Advertisement
Menu
/ abc.es

W poszukiwaniu stylu

Analiza sobotnich derbów

Widać jakieś fragmenty układanki, strzępy i segmenty pozbawione ładu, nie widać jednak postaci, jaką ta układanka miałaby przyjąć. Real Madryt wciąż szuka swojego stylu, wciąż bezskutecznie. Zupełnie inaczej można opisać zespół Atlético Madryt - to przypominający monolit blok defensywno-ofensywny, w którym wszyscy zawodnicy biegną do piłki i bez zwłoki pokonują kolejne metry w kierunku bramki przeciwnika. Różnica pomiędzy oboma drużynami aż nadto wyraźna była zwłaszcza w pierwszej części gry, która przebiegła w całości pod dyktando podopiecznych Diego Simeone.

Oczywiście, drużyna Realu Madryt poniekąd dominowała w meczu, przebywała bowiem częściej na połowie przeciwnika, był to jednak złudny i zniekształcony obraz gry, podczas której akcje gospodarzy były nieustannie przerywane. Brakowało ciągłości i szukania wolnych przestrzeni, a jednolity system przerodził się w system jednostek. Rojiblancos rozegrali niemal perfekcyjną pierwszą połowę. Ich formacje poruszały się w górę i w dół niczym akordeon, nie było w nich żadnej, nawet najmniejszej szczeliny, która odsłaniałaby drogę na bramkę Courtoisa. Dyrygent w osobie Thiago mądrze organizował grę, a perfekcyjny w każdym ataku, każdym podaniu i każdej zmianie kierunku był Koke.

Pierwsza połowa w wykonaniu Realu Madryt była karykaturalna. Już w Elche drużyna miała ogromne trudności ze stworzeniem sobie sytuacji bramkowej, zaś pierwszy celny strzał na bramkę Atlético miał miejsce dopiero w 20 minucie i był raczej gestem desperacji i zniechęcenia. Zagubiony Isco, nijaki Di María i dwóch piwotów, których umieszczenie w wyjściowym składzie wydaje się decyzją co najmniej wątpliwą. Brakowało zrozumienia, decyzji i współpracy z zawodnikami ofensywnymi. Cristiano był sfrustrowany, a gdy w końcu miał trochę miejsca, wysłał piłkę w trybuny strzelając z 30 metrów słabszą nogą, wyładowując tym samym swoją niemoc i złość. Tak właśnie wyglądał Real Madryt przez pierwsze 45 minut - zablokowany, nieprezentujący jakiejkolwiek płynności w grze. Poważny błąd Di Maríi, jedna z wielu strat Argentyńczyka tego wieczora, stworzył gościom okazję do szybkiego ataku, który chirurgicznym podaniem rozpoczął Koke, a plasowanym strzałem zakończył Diego Costa. Podsumowanie gry ofensywnej gospodarzy do przerwy można ograniczyć do dwóch główek Karima Benzemy i jednej Cristiano Ronaldo. Zespół nie stworzył zagrożenia po żadnej prostopadłej piłce, żadnej zorganizowanej akcji, brakowało jakiegokolwiek przebłysku. Czysta improwizacja, niezorganizowany pęd na bramkę, bez planu A, B, czy C.

Po zmianie stron
Tuż po przerwie na boisko zameldowało się dwóch nowych zawodników, nie było to jednak specjalnym zaskoczeniem. Ancelotti wprowadził Modricia i Bale'a w miejsce pechowego Di Maríi i Illaramendiego, który jeszcze nie do końca współgra z resztą zespołu. Zmiany te wprowadziły coś, czego brakowało jak wody na pustyni - intensywność w grze, która była niezbędna, żeby spróbować przynajmniej zrównoważyć grę w obliczu znakomitej dyscypliny taktycznej, prezentowanej przez graczy z Vicente Calderón. Wskutek zmian zespół co prawda zdobywał metry na boisku, ale w żadnym stopniu nie przekładało się to na zagrożenie pod bramką rywala. Wszystko, co proponowali w rozegraniu Królewscy było przewidywalne, wolne i po prostu niewystarczające na świetnie dysponowane Atlético, którego piłkarze nie dość, że byli zorganizowani, to również mogli liczyć na nieustanną wzajemną asekurację.

Impet Królewskich po zmianie stron spowodował, że w grze drużyny w końcu pojawiła się intensywność, jednocześnie brakowało jednak sensu i logiki, a kontry stwarzane przez Atlético stanowiły poważne zagrożenie. Diego Costa miał idealne warunki, by zademonstrować swoją szybkość i miał nawet na nodze piłkę meczową, jednak po raz kolejny nie zawiódł Diego López. Z minuty na minutę mecz stawał się coraz bardziej nerwowy, a zawodnicy wykazywali dużą ochotę do słownych utarczek.

Wydawało się, że Real w końcu zacznie zawiązywać swoje ataki, jednak poza dobrymi chęciami, w poczynaniach drużyny Ancelottiego widoczny był tylko panujący od pierwszego gwizdka chaos. W zasadzie drużyną, która była bliższa strzelenia drugiej bramki było Atlético, które zdołało wyprowadzić kilka zabójczych kontr, raz po raz wprowadzając niepokój w formację defensywną Królewskich. Po strzale Koke piłka uderzyła w słupek, innym razem Diego López popisał się udaną interwencją, choć nie można przy tej okazji zapominać o Courtoisie, który zrobił swoje przy strzale nożycami Álvaro Moraty. O młodym napastniku można powiedzieć, że wniósł wiele świeżości i zapału do gry, będąc wcześniej owacyjnie przywitanym przez publiczność na Bernabéu. Tego wieczoru było to jednak za mało.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!