podwajając płatność z 08/09 na 09/10), Rosell przez 3 sezony i Bartomeu przez 5. Nie znam motywów, które skłoniły całą czwórkę do tego działania. Być może zadziałało „na wszelki wypadek”. Czyli motyw dziecinny: „jak przestanę płacić, to może sędziowie zaczną nas krzywdzić”. W takim układzie akceptowano płacenie za potencjalny wpływ, z którego klub mógłby korzystać. Najbardziej powinien to wyjaśnić ten, który zaczął – Joan Gaspart – i być może Laporta, który później podwoił płatności. Ale nikt tego nie wyjaśni, bo muszą składać oświadczenia „prawne”, a nie prawdziwe.

Barça nie jest winna temu, że jej właśni prezesi na zawsze splamili historyczne hasło, którym się chełpili: Més que un club. Teraz trudno to powtórzyć z powagą. Jeśli ktoś zdeprecjonował Barçę, to zrobili to jej właśni działacze. Bo kiedy ktoś akceptuje, zatwierdza albo podtrzymuje płatności z Barçy na rzecz wiceszefa sędziów, bierze na siebie odpowiedzialność za ślad, jaki zostawia klub i jego prezesura.

Gdyby nikt nigdy się o tym nie dowiedział, zostałoby to w anonimowości. Kiedy jednak sprawa wychodzi na światło dzienne, efekt jest taki jak dziś: reputacyjna szkoda dla Barçy i jej kibiców na całe życie, bo zostają pozbawieni realnej obrony wobec drwin albo etycznych nagan.

Zresztą mówienie o cynizmie wywołuje zażenowanie u tych, którzy wiedzą, że Barça wygrała skażoną ligę (22/23), dopompowaną sztucznym fair play wygenerowanym przez blef sprzedaży 49% Barça Studios za 200 milionów euro. Te 200 milionów blefu, z których – po kolejnych sprzedażach, odsprzedażach i braku płatności – wpłynęło tylko 50 milionów (a własny audytor Barçy wykreślił z ksiąg to, czego nie otrzymano), pozwoliło zarejestrować Lewandowskiego, Raphinhę, Koundé i tak dalej, a z nimi wygrać mistrzostwo. Do tego dochodzi 517 milionów euro, które Florentino zapewnił Barçy w czasach sztucznej „przyjaźni” i gospodarczego technicznego nokautu Blaugrany. Poetycka sprawiedliwość dla Florentino polegała na tym, że pomógł swojemu odwiecznemu rywalowi, by Real Madryt przegrał La Ligę i Superpuchar 22/23. Wielkim „transferem” Barçy tamtego roku był niejaki Florentino Pérez.

Nikt nie będzie Barçy odbierał sportowej supremacji tamtych lat. Tego nikt nie kwestionuje. Nikt poważny nie powie, że Barça wygrywała tytuły w epoce Negreiry „dzięki sędziom” – nawet gdyby próbował naginać dane o karnych, czerwonych kartkach i tak dalej. W 17 lat płatności na rzecz Negreiry (2001–2018) Barça wygrała 9 mistrzostw Hiszpanii, Real Madryt 5, Valencia 2, a Atlético 1. Ale te tytuły z tamtych lat zawsze będą splamione, bo Barça i jej prezesi, działając w imieniu klubu, zgodzili się na to, by pieniądze płynęły z klubu do wiceszefa sędziów.

Dla hipotetycznego, przesadzonego przykładu: gdyby za 5 lat wyszło na jaw, że partner Ayuso płacił dziesiątki tysięcy euro za „kursy” albo „konferencje” wiceprezesowi Sądu Najwyższego, podczas gdy toczyło się postępowanie i proces w sprawie Prokuratora Generalnego, byłaby to dla całego Sądu Najwyższego reputacyjna katastrofa.

To, że Florentino teraz występuje jako chorąży „czystości”, też jest skrajnie oportunistyczne i cyniczne. Do zawiadomienia dołączył jako ostatni – zrobił to później i poza La Ligą, i zrobił to zachowawczo, by pudrować sprawę przed własnymi kibicami. Do ofensywy przeszedł dopiero wtedy, gdy Laporta odszedł od Superligi. Na Walnym Zgromadzeniu w 2024 Florentino zapewniał swoich socios, że „Real Madryt i Barça muszą żyć w zgodzie”. Reszta piłkarskiej Hiszpanii, ci, którzy nie są fanatykami ani Realu, ani Barçy, nie cierpią na madridismo socjologiczne ani na chroniczną barcelonitis – prosi Laportę i Florentino, żeby przestali robić z siebie pośmiewisko albo przynajmniej nie brali nas za idiotów. Znamy aż za dobrze ich liczne zalety i ich teatralne wady, niezależnie od tego, jak bardzo się pudrują, całują czy dźgają nożem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!