Advertisement
Menu
/ abc.es

Jak naprawdę było z transferem Di Stéfano?

Transfer Alfredo Di Stéfano przez lata budził kontrowersje. Jednak z upływem czasu na światło dziennie wypływało coraz więcej szczegółów tej skomplikowanej operacji.

Foto: Jak naprawdę było z transferem Di Stéfano?
Fot. Getty Images

Powiedziano wiele kłamstw na temat sprawy Di Stéfano i jego transferu do Realu Madryt czy Barcelony. FIFA zdecydowała się na pokojowe rozwiązanie, które zakładało, że zawodnik zagra przez dwa lata w Madrycie i dwa lata w Barcelonie. To było sprawiedliwe, salomonowe wyjście z sytuacji. Katalończycy tego nie zaakceptowali i zaczęli dodawać do sprawy politykę, mimo że wcześniej nie była ona polityczna, bo FIFA nie miała nic wspólnego z hiszpańską polityką. Barça straciła tego piłkarza, bo nie chciała zapłacić tego, co powinna, w przeciwieństwie do Królewskich. Di Stéfano, główny bohater tej historii, opowiedział o niej wszystko przed dekadą.

Tłumaczył wtedy dziennikowi ABC, że Barcelona nie chciała zapłacić i miała zamiar zrezygnować z transferu, oferując swoją połowę praw do zawodnika Juventusowi. Miało to na celu sprawić, żeby gracz nie odszedł do Madrytu. La Saeta Rubia (Blond Strzała – przydomek Alfredo) zmarł w 2014 roku. Nie było mu dane zobaczyć ostatnich trzech Pucharów Europy zdobytych przez Królewskich. Jednak odszedł, pozostawiając wszystko wyjaśnione.

Di Stéfano został zawodnikiem Realu Madryt 23 października 1954 roku po sądowej walce między Królewskimi a Dumą Katalonii. Zawodnik wytłumaczył, jak wyglądały wydarzenia w tamtym czasie i zaprzeczył, jakoby jego transfer miał mieć podłoże polityczne.

Sześć miesięcy przed założeniem białej koszulki, w kwietniu 1954 roku, Barcelona pojechała do Ameryki Południowej, by zdobyć podpis na umowie. Samitier prosił o ten transfer. Alfredo grał dla Millonarios. Wtedy wielu argentyńskich zawodników przeniosło się do Kolumbii, ponieważ w Argentynie wybuchł strajk piłkarzy. Di Stéfano opuścił River Plate, które początkowo zabiegało o prawa do zawodnika. Jednak atakujący już w rzeczywistości należał do Millonarios, z którymi odpisał kontrakt, ponieważ klub z Buenos Aires nie wypłacał pensji. FIFA jednak zarządziła, że w przypadku transferu oba kluby powinny otrzymać pieniądze.

Di Stéfano poleciał do Barcelony razem z żoną i dziećmi. Rozegrał kilka towarzyskich spotkań dla Katalończyków. Enrique Martí, ówczesny prezes Blaugrany, nie podjął negocjacji z Millonarios, lecz z River Plate, mimo że atakujący miał ważny kontrakt z kolumbijskim klubem. Po pomyślnym zakończeniu rozmów z River, Barça chciała podpisać porozumienie z Millonarios. Jednak drużyna z Bogoty zażądała w zamian pieniędzy, których Katalończycy nie chcieli zapłacić.

To był wielki błąd. Barcelona nie chciała zapłacić. Katalończycy liczyli, że unikną tej konieczności wraz z upływem czasu. Opierali się na decyzji FIFA, która zakładała, że po zakończeniu strajku zawodnicy, który przenieśli się do Kolumbii, powinni wrócić do argentyńskich klubów. Jeżeli zostaliby w tym kraju, graliby w lidze nieuznawanej przez FIFA.

Santiago Bernabéu i Raimundo Saporta udali się wtedy do Kolumbii i negocjowali transfer Di Stéfano do Realu Madryt. Zachowali się inaczej niż Barça i zapłacili Millonarios żądaną kwotę. Później Bernabéu rozmawiał z River Plate, ale Argentyńczycy powiadomili go, że już sprzedali 50 procent praw do zawodnika Barcelonie za 2 miliony peset. Sprzedaż połowy praw, a nie całości, wskazywała na to, że wszyscy wiedzieli, że za atakującego trzeba zapłacić obu klubom.

Wszystko się skomplikowało. Millonarios nie przyznawali, że zawodnik przeszedł do Barcelony, a River nie zaakceptowało oferty Los Blancos, ponieważ swoją połowę sprzedało Barcelonie. W tej sytuacji Barça próbowała sprzedać swoją część praw Juventusowi, żeby w ten sposób uniknąć transferu gracza do Realu Madryt.

W tej sytuacji bez wyjścia FIFA zainterweniowała, żeby rozwiązać ten problem. Wybrano Armando Muñoza Calero, byłego prezesa Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej, na mediatora. Calero podjął decyzję, że Di Stéfano będzie grać dla Realu Madryt w latach 1954–1956, a kolejne dwa lata w Barcelonie. Jednak Katalończycy odrzucili tę propozycję.

Di Stéfano myślał, że już go nie chcą. Miał takie podejrzenie od pośrednika, Bogossiana, który zaproponował Katalończykom transfer innego napastnika, żeby zgarnąć swoją prowizję. La Saeta myślał, że raporty na jego temat były negatywne i że ostatecznie nie trafi do Blagurany. W efekcie Samitier, który najbardziej naciskał na sprowadzenie Alfredo, został pożegnany z Barcelony. Di Stéfano skończył w Realu Madryt, który zapłacił Barcelonie ponad dwa razy więcej, niż Katalończycy wyłożyli River Plate, bo aż 4,4 miliona peset. I tak w rzeczywistości wyglądała cała ta historia.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!