Advertisement
Menu
/ theathletic.com

Żegnaj, Alexander-Arnold, witaj, Trent

Trent Alexander-Arnold postanowił umieścić na koszulce Realu Madryt tylko swoje imię, by uprościć odbiór i wzmocnić osobistą markę na globalnej scenie, co wpisuje się w strategię klubu promującego wizerunki swoich gwiazd. Decyzja ta została dobrze przyjęta przez ekspertów marketingu i może być początkiem nowego etapu jego kariery, również poza boiskiem. Całą sytuację na łamach The Athletic opisuje Philip Buckingham. Przedstawiamy pełne tłumaczenie jego tekstu.

Foto: Żegnaj, Alexander-Arnold, witaj, Trent
Trent Alexander-Arnold i Florentino Pérez. (fot. Getty Images)

Trent Alexander-Arnold miał swój wielki pierwszy dzień jako piłkarz Realu Madryt w zeszłym tygodniu, a ciekawość wzbudziło przede wszystkim to, jaką nazwę postanowił umieścić na plecach swojej nowej białej koszulki. Tam, gdzie wcześniej – jako zawodnik Liverpoolu i reprezentacji Anglii – widniało 15 liter, teraz pozostało tylko pięć. Zamiast „Alexander-Arnold” jest po prostu „Trent”.

– Szczerze mówiąc, to bardzo proste do wyjaśnienia – powiedział Alexander-Arnold podczas swojej prezentacji w Madrycie. – Zawsze, gdy podróżowałem po Europie, zauważałem, że moje nazwisko sprawiało ludziom sporo problemów… Jedni mówili na mnie Arnold, inni Alexander, Alex albo Trent. Pomyślałem więc, że lepiej uprościć sprawę – Trent na plecach i wszyscy będą mnie tak nazywać.

Pozornie prosty krok – zresztą wielu kibiców, komentatorów i ekspertów już wcześniej nazywało go po imieniu – ale być może był on bardziej przemyślany, niż sam piłkarz chciał to przedstawić.

– To bardzo prosta decyzja, ale z pewnością stała za nią jakaś strategia – mówi Owen Laverty z agencji kreatywnej Ear to the Ground. – Real Madryt, odkąd rządzi nim Florentino Pérez, doskonale wie, jak eksponować marki swoich zawodników. To ważny element tożsamości klubu. Wykorzystują siłę osobowości piłkarzy. Mają w tym doświadczenie, ale partnerzy sponsorskiej marki Alexander-Arnolda też będą zadowoleni, bo to chwytliwe.

Za tym imieniem kryje się strategia.

Trent już teraz jest łakomym kąskiem dla marketingu – występował w kampaniach telewizyjnych Adidasa, JD Sports czy Google Pixel, a także został twarzą marki jeansów Guess. A teraz, kiedy dołączył do klubu, który uchodzi za ten o najsilniejszej marce w futbolu, ofert z pewnością będzie jeszcze więcej.

Samo nazwisko Alexander-Arnold – podwójne i, jak sam przyznał, międzynarodowo mylące – nie zawsze było łatwe do sprzedania marketingowcom. Jest długie i nieporęczne. „Trent” natomiast jest zwięzły i prosty.

– Jeśli spojrzymy na architekturę marek i najpotężniejsze firmy świata – takie jak Disney, Nike czy Apple – to w większości przypadków ich nazwy są łatwe do zapamiętania – mówi Misha Sher, ekspert marketingu sportowego z globalnej agencji WPP. – Alexander-Arnold to jednak już całkiem spory łamaniec językowy, zwłaszcza że futbol to gra globalna, a nie wszyscy mówią po angielsku. Wyobraźmy sobie kogoś w Hiszpanii, Brazylii czy Chinach próbującego wymówić to nazwisko. Trudno je zapamiętać, trudno wymówić. Wizualna tożsamość i struktura marki muszą być proste, żeby można było na nich coś budować – a „Trent” właśnie taki jest. Myślę, że dobrze zrobił, decydując się na ten krok.

– Teraz będzie łatwiej rozpoznawalny, a jego marka stanie się bardziej przejrzysta i zrozumiała – dodaje Laverty. – W ostatnich latach wiele firm skraca swoje nazwy. Hewlett-Packard to dziś HP, Dunkin’ Donuts to po prostu Dunkin’, a Kentucky Fried Chicken – KFC. Dzieje się tak nie bez powodu. Kluczem do budowania marki jest to, by była zapamiętywalna i utrwalała się w świadomości. W naszym świecie nazywa się to budowaniem struktur pamięci wokół marki. Podstawą tego procesu jest spójność. Jeśli marka nazywa się różnie, trudniej utrwalić ją w pamięci. Dlatego Trent mówił o tym, że ludzie różnie go nazywają – to problem dla każdej marki. Liczy się też prostota i przejrzystość. To naprawdę ma znaczenie.

Alexander-Arnold nie jest pierwszym piłkarzem, który zdecydował się na imię zamiast nazwiska na koszulce. Wielu innych – jak były kolega z Liverpoolu Virgil van Dijk czy Dele Alli z reprezentacji Anglii – również posługuje się imieniem, często z powodu napiętych relacji rodzinnych. Z kolei tacy jak Jobe Bellingham czy Jordi Cruyff wybierają imię, by nie być kojarzonym wyłącznie z nazwiskami znanych krewnych. U hiszpańskojęzycznych zawodników to również powszechna praktyka – jak w przypadku Kolumbijczyka Jamesa Rodrígueza czy Sergio Busquetsa, dziś zawodnika Interu Miami.

Alexander-Arnold może jednak być pierwszym Anglikiem, który zrobił to częściowo z powodów wizerunkowych – i być może był to idealny moment.

– To kwestia odpowiedniego czasu – mówi Sher. – Ten transfer to dla niego początek nowego rozdziału. Wyrósł w Liverpoolu jako lokalny chłopak, osiągnął tam sukcesy, zdobył ważne trofea. Teraz zaczyna coś nowego. Real Madryt daje mu globalną scenę, na której może budować swoją markę i kształtować ją według własnej wizji. I właśnie to robi.

Konto obrońcy na Instagramie, które zyskało milion nowych obserwujących od momentu ogłoszenia transferu 30 maja, również przeszło zmianę – z „Trent66” na po prostu „Trent”, bez odniesienia do dawnego numeru z Liverpoolu.

– Myślę, że Trent postrzega siebie niemal jak markę – i nie jest w tym odosobniony, wielu piłkarzy dzisiaj tak robi – powiedział były obrońca Liverpoolu, Jamie Carragher, w podcaście The Overlap w marcu, odnosząc się do wcześniejszej wypowiedzi Alexandra-Arnolda, który zasugerował, że zdobycie Złotej Piłki byłoby dla niego większym osiągnięciem niż kolejna Liga Mistrzów z Liverpoolem.

Real Madryt, klub Galácticos, z pewnością nie ma nic przeciwko wynoszeniu jednostek na piedestał. Robił to w przeszłości z takimi zawodnikami jak Zinédine Zidane, David Beckham czy Cristiano Ronaldo, i kontynuuje tę politykę dziś – czego przykładem jest bliski przyjaciel Alexandra-Arnolda, Jude Bellingham.

Czy zatem Real Madryt mógł mieć wpływ na decyzję Alexandra-Arnolda? – W ogóle by mnie to nie zdziwiło – mówi Laverty. – W najmniejszym stopniu można powiedzieć, że są bardzo zadowoleni z tego wyboru. Powiedziałbym nawet, że są zachwyceni.

– To pozwala im oprzeć się na marce zawodnika. Z pewnością rozmawiali o tym, jak chcą uczynić z niego megagwiazdę w ciągu najbliższych kilku lat i jak wspólnie do tego dojdą. Byłbym zaskoczony, gdyby zmiana imienia na koszulce nie była częścią tej strategii.

Alexander-Arnold już zyskał sympatię na Santiago Bernabéu, gdy podczas prezentacji niespodziewanie wygłosił przemówienie po hiszpańsku, ale ostatecznie będzie musiał zapracować na uznanie na boisku – być może już podczas rozpoczynającego się właśnie Klubowego Mundialu. A na plecach będzie miał wypisane tylko jedno imię.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!