Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Liga ACB: Joventut za mocny (z dystansu)

Real Madryt 93:101 DKV Joventut

Mecz historyczny. Mecz niezwykle istotny. Mecz zapowiadający wielkie widowisko. Mecz Realu Madryt z DKV Joventut Badalona.

Mecz historyczny? Tak, ze względu iż był to sto pięćdziesiąty pojedynek pomiędzy tymi drużynami. Większość z nich (dokładnie sto siedem) kończyło się zwycięstwem klubu ze stolicy Hiszpanii, częściej wygrywali gospodarze spotkań (dziewięćdziesiąt dwa razy (61,7%)), więc liczby przemawiały za Realem Madryt.

Mecz istotny? Tak, ponieważ była to symboliczna walka o fotel lidera. Gdyby mecz zakończył się zwycięstwem Królewskich, mogliby już spać spokojnie, będąc pewni mistrzostwa sezonu zasadniczego (przewaga wynosiłaby cztery wygrane, przy czterech meczach do końca i wygranych pojedynkach z bezpośrednim rywalem, DKV). Jeżeli jednak gospodarze ulegliby Katalończykom, owe mistrzostwo nadal pozostawałoby sprawą otwartą.

Mecz z DKV Joventut rozgrywany był z kilkudniowym opóźnieniem, albowiem zeszłej niedzieli odbywał się finał Pucharu ULEB, w którym katalońska drużyna pokonała rodaków z Akasvayu Girona. Koszykarze Realu Madryt przywitali mistrzów w należyty sposób (popularny „szpaler").

Po gwizdu nie było już miejsca na uprzejmości - rozpoczęła się prawdziwa walka. Naprzeciw siebie stanęli niedawni koledzy z drużyny - Felipe Reyes i Jerome Moisó. Rywalizację o pierwszą piłkę wygrał Hiszpan, aczkolwiek w jednej z kolejnych akcji Francuz zablokował Alexa Mumbrú i wspomnianego Reyesa. Pojedynki pod tablicami, w których udział brali jeszcze tacy zawodnicy jak Iker Iturbe czy wychowanek Królewskich, Eduardo Hernández-Sonseca, były ozdobą pierwszej kwarty. Pomiędzy nimi najpewniejsi gracze decydowali się na rzuty za trzy, z całkiem niezłą skutecznością. Pierwszy trafił Louis Bullock, rozpoczynając w ten sposób rewelacyjny występ. Drugi trafił Lubos Barton, rozpoczynając w ten sposób historyczny wyczyn DKV (o czym później).

Nasi obrońcy świetnie radzili sobie z Rudym Fernándezem, sprawiającym zazwyczaj najwięcej kłopotów defensorom (nawet pomimo kontuzji barku). Nieprzeciętne umiejętności obudziły się w Hiszpanie pod koniec pierwszej kwarty, kiedy to trafił z półdystansu, ładnie gubiąc rywala nagłym zatrzymaniem (22:28).

O ile Rudy poradził sobie z madrycką obroną, o tyle Los Blancos nie potrafili przedrzeć się przez defensywę badalońską. Goście w kapitalny sposób zagęszczali pole gry, podwajali zawodnika z piłką i nie dali rozwinąć skrzydeł żadnemu z koszykarzy w białej koszulce. Odwrotna sytuacja miała miejsce po drugiej stronie boiska, gdzie zespół DKV ośmieszył rywali, przeprowadzając genialną akcję, zbudowaną na szybkich, momentalnych podaniach. Piłka w końcu trafiła do Demonda Malletta, który z kolei posłał ją prosto do kosza zza linii 6,25m. Real Madryt odpowiedział także trójką, Charlesa Smitha, ale po zaledwie dwóch podaniach. Tniemy koszty.

Pan Mallett, nowy zawodnik klubu z Badalony, był w tym meczu jednym z ważniejszych elementów drużyny. Bardzo dobrze rozgrywał, walczył o każdą piłkę, a na dodatek trafiał z dystansu. Jego kolejna trójka powiększyła przewagę do ośmiu punktów i pobudziła do działania Real Madryt, a dokładnie Louisa Bullocka. Amerykanin najpierw zrewanżował się rodakowi trafieniem za trzy, a następnie skupił się na odzyskaniu prowadzenia, przeprowadzając fenomenalne akcje i odgrywając rolę prawdziwego lidera. Dzięki niemu także gra nabrała rumieńców, stała się ciekawsza, szybsza, efektowniejsza. Po akcji 2+1 Reyesa, gospodarze mogli się pochwalić trzema punktami „na plus" (46:43). Kolejne trzy dołożył Mumbrú. Odkąd parkiet opuścił Mallett, Katalończykom nic się nie układało. Królewskim było to na rękę...

W trudnych chwilach zespół poderwał do walki Rudy, celnym rzutem z dystansu. Trener DKV Joventut, Aíto García Reneses, zamiast mu pomóc, po dyskusji z sędziami otrzymał przewinienie techniczne. Na linii osobistych stanął Louis Bullock, oba rzuty oczywiście trafił, a Real Madryt, jak to bywa w przypadku fauli technicznych, miał jeszcze piłkę z boku. Akcja, jak i pierwsza połowa, skończyła się na rzutach wolnych Raúla Lópeza, celnych (54:46).

Osiem punktów przewagi w przerwie meczu zawdzięczamy przede wszystkim kapitalnej grze Louisa Bullocka, który przez 20 minut uzbierał na koncie 23 punkty! Niepokoiła jedynie rzecz jedna - czy i kiedy zacznie swój występ Rudy Fernández...

Czy? Pytanie retoryczne. Kiedy? Tuż po rozpoczęciu trzeciej kwarty, celnym rzutem z dystansu. W następnej akcji utalentowany Hiszpan „nadział się" na zasłonę Reyesa, uderzając głową w jego bark. Ból był jednak chwilowy, gdyż w rewanżu ponownie trafił za trzy, z tego samego miejsca co chwilę wcześniej. Rzut ten doprowadził do remisu (54:54). Jak łatwo zauważyć, Real Madryt punktów w tej części meczu jeszcze nie zdobył. Dla gospodarzy przerwa przedłużyła się o trzy minuty, bo właśnie tyle potrzebowali, aby wreszcie trafić do kosza. Utrzymujący się w granicach remisu wynik stwarzał niezwykłe emocje, a niektórzy nie potrafili utrzymać nerwów na wodzy...

Najbardziej wyróżniał się Fernández właśnie. W jednej z akcji, będąc lekko trąconym na zasłonie przez jednego z naszych graczy, zachował się iście „po włosku" - jego upadek wyglądał tak, jakby staranował go co najmniej Júlio Baptista. Arbitrzy wychwycili aktorstwo Rudy'ego i ukarali go przewinieniem technicznym. Niestety popisał się on w kolejnej akcji, kiedy to faulowany przez Popovicia Raúl próbował oddać rzut, lecz został zepchnięty przez Fernándeza do parteru. López zareagował gwałtownie, jak porażony prądem, uderzając go głową w brzuch. Obu zaliczono faul niesportowy.

Po chwilowej absencji na parkiet wrócił Bullock i od razu popisał się skutecznym wejściem pod kosz (60:58). Sekundy później wypracował czystą pozycję Iturbe, a w kolejnym ataku pięknym crossoverem zgubił Paua Ribasa i trafił za trzy. Takiego Sweet Lou Palacio Vistalegre chciałoby oglądać co mecz.

Real Madryt nie byłby Realem Madryt, gdyby ciężko zapracowanej, dziewięciopunktowej przewagi nie stracił. Co gorsza, stracił także najlepszego gracza. Ricky Rubio sprytnie zasymulował faul Bullocka i Amerykanin, mimo iż nie przewinił, zaliczył piąte przewinienie i ostatnie minut musiał obejrzeć z poziomu ławki rezerwowych.

Sytuacja ta całkowicie odmieniła Królewskich. Sprawiali wrażenie zagubionych, podłamanych, skupiali się na bezmyślnych rzutach z dystansu (tutaj prekursorem był niemiłosiernie pudłujący Kerem Tunçeri). Grę w swoje ręce wzięli Hiszpanie - Mumbrú i Reyes. Obaj postawili na odważne akcje pod koszami, co wyszło tylko na dobre (82:77).

Goście szybko odrobili straty. Jak? Oczywiście rzutami z dystansu. Tutaj należy się słowo wytłumaczenia a propos wspomnianego już rekordu. DKV Joventut pobiło w tym meczu rekord ligi w liczbie celnych rzutów z dystansu podczas jednego spotkania. Koszykarze z Badalony trafili 18 na 31 rzutów zza linii 6,25m, zapisując się w historii Ligi ACB. Sam Rudy Fernández zaliczył osiem celnych rzutów, Demond Mallet pięć, a na listę wpisali się także Ribas, Rubio, Barton i Lavińa.

Z tak dysponowanymi przeciwnikami trudno wygrać. Przekonali się o tym mistrzowie Hiszpanii, prezentujący pod koniec całkowicie chaotyczną grę. Próby ratunku starał się podjąć Raúl i choć trafił za trzy, później stracił piłkę niecelnym podaniem i poślizgnął się na parkiecie na 27 sekund przed końcem. Nadzieje mogły jeszcze odżyć, lecz Mumbrú nie trafił spod kosza, czym załamał cały zespół. Ostatecznie gospodarzy „dobił" ich własny wychowanek, Sonseca, wsadem ustawiając licznik na liczbie „101".

Mecz zapowiadający wielkie widowisko? Tak, tego wieczoru nie brakowało efektownych akcji, emocji, walki. Mecz spełnił oczekiwania kibiców. Wynik meczu - nie wszystkich.

Kibice Realu Madryt mogą być wciekli na swoich zawodników. Powód ten sam, co zwykle - roztrwoniona przewaga. Najłatwiej tłumaczyć ją brakiem rewelacyjnego Bullocka, jednak jakież znaleźć tłumaczenie na to, iż po jego piątym przewinieniu żaden z zawodników nawet nie zbliżył się poziomem gry do Amerykanina? Pomijając już brak akcji zespołowych, zabrakło jednostki, która pociągnęłaby resztę, a może i sama przesądziła o losach spotkania (tak jak Ricky Rubio, którego wejście odrodziło DKV). To nie pierwszy taki przypadek w tym sezonie. Oby ostatni.


93 - Real Madryt (25+29+15+24): López (9), Bullock (35), Smith (3), Iturbe (4), Reyes (21) - Hervelle (6), Mumbrú (12), Llull (-), Tunceri (3), Sekulic (-), Papadopulos (-).
101 - DKV Joventut Badalona (28+18+21+34): Mallet (17), Ribas (3), Barton (9), Moisó (7), Hernández-Sonseca (7) - Rubio (19), Jagla (-), Fernández (30), Lavińa (5), Popović (4).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!