Advertisement
Menu
/ fourfourtwo.com

LLL: Jeszcze więcej wariactwa na Mestalla?

<em>La Liga Loca</em> prosto z Madrytu

La Liga Loca to forma blogu, prowadzona przez dwóch brytyjskich dziennikarzy, Tima Stannarda i Simona Talbota. Ich wpisy zamieszczane są w serwisie magazynu FourFourTwo, jednego z największych i najbardziej poczytnych magazynów piłkarskich na Wyspach Brytyjskich i w Europie.

------------------------------

Wściekłe dobijanie się Marki do wrót Twierdzy Posępnego Czerepu oznacza, że w pokrytej śniegiem Hiszpanii zmieniło się wszystko. Dosłownie wszystko.

Co było u góry jest na dole, co było dobre, jest złe, a Michał Wiśniewski jest nowym Czesławem Niemenem.

Butelki z benzyną lecą w stronę murów Twierdzy Posępnego Czerepu od wtorku i nie wygląda, aby atak miał się szybko zakończyć.

Dziennikarskie oblężenie zmusiło poddanego presji Ramóna Calderóna do wystąpienia we wtorkowy wieczór w hiszpańskim radiu i następującego wyznania: „Nie wiem, co miałbym zrobić, aby pokazać, że nie jestem świnią”.

Marca już nie podlizuje w bezwstydny sposób Realowi. I to powoduje, że uwielbiająca stabilizację La Liga Loca jest mocno zaskoczona.

Aby więc przywrócić poczucie elementarnego porządku w tym zakręconym świecie, w którym przyszło nam żyć, La Liga Loca poszukała schronienia wśród najlepszych w takich sytuacjach… walkach na górze w Valencii i drobnych , szatnianych niesnaskach w Atlético.

Podczas ostatniego weekendu As przeprowadził wywiad z hiszpańskim piłkarzem Evertonu, Mikelem Artetą. Przeprowadził przede wszystkim dlatego, aby zbombardować chłopaka pytaniami na temat wielkości Raúla i Realu Madryt.

W wartkim strumieniu tego typu zapytań, Artecie udało się jednak przemycić ciekawe spostrzeżenie na temat hiszpańskiego stylu prowadzenia klubu. Przez wielu ukochanego, przez innych, jakieś wredne dusze, uważanego za nadający się idealnie do unikania odpowiedzialności.

„W Hiszpanii mamy prezydenta, dyrektora sportowego, trenera, dyrektorów do różnych spraw… a w Anglii? Naszego właściciela widzę raz na cztery miesiące, jeśli w ogóle” – wyjawił Arteta.

Klubem, który jest kompletnie ogłupiały w sprawach prezydenta jest Valencia, która wkrótce może mieć już piątego szefa w ciągu ostatniego roku.

Szczęśliwi nowi czytelnicy, którzy nie mają pojęcia o tym, co dzieje się w hiszpańskim futbolu, lub tacy, którzy kompletnie zagubili się w szaleństwie na Mestalla.

Szybka ściąga od La Liga Loca:

Juan Bautista Soler był prezydentem Valencii prawie do końca ubiegłego sezonu. Został zastąpiony tylko po to, aby zmiennik Solera został zastąpiony przez Juana Villalongę na jakieś dwa tygodnie.

Były szef Telefoniki popełnił błąd mówiąc o wielkim bałaganie w klubie i został zwolniony. Zastąpił go Vicente Soriano, który był wcześniej zastępcą Solera, ale doszedł z nim do porozumienia i wykupił większościowe udziały w klubie należące do byłego szefa. Aby było jeszcze ciekawiej, Soriano musi jeszcze zwrócić rodzinie Solerów 70 milionów euro, które były potrzebne do wykupienia wcześniej wspomnianych udziałów.

I wygląda na to, że rodzina albo chce kasę z powrotem, albo chce się Soriano pozbyć, uważając, że fatalnie prowadzi klub.

Mówi się, że rodzina Solerów - trochę jak rodzina Kiepskich, wdzięku brak, ale zabawna – jest niezadowolona ze sposobów Soriano na wyprowadzenie Valencii z bałaganu i kryzysu finansowego, do którego zresztą sama Valencię doprowadziła. Obecna sytuacja ekonomiczna klubu powoduje, że nie można dostać bankowego kredytu, ani sprzedać gruntów, gdzie położony jest stadion Mestalla.

To jeszcze nie wszystko. El Pais poinformował niedawno, że zakup ziemi pod nowy stadion jest obecnie badany przez prokuraturę w związku z, a jakżeby inaczej, tak zwanymi „nieprawidłowościami”.

W poniedziałek odbyło się spotkanie kryzysowe Solera z Soriano. Ten drugi dostał dwa tygodnie na wyjaśnienie najważniejszych kwestii. A jeśli tego nie zrobi, wróci stare, czyli Soler.

W stołecznym Atlético także dominują kwestie prezydenckie.

Po niedzielnej porażce u siebie z Athletic (kolejny gwóźdź do trumny trenera Aguirre?), prezydent klubu Enrique Cerezo postanowił zejść do szatni zgnębionych zawodników.

Antonio López, drugi kapitan, opowiedział, co działo się później – Cerezo wszedł do szatni, uścisnął rękę każdemu piłkarzowi i nie powiedział ani słowa. Powinien więcej ruszać głową, a mniej opierać się na uczuciach – narzekał piłkarz, komentując mało szacowne zachowanie prezydenta. – Cóż, na konferencji prasowej dowiemy się, co ma do powiedzenia – dodał López.

W wtorek Cerezo powiedział dziennikarzom, że w jego zespole jest świetna atmosfera – Nie ma żadnego pęknięcia, najmniejszego zgrzytu – zapewniał Cerezo, dodając, że spotkał się Antonio Lópezem i są Najlepszymi Przyjaciółmi Na Zawsze.

O tak, z pewnością.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!