Advertisement
Menu
/ as.com

Gonzalo zakończy „tęsknotę” za Moratą?

Od czasów Álvaro Moraty żaden napastnik ze szkółki nie zdołał zaznaczyć w wyraźny sposób swojej obecności w pierwszym zespole Realu Madryt. W klubie liczą, że kimś takim po latach okaże się Gonzalo.

Foto: Gonzalo zakończy „tęsknotę” za Moratą?
Gonzalo. (fot. Getty Images)

Real od dekady poszukuje napastnika ukształtowanego na miejscu, który wszedłby do pierwszej drużyny i przekonał. Od odejścia Moraty w 2014 roku żaden atakujący nie zdołał zbliżyć się do statusu Álvaro, choć po drodze pojawiło się wiele nazwisk – od Mayorala, przez Latasę, po Hugo Duro. Każdy z nich okazał się bardzo dobrym piłkarzem, ale wciąż niewystarczającym na Real. Teraz na scenie pojawia się Gonzalo, który tymczasowo pauzuje casting, pisze Sergio López z dziennika AS

W Valdebebas zacierają ręce, ponieważ znaleźli zatwardziałego madridistę pokazującego umiejętności pozwalające na grę w białej koszulce. Ktoś spełniający te kryteria trafia się niezwykle rzadko, ale kiedy już się znajdzie, satysfakcja jest nie do opisania. Działacze są zdania, że Gonzalo w pełni zasłużył sobie na pozostanie w kadrze Xabiego na kolejny sezon. Sam zawodnik także ma jednak prawo wyboru, ponieważ może przebierać w dziesiątkach ofert. Jeśli zostanie, wciąż istnieje ryzyko, że będzie grał mało. Z drugiej strony, udało mu się otworzyć drzwi, które dla znakomitej większości canteranos są niemożliwe do otwarcia. 

José Antonio Camacho miał rację. By wychowanek mógł zadomowić się w pierwszej drużynie, nie może być jedynie dobry. Musi wyważyć drzwi. To właśnie zrobił Gonzalo w trakcie Klubowego Mundialu. Wystąpił sześć razy od początku, strzelił cztery gole i zanotował asystę. Niewykluczone zresztą, że wkrótce okaże się królem strzelców turnieju. Ogólny bilans atakującego w pierwszym zespole to cztery gole w 10 meczach, co jest lepszym wynikiem niż te, jakie przy tej samej liczbie spotkań notowali Butragueño i Raúl. Gonzalo wygryzł ze składu Rodrygo, a następnie otworzył debatę dotyczącą tego, czy powinien posadzić na ławce Viniciusa, czy Mbappé. Ostatecznie cała trójka w starciu z PSG wystąpiła razem, co nie zmienia faktu, że sama dyskusja sporo mówi o tym, jakie wrażenie na wszystkich zrobił 21-latek. Jakkolwiek potoczy się ta historia, nie ulega wątpliwości, że Gonzalo pozostawił po sobie wrażenie, jakiego nie udało się sprawić żadnemu innemu napastnikowi ze szkółki przez dekadę. 

By znaleźć podobny przypadek, trzeba pochylić się nad losami wspomnianego Moraty. Álvaro zadebiutował u Mourinho 12 grudnia 2010 roku z Realem Saragossa (3:1). Spędził wówczas na boisku kilka minut. Morata był jednak piłkarzem, który szedł małymi krokami. Przez parę sezonów dzielił grę w pierwszym zespole z występami w Castilli, by na dobre się przebić w sezonie 2013/14. To wtedy zaliczył największy skok, choć wciąż kończył kampanię z zaledwie 970 minutami. Niezadowalająca liczba szans skłoniła go do spakowania walizek i udania się do Turynu, gdzie spędził dwa sezony. Wrócił przed kampanią 2016/17 i notował świetne statystyki – strzelił 20 goli. Dorobek 1874 minut wciąż jednak go nie satysfakcjonował, przez co postanowił odejść do Chelsea. Nigdy już nie wrócił. Za tym posunięciem nie stał jednak brak jakości, a brak minut. To była decyzja samego Moraty, zaznacza Sergio López. 

Od tamtej pory nikt nie zdołał wejść na ścieżkę wydeptaną przez Álvaro. Niektórzy mogliby wymienić Joselu, ale jego droga była bardziej osobliwa. Do Realu trafił z Celty, by spędzić dwa lata w Castilli i rozegrać 20 minut dla pierwszej drużyny. Później przenosił się kolejno do Hoffenheim, Hannoveru, Stoke, Deportivo, Newcastle, Alavés i Espanyolu. Wreszcie ponownie zawitał do Madrytu, gdzie napisał wspaniałą historię. Podobnie jak Morata odszedł wyłącznie z własnej woli. Jego losy znacznie się jednak różnią od tych Álvaro. 

Kandydatami do zostania nowym Moratą było jeszcze wielu piłkarzy, by wymienić Williana José, Raula de Tomasa, Markkannena, Cristo, Hugo Duro, Latasę, czy Álvaro Rodrigueza. Żaden z nich nie wyważył jednak drzwi. Klub próbował też z Mariano i Mayoralem, ale obaj zawiedli. Pierwszy zadomowił się w pierwszym zespole i tym się zadowolił (sześć lat w klubie i średnio 371 minut na sezon), drugi nie dobił do wymaganego poziomu i sam postanowił kontynuować karierę gdzie indziej. 

Diagnoza jest jasna: od czasów Moraty żaden napastnik, który wszedł z rezerw do pierwszej drużyny, nie przekonał. Ani jeden atakujący nie był w stanie zaprezentować wystarczającego poziomu, by zostać i regularnie grać. Kimś takim mógł być Mariano, ale tak się nie stało. Próbował Mayoral, ale i jemu nie wyszło. Szkółka wyprodukowała jeszcze kilku innych obiecujących napastników, jednak wciąż nie na poziomie pierwszej drużyny Realu Madryt. Nagle zaś na horyzoncie pojawił się Gonzalo. W klubie są przekonani, że ma on wystarczający potencjał, by na stałe przebić się do drużyny. Mimo to wiele będzie zależało od jego własnych planów. Jakkolwiek patrzeć, przed 21-latkiem stoi ambitne wyzwanie: pójść śladami Moraty, by następnie osadzić się w zespole na dłużej niż on, wieńczy swój tekst Sergio López.  

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!