Advertisement
Menu
/ as.com

Barnett: Bale nie może trenować pięć razy w tygodniu

AS przeprowadził wywiad na wyłączność z Jonathanem Barnettem, agentem Garetha Bale'a. Poza Walijczykiem rozmawiano też o innych reprezentantach zawodników i bieżących tematach piłkarskich. Poniżej znajdziecie pełne tłumaczenie tej rozmowy.

Foto: Barnett: Bale nie może trenować pięć razy w tygodniu
Fot. własne

Kim był Jonathan Barnett zanim stał się agentem Jonathanem Barnettem?
Byłem młodym człowiekiem… z włosami (śmiech).

Zajmował się pan wczseśniej czymś innym?
Tak, pracowałem w kasynach, ale nie na sali. W administracji.

Jest pan z Anglii, prawda?
Tak, z Londynu.

Co robił pański ojciec?
Też pracował w kasynie. Pracowałem u niego.

W porządku. Próbowałem się dowiedzieć, czy miał pan trudne życie, gdy był dzieckiem.
Miałem dobre, przyjemne życie. Mój dziadek był imigrantem z Polski, który przybył do Anglii na początku XX wieku. Pochodzę z dobrej rodziny.

Cieszy pana piłka nożna?
Tak, uwielbiam ją. Kochałem ją bardziej zanim zostałem agentem (śmiech). Teraz to biznes. Chodziłem i śpiewałem jak szalony na meczach Arsenalu. Mecze domowe, wyjazdowe, wszystkie, razem z moimi braćmi i ojcem. Później, gdy tata się zestarzał, chodziłem już tylko z braćmi. Kochaliśmy Arsenal.

Kto jest najlepszym piłkarzem, jakiego pan widział na własne oczy?
Pelé.

Poważnie? Widział pan go? Gdzie?
Tak, na Wembley. Mam 70 lat. Wtedy miałem 16, a Anglia zdobyła mistrzostwo świata w 1966 roku. Byłem na finale. Widziałem wtedy wszystkie mecze Anglii, ale zanim zobaczyłem go na żywo, już byłem fanem. Dla mnie to najlepszy piłkarz w historii.

Czy widział pan Alfredo Di Stéfano?
W telewizji, ale na żywo nie. Albo nie pamiętam. Był fantastycznym zawodnikiem, on czy Butragueño. Pamiętam, jak ich oglądałem. 

Kto jest pańskim ulubionym zawodnikiem Arsenalu?
Uwielbiałem oglądać Liama Brady'ego, był piłkarzem ze świetną techniką. Później był Arsenal Invincibles, który dał mi wiele radości, gdy mogłem oglądać cały sezon bez porażki. Moje wspomnienie z dzieciństwa jest jednak takie, że nie byliśmy za dobrzy. Przez wiele lat nic nie wygrywaliśmy i dopiero, gdy trochę dorosłem, zaczęliśmy wygrywać

O której zwykle pan wstaje?
5:30–6:00, codziennie. Starość (śmiech).

Czy dużo pan pracuje?
Teraz nie tak dużo. Kiedyś pracowałem bez przerwy, 25–26 godzin na dobę. Tylko w taki sposób możesz osiągnąć sukces. Zaczęliśmy z Davidem, moim wspólnikiem, od stołu kuchennego, bez pieniędzy, bez niczego. Teraz mamy największą agencję na świecie.

Jak go pan poznał?
Pracowałem z jego ojcem. Kiedy odszedłem, nie wiedziałem, co chcę robić, dlatego zdecydowaliśmy się na rozpoczęcie biznesu.

Kogo dotyczyła wasza pierwsza umowa?
Zaczęliśmy od angielskiego krykieta. 

Dużo w tym było pieniędzy?
Nie, nie mógłbym wtedy mieć takiego biura. Ale dziś mamy inne sporty: rugby, lekkoatletyka, oczywiście piłka nożna, a także w Ameryce mamy agencję NFL. Widział pan Forbesa? Jestem pierwszy w rakingu agentów.

Czyli piłka nożna to tylko część pańskiego interesu?
To największa część. I to wyraźnie.

Dużo ma pan numerów telefonów?
Niestety nie za dużo kobiet (śmiech). Ale dużo wielkich, silnych mężczyzn.

Wie pan, ile pan ma pieniędzy na koncie?
Tak, wiem.

Ludzie, którzy wiedzą, nie mają za dużo.
To prawda, nie mam za dużo (śmiech).

Czy sądzi pan, że pieniądze uzależniają tak jak narkotyki?
Nigdy nie próbowałem narkotyków (śmiech). Ludzie, którzy mówią, że nie interesują ich pieniądze, w rzeczywistości nigdy ich nie mieli. Ale to nie jest najważniejsza sprawa. Rodzina to numer jeden, potem zdrowie… ale kiedy dostajesz pieniądze, jest miło. Nie jestem zawstydzony tym, że mam dużo pieniędzy, to fajne. Ale trzeba coś z nimi robić, przeznaczać na cele charytatywne, opiekować się ludźmi…

Czyli wspiera pan akcje charytatywne?
Tak, jestem całkiem religijny. Jestem Żydem. Pewien procent mojej pensji idzie na cele charytywne. To ważne. Głównie pieniądze idą na dzieci. Miałem młodszego brata, który zmarł w wieku 18 lat z powodu wylewu krwi do mózgu. Każdego roku David i ja coś przeznaczamy. Kiedy zaczynaliśmy, daliśmy każdemu naszemu zawodnikowi kosz z szampanem, czekoladkami i innymi łakociami. Ale zrobiło się drogo, dlatego teraz robimy dotacje po kilkaset tysięcy każdego roku, zbudowaliśmy oddział szpitalny dla dzieci. To bardzo ważne. Robimy to jako firma, ale ja osobiście też coś daję. Agenci nie są tacy mili, więc musimy sporo dać, by nieco nadrobić (śmiech).

Jaki jest sekret bycia najbogatszym agentem na świecie?
Nie wiem, czy najbogatszym. Nie mów Skarbówce! (śmiech) Nie ma w tym sekretu, to po prostu bycie dobrym w tym, co robię. Dzisiejszym problemem jest to, że większość ludzi nie do końca rozumie, co robią prawdziwi agenci. Gazety, telewizja… Mogą rozmawiać z agentem jednego czy dwóch piłkarzy albo kimś, kto handluje i robi inne rzeczy. Naszym zadaniem jest dbanie o naszych graczy. To nie kończy się, gdy zamyka się okienko transferowe. Nie wyjeżdżamy wszyscy na wakacje na sześć miesięcy. Dbamy o naszych piłkarzy.

W jaki sposób?
Zajmujemy się wszystkim. Kluby tego nie robią, my to robimy. Upewniamy się, że ich życie jest w porządku, że wszystko jest na swoim miejscu, że nie mają problemów, zajmujemy się też sprawami marketingowymi, oczywiście. Moim zadaniem jest upewnienie się, że kiedy przejdą na emeryturę, będą  zabezpieczeni finansowo. I jestem dumny z tego, jak moi zawodnicy sobie radzą.

Czyli jest pan jak ojciec dla nich wszystkich?
Cóż, raczej jak menedżer finansowy. Nie muszę być ich najlepszym przyjacielem, lecz kimś, kogo szanują i słuchają. To jest dla mnie ważne.

Jak wiele ludzi pan zatrudnia?
Około 130, w siedmiu krajach, w tym w Hiszpanii. Mam tam ładne biuro, powinieneś iść i rzucić okiem. Mamy tam świetnego gościa, pracuje tam 10–12 osób.

Gdyby była Złota Piłka dla agentów, kto by ją zdobyl?
Ja (śmiech).

Przed Mino Raiolą i Jorge Mendesem?
Przed kim? Kto to (śmiech)? Właściwie jestem bardzo blisko Mino, jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Z Jorge też się przyjaźnię. Jesteśmy częścią związku, nie ma między nami żadnego problemu. Swoją drogą, myślę, że obaj są wspaniali. Prowadzą inne rodzaje operacji niż ja. 

Czyli zawsze pan żartuje, gdy mówi o rywalizacji pomiędzy agentami? 
Tak, to fantastyczni agenci, robią fantastyczne rzeczy dla swoich zawodników. My mamy jeden sposób działania, a oni mają inny.

Co sprawia, że jesteście inni?
Sądzę, że my jesteśmy bardziej zaangażowani w życie osobiste zawodników. Chodzi o odpowiednią opiekę nad sportowcem.

A teraz szczerze.
Zawsze.

Czy któryś z nich podkradł panu piłkarza?
Nigdy.

Wyobrażałem sobie to tak jak mafię w starym Nowym Jorku. 
Nigdy nie dzieje się to z wielkimi agentami, zawsze z małymi i głupimi. Ale to bardzo rzadko działa, więc nie jestem zmartwiony. Jeśli ktoś chce ode mnie odejść, proszę bardzo. Nie trzymam przecież pistoletu przy skroni kogokolwiek. Jeśli odejdą, i tak wrócą, ponieważ mały agent nie może nic dla nich zrobić.

Forbes postawił pana na pierwszym miejscu, więc może pan powie, ile pan zarabia?
Około 50 funtów (śmiech). 

50 milionów?
Nie, 50. Nie zamierzam mówić. Wystarczająco, by dobrze żyć.

Jak wielu zawodników ma pan obecnie w Hiszpanii?
Nie wiem, naprawdę. Dużo.

Jaki prezes klubu był najcięższy w negocjacjach?
Jest kilku dobrych prezesów. Nigdy nie miałem problemu. Ci, z którymi się dogaduję, są twardzi, ale ja też taki jestem. Negocjujemy i podajemy sobie ręce. Może to zająć sporo czasu, krzyków czy wrzasków, ale ostatecznie, gdy mamy umowę, jest po wszystkim. Szanuję ludzi, którzy nie rozmyślają się i nie oszukują. Ja dotrzymuję słowa i oni też.

Myślę o takich ludziach jak Daniel Levy czy Pinto da Costa…
Daniel Levy to jeden z najbardziej honorowych ludzi, jakich znam.

Ale trudno z nim robić interesy, prawda?
Tak. Myśli, że jest dobry, ale ja też jestem i myślę, że jestem lepszy. Trudno jest robić z nim interesy, ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Chce najwięcej i ja chcę najwięcej, więc się kłócimy. Ale podajemy sobie ręce i nie potrzebujemy papieru. Jego słowo oznacza 100%. 

Co z Florentino Pérezem?
Jest taki sam. Jeśli daje słowo, jest po wszystkim. Jest też świetnym negocjatorem, szanuję go. Kiedy wchodzi do pokoju, ma wielką prezencję. Wypełnia pomieszczenie, gdy do niego wchodzi i wiesz, że jest prezesem. Zawsze uważałem go za honorowego, do tego jest bardzo miły.

Czy uważa pan, że Florentino zna się na piłce nożnej?
Tak, bardzo dobrze. Myślę, że ma wielką wiedzę na temat futbolu. Lubi piłkę nożną, a Real Madryt to jego życie.

Czy wierzy pan w to, że piłka nożna żyje w finansowej bańce, która może eksplodować?
Nie. Myślę, że jest odporny dopóki ludzie to oglądają. Ludzie tego potrzebują. Spójrz na Amerykę. NBA czy NFL przyciągają nawet większe tłumy. Piłka nożna to pasja i dopóki ludzie przychodzą na mecze, generowany jest przychód dla kraju i całego świata. Ludzie chcą to oglądać, a moi zawodnicy, o których dbam, są ludźmi, którzy generują ogromne pieniądze dla kraju. Tłum chce bohaterów i my im ich dajemy. Jeśli ludzie oglądają ich w telewizji, to będzie rosło i rosło. Przyszłość technologii oznacza, że będzie rosło.

Dembélé kosztował Barcelonę 150 milonów euro. Czy to normalne?
Czy klub zbankrutował? Czy stracił pieniądze? Czy ma kłopoty? To nie ma znaczenia. Jeżdżę Bentleyem, bo jest najlepszy i dużo za to płacę. Nie jeżdżę Mini. Jeśli chcesz oglądać najlepszych, musisz za nich zapłacić. Jeśli chcesz najlepszego zawodnika, musisz za niego zapłacić. Szaleństwem byłoby kupowanie zawodnika za 500 euro, gdy nie masz nawet centa. Jeśli jesteś spłukany, a klub nie ma pieniędzy, nie możesz sobie pozwolić na wydanie euro na zawodnika. Jeśli masz dużo pieniędzy, możesz sobie na to pozwolić. Jeśli klub jest dobrze prowadzony pod względem ekonomicznym, nie ma żadnego problemu.

A co z tym, że piłkarze zarabiają coraz więcej i więcej?
Ale to jest w porządku. To ich ludzie przychodzą oglądać. Gdybym ja i ty poszli na boisko, nikt by nie przyszedł nas oglądać. Chcą supergwiazd. Realu Madryt i Barcelony albo tutaj Liverpoolu czy Manchesteru. Kiedy grają takie drużyny, jest 60 tysięcy, 80 tysięcy, 100 tysięcy ludzi na stadionie. A kiedy grają małe kluby, przychodzi 200 osób, tysiąc czy 10 tysięcy. Wielkie kluby potrzebują supergwiazd, a za nie trzeba zapłacić.

Porozawiajmy o Fifie. 
Muismy? (śmiech)

Dlaczego FIFA chce kontrolować działalność agentów?
Całym sercem wierzę to, by po to, by dostać się na nagłówki, być sławnym. Z moimi agentami wszystko jest w porządku. FIFA ma głupie pomysły. Chce nagłówków, walczą o władze, więc agent to łatwy cel. To bzdura. Dbamy o zawodników. Jeśli spytasz zawodników, kogo woleliby, żeby o nich dbał, ich agenci czy FIFA… zresztą sam ich spytaj. FIFA nigdy nie dbała o piłkarzy, mówi tylko, że po to tu jest, ale tego nie robi. Dbają o przemysł. Nie mają pojęcia, co robią agenci. Wielcy ludzie w Fifie, jak Infantino, nigdy nie byli w naszych biurach. Wspomniałeś Raiolę, Mendesa, mnie… wielkich agentów. Nikt z nas nie miał żadnej grubej ryby z Fify w swoich biurach. Ale oni mówią nam, że mają tworzyć dla nas przepisy. To niezgodne z prawem, to nie jest w porządku.

Czy wie pan, że Raiola zarobił 40 milionów euro na transferze Pogby z Juventusu do United?
Nie zarobił 40 milionów. Ale dlaczego nie? Jak wiele zarobił, zabierając Pogbę z United do Juventusu? Nic. Przy tansferze młodego chłopaka z United do Juventusu zarobił zero eurocentów. O tym nikt nie mówi. I jeśli się nie mylę, nikt nie groził bronią Juventusowi i nie mówił: „Musicie zapłacić Raioli X”. Powiedzieli: „Jeśli go sprzedamy, damy ci ileś procent”. Wykorzystał okazję. Co by się działo, gdyby Pogba zawiódł i oddaliby go za darmo? Nie słyszę narzekań Juventusu, nie słyszę narzekań z Manchesteru. Jedyne narzekania widzę w gazetach, bo czyta je mnóstwo ludzi, a FIFA udziela komentarzy, nie znając faktów. Czytałem dziś, że FIFA planuje nowy turniej w Afryce. Widziałeś, ile biorą z tego pieniędzy? FIFA. To skandaliczne, sprawdź to. Niedorzeczne, w Afryce…

Ale sam pan widzi, jak normalni ludzie na to reagują, jak mój brat czy ojciec widzą, że Jorge Mendes wziął 10 milionów, kiedy Cristiano przeniósł się do Juventusu. To mnóstwo pieniędzy. 
Tak, ja też nie pracuję za małe stawki.

Jak długo musi pan pracować, by zarobić 10 milionów euro?
Kiedy Jorge znalazł Ronaldo, był małym chłopcem bez pieniędzy, nie miał nic. Mendes się nim zaopiekował jak synem. Wychował go, zrobił dla niego mnóstwo rzeczy. Zajął się jego codziennym życiem i upewnił się, że wszystko było właściwe. Wchodzi w to mnóstwo pracy.

Co pan zrobił dla Bale'a?
Bale jest ze mną od kiedy miał 16 lat. Usiedliśmy, pracowaliśmy razem, rozmawialiśmy z jego rodzicami, zaplanowaliśmy mu przyszłość, negocjowaliśmy jego kontrakty. Wiesz, w 1966 roku Anglia wygrała Mistrzostwa Świata i nie było agentów. Z tych jedenastu zawodników sądzę, że ośmiu czy dziewięciu musiało sprzedać swoje medale lub koszulki, dalej pracują albo nie żyją. Nikt z nich nie zarobił pieniędzy. Anglia zarobiła, FIFA zarobiła, wszyscy zarobili poza zawodnikami. Teraz my – jako agenci – upewniamy się, by piłkarze byli zabezpieczeni. I to jest koszt, jaki należy zapłacić za zawodnika. Dostałem bardzo dużą prowizję, nie dyskutuję z tym. Ale nigdy nie przyłożyłem pistoletu do skroni i nie powiedziałem: „Musisz mi zapłacić”. Nie muszą mi płacić. Sprawa z kontrolowaniem piłkarza to bzdura. Zarabiamy to, na co zasługujemy za wykonywanie dobrej roboty. Gdybym robił to źle, nikt by mi nie płacił. Jeśli pozwalam zarobić zawodnikowi, on nie ma problemu, bym ja zarobił.

Kiedy robi pan interesy, bierze pan pieniądze i od zawodnika, i od klubu?
Tylko od jednego. Jestem agentem dla piłkarza i wtedy tylko od piłkarza. Czasem działam w imieniu klubu, a to coś innego.

Siedzi pan w tym biznesie i wie, że wiele ludzi czerpie korzyści z transferów. Mam na myśli brazylijski rynek.
To coś innego. To coś, na co FIFA powinna spojrzeć, nie mam z tym żadnego problemu. Kiedy pracujesz dla zawodnika, jest inaczej.

Mam na myśli na przykład Casemiro. Mógł kosztować Real Madryt 5 milionów, ale kolejnych 12 milionów jako prowizja…
To inny świat. Biorą dzieci, ale myślę, że wykonują dobrą robotę i zasługują na swoje pieniądze. Zabierają tych ludzi z dala od biedy, dają im życie. Nie wiem, czy to dalej się dzieje, myślę, że według prawa FIFA nie, dlatego nie możesz tego robić. Ale są dzieciaki w Brazylii, które wracają do faweli, przesiąkają gangsterskim światem i nigdy nie zagrają w piłkę, ponieważ nie można ich stamtąd wyciągać. Myślę, że to bardzo złe.

Jak przebiegło spotkanie w Londynie z innnymi agentami? Wyobrażenie sobie pana, Raioli, Mendesa i pozostałych przy jednym stole jest niesamowite.
Świetnie! Było świetnie. Chcemy tego samego. Odmawiamy rozmów z FIFA. Dopóki nie przyjdą do nas i nie dadzą nam zapewnień, że dadzą nam odpowiednią możliwość konsultacji, z czystą kartką papieru, możliwością dyskusji między sobą, wspólnej dyskusji, nie możemy zaakceptować ich reguł. Jeśli będą na nie naciskać, będziemy widywać się w sądach.

Jak daleko pójdziecie?
Do każdego sądu na świecie, zobaczymy. Jeśli się mylimy, to się mylimy, ale pójdziemy do sądów. FIFA musi sobie uświadomić jedną rzecz. Mamy pieniądze, by iść do sądu.

Wciąż trudno mi sobie wyobrazić wszystkich agentów razem.
Czy twoi przyjaciele nie są z twojej branży?

Są.
Tak samo jest z nami. Myślisz o rywalizacji przez telewizję i gazety, które twierdzą, że się nienawidzimy. Wielu agentów nie znam, ale to jest jak z wszystkim. Gdy docierasz na pewien poziom, znasz ludzi, którzy są tam z tobą. Ja jestem przyjacielski, dogaduje się z Mino, ale on żyje w jednym miejscu, a ja w innym. Mamy kolację, wychodzimy razem. Rozmawiam z Jorge, jest szalony, ale wspaniały. Dogadujemy się, to dla nas żaden problem.

Ile razy w miesiącu lata pan samolotem?
Kilka razy w tygodniu.

Ma pan własny samolot?
Nie, nie mam swojego, ale wykorzystuję prywatne samoloty. Latam też samolotami British Airways. 

Według pana Messi skończy karierę w Barcelonie?
Nie wiem. Nie należy do mnie mówienie o innych piłkarzach. Nie mam opinii, nie obchodzi mnie to. Interesują mnie moi zawodnicy.

Czy kariera Neymara jest dobrze prowadzona?
Nie mogę powiedzieć, to nie mój zawodnik. Uważam, że ma ogromny talent.

Jego agentem jest jego ojciec. Co sądzi pan o ojcach, którzy chcą kontrolować kariery zawodników i nie oddaję tego w ręce profejsonalistów?
Myślę, że to szalone. Ty i ja wiemy jak trudno jest zrobić pewne rzeczy, negocjować za siebie samych. Mogę gadać cały dzień za ciebie czy za niego, ale kiedy chodziłoby o mnie, jest inaczej. Im samym jest więc bardzo trudno, to po pierwsze. Po drugie, nie mają właściwej perspektywy na swoje dziecko. Chodzi o syna. Po trzecie, w tym biznesie musisz być profesjonalny, to dlatego ja osiągam sukcesy, moja firma osiąga sukcesy, a inni agenci nie osiągają sukcesu. Jesteśmy profesjonalni w tym, co robimy. I z całym szacunkiem, większość rodziców – zawsze są wyjątki – nie są profesjonalnie wyuczeni i nie wiedzą, co robić, by było najlepiej. Nie chodzi o wstanie w poniedziałkowy poranek, zapukanie do drzwi i podpisanie kontraktu. Jest dużo więcej do zrobienia. Myślę, że gdy masz wielki talent, musisz używać najlepszych udogodnień, najlepszych ludzi. Dlatego sądzę, że gdy korzystają z usług ojca, matki, brata czy kuzyna…

Myślę o Kylianie Mbappé. Chciałby pan go reprezentować?
Oczywiście, oczywiście. Ale on ma swoją rodzinę i to jest w porządku. Jakoś to przeżyję.

Kiedy mówimy o takim piłkarzu bez agenta, zadzwonił pan kiedykolwiek do ojca i powiedział „jestem”?
Tak, ale ojciec chciał zrobić to sam.

Rozmawiał pan z ojcem Mbappé?
Tak, był bardzo miły, bardzo grzeczny, ale chciał robić to samemu. Nie będę kłócić się z ludźmi, jestem na to za stary. Nie dzwonię obecnie do wielu piłkarzy codziennie, mam tutaj od tego wielu ludzi.

Przejdźmy do Garetha Bale'a. W czwartek opuścił Bernabéu w 82. minucie…
I co w tym złego? Chciał jechać do domu.

Ja osobiście nie mam nic przeciwko, ale wie pan, jacy są kibice. Dlaczego nie powie mu pan, by zostawał?
Chce jechać do domu zanim zaczną się korki. Nie jest w składzie, chce jechać do domu. Nie możesz go za to zabić. Przegrali i był bardzo zdenerwowany.

Czy powinien dbać o takie mniejsze srzeczy?
Dlaczego?

Cóż, fani płacą za swoje bilety.
I na niego gwiżdżą. On uwielbia Real Madryt, bez względu na to, co mówicie. Tak wiele bzdur pisano na jego temat. „Nie mówi po hiszpańsku”… Mówi po hiszpańsku! Ludzie, którzy to mówią, nie znają go. Robią z siebie idiotów, są kompletnymi idiotami, by mówić o kimś, kogo nie znają. Nie powinni mówić o czymś, czego nie wiedzą. Pojawiają się w telewizji i mówią „Gareth Bale nie zna hiszpańskiego”. Skąd wiedzą, że nie zna tego języka?

Bo nigdy nie słyszeli go, jak w nim mówi, bo nigdy nie mówi…
I co z tego?! Mam Saúla w Atlético, też jest moim klikentem. Któregoś tygodnia byłem w swoim biurze, był tam Gareth Bale, pojawił się tam też Saúl. Usiedli, rozmawiali ze sobą przez 10–15 minut. Po hiszpańsku, bez problemu. Nie musi wszystkim udowadniać, że mówi po hiszpańsku. Kiedy rozmawia z ludźmi z Hiszpanii, mówi po hiszpańsku. Nie będzie mówić po hiszpańsku, gdy rozmawia z kimś z Walii. 

Jest takie powiedzenie, które mówi o tym, że należy nie tylko robić, ale też pokazywać się innym…
Gareth Bale to prawdopodobnie jedna z najmilszych osób, jakie spotkałem w życiu. Jest najbardziej fantastyczny. Jest bardzo rodzinny, ma żonę i trójkę dzieci. Szanuje swoją prywatność, to cichy facet. Taki jest. Uwielbia grać w piłkę i uwielbia swoje życie. I nie uważa – i ja się z nim zgadzam – by musiał udowadniać coś przed kimkolwiek. Liczy się to, co robi na boisku piłkarskim, a nie w życiu prywatnym. I nie chce nikomu tego udowadniać. Jako osoba jest najgrzeczniejszy. Daje pieniądze na cele charytatywne, robi dużo pracy dla wszystkich… I robi to na swój sposób. To, jak mówią o nim ludzie, jest ohydne. Dotyka mnie to jako człowieka.

Myśli pan, że jest szczęśliwy w Madrycie?
Tak. Uwielbia Madryt, uwielbia miasto. Ma świetne życie.

Jak zawodnik może być szczęśliwy, kiedy wie, że trener go nie chce?
To nie jest prawda. Skąd wiadomo, że trener go nie chce?

Nie było go w kadrze nawet na mecz Pucharu Króla…
Ale skąd wiadomo, że go nie chce? Mogę ci przyrzec, że go chce. Real Madryt chce Garetha Bale'a. Między piłkarzem a trenerem nie ma żadnego problemu. Ludzie o tym piszą, ale już wystarczy. Nie obchodzi mnie to.

Dlaczego nie było go w składzie? 
Spytaj go, spytaj Zidane'a. Poda swoje powody, tak sądzę. Zobaczymy, czy zagra w niedzielę. Może zagra.

Myśli pan, że Bale woli piłkę nożną czy golf?
Piłkę nożną. 

Nie jestem tego pewny.
Golf to jego pasja, ale piłka nożna to jego życie.

Co pan powie tym, którzy mówią, że Bale gra tylko w tych meczach, w których chce grać i że nie jest zainteresowany grą w innych?
Powinni zamknąć buzie, ponieważ nie mają pojęcia, o czym mówią. Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości. Tacy są ci ludzie. Otwierają usta i są idiotami.

Sądzę, że obawia się o kontuzje…
Tak, na 100 procent.

Co jest nie tak?
Nic, jego ciało jest bardzo…

Coś nie tak z plecami?
Nie, nie ma jednej rzeczy…

Jak u Jonathana Woodgate'a?
Nie. Wiele przeszedł. Miał wiele kontuzji i jest tym zmartwiony. Pracuje, trenuje, ale… nie może robić tego tak często, nie pięć dni w tygodniu. Trzeba tym odpowiednio zarządzać. Ale nic mu nie jest, może grać.

Co pan myśli o Zidanie?
Jest bardzo miłym człowikiem. Sądzę, że to miła osoba.

Kiedy po raz ostatni pan z nim rozmawiał? Ma pan jego numer?
Nie powiem tego. Nie powiem niczego, ale kiedy tylko go spotykam, jest bardzo chętny do rozmowy. Wie, o czym mówi.

Jeśli brak gry nie jest problemem Bale'a, to co jest? 
A jest problem? Nie ma problemu. Spytaj Zidane'a, spytaj Garetha. To nie należy do mnie, ja jestem agentem. Jest wiele rzeczy, sposób gry. Może zagra w weekend, a może nie.

Chiny. Co stało się latem?
Otrzymał ofertę nie do odrzucenia. Ale Real Madryt by go nie sprzedał. Za dużo oczekiwał. Chińczycy nie mogli tyle zapłacić.

Naprawdę? Chiny dla jednego z najlepszych na świecie?
Tak, chciał tam stworzyć swoje dziedzictwo. Chciał podnieść tamtejszy futbol. Miał wizję, że mógłby sprawić, że chińska piłka byłaby wielka. Wygrał wszystko, co mógł i to wiele razy.

Dlatego spytałem czy jest szczęśliwy w Madrycie.
Chiny to coś innego. Chodziło o stworzenie czegoś, nazwiska, by być pierwszym z wielkich, który tam pójdzie. Ale się nie udało. Pieniądze też były wyjątkowe. Byłby najlepiej zarabiającym piłkarzem na świecie.

Czy były jeszcze jakieś oferty?
Nie był zainteresowany odejściem. Chiny to było coś zupełnie innego. Gra dla Realu Madryt. 

Ale Real chciał sprzedać go latem…
Nie chciał. Gdyby Gareth chciał iść do Chin, odszedłby. Inne kluby nie wchodziły w grę.

Czy w przyszłości może wrócić do Tottenhamu? 
Nie. Ma 30 lat, za rok będzie miał 31. Nie wiem, jak długo Gareth będzie grać. Zależy, co będzie chciał robić. Uwielbia Madryt. Jego dzieci są tu od niemowlaka, mówią po hiszpańsku, możesz w to wierzyć lub nie (śmiech). Styl życia jest fantastyczny. Byłem tam trzy dni temu, było 15 stopni, coś pięknego. Tutaj jest przerażająco zimno. Jeśli jesteś jednym z najlepszych, którzy kiedykolwiek grali, dlaczego miałbyć chcieć…

Dlaczego trzy lata temu Bale nie odszedł do Manchesteru United, gdy chciał go Mourinho?
Każdy klub go chciał. Był szczęśliwy w Madrycie. Nie był wtedy na sprzedaż, był jednym z najlepszych na świecie. 

Czyli teraz jest na sprzedaż?
Nie, nie jest. Real Madryt zawsze okazywał mu duży szacunek, prezes zawsze był jego fanem i niesamowicie go szanował?

Jak zakończy się historia Bale'a w Realu Madryt?
Miejmy nadzieję, że kolejną wygraną w Lidze Mistrzów albo innym trofeum. Kto wie?

Czy dotrwa do końca kontraktu? 
Tak. Nigdy nie można być pewnym, ale na dziś tak. Może nawet do kolejnego kontraktu, by zostać dłużej. 

Florentino był zakochany w Bale'u. Jak jest teraz?
Myślę, że ciągle jest. 

Nie jest nim zmęczony?
Sądzę, że mają świetne stosunki. Bale był znakomity dla Realu Madryt. Dlaczego ludzie mówią tak, jakby nie był? Mówicie, jakby nie osiągnął… Jest wielką gwiazdą Realu. Przed jego przyjściem nie wygrali Ligi Mistrzów przez ile lat?

Od 2002 roku. 
Gareth Bale przybył i pomógł, nie sam, miał Ronaldo… Ale był niesamowty. Wygrał tak wiele. Wszyscy w klubie go uwielbiają i wiedzą, jak ważny był i jest. Spytaj pana Zidane'a i ci powie. Prezes go uwielbia.

Czy Bale był oczkiem w głowie prezesa?
Mam nadzieję, ale miał Ronaldo, Ramosa i innych piłkarzy. Myślę, że innych zawodników też uwielbia, nie mogę powiedzieć, że akurat Bale był oczkiem w głowie, nie jestem aż tak blisko… Prezes mi tego nie mówi.

Ostatnie. Czy Bale ciągle może wygrać Złotą Piłkę?
To mało prawdopodobne. Ale nigdy nie wiesz.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!