Punkt bez odwrotu
Zakaz zawracania.

Kylian Mbappé i jego rodak Jules Koundé. (fot. Getty Images)
Życie może być ciekawe i ośmielimy się stwierdzić, że nawet powinniśmy dążyć do tego, by takie było. Jest ono w końcu tylko jedno, przynajmniej to ziemskie. Na łożu śmierci podobno najbardziej żałuje się nie tego, co się zrobiło, lecz tego, czego się nie zrobiło. Niezależnie jednak od tego, jak interesujący wiedziemy żywot i w jak dużym stopniu opiera się on na codziennym mieleniu tego samego, nie da się go dokonać bez tego, co stanowi jego kwintesencję. Każdy z nas co najmniej kilkukrotnie docierał albo dopiero dotrze bowiem do czegoś, co nazwać można punktem bez odwrotu. Do sytuacji, w której nasza decyzja lub zachowanie zdefiniują trwale, lub przynajmniej w dłuższej perspektywie dalszy rozwój wypadków, będą miały bardzo zauważalny wpływ na poziom naszego dobrostanu, czy też przesądzą o sukcesie bądź porażce. Wśród najczęściej spotykanych w życiu punktów bez odwrotu można by wymienić pewnie takie rzeczy, jak ślub, rodzicielstwo, zaciągnięcie kredytu mieszkaniowego, wybór szkoły, uczelni, czy emigrację.
W grze komputerowej tuż przed dotarciem do punktu bez odwrotu dostajemy jeszcze komunikat, byśmy ewentualnie później mogli sobie spokojnie wczytać grę i w razie potrzeby postąpić inaczej w celu poznania pozostałych zakończeń. W życiu natomiast nawet jeśli nieraz wydawać się może, że coś idzie odwrócić, to jednak tak naprawdę nie da się odtworzyć stanu sprzed podjęcia decyzji w skali jeden do jednego. Ślad zawsze pozostanie.
Dziś przed punktem bez odwrotu stoi Real Madryt. Od Klasyku na Stadionie Olimpijskim zależeć będzie bowiem to, czy samolot awaryjnie wyląduje, czy też po prostu się rozbije. Do tej pory mogliśmy jeszcze w mniej lub bardziej sensowny sposób uchylać sobie pewne furtki. Po porażce w Superpucharze Hiszpanii zbagatelizować rangę trofeum, po odpadnięciu z Ligi Mistrzów przypomnieć ładnie wszystkim dookoła, że takich pucharów to my już mamy 15, a po finale Pucharu Króla trzymać się narracji, że nie da się przecież wykluczyć, iż będzie to najcenniejsze trofeum zdobyte w tym sezonie przez tak wychwalaną pod niebiosa Barcelonę.
O 16:15 limit dupochronów, wymówek i racjonalizowania się wyczerpie. Stawką konfrontacji z Barceloną jest bowiem to, czy historię tego sezonu będzie można jakkolwiek opowiadać dalej, czy też po prostu się ona zakończy. Porażka czy nawet remis w praktyce przekreślą nasze szanse na mistrzostwo Hiszpanii. Dla śmiałków pozostanie co prawda spekulowanie o matematycznych szansach lub nagłe podnoszenie rangi Klubowych Mistrzostw Świata w nowej formule, ale – bądźmy szczerzy – nawet dla średnio rozgarniętej osoby będzie to brzmiało zwyczajnie niepoważnie. Nie zostają już żadne półśrodki, idziemy albo w prawo, albo w lewo. Albo wieńczymy katastrofę z zachowaniem dotychczasowej konsekwencji, albo dalej walczymy i w najgorszym przypadku przegrywamy mistrzostwo z ocaleniem resztek godności.
Nie bez racji będzie ten, kto stwierdzi, że tak na dobrą sprawę najbliższa przyszłość Królewskich jest już napisana i to bez względu na to, co wydarzy się na boisku. Carlo Ancelotti otrzyma zaraz bukiet kwiatów i medal za zasługi, by później podpisać bądź też nie kontrakt z reprezentacją Brazylii, co jednak pozostanie już bez większego wpływu na nas samych. Następnie bukiet kwiatów i miłe słowo usłyszy również Xabi Alonso, z tą różnicą, że nie na pożegnanie, lecz na powitanie. Pod tym względem obrotu spraw nie byłoby w stanie zmienić ani dwucyfrowe zwycięstwo, ani dwucyfrowa porażka. Scenariusz ten zakłócić mogłyby chyba tylko najazd kosmitów lub/i koniec świata. Przekroczenie tego punktu bez odwrotu jest już akurat za nami. I choć znamy dość dokładnie kształt tego, co nas czeka, to jednak dzisiejszy Klasyk będzie miał z pewnością spory wpływ na to, co dokładnie będzie się potem działo w jego obrębie.
Można by się na koniec jeszcze przez chwilę pozastanawiać, jak na Barcelonę wpłynie brak awansu do finału Ligi Mistrzów. Będą wciąż oszołomieni, czy jednak jeszcze bardziej rozdrażnieni niepowodzeniem? Zwątpią w siebie, czy ruszą, jakby jutra miało nie być? Nawet jeśli mental przeciwnika może mieć niezaprzeczalny wpływ na przebieg tego starcia, to jednak podobne rozważania same w sobie są pozbawione większego sensu. Po pierwsze dlatego, że ani my, ani wy nie siedzimy rywalom w głowie i nie mamy prawa wiedzieć, jak trawią tego rodzaju zawody, po drugie zaś dlatego, że to nasza reakcja na rany wywołane całym sezonem powinna nas interesować o wiele bardziej.
A jaka ona będzie? Cóż… tego też nie wiemy. Wiemy tylko tyle, że jeśli i tym razem okażemy się gorsi, ostatni w tunelu będzie musiał zgasić światło.
***
Mecz z Barceloną rozpocznie się dzisiaj o godzinie 16:15, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanałach CANAL+ Sport i Eleven Sports 1 w serwisie CANAL+ Online.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze