Vallejo: Naprawdę w każdym spotkaniu wierzyłem, że mogę wejść i to mi pomagało
Jesús Vallejo udzielił wywiadu portalowi The Athletic. Przedstawiamy wszystkie wypowiedzi byłego zawodnika Realu Madryt.

Jesús Vallejo. (fot. Getty Images)
– Trener Saragossy, Ranko Popović, powiedział mi kiedyś, żebym bardziej wierzył w siebie. Skoro on widział we mnie potencjał, ja też musiałem w to uwierzyć. Był bardzo odważnym trenerem.
– Real Madryt zachęcał wtedy młodych zawodników do wyjazdu do Bundesligi, bo Dani Carvajal świetnie sobie poradził w Bayerze Leverkusen w sezonie 2012/13. Na początku nie byłem przekonany – wolałbym zostać w Hiszpanii. Ale z czasem zrozumiałem, że klub miał rację. Bundesliga bardzo mi odpowiadała. Przeszliśmy piekielnie intensywny okres przygotowawczy – mnóstwo biegania, podwójne sesje. Trener Niko Kovač potrzebował zawodników z ambicjami, dlatego postawił na młodych. Styl gry był zbliżony do Realu – dużo przejść z obrony do ataku – ale mniej taktyki. W Hiszpanii analizuje się grę bardziej szczegółowo. Tamten okres pomógł mi się rozwinąć przed powrotem do Madrytu.
– W pierwszych latach Zidane dał mi ważną rolę i dużo pewności siebie na treningach. Powtarzał, że role w drużynie mogą się zmieniać. Czułem się częścią zespołu. Miałem też trudny okres z kontuzjami, ale to był dobry sezon, taki wprowadzający. Moja filozofia była prosta – muszę być gotowy na wszystko. Odejście Cristiano było ogromnym ciosem – przez jego bramki, ale też przez to, jakim był liderem, także poza boiskiem. Próbowałem przejąć część jego codziennych nawyków. Przychodził wcześniej do szatni, a przed treningiem nie wykonywał dużej pracy fizycznej. Dopiero później, w domu, skupiał się na sile. Wiedział, kiedy trzeba docisnąć, a kiedy odpuścić. Pod tym względem był bardzo profesjonalny.
– Wszystko działo się bardzo szybko. Pamiętam, jak się rozgrzewałem przy linii bocznej w meczu z Manchesterem City i nagle kazano mi wejść i walczyć w pojedynkach. A potem szatnia, szaleństwo, świętowanie… Może nie był to mój najlepszy mecz w sensie technicznym, ale na pewno najbardziej decydujący. Widać było, że każdy z nas odegrał swoją rolę. Z zewnątrz można było się dziwić, że nagle zagrałem taki mecz po dłuższej przerwie, ale ja naprawdę w każdym spotkaniu wierzyłem, że mogę wejść. I to mi pomagało – bo gdybym był mentalnie odłączony, nie dałbym rady. Nawet dla nas, z wewnątrz zespołu, czasem to wszystko było trudne do wyjaśnienia. Rywale bywali lepsi taktycznie, tworzyli więcej okazji… Ale u nas zagrało wiele rzeczy: Courtois był fenomenalny, drużyna wierzyła do końca, była bardzo zjednoczona – a potem wystarczył jeden gol i przeciwnicy się sypali.
– Gdy odchodzisz na wypożyczenie, część kolegów zostaje i jesteś trochę na straconej pozycji. Czasem myślałem, że może lepiej było zostać – zwłaszcza że w sezonie 2022/23 wielu zawodników odeszło. Ale ten ostatni rok miał sens – chciałem jeszcze pomóc zespołowi i zostawić coś po sobie. Żałuję tylko, że sezon już się skończył. Widziałem, że niektórzy byli wyczerpani, a ja byłem świeży fizycznie. Czuję złość, że nie wszedłem wcześniej, że nie zagrałem więcej. Ale i tak się cieszę, że w końcówce dostałem szansę – mogło się przecież skończyć tak, że nie zagram ani minuty.
– Gdybym za bardzo przejmował się tym emocjonalnym rollercoasterem, jakim są media społecznościowe, pewnie przeżywałbym to bardzo źle. Dlatego starałem się pozostać neutralny i skupiałem się raczej na dobrych relacjach z mediami – na stadionach, w strefie mieszanej. To mi sprawiało więcej radości niż social media. Czasem uważam, że są wręcz niebezpieczne dla młodego pokolenia – bo ludzie wierzą we wszystko, co tam przeczytają, i spędzają w sieci zdecydowanie zbyt wiele czasu.
– W mojej wiosce przez długi czas nie było nawet zasięgu internetu. Gdy tam wracam, do kuzyna, który jest rolnikiem, przypominam sobie dzieciństwo. Spędzałem tam wakacje i wciąż mam tych samych przyjaciół. To bardziej o ludzi chodzi niż o samo miejsce. Tam najlepiej przypominam sobie, kim jestem naprawdę – wracam do siebie. W mojej rodzinie nie rozmawiamy zbyt wiele o futbolu. I dobrze – bo czasem trzeba sobie przypomnieć, że poza piłką istnieje też inne życie.
– Pamiętam, że jeszcze przed Madrytem pracowałem z psychologiem. To bardzo mi pomogło. Ważne jest, żeby mieć rano energię, żeby chcieć iść na trening, cieszyć się tym, co się robi. To właśnie dało mi siłę – świadomość, co tak naprawdę lubię. I odkryłem, że lubię sport, samą grę, współpracę z kolegami z zespołu. Dlatego mimo że nie grałem, umiałem sobie z tym poradzić. Skupiłem się na innych rzeczach. Każdy musi sam odkryć, w czym jest dobry i co mu odpowiada. Ale to nie dzieje się z dnia na dzień. Ja odkrywałem to przez kontuzje, trudne momenty, brak radości z treningów. Na szczęście doszedłem do tego, że ten świat futbolu naprawdę mi odpowiada – ale na mój własny sposób.
– Carvajal od początku bardzo mi pomagał. W tym ostatnim roku też byliśmy blisko. To naturalny lider, urodzony kapitan.
– Fede Valverde to także lider – ma niesamowity gen rywalizacji W szatni bardzo nieśmiały, ale na boisku kompletnie się zmienia. Chce grać wszystko, jest zaraźliwy, biega najwięcej dla drużyny, chce jak najmniej dni wolnych. To on będzie ciągnął ten wózek przez wiele lat. Pamiętam, jak klub ogłosił transfer Jude’a i powiedzieli mi, że bardzo podoba mu się numer 5 po Zidanie. Nie musiałem nic więcej słyszeć – od razu powiedziałem, że z radością mu go oddam. Minutę później Jude napisał mi bardzo długą, wzruszającą wiadomość po angielsku. A później, podczas okresu przygotowawczego, osobiście bardzo mi dziękował. To chłopak, który wygląda na dużo starszego, niż jest. Ma niesamowitą mentalność. Ucieszyło mnie, że oddałem mu ten numer jeszcze zanim go poznałem – a jeszcze bardziej, gdy już go poznałem.
– MLS? W te wakacje byłem na urlopie i bardzo spodobał mi się klimat. Odwiedziłem Los Angeles, Wielki Kanion – czułem się tam świetnie. Trzeba słuchać różnych opinii, ale obecnie widzę to jako coś odległego w mojej karierze.
– Tutaj mogę być sobą. To przychodzi naturalnie, dobrze się wpasowuję. I to najlepsza droga, żeby znów poczuć się sobą i nawiązać więź z ludźmi w Albacete. Przychodzę tu z dużym entuzjazmem i podekscytowaniem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze