„Sprawa Negreiry: nie udało się niczego udowodnić”
Carlos Carpio, zastępca redaktora naczelnego dziennika MARCA, w najnowszym tekście dzieli się swoimi przemyśleniami na temat zeznań Joana Laporty i sprawy Negreiry. Przedstawiamy opinię dziennikarza.
Joan Laporta. (fot. Getty Images)
Jednym z argumentów najczęściej powtarzanych w ostatnim tygodniu w Barcelonie jest to, że w sprawie Negreiry „wciąż nie udało się niczego udowodnić”. Trzeba mieć dużo odwagi – albo raczej ogromny brak zasad – żeby powtarzać taką bujdę bez rumieńca wstydu. Podczas zeznań przed sędzią Alejandrą Gil Joan Laporta prosił o „osadzenie w kontekście” wypłat w wysokości 7,3 miliona euro na rzecz wiceprezesa sędziów przez 17 lat, przekonując, że doradztwo techniczne (sic) Negreiry to „usługi ważne, przydatne dla pionu sportowego, i nie wydają mi się aż tak drogie”. Niedługo potem zeznawał Luis Enrique i powiedział: „przez sześć lat, kiedy byłem trenerem Barcelony, nikt nie oferował mi żadnych raportów ani nie pokazywał żadnych raportów – ani mnie, ani nikomu z mojego sztabu”. Kilka godzin później Ernesto Valverde zeznał to samo: w jego trzech sezonach nie było śladu tych rzekomo tak ważnych i przydatnych raportów.
To Joan Laporta, tam, przed sędzią, a nie przed mikrofonami dziennikarzy, nie potrafił wykazać niczego, co mogłoby obronić reputację Barcelony, dziś rozrywaną na strzępy w największym skandalu korupcji sportowej w hiszpańskim futbolu. Nie potrafił też pokazać spójnego powodu, dla którego za jego prezesury płatności dla Negreiry wzrosły o 700 procent, za rzekome raporty, których nie widzieli jego trenerzy. Nie wyjaśnił, dlaczego klub ukrywał informacje przed urzędem skarbowym i własnymi audytorami. Nie przedstawił wreszcie ani jednego argumentu, ani jednego dowodu przeciwko tym, którzy uważają, że Barcelona przez 17 lat płaciła 7,3 miliona euro wiceprezesowi Komitetu Technicznego Arbitrów, aby uzyskiwać korzyści ze strony sędziów. Robiła to poprzez sieć wpływów, którą Negreira budował dzięki tzw. wskaźnikowi korygującemu, ochrzczonemu przez niektórych byłych sędziów mianem wskaźnika korupcyjnego. Był to system ocen, w ramach którego wystawiał noty i decydował o awansach, degradacjach oraz nominacjach do kategorii międzynarodowej sędziów, którzy w tamtych czasach nie zarabiali średnio po 300 tysięcy euro, jak zarabiają dziś. Taka struktura wpływów sprawiała, że nie trzeba było płacić ani jednego euro żadnemu sędziemu, wystarczyło jasno pokazać, jakie skutki dla kariery ma wskaźnik korygujący/korupcyjny w przypadku tych, którzy swoimi decyzjami nie sprzyjali Barçy. Dlatego „nie da się udowodnić, że Barcelona płaciła sędziom”. Bo nie było to potrzebne. Wystarczyło płacić wiceprezesowi.
Przykro patrzeć na brak etyki i kompromitację Barcelony. Albo na żenującą bierność niemal wszystkich instytucji hiszpańskiej piłki, które rozpaczliwie chcą, by brud sprawy Negreiry dalej zalegał pod dywanem. To akurat zdążyli udowodnić.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze