Na ratunek projektu
Znów te same herby, tylko okoliczności inne.
Aurélien Tchouaméni. (fot. Getty Images)
Dziś na wstępie chcielibyśmy zaproponować państwu niezbyt skomplikowaną grę. Polega ona na uzupełnieniu luk w podanych przykładach tak, aby zachować logiczny kontekst każdej serii.
Kategoria: „pory roku”: wiosna, __________, jesień, zima;
Kategoria „dni tygodnia”: poniedziałek, wtorek, __________, czwartek;
Kategoria „matematyka”: 5, 10, ____, 20;
Kategoria „miesiące”: styczeń, luty, __________, kwiecień;
Kategoria „najbardziej prawdopodobni rywale Realu Madryt w Lidze Mistrzów”: drużyna A, drużyna B, drużyna C, __________.
Jeśli w ostatnim z przykładów odruchowo wpisałeś/aś „Manchester City”, to prawdopodobnie możesz pogratulować sobie stuprocentowej skuteczności. Nagrodą za komplet poprawnych odpowiedzi jest ładny uśmiech autora testu, po odbiór zapraszamy osobiście.
Choć w Lidze Mistrzów nawet pomimo pewnych ograniczeń w trakcie losowań wciąż można w teorii trafić na naprawdę najróżniejsze konfiguracje rywali, to jednak jakimś dziwnym sposobem Real Madryt po prostu musi prędzej czy później wpaść na Manchester City. Dzisiejsza konfrontacja będzie już dziesiątą między tymi zespołami w ciągu ostatnich pięciu lat. Starcia Królewskich z Obywatelami w bardzo krótkim czasie zdążyły urosnąć do rangi jednego z największych europejskich klasyków i niejednokrotnie przedwczesnych finałów Champions League.
Dzisiejszy mecz przedwczesnym finałem nazwać będzie jednak trudno z co najmniej kilku powodów. Abstrahując od tego, że jesteśmy dopiero na etapie fazy ligowej, najbardziej prozaiczny jest taki, że w obecnej sytuacji najzwyczajniej nie da się nazwać tego meczem dwóch najlepszych drużyn w Europie. Podobnie zresztą sprawa miała się przed rokiem, gdy dwumeczowi w 1/16 finału bliżej było do miana starcia rannych gigantów niż zespołów faktycznie aspirujących na tamten moment do ostatecznego triumfu. Wówczas lepszy okazał się Real, który nawet pomimo zauważalnego kryzysu ekipy Guardioli, przejechał się po City aż nadspodziewanie łatwo.
Tym razem sytuacja prezentuje się pod wieloma względami odwrotnie. Drużyna z Manchesteru wciąż jest co prawda daleka od swojej najlepszej wersji, ale jeśli ktoś tym razem krwawi mocniej, to niewątpliwie Real. Kiedy po spotkaniu w Bilbao mogliśmy mieć nadzieję, że po gorszej serii coś wreszcie ruszyło z miejsca, w minioną niedzielę zaserwowano nam spektakl, po którym równie dobrze moglibyśmy przekleić dziś treść zapowiedzi sprzed wyjazdu na San Mamés.
Innymi słowy, ponownie moglibyśmy zapytać się, po czyjej stronie w największym stopniu leży wina i dlaczego niezależnie od odpowiedzi na to pytanie, to Xabi najbardziej musi bać się o swoją przyszłość. To Vinícius i Mbappé mogli być nieskuteczni, to Fran García otrzymał dwie żółte kartki w nieco ponad minutę, to obrońcy postanowili urządzić sobie leżakowanie, ale to Alonso tak naprawdę podpisuje swoim nazwiskiem obecny projekt. Sam Bask na wczorajszej konferencji wszystko starał się przykrywać wypowiedziami o zjednoczeniu, poczuciu wsparcia ze strony piłkarzy, przygotowaniu na trudne sytuacje i mentalu. Do momentu zdecydowanej reakcji tego rodzaju słowa pozostaną mimo to niewiele znaczącą konferencyjną gadką, czy, jak kto woli, dobrą miną do złej gry.
Postronny widz dziś z pewnością będzie mógł powiedzieć, że „leci dobry meczyk w telewizji”. Nawet jeśli Real i City dalekie są od szczytowej formy, a porażka nie przekreśla żadnej z drużyn w dalszych zmaganiach, to wciąż mierzą się ze sobą dwaj giganci znajdujący się w gronie siedmiu zespołów wycenianych przez Transfermarkt na ponad miliard euro. Jeśli wyścig z czasem wygra Kylian Mbappé, dodatkowym wątkiem jest też z pewnością bezpośrednia konfrontacja Francuza z Erlingiem Haalandem. Nie byłoby chyba wielką kontrowersją stwierdzenie, że to aktualnie dwaj najlepsi piłkarze świata (nazwisko trzeciego możecie zaproponować sami).
Z naszej perspektywy jednak wieczorem będziemy świadkami czegoś więcej niż po prostu „dobrego meczyku”. Potyczka z City może mieć bowiem kluczowe znaczenie dla przyszłości całego projektu. Ewentualne niepowodzenie nie będzie już postrzegane jako kolejne pęknięcie, lecz jako walący się fundament. Trzeba przyznać, że to średnio optymistyczna wizja jeszcze przed nastaniem półmetka sezonu.
Sytuacja w teorii jest jeszcze do uratowania i wcale nie chodzi tu o teorię uciekającą się do mówienia o matematycznych szansach. By jednak wyjść na prostą, trzeba zrobić to, czego tak bardzo brakowało w poprzednim sezonie – reakcji. Po meczu w Bilbao choć przelotnie przekonaliśmy się, że drużyna jest do tego zdolna. Spotkanie z Celtą przywróciło co prawda negatywną narrację wokół zespołu, ale w gruncie rzeczy nie może w stu procentach zamazać tego, że zachował w sobie instynkt nakazujący powrót do pozycji pionowej. Dziś liczymy na to, że Królewscy, podobnie jak na San Mamés, w starciu z trudnym rywalem odbiją się od dna raz jeszcze, ale już nie tylko po to, by za chwilę musieć wynurzać się ponownie.
***
Spotkanie z Manchesterem City rozpocznie się dzisiaj o 21:00 i będzie można obejrzeć je na kanale CANAL+ Extra 1 w serwisie CANAL+.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze