Pierwsza zwrotka
Śpiewać każdy może, trochę lepiej, lub trochę gorzej.

Dean Huijsen i Álvaro Carreras. (fot. Getty Images)
Real Sociedad – Real Madryt: Przewidywane składy
Każdy z nas, najczęściej gdy nikt nie słucha, nieraz śpiewa lub nuci sobie pod nosem jakieś piosenki. W zdecydowanej większości przypadków jest to zapewne refren lub ewentualnie refren z fragmentem utworu, który następuje bezpośrednio przed nim lub/i po nim. Nie ma zresztą nic szczególnie zaskakującego w tym, że intonujemy sobie akurat te części piosenek, które najszybciej zapadają w pamięć.
Dziwnie byłoby chyba jednak żyć w świecie, w którym piosenki zbudowane są wyłącznie z chwytliwych refrenów lub kulminacji. Jesteśmy bowiem przyzwyczajeni, że pod najbardziej reprezentacyjną część dzieła trzeba przygotować sobie odpowiedni grunt. Nim walną basy, za serce chwyci nas wokal, a częstotliwość występowania dźwięków wyraźnie wzrośnie, najczęściej trzeba wprawić słuchacza w nastrój jakąś przygrywką oraz mniej więcej przygotować go na to, czego może spodziewać się dalej. Złapał się na tym niegdyś również sam Fryderyk Chopin. Przy jednej z okazji przyjaciel podobno podpowiedział mu, że jedna z jego najwybitniejszych etiud rozpoczyna się ze zbyt grubej rury i po prostu brakuje jej wstępu. Wybitny polski kompozytor poszedł za radą, a efekt możecie ocenić sami.
Powyższy schemat działania tyczy się oczywiście nie tylko muzyki, lecz także miliarda innych rzeczy w życiu. Mamy głęboko zakodowane w mózgach, że niezależnie od tego, jak piękny będzie wstęp, do esencji i tak trzeba chwilę się dokopywać. Wstęp, rozwinięcie, zakończenie. Przygrywka, zwrotka, refren. Przedsionek, korytarz, salon. Rozgrzewka, bieg, meta. Świt, dzień, zmierzch. I tak dalej, i tak dalej.
Nie inaczej pod względem konstrukcyjnym sprawy mają się w futbolu. Zazwyczaj nie mamy większych problemów, by określić, kiedy zawodnicy powinni prezentować najwyższą formę, kiedy zostawiamy im jeszcze trochę czasu, by się rozkręcili, czy też kiedy zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, że ten „utwór” raczej już nie zostanie hitem listy przebojów.
Real Madryt jak na razie zaprezentował nam klimatyczną przygrywkę, sprawiającą, że z zaciekawieniem chcemy słuchać ciągu dalszego piosenki. Po zakończonej przerwie na reprezentacje przychodzi jednak czas wejścia z pierwszą zwrotką, gdzie dźwięków jest już więcej, a treść wokalu szykuje nas bezpośrednio do refrenu. Innymi słowy, pora znów zacząć grać co trzy dni i nie stracić rytmu przed wspomnianym refrenem. Po starciu z Osasuną, która momentami wydawała się usatysfakcjonowana wynikiem 0:1, obiciu zgodnie z planem beniaminka i pokonaniu nie bez pewnych trudów, ale wciąż w pełni zasłużenie Mallorki, czas podkręcić tempo.
Real Sociedad tak na dobrą sprawę jest naszym pierwszym w tym sezonie rywalem, którego faktycznie moglibyśmy podejrzewać o złowrogi plan zakładający częstsze wyprowadzanie ciosów zamiast ograniczania się do bronienia się przed tymi zadawanymi przez Królewskich. I tutaj jednak przypada nam niewdzięczna rola zabawy w częściowych pogromców mitów. Z jednej strony nie ma bowiem większych wątpliwości co do tego, że jakościowo kadra drużyny z San Sebastián stoi co najmniej półkę wyżej niż ta Osasuny, Oviedo, czy Mallorki. Pod względem wyceny na Transfermarkcie jest to piąta najwyżej wyceniana kadra w lidze za oczywistym podium i Athletikiem – 293 miliony euro. Poprzedni sezon w wykonaniu Basków – 11. miejsce – był zresztą pierwszym słabszym od kilku lat. Wcześniej przez pięć lat z rzędu Real Sociedad zajmował miejsca 4-6, co w skali La Ligi jest osiągnięciem nie do przecenienia. Z drugiej strony jednak Real w lidze przegrywa z dzisiejszymi gospodarzami bardzo rzadko. W ciągu ostatnich dziesięciu lat są to zaledwie dwie porażki – w sezonie 2022/23 i wcześniej w kampanii 2018/19.
Traktowanie konfrontacji z Realem Sociedad w kategoriach pierwszego poważnego sprawdzianu dla ekipy Xabiego wciąż byłoby zapewne przesadą. Tak czy inaczej, przynajmniej na papierze jest to najsilniejszy z naszych dotychczasowych przeciwników. Jeśli więc chcemy spojrzeć na to, w jakim kierunku zmierza obecny projekt, skupiając się przede wszystkim na stopniowym podnoszeniu poziomu trudności i intensywności, dzisiejsze starcie z Baskami może dostarczyć nam pierwsze, choć oczywiście nie ostateczne, miarodajne wnioski.
A co potem? Dosłownie chwila oddechu i już we wtorek wracamy do rozgrywek, w których nie mamy do udowodnienia tak naprawdę nic poza tym, że triumfowanie w nich umiłowaliśmy sobie ponad wszystko. I tak to się będzie kręcić przez najbliższy miesiąc, aż do kolejnej przerwy na reprezentacje. Z jednej strony trzeba więc dziś zrobić swoje, z drugiej zaś przyzwyczaić się do tego, że z podobnego założenia przyjdzie nam wychodzić częściej i przy większym nakładzie sił.
***
Mecz z Realem Sociedad rozpocznie się w sobotę o godzinie 16:15, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Eleven Sports 1 w serwisie CANAL+.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze