Advertisement
Menu
/ telegraph.co.uk

The Telegraph: Niepowołanie Bellinghama byłoby szaleństwem

Matt Law to główny piłkarski korespondent The Telegraph. Przedstawiamy jego komentarz w sprawie kontrowersji wokół Jude'a Bellinghama w reprezentacji Anglii.

Foto: The Telegraph: Niepowołanie Bellinghama byłoby szaleństwem
Gol Jude'a Bellinghama na EURO 2024 przeciwko Słowacji. (fot. Getty Images)

Siedząc na mojej sofie, zerkając to na telewizor, to na telefon, trudno było przewidzieć, że zrobi się aż takie zamieszanie wokół Jude’a Bellinghama, gdy Anglia kończyła swoje eliminacje do mistrzostw świata stosunkowo rutynowym zwycięstwem nad Albanią. Tydzień urlopu oznaczał, że zamiast relacjonować finałowe mecze Anglii z Wembley i Albanii, robiłem to, co większość ludzi podczas przerw na mecze reprezentacji — jednym okiem śledziłem futbol z wygodnej kanapy, a drugim przewijałem zwyczajowe bzdury w mediach społecznościowych.

Kamery telewizyjne nie wychwyciły żadnej kontrowersji z udziałem Bellinghama i o ile dobrze wiedziałem, świętował on bramki i życzył Morganowi Rogersowi powodzenia, gdy schodził z boiska. Dlatego, podobnie jak większość Anglii, byłem zaskoczony, widząc w poniedziałkowy poranek, że Bellingham stał się problemem, kiedy nadrobiłem zaległości w reakcjach na mecz z Albanią.

Gdy okazało się, że kamery nie zarejestrowały momentu, w którym Bellingham wyglądał na nieco poirytowanego perspektywą zejścia z boiska, był to ciekawy przykład tego, jak różne może być oglądanie meczu w telewizji w porównaniu z byciem na stadionie. Gdybym tam był, z pewnością zapytałbym o to Tuchela. Tu zaskakuje fakt, że selekcjoner Anglii zdawał się podsycać atmosferę wokół Bellinghama mocnymi komentarzami, choć równie dobrze wyglądało na to, że sam nie był do końca pewien, co właściwie się wydarzyło, a co wcale nie miało miejsca.

Warto też rozważyć, jaka byłaby reakcja, gdyby Bellingham — lub jakikolwiek inny piłkarz reprezentacji Anglii — zszedł z boiska z szerokim uśmiechem. Piłkarze powinni chcieć pozostać na murawie, niezależnie od potrzeby bycia dobrym kolegą z drużyny.

Relacjonowanie komentarzy Tuchela nie stanowi medialnej nagonki ani tworzenia narracji. Dlatego wydawało się, nawet z mojego zewnętrznego punktu widzenia — a tym razem byłem obserwatorem z zewnątrz — że niesprawiedliwe było to, iż Ian Wright wysnuł szerokie stwierdzenia dotyczące całych mediów krajowych [że hejtują Jude'a, bo nie mogą wpłynąć na niego, by grał w Premier League - dop. red.]]. Wright ma pełne prawo do swojej opinii i często wyraża ją świetnie, ale to bywa irytujące, gdy telewizyjni eksperci mówią o „nich”, mając na myśli zbiorowe media, zamiast wskazać konkretne osoby, z którymi się nie zgadzają. Jeśli Wright będzie miał problem z czymś, co zrelacjonuję w przyszłości, wolałbym, aby on — lub inny głośny ekspert — skrytykował mnie bezpośrednio, a nie używał określeń typu „oni” czy „media”. Jesteśmy wystarczająco duzi i dorośli, by bronić się sami.

Podobnie jak opinia publiczna, ludzie w mediach mają różne poglądy i wygląda na to, że jedna lub dwie bardzo mocne opinie dotyczące Bellinghama są odbierane jako stanowisko całej grupy. To jest nieprawdziwe i niesprawiedliwe. Relacje „The Telegraph” dotyczące rzekomej kontrowersji wokół Bellinghama w Albanii koncentrowały się na komentarzach Tuchela i potrzebie pozytywnego ukierunkowania pasji pomocnika. Piłkarz Realu Madryt otrzymał również najwyższe oceny w notach pomeczowych.

NIE MA ŻADNEJ ZBIOROWEJ NAGONKI NA BELLINGHAMA
Tylko jedna gazeta poświęciła we wtorkowy poranek okładkę Bellinghamowi. To ich prawo i ich decyzja, ale pokazało to, że nie ma żadnej zbiorowej kampanii przeciwko temu piłkarzowi. Moim zdaniem byłoby kompletnym szaleństwem, gdyby Tuchel zostawił w domu zawodnika o talencie Bellinghama, gdy Anglia wyruszy na przyszłoroczne mistrzostwa świata – choć ani Niemiec, ani sam piłkarz raczej nie będą się zbytnio przejmować tym, co ja myślę.

Bellingham udowodnił już wcześniej, że potrafi przesądzać o wynikach meczów i ratować Anglię w trudnych momentach. Tylko ktoś z ego i świadomością własnych umiejętności potrafi wejść w rolę, którą Bellingham jest w stanie wypełnić. Owszem, to frustrujące dla prasy pisanej, że Bellingham nie rozmawia z nami, podczas gdy potrafi być tak otwarty wobec mediów nadawczych, a ja – jak wielu innych – z przyjemnością usiadłbym z nim na pół godziny.

Może to też odrobinę irytować niektórych jego kolegów z drużyny, którzy muszą wypełniać swoje obowiązki medialne w reprezentacji Anglii i mogą się zastanawiać, dlaczego dla jednego zawodnika zdaje się obowiązywać inna zasada. Ale szczerze mówiąc, kogo to tak naprawdę obchodzi? Mnie z pewnością nie na tyle, by miało to zmienić moją zawodową opinię o Bellinghamie.

Jak inni dziennikarze, próbowałem szczęścia, starając się zbudować mosty z ludźmi z jego otoczenia, i nie odnosiłem większych sukcesów. Jako 46-letni dorosły facet mogę zaakceptować, że nie każdy chce ze mną rozmawiać. I wcale mnie to nie rusza. Moje jedyne prawdziwe spotkanie z Bellinghamem miało miejsce podczas mistrzostw świata w Katarze, kiedy wszedł do namiotu medialnego reprezentacji Anglii z jednym z ludzi z działu komunikacji i zatrzymał się przy tarczy do darta. Wyzwałem go na pojedynek – Birmingham City (on) kontra Aston Villa (ja). Przyjął wyzwanie, a jak zwykle, Villa wyszła zwycięsko.

Od tamtej pory rzuciłem mu raz szybkie „Up the Villa” pod koniec jednej z konferencji prasowych reprezentacji Anglii, na której musiał się pojawić po tym, jak został wybrany zawodnikiem meczu i wydawało mi się, że przyjął to z życzliwością. Być może uważa mnie za kretyna, ale nie było żadnych oznak, by traktował to inaczej niż jako żart w dobrej wierze.

Gdy Anglia zagra ponownie w marcu, wrócę do sektora prasowego i bez wątpienia będę miał perspektywę inną niż tę, którą miałem na kanapie w zeszłym tygodniu. Niemal pewne jest, że Bellingham znów będzie dużym tematem, wywołującym całą gamę opinii. Moja największa osobista skarga pozostaje taka, że kibicuje niewłaściwemu klubowi.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!