Advertisement
Menu
/ as.com

Rodrygo cz.1: Byłem dogadany z Barceloną… ale zadzwonił Real Madryt

Rodrygo Goes udzielił wywiadu Tomásowi Roncero z Asa, przebywając na zgrupowaniu reprezentacji Brazylii w Seulu w Korei Południowej. Przedstawiamy pierwszą część jego tłumaczenia.

Foto: Rodrygo cz.1: Byłem dogadany z Barceloną… ale zadzwonił Real Madryt
Rodrygo Goes po strzeleniu gola w debiucie w Realu Madryt w meczu z Osasuną 25 września 2019 roku. (fot. Getty Images)

Miło cię zobaczyć osobiście, chociaż teraz przychodzi ci reprezentować Brazylię. Wracasz do swojej kadry po kilku miesiącach, ale z nowymi nadziejami, bo Mundial jest tuż za rogiem, a na dodatek Ancelotti znowu jest pana trenerem. Domyślam się, że rozmawiałeś z nim w tym czasie.
Miło znów być z tobą, Tomásie. Wielkim wyzwaniem dla mojej reprezentacji w tym sezonie jest Mundial. Mieliśmy niewiele okazji do rozmów, ponieważ opuściłem ostatnie zgrupowania, ale teraz znów jesteśmy razem i to przyjemność z nim pracować.

Ale wiem, że w swoich ostatnich miesiącach w Madrycie rozmawialiście z nim jako Brazylijczycy w Valdebebas. Wiem, że Carlo miał początkowo zamiar zakończyć karierę trenerską po odejściu z Realu Madryt, ale jak mówi prywatnie: „Brazylia to Real Madryt wśród reprezentacji narodowych”. Czy przekazał wam to swoje podekscytowanie?
Rozmawialiśmy, ale on zawsze jasno podkreślał swoje przywiązanie i szacunek do Realu Madryt, dopóki prowadził zespół. Nie chciał robić niczego, co mogłoby zaszkodzić klubowi. Kiedy Federacja, Real Madryt i on sam doszli do porozumienia, wtedy przekazał nam swoją radość z podjęcia tego wyzwania. Jest bardzo podekscytowany i my razem z nim również.

Carlo wygrał wszystko w Europie jako trener, a Brazylia ma za sobą dekadę pełną niepowodzeń i rozczarowań. Wielu selekcjonerów nie zdołało ożywić Canarinhos. Czy uważasz, że Carletto ma siłę i energię, by sprawić, że Brazylia znów stanie się światową potęgą i będzie mogła walczyć o wszystko?
Oczywiście, że jest do tego zdolny. Celem jest ponowne przyciągnięcie kibiców na naszą stronę. Zawsze powtarzał nam, że w różnych zespołach trenował wielu brazylijskich piłkarzy i uwielbia pracować z zawodnikami o takim profilu jak my. Chodzi o to, by odzyskać brazylijskich fanów, żeby oni znowu cieszyli się oglądaniem naszych meczów. Jestem pewien, że wszystko potoczy się dobrze.

W Brazylii nosisz „10” Pelégo czy Neymara… Czujesz ciężar tej koszulki?
To duża presja ze względu na legendy, które nosiły ten numer. Ja dopiero zaczynam. Zawsze jasno powtarzam, że ta koszulka wciąż należy do Neymara. Ja ją zakładam tylko dlatego, że on ma problemy z kontuzjami. Ale w meczach, w których przyjdzie mi grać z dziesiątką albo z jakimkolwiek innym numerem, jestem gotów dać z siebie wszystko dla Brazylii.

Bądź realistą. Czy uważasz, że ta Brazylia może marzyć o wygraniu mundialu w Stanach Zjednoczonych, tak jak canarinha zrobiła to właśnie tam w 1994 roku? Czy raczej trzeba iść krok po kroku i jeszcze poczekać?
Ponieważ jesteśmy Brazylią i mamy taką historię, zawsze można marzyć. Zdobyliśmy szacunek rywali. Jesteśmy pięciokrotnym mistrzem świata, nawet jeśli w ostatnich latach nie szło nam najlepiej. Zawsze można marzyć, bo mamy świetnych zawodników grających w najlepszych klubach świata. Czegoś nam jeszcze brakuje, ale niewiele, żeby wszyscy byli na tej samej fali i żeby wszystko dobrze wychodziło na boisku. Z trenerem wszystko pójdzie lepiej i mam nadzieję, że na Mundial będziemy w znacznie lepszej formie, by móc walczyć o tytuł.

Zmieńmy temat. Porozmawiajmy o Realu Madryt. O twoim Madrycie. Wiem, że w twoim domu w stolicy Hiszpanii trzymasz koszulkę Realu Madryt w dziecięcym rozmiarze. Miałeś wtedy tylko sześć lat i już ją nosiłeś. Jak to się zaczęło?
Mój tata podarował mi ją po wycieczce, którą odbył ze swoją drużyną do Niemiec. Kiedy wrócił, dał mi ją i od tamtej chwili zacząłem się utożsamiać z tym zespołem, klubem i jego sukcesami. Poza tym w drużynie grało wtedy wielu Brazylijczyków, więc zacząłem ich śledzić. Szczególnie kiedy dołączył Cristiano. Pożerałem każdy mecz Realu tylko po to, żeby go oglądać. W Brazylii jestem kibicem Santosu, ale od dziecka zawsze podobał mi się Real Madryt. To było moje marzenie: zagrać tam, gdy pewnego dnia przyjdzie mi wyjechać do Europy.

Ale słyszałem, że prawie trafiłeś do Barcelony. Wytłumacz mi to…
Zanim podpisałem kontrakt z Realem Madryt, to wszystko było już dogadane i podpisane z Barceloną. To prawda. Ale mój tata powiedział mi, że zadzwonił Real i że muszę wybrać. Dla mnie to było bardzo proste. Wiedziałem, czego chcę i znałem swoje marzenie. Nawet się nie wahałem. I oto tu jestem.

Gdyby twój tata cię wtedy nie uprzedził, dziś byłbyś piłkarzem Barcelony! To się nie mieści w głowie…
[śmiech] Grałem wtedy w Santosie i zacząłem pokazywać się z dobrej strony. Barcelona się po mnie zgłosiła i zawsze powtarzałem, że to wielki klub, do którego mam ogromny szacunek. Ale Real Madryt był moim marzeniem, więc decyzja była łatwa. Nie mogłem dłużej czekać na Real, ale kiedy pojawiła się okazja, zrobiliśmy to, co trzeba.

Znawcy futbolu twierdzą, że jednym z sekretów nowoczesnej piłki jest to, że dziś prawie nikt nie posiada już sztuki dryblingu. Dużo fizyczności, dużo dyscypliny taktycznej, a mało dryblingu i pojedynków jeden na jednego. Ty potrafisz kiwać na skrawku boiska. Czy pomogło ci to, że jako dziecko zacząłeś grać w futsal zanim trafiłeś na duże boisko?
Bardzo to widać w mojej grze, że pochodzę z futsalu. Uwielbiałem grać na parkiecie. W wielu meczach Real gra przeciwko drużynom ustawionym bardzo głęboko, z nisko ustawioną obroną i gdy rywal tak się zamyka, najlepszym rozwiązaniem jest drybling albo szybkie podania w małych przestrzeniach. Tego właśnie uczy futsal. Moje umiejętności wynikają z tego typu gry przeciwko rywalom mocno skupionym wokół własnej bramki. Myślę, że w takich sytuacjach mogę pomóc drużynie. Wszyscy trenerzy, z którymi pracowałem, proszą mnie o to, żebym właśnie tak grał przeciwko zespołom z nisko ustawionym blokiem. Dziś to jedyny sposób, by ich przełamać. Gra wyłącznie z kontry jest trudna. Lubię pomagać drużynie, wykorzystując te swoje atuty.

Real Madryt pozyskać cię w 2018 roku, ale zostałeś jeszcze na rok wypożyczony do Santosu, aż w wieku 18 lat trafiłeś do Madrytu w 2019 roku. Najpierw zadebiutowałeś w Castilli. Czy przeszkadzało ci to, że zaczynałeś w rezerwach?
Wręcz przeciwnie. Pamiętam, że zagrałem swój pierwszy mecz w Valdebebas z Castillą i strzeliłem ładnego gola. A potem wyrzucili mnie z boiska za cieszenie się po bramce! Szaleństwo! [uśmiech] Wiedziałem, że gra w pierwszej drużynie w tamtym momencie będzie trudna, więc uznałem, że dobrze będzie zacząć od Castilli, żeby złapać lepszą formę fizyczną. To było dla mnie dobre rozwiązanie i bardzo mi pomogło poznać klub od podstaw, zaczynając od jego akademii.

Potem przyszedł twój debiut w Realu Madryt, a w pierwszym meczu ligowym spełniło się kolejne marzenie. Zagrałeś przeciwko Osasunie i strzeliłeś gola po 91 sekundach od wejścia na boisko… Presja Bernabéu cię nie przytłoczyła i właśnie wtedy zaczęła się twoja piękna historia z madridismo.
Tak, to było coś wyjątkowego. Pamiętam to, jakby to było dziś. Nigdy nie zapomnę chwili, gdy Zidane zawołał mnie, żeby powiedzieć, że zagram swój pierwszy mecz na Bernabéu. Nie spodziewałem się, że stanie się to tak szybko. Marzyłem o tym przez całe życie, ale kiedy ten moment naprawdę nadchodzi, dopiero wtedy zaczynasz się denerwować. Pamiętam, że podanie dał mi Casemiro, dobrze przyjąłem piłkę, zrobiłem drybling i posłałem ją do siatki. To było świetne wykończenie. Idealny debiut.

Pozostańmy przy twoich szczęśliwych debiutach. Twój pierwszy mecz w Lidze Mistrzów był przeciwko Galatasaray na Bernabéu i zakończył się hat-trickiem. Takim perfekcyjnym hat-trickiem: prawa noga, lewa noga i głowa. Tylko Raúl był młodszy od ciebie, gdy tego dokonał. Właśnie wtedy zaczęła się twoja miłość do Ligi Mistrzów, z którą później świetnie ci się układało…
Tak, to prawda. Od razu poczułem, że będziemy mieli ze sobą wyjątkową więź. Zawsze uwielbiałem te rozgrywki. Perfekcyjny hat-trick przed naszymi kibicami. To było coś niesamowitego, żeby debiutować w taki sposób.

Opowiedz mi o Zidane'ie. Jak to jest mieć za trenera taką futbolową legendę jak on? Zizou był jednym z największych, choć ty w czasach jego świetności byłeś jeszcze bardzo młody.
Był bardzo normalnym człowiekiem, ale mimo to robił na mnie ogromne wrażenie. Patrzyłem na niego i myślałem: „Zidane mówi do mnie…”. Miałem wtedy 18 lat, wszystko było nowe i wszystko mnie zachwycało. Zajęło mi trochę czasu zanim przyzwyczaiłem się do myśli, że to po prostu mój trener. I tyle. Dużo ze mną rozmawiał, pomagał mi i bardzo cenię czas, który spędziliśmy razem.

A potem przyszedł kolejny wielki, zwłaszcza jeśli chodzi o trenerów, czyli Carlo Ancelotti. Pod jego wodzą dojrzewaliście, a potem przyszedł 14. Puchar Europy, który trudno będzie kiedykolwiek powtórzyć. Opowiedz, jak przeżyłeś tamte magiczne noce na Bernabéu. Działy się wtedy rzeczy wręcz paranormalne. I ty miałeś w tym duży udział…
Ach! Pamiętam, że w fazie grupowej przegraliśmy na Bernabéu z Sheriffem, bardzo skromnym zespołem z Mołdawii. To wzbudziło w nas wątpliwości co do naszej pracy, naszej formy… Ale potem zaczęło się szaleństwo, którym była tamta edycja Ligi Mistrzów. Kluczowy był dwumecz z PSG. W pierwszym meczu w Paryżu zagraliśmy bardzo źle i przegraliśmy 1:0 po golu Kyliana w końcówce. To był mocny cios. Ten wynik 1:0 w naszych głowach brzmiał jak wyrok. Wyglądało, jakbyśmy już byli wyeliminowani. Podróż powrotna była bardzo napięta. Ale w ciągu tygodnia zaczęło się w nas odradzać zaufanie i poprawiła się atmosfera na treningach. Trzymaliśmy się wiary w Bernabéu... I uwierzyliśmy. A przecież to Kylian znowu strzelił pierwszy. Ale w drugiej połowie zaczęło się szaleństwo z hat-trickiem Karima.

W ćwierćfinale z Chelsea uratowałeś nas przed dramatem.
Chelsea prowadziła 3:0 i była zdecydowanie lepsza od nas. Szczerze mówiąc, nie widziałem szans na wyeliminowanie ich. Carletto wezwał mnie do siebie w drugiej połowie i powiedział, żebym wyszedł szukać cudu. A potem Modrić podał mi w ten swój wyjątkowy sposób. Nie wiem nawet, jak mnie znalazł, ale wyszedł mi świetny strzał i to był przepiękny gol. Kolejna wyjątkowa noc.

A potem sięgnąłeś nieba w meczu z City Guardioli…
To był najtrudniejszy mecz. Najlepszy dzień mojego życia. I wielu madridistas wciąż do mnie pisze, dziękując za te dwa gole w dwie minuty. To było szaleństwo.

Strzeliłeś blisko 90. minuty i brakowało jeszcze jednego gola. Napędziło was... nagłośnienie!
Tak. Przy wyniku 1:1 człowiek od megafonu ogłosił sześć minut doliczonego czasu i dla nas było to jak gol. Bernabéu oszalało i świętowało, jakby to był gol. To ich wystraszyło. Pomyślałem wtedy: „Mogę strzelić jeszcze jeden”. I strzeliłem głową! I uwaga: mogłem zdobyć jeszcze jednego gola przed dogrywką! Ederson obronił mój strzał. To byłby najlepszy hat-trick w historii. Dzień wcześniej powiedziałem tacie, że strzelę trzy gole, naprawdę! Miałem to w głowie. To byłoby totalna szaleństwo.

Przy wyniku 2:1 strzeliłeś czysto głową, chociaż wcześniej Marco Asensio lekko musnął piłkę. Jak to możliwe, że to nie wybiło cię z rytmu?
Byłem tak skupiony na tym, że piłka leci w moją stronę, że dotyk Asensio w ogóle mnie nie zmylił. Chociaż myślę, że to jego muśnięcie było kluczowe, bo w przeciwnym razie środkowy obrońca City wybiłby piłkę. Ja myślałem tylko o tym, żeby strzelić i doprowadzić do dogrywki. Często ćwiczę takie sytuacje na treningach i często zdobywam gole głową.

Potem przyszedł 14. Pucharu Europy w Paryżu, a później 15. po niesamowitych rzutach karnych na Etihad i dwóch cudownych golach Joselu przeciwko Bayernowi, jeszcze przed finałem na Wembley. Opowiedz mi, co ma Bernabéu w te magiczne wieczory Ligi Mistrzów, czego nie mają inne stadiony? U nas mówi się, że otwiera się wtedy wariatkowo i nikt go nie powstrzyma.
Wciąż pytam o to sam siebie i nie wiem, jak odpowiedzieć. Nie da się tego wytłumaczyć. To mogą poczuć tylko ci, którzy są tam w środku: my jako zawodnicy i kibice. Nie ma słów, które w pełni oddałyby to, co dzieje się na Bernabéu w te wieczory. Prawda jest taka, że zawsze mówimy: „Będziemy walczyć do końca aż sędzia zakończy mecz. Nic nie jest niemożliwe”. Zawsze wierzymy, że możemy odwrócić wynik. W tym tkwi klucz. A potem dzieją się rzeczy magiczne, które zdarzają się tylko na Bernabéu.

Nie wygrywasz jedynie w Europie. W finale Pucharu Króla na stadionie La Cartuja w 2023 roku byłeś bohaterem dzięki dwóm decydującym golom przeciwko Osasunie. To było pełne potwierdzenie twojej pozycji w zespole po kilku latach.
Tej nocy czułem się ważny. Kiedy widzisz, że twoje dwa gole dają drużynie trofeum, to uczucie jest wspaniałe.

Rodrygo cz.2: Miałem bardzo trudny moment, nie czułem się dobrze ani fizycznie, ani psychicznie

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!