Advertisement
Menu
/ as.com

Jacobo Ramón: Powrót do Realu to marzenie

Wychowanek Realu Madryt, który latem odszedł do Como, udzielił wywiadu dziennikowi AS. Przedstawiamy pełne tłumaczenie tej rozmowy.

Foto: Jacobo Ramón: Powrót do Realu to marzenie
Jacobo Ramón. (fot. Getty Images)

Jak się czujesz? W Como wyglądasz na dobrze zaadaptowanego.
Jestem bardzo zadowolony. Z klubu, bo podjąłem dobrą decyzję, i z miasta. Jest spektakularne.

To było wiele lat w La Fábrice…
Przyszedłem, gdy miałem osiem lat. Zacząłem w Benjamín B w Las Rozas. Sporo czasu już minęło.

Już wtedy byłeś obrońcą?
Grałem po trochu wszędzie. Pamiętam, że byłem obrońcą, ale kiedy przegrywaliśmy, mówili: „Idź do przodu” (śmiech). Zwłaszcza w Las Rozas. W Realu od małego zacząłem być środkowym obrońcą.

Miałeś idola?
Sergio Ramos na mojej pozycji. A ogólnie Cristiano.

Szybko trafiłeś też na inną legendę. Jak wyglądał pierwszy dzień z Xabim Alonso w Infantilu A (2018/19)?
Doskonale pamiętam, jak wszedł do szatni. To był pierwszy raz, gdy poznawałem taką futbolową postać jak Xabi. Uwielbiał rondo i gierki, zawsze w nich uczestniczył. Jego drużyna zwykle wygrywała. Dalekie podania wciąż ma znakomite (śmiech).

Rozmawialiście o tym latem, przy ponownym spotkaniu?
Niespecjalnie, bo to już była pierwsza drużyna. Ale bardzo mnie to ucieszyło, widziałem swoją drogę. Czułem, jakby domknęło się koło.

Widać w obecnym Xabim rzeczy z tamtego czasu?
Tak, choć byliśmy dziećmi. Bardziej kształtował nas jako ludzi. Wpajał pokorę, pracę, wysiłek. A piłkarsko chciał wysokiego pressingu, dobrej organizacji i odwagi przy piłce. Prosił, żebyśmy wychodzili od tyłu. Trochę tak, jak obecny Real Madryt.

Niedługo potem musiałeś przerwać grę. Jak to wyglądało?
To był rok pandemii. Nie grałem zbyt dużo i przyszedł COVID. Zawsze mówię, że wszedłem w pandemię jako chłopak, a wyszedłem jako nastolatek. Urosłem z 1,65 m do 1,80 m. Ciało się trochę rozjechało. A potem, przez długą przerwę i siedzenie w domu, połamałem kilka kości stopy, śródstopie. Było ciężko. Ten rok był prawie stracony. Byłem o krok od odejścia z Realu, ale na szczęście mogłem zostać (uśmiech).

Myślałeś, że sen o byciu piłkarzem może się rozmyć?
Tak. Real co roku decydował, czy zostajesz, a po roku bez grania myślałem, że mogą mnie skreślić. Kiedy usłyszałem, że zostaję, byłem bardzo szczęśliwy.

Potem przyszedł też skok sportowy. Aż do Juvenilu A.
To był świetny rok. Przeskoczyłem kategorię do rocznika 2004. Przyszedł Arbeloa i model gry się zmienił. Wszystko było bardziej profesjonalne: wyższy pressing, stoperzy szerzej. Bardzo mnie rozwinął. Dzięki niemu zacząłem się wybijać. Co tydzień mieliśmy wideoanalizy, rozkładał detale na czynniki pierwsze. A zespół był bardzo zjednoczony, grałeś czy nie.

Widzisz go w trenerce na najwyższym poziomie?
Oczywiście.

Killerem tamtej ekipy był Gonzalo. Ciężko było go bronić na treningach?
Był bardzo uparty (śmiech). Jest silny, szybki i jak tylko ma pół okazji, to strzela. Na początku grał na skrzydle i nie był w podstawie. Gdy przesunięto go na „dziewiątkę”, zaczął trafiać seryjnie.

Także na Klubowym Mundialu…
Gdybym powiedział, że się tego spodziewałem, skłamałbym. Nie oczekiwałem ani że będzie tyle grał, ani że aż tak dobrze. W każdej kategorii pokazywał dużo, ale to co innego robić to w pierwszej drużynie. Bardzo się z niego cieszyłem.

A w tym sezonie jak go widzisz?
Nie miał wielu minut, ale za każdym razem, gdy wchodzi, pokazuje, kim jest. Ma ogromną ambicję i zostawia serce.

Jeśli Gonzalo był killerem, to Chema był stoperem.
Był jak polisa na życie. W powietrzu wygrywał wszystko. Wiedziałeś, że jest Chema, i byłeś spokojny. A przy piłce nie tracił jej.

Spodziewałeś się tak szybkiej aklimatyzacji w Bundeslidze?
Szczerze mówiąc – nie. Nie przez umiejętności, bo ma ich pod dostatkiem, tylko przez język. Niemiecki jest bardzo trudny.

Ależ to była generacja. Czuliście się niezwyciężeni?
Nie niezwyciężeni, ale wiedzieliśmy, że mamy świetny zespół. Zawsze wychodziliśmy bardzo zmotywowani.

Przegraliście tylko raz…
Tak, z AZ. Szkoda, że akurat w Youth League, bo mieliśmy ogromną ambicję. Ale byli od nas lepsi, bardzo mocni.

Po Arbeloi – Raúl.
Kiedy pierwszy raz go zobaczyłem, zrobił ogromne wrażenie. Ma świetną metodologię. To bardzo dobry trener.

Mówią, że był wymagający…
Uff, po treningach ucinałem niezłe drzemki (śmiech).

W zeszłym sezonie bywałeś między Raúlem a Ancelottim. Kontuzja przyszła jednak wtedy, gdy byłeś już z pierwszym zespołem. Myślałeś, że szansa Asencio mogła być twoja?
To było trudne, bo byłem w rytmie pierwszej drużyny i akurat doznałem kontuzji. Ale Raúl dostał swoją szansę i ją wykorzystał. Bardzo się cieszyłem, zasłużył.

Choć Ancelotti zawsze miał do ciebie zaufanie.
Zawsze. Myślę, że mu się podobałem i jasno mi to pokazał. Na konferencjach też mnie bronił. Jestem mu ogromnie wdzięczny. Carlo był bliski, sympatyczny, żartował. Niesamowite, że ktoś taki traktował nas w ten sposób.

Mówiłeś o tym publicznym wsparciu – także po Leganés („Jacobo bardzo zapłacił za debiut w pierwszym zespole. To bardzo dobry obrońca”).
Tak. To był mój pierwszy mecz w podstawie. Zrobiłem rzut karny po ręce, ale się podniosłem i wygraliśmy. Mam dobre wspomnienia. To uczy i dojrzewasz. To był mój pierwszy pełny, „prawdziwy” mecz na najwyższym poziomie. Zszedłem z boiska jako lepszy piłkarz.

Wracasz do grania… i pada ten gol z Mallorcą u siebie.
Dla mnie to historyczny moment (uśmiech). Najlepszy dzień w życiu. Widziałem tę bramkę mnóstwo razy, ale zaraz po wejściu, przez adrenalinę, słabo pamiętałem akcję. W szatni wszyscy krzyczeli i było mi bardzo głupio.

Tego dnia dzieliłeś scenę z Mbappé, którego nie raz musiałeś kryć. Trudny rywal?
Kosmos. Najlepszy na świecie. Błyskawiczny. Strzeli tyle goli, ile sobie postawi za cel.

To on zrobił na tobie największe wrażenie?
Jeszcze Kroos i Modrić. Grają w inną grę. Rozumieli futbol perfekcyjnie, nie mylili się w podaniach, zawsze wybierali najlepsze rozwiązania. A najbardziej zaskoczył mnie Rodrygo. Niesamowity. Pokazywał piłkę, wkładał nogę i już jej nie było.

Co najbardziej czuć przy tym przeskoku?
Wszystko po trochu. To najlepsi na świecie. Musisz decydować dużo szybciej, bo od razu masz na plecach przeciwnika. Presja, tempo gry, jakość indywidualna – różnica jest w każdym aspekcie.

Pamiętasz pierwszy trening z pierwszą drużyną?
Jasne, miałem 18 lat. Byłem bardzo zdenerwowany. I bardzo szczęśliwy. Potem w domu powiedziałem tacie: „Trenowałem z pierwszym zespołem”. Niesamowity dzień.

Kto ci wtedy najbardziej pomógł?
Lucas Vázquez. Świetnie traktował młodych i bardzo mi pomógł.

Mówią, że „tata Rüdiger” też mocno pilnował stoperów.
Tak, wiele razy mi pomagał. Bardzo na mnie uważał. Na treningach podchodził i brał mnie do siebie.

Po tym wszystkim, po Klubowym Mundialu, trzeba było odejść. Trudno podjąć decyzję?
To nie jest łatwe. W końcu jestem z Madrytu, rozstałem się z rodziną i przyjaciółmi. Ze swoim życiem. Nigdy nie jest łatwo powiedzieć Realowi „do widzenia”.

Dlaczego Como?
To opcja, która najbardziej do mnie przemawiała. Miasto, projekt sportowy. I Cesc jasno dał mi do zrozumienia, że chce mnie tutaj.

Zadzwonił osobiście.
Tak, zadzwonił.

Co ci przekazał?
Wytłumaczył mi pomysł na drużynę, projekt i to, co we mnie widzi. To mnie przekonało i idę za nim w ciemno. Taki telefon pomaga.

Zaskoczyła cię twoja rola od pierwszego dnia?
Dał mi zaufanie. Jestem mu za to bardzo wdzięczny. I nie tylko ja – wszystkim. Wystawił mnie, a ja, myślę, że zasłużenie, wywalczyłem minuty. Ale jest duża konkurencja. Jeśli nie ja, ktoś inny zrobi to równie dobrze.

Dzwoniłeś do Nico?
Tak, powiedział, że miejsce i projekt są świetne. I że chce mnie tu mieć (śmiech).

Czujesz, że ludzie są pod wrażeniem poziomu Nico?
Tak. To normalne. Jest jednym z najbardziej decydujących piłkarzy w Serie A. Kapitalny zawodnik, bardzo się rozwinął. Rozwija aspekty, których nawet ja u niego nie widziałem.

Co ma w sobie Cesc?
Jest bardzo wymagającym trenerem z jasną wizją. Świetnie pracuje taktycznie i każdy wie, co ma robić. Stawia na młodych. W moim przypadku to bardzo cenne. Świetnie uzupełnia się z Danim Guindosem, którego znam jeszcze z Realu. To bardzo zjednoczony sztab. Cała drużyna ma duży głód i chcemy osiągnąć coś dużego.

Styl Como ci sprzyja. Czego od ciebie oczekuje?
Bardzo mi pasuje. I dobrze się to ogląda. Oczekuje ode mnie odwagi przy piłce, podań między linie. Żebym dobrze wyprowadzał piłkę, mając w głowie kilka opcji. A w defensywie – utrzymania bardzo wysokiej linii, żebyśmy mogli pressować od tyłu.

Czy Realowi brakuje większej wiary w młodych?
Doskonale to rozumiem. Real jest tym, czym jest. Ma najlepszych, a najlepsi zazwyczaj nie są najmłodsi. Tak jak u mnie – musiałem odejść, żeby spróbować dobić do „poziomu Realu Madryt”. A to poziom maksymalny.

Dni jak ten w Neapolu pomagają go osiągnąć. To twój najlepszy mecz?
Kariera dopiero się zaczyna, ale może tak. Pełny stadion, z liderem Serie A. Zasługiwaliśmy na więcej. Nie wykorzystaliśmy karnego (Morata), a zagraliśmy bardzo dobrze.

Wyłączyć z gry Højlunda to niełatwa sprawa.
To świetny napastnik, bardzo silny. Nie było łatwo.

Najtrudniejszy rywal do tej pory?
Lookman. Z Atalantą miałem trochę problemów. Lookman to kapitalny piłkarz – trzyma piłkę blisko, szybko nią operuje, jest bardzo zwinny. Bardzo przypomniał mi Rodrygo. Byłem pod wrażeniem.

Teraz „mierzysz się” z Moratą. Takie transfery są ważne dla kibiców.
Morata ma taką karierę, jaką ma. Dla nas to powód do dumy, punkt odniesienia. Przez wszystko, czym jest.

Jaki jest na co dzień? Bardzo „ojcuje”?
To świetna osoba. Zawsze gotów pomóc. Bardzo o nas dba, opowiada wiele anegdot ze swojego życia. Zawsze ma dobry humor, a gdy masz gorszy dzień, potrafi podnieść.

Masz czas, żeby to wszystko przetwarzać?
Idę krok po kroku. Dojrzewam jako piłkarz. Chcę pokazać się światu, żeby wszyscy zobaczyli, kim jest Jacobo Ramón.

Czujesz, że Real cię obserwuje? Cesc ostatnio mówił, że Xabi jest bardzo zadowolony…
Ja niczego nie odczuwam. W Como jestem bardzo szczęśliwy. Robię swoje. A przyszłość – zobaczymy, co przyniesie.

Masz już „poziom Realu Madryt”? Czujesz, że go osiągniesz?
Tego nie wiem. Chcę pracować i dawać z siebie wszystko, żeby być wśród najlepszych.

Jak widzisz byłych kolegów w tym sezonie?
Bardzo dobrze. Prowadzą w lidze, mają pięć punktów przewagi nad Barceloną, są w czołówce Ligi Mistrzów. Czego chcieć więcej.

Mimo to uwaga często skupia się na porażkach. Dziwi cię to czy rozumiesz?
Nie dziwi. To Real. Ale jeśli mamy być sprawiedliwi, trzeba patrzeć całościowo. A idzie im bardzo dobrze.

Widzisz siebie z powrotem?
Nie wiem (uśmiech).

Może jako marzenie, kiedyś w przyszłości…
Teraz myślę tylko o Como, ale w przyszłości to oczywiście marzenie.

Rozmawiasz o tym z Nico, o ewentualnym powrocie?
Niespecjalnie. Jesteśmy skupieni na Como i bardzo zadowoleni. Myślimy tylko o tym sezonie.

Jakie masz cele?
Krótkoterminowo – U-21. Seniorska kadra to marzenie, ale wiem, że muszę dać trochę więcej i się poprawić. W średnim terminie – żyć z dnia na dzień. Co przyniesie przyszłość, zobaczymy.

Skoro o kadrze. Dużo talentu z La Fábriki: Gonzalo, Chema, Obrador, Mario Martín, Álex Jiménez, ty…
La Fábrica to jedna z najlepszych szkółek na świecie. A do kadry jadą najlepsi. To duma. Dla U-21 to też ważne, bo wielu z nas się zna, mamy trzon i to wszystko ułatwia.

Na koniec – potrzyj lampę. Trzy życzenia.
Wygrać trofeum z Como, Ligę Mistrzów i mundial.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!