Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl / różne

[WOW]: O Wikingach, co dla Hiszpanii wojowali

Zapraszamy do lektury "Wieczornych Opowieści Wikinga"

Ponieważ najcudowniejsze momenty w piłce są zasługą rywalizacji między państwami i to one napawają triumfatorów największą dumą, dziś "Wieczorne Opowieści Wikinga" dedykujemy perypetiom hiszpańskich sław Realu Madryt, które walczyły wraz z narodową reprezentacją Hiszpanii na froncie międzynarodowym.

Jeszcze kiedy FIFA nie banowała za grę dla kilku reprezentacji, piłkarski rozgłos zdobywał Alfredo Di Stéfano. Oprócz triumfalnego marszu z wikińskim Realem Madryt po Hiszpanii i Europie, do historii globalnego futbolu przeszedł też ze względu na fakt, iż będąc tak fenomenalnym piłkarzem, nigdy nie wystąpił na Mistrzostwach Świata - ani z Argentyną, ani z Kolumbią, ani z Hiszpanią. Hiszpański paszport Di Stéfano otrzymał w 1956 roku, a w 1957 rozegrał kilka konfrontacji z czarnym frankistowskim herbem na piersi. Jednak La Furia Roja (albo Azul - nie czerwona, a niebieska, ponieważ kiedyś często ten kolor stanowił za narodowy) nie sprostała oczekiwaniom i nie awansowała do Mundialu w 1958 roku rozgrywanego w Szwecji. Natomiast chilijskie Mistrzostwa Świata 1962 La Saeta Rubia ominął wskutek pechowego urazu mięśnia. Wtedy też publicznie ogłosił rezygnację z występowania w kadrze Hiszpanii.

Pierwszymi Wikingami, którzy z Hiszpanią osiągali znakomite reprezentacyjne sukcesy stali się Francisco Gento, Ignacio Zoco i Amancio Amaro, należący do narodowego zespołu, który w 1964 sięgnął po pierwsze dla Hiszpanii Mistrzostwo Europy. Należy pamiętać, iż kiedyś obowiązywały inne zasady organizacji turnieju i tylko półfinały i finał rozgrywano w kraju pełniącym funkcję gospodarza - wtedy w Hiszpanii. I mimo że Paco Gento nie doczekał się powołania na tę decydującą fazę, wcześniej dołożył cenne grosze do końcowego triumfu, zwłaszcza wspomagając ekipę w awansie do 1/8 finału. Zaszczytu występu w wielkim finale z ZSRR rozgrywanym na Estadio Santiago Bernabéu dostąpili natomiast wspomniani Zoco i Amancio. Drugi wsławił się w meczu półfinałowym przeciwko Węgrom, kiedy w 25. minucie dogrywki strzelił bramkę na wagę awansu do finału. Co więcej, na sześć minut przed końcem starcia finałowego, posłał mityczną asystę do Marcelino, który dostawił nogę, decydując o złocie dla Hiszpanii.

Jednak gra dla Hiszpanii nie dla każdego obfitowała w sukcesy. Triumfem na europejską skalę nie może poszczycić się Carlos Alonso González "Santillana", który mimo iż końcowy sukces był w zasięgu ręki, przegrał finał Euro '84 z gospodarzami Francją. I co więcej - miał po tym meczu czego żałować. Napastnik, którego znak firmowy stanowiły uderzenia "z główki", w pierwszych minutach meczu właśnie głową starał się wpakować piłkę do bramki. Uczynił wszystko, co trzeba - wyskoczył wysoko i posłał silny strzał tuż nad ziemią... Jak sam wspomina, "przeszyło mnie wrażenie, że nikt nie ma prawa zatrzymać tego uderzenia". Jednak wtedy instynktowną interwencją francuski defensywny pomocnik Luis Fernández w momencie rozwiał nadzieje Hiszpana, zatrzymując piłkę na linii. Za sprawą Platiniego i Bellone'a Francuzi ukąsili natomiast dwukrotnie i to wystarczyło, aby napastnik Realu Madryt znowu odczuwał gorycz porażki. Znowu, ponieważ Santillana udawał się wcześniej z Hiszpanią na dwa inne turnieje Mistrzostw Europy - w 1976 do Jugosławi i w 1980 do Italii, oraz dwa Mundiale - w Argentynie w 1978 i domowym w Hiszpanii w 1982. Wszystkie one skończyły się dla zespołu narodowego bezowocnie i Santillana za każdym razem wracał do domu z pustymi rękoma. Jednak z Hiszpanią doświadczył też momentu magicznego. Co może brzmieć dosyć kuriozalnie, nastąpił on w starciu z Maltą w ramach kwalifikacji do - co się potem okazało - srebrnego dla Hiszpanii wspominanego Euro '84. Drużyna, aby awansować do turnieju finałowego kosztem Holandii musiała odnieść zwycięstwo nad wyspiarskim krajem różnicą... 11 bramek. Historyczną konfrontację transmitowaną z Sewilli przez TVE oglądały tłumy. I udało się! Dyrygowani przez selekcjonera Miguela Muńoza i motywowani wiarą całego narodu, Hiszpanie dokonali cudu i roznieśli Maltę 12-1. Napastnicy Santillana i Hipólito Rincón, którzy wbili po cztery bramki, na najbliższe miesiące stali się królami hiszpańskiego futbolu. Jeszcze co do meczu, był on okazją do debiutu Paco Buyo, etatowego bramkarza Realu Madryt, w zespole narodowym. Czy można marzyć o piękniejszym?

W między czasie, trykot reprezentacyjny przywdziewał też Juan Gómez "Juanito". Legendarny wikiński piłkarz debiutował w meczu z Jugosławią w kwalifikacjach do Mistrzostw Świata 1978, zastępując Vicente del Bosque. Rewanż między tymi zespołami rozgrywany w Belgradzie Juanito zapamiętał boleśnie. Kiedy wygwizdywany opuszczał murawę, nie opanował wybuchowego temperamentu i pokazał w kierunku publiczności wulgarne gesty. Sekundę potem w odwecie został trafiony szklaną butlą w głowę i krwawiący padł na murawę. Przewieziono go do szpitala, gdzie na szczęście lekarze nie stwierdzili poważniejszych obrażeń. Zresztą wątek Jugosławii przewijał się przez całą reprezentacyjną karierę Juanito. Podczas Mistrzostw Świata w 1982 roku rozgrywanych na domowym hiszpańskim podwórku napastnik strzelił swą ostatnią bramkę dla zespołu narodowego, skutecznie egzekwując rzut karny przeciwko właśnie piłkarzom z Półwyspu Bałkańskiego.

Po Santillanie i Juanito wikińska pałeczka w reprezentacji Hiszpanii przeszła na Emilio Butragueńo. Także i on uczestniczył w Mistrzostwach Europy we Francji, gdzie La Furia Roja sięgnęła po srebrny medal. Jednak wtedy napastnik dopiero raczkował w świecie piłki i przez cały turniej albo siedział na ławce, albo dogrywał końcówki. Era "Sępa" nastała podczas meksykańskiego Mundialu w 1986 roku. Już w 45. sekundzie grupowego starcia z Irlandia Północną, w którym Hiszpania musiała odnieść zwycięstwo, aby utrzymać szanse na awans, piłkarz Realu Madryt wpisał się na listę strzelców, nadając meczowi odpowiedni kurs. Na 1/8 finału Hiszpanom rozlosowano niezwykle silną wtedy Danię z Michaelem Laudrupem, Mortenem i Jesperem Olsenem, Sorenem Lerbim czy Elkjaerem Larsenem w szeregach. Noc w Querétaro okazała się koncertem Emilio Butragueńo, zdobywcy - uwaga - czterech z pięciu bramek, które wtedy strzelili Hiszpanie, eksplozyjnie eliminując "Duński dynamit". Kiedy w ćwierćfinale ekipa z Połwyspu Iberyjskiego uległa w konkursie jedenastek Belgom, trener Argentyny, która czekała na półfinałowego przeciwnika, entuzjastcznie oświadczył: "Panowie, Hiszpania nie awansowała, nie musimy grać przeciwko Butragueńo, mamy finał Mistrzostw Świata!" I faktycznie, Argentyńczycy gładko rozprawili się z Belgią i w finale z RFN, mając w ataku Jorge Valdano i Diego Maradonę, sięgnęli po złoto Azteków.

Opisując legendy hiszpańskiego futbolu, warto wspomnieć o zasługach Fernando Hierro. Jak na środkowego defensora imponował on znakomitą skutecznością, egzekwując rzuty wolne i karne czy też masowo wbijając bramki głową. Do dziś plasuje się na trzecim miejscu wśród reprezentantów Hiszpanii z największą liczbą strzelonych bramek na koncie. Pod tym względem ustępuje tylko Raúlowi i Davidowi Villi. Hierro uczestniczył aż w czterech Mistrzostwach Świata - we Włoszech w 1990, w USA w 1994, we Francji w 1998 oraz w Korei i Japonii w 2002 roku - oraz w Mistrzostwach Europy w 1996 i 2000 roku. Gola z prawdopodobnie największą wagą strzelił Duńczykom - pozwolił on Hiszpanom, dogrywającym całe czterdzieści pięć minut w osłabionym składzie, awansować do turnieju finałowego amerykańskiego Mundialu. Mało kto pamięta też, że Hierro debiutował w reprezentacyjnym trykocie w towarzyskim meczu z Polską.

Bogatszych niż inni przeżyć reprezentacyjnych doświadczył Raúl González Blanco. Nazwisko kapitana Realu Madryt i liczba czterdziestu czterech bramek do dziś widnieją na szczycie listy najskuteczniejszych strzelców La Furia Roja wszech czasów. Aczkolwiek dla Raúla hiszpański los nigdy nie świecił łaskawie. Jeszcze Euro 1996 odbyło się bez młodego Hiszpana i na reprezentacyjny debiut musiał on poczekać do września tegoż roku. Na Mistrzostwach Świata 1998, które dla Hiszpanii okazały się klęską stulecia, spuścił z tonu, który prezentował w Realu Madryt, notując zaledwie pojedynczą bramkę przeciwko Nigeryjczykom i dostosowując się do fatalnego wizerunku całego zespołu. Turniej pokazał, że tamten skład potrzebował lidera. Z czasem obwołano nim właśnie Raúla, który powoli wyrastał na etatowego goleadora. Forma napastnika Realu Madryt eksplodowała w marcu 1999 na czas kwalifikacji do Euro 2000. Hiszpanie w odstępie czterech dni podejmowali wtedy Austrię i San Marino, a w obydwu meczach Raúl strzelił hattricka! Podczas belgijsko-holenderskiego Euro 2000 po spektakularnym awansie z grupy, nadszedł czas na starcie ćwierćfinałowe z Francją. Galowie po bramkach Zinedine'a Zidane'a i Youriego Djorkaeffa do 90. minuty meczu prowadzili 2-1, kiedy Hiszpanie stanęli przed wyśmienitą okazją na doprowadzenie do remisu. Do rzutu karnego podszedł właśnie napastnik Wikingów, pocelował i... posłał piłkę Bogu w okno wysoko nad bramką. Raúl stanął we łzach, razem z nim płakała cała Hiszpania, ponieważ synom Iberii znowu nie udała się sztuka osiągnięcia sukcesu na froncie międzynarodowym. Hiszpanie nie sprostali postawionym celom również na azjatyckim Mundialu w 2002 roku, aczkolwiek tu winą za porażkę w ćwierćfinale nie można obarczać Raúla. Do czasu feralnego meczu z gospodarzami on i partnerujący mu Fernando Morientes rozgrywali turniej niczym z nut, notując łącznie sześć bramek. Wszystko przerwał uraz, przez który El Siete musiał ominąć pojedynek z Koreą Południową. Partnerzy z zespołu przed meczem powtarzali: "Wygramy dla Raúla". I wygraliby, gdyby nie stronnicza postawa egipskiego arbitra, który faworyzując gospodarzy nie uznał bramki Morientesa po centrze Joaquina. Hiszpania i Raúl znowu wracali do Europy na tarczy. Tak wyczekiwany przełom nie nastał też ani podczas Euro 2004 w Portugalii, ani podczas niemieckich Mistrzostw Świata 2006 - mistrzostw, które okazały się ostatnią imprezą w karierze hiszpańskiego łowcy. We wrześniu 2006 Raúl otrzymał ostatnie powołanie do zespołu narodowego. Hiszpanie sensacyjnie przegrali wtedy z Irlandią Północną 3-2, a piłkarz Realu Madryt na sam koniec meczu uderzył w słupek. Konfrontacja odbywała się w ramach kwalifikacji do Euro 2008, na które Raúl wskutek decyzji trenera Aragonesa nie poleciał, a które Hiszpanie... zwyciężyli. I na nic zdały się "proraúlowskie" kampanie organizowane przez sympatyków wieloletniego kapitana La Furia Roja i nagonka medialna na selekcjonera - wkrótce obronił go argument nie do obalenia, obronił go faktyczny międzynarodowy sukces. Warto dodać, że owy sukces stał się udziałem kilku piłkarzy Realu Madryt: kapitana reprezentacji, Ikera Casillasa, a także Sergio Ramosa, Raúla Albiola, Álvaro Arbeloy i Rubéna de la Reda.

I to wszystko na dziś w "Wieczornych Opowieściach Wikinga". Jeśli macie pomysły na następne części sagi, koniecznie napiszcie na adres e-mailowy [email protected]. A tymczasem - bywajcie zdrowi!

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!