„Służby medyczne mówią mi, że będą manipulować prezesem, żeby przekonać go, że zwariowałam, a potem żeby mnie wyrzucił”
Itziar González udzielił bardzo mocnego wywiadu dziennikowi MARCA. Przedstawiamy pełne tłumaczenie tej rozmowy z byłą dietetyczką Realu Madryt.
Itziar González. (fot. Getty Images)
Itziar González de Arriba to ekspertka od sportu i żywienia, którą Real Madryt zatrudnił rok temu. Królewscy, w okresie, gdy urazy mięśniowe były poważnym problemem, zwrócili się do kobiety, która na pierwszym miejscu stawiała wykształcenie: fizjoterapeutka (Uniwersytet w Salamance), osteopatka (Uniwersytet w Alcalá de Henares), magister kierunku Żywienie i Zdrowie (Uniwersytet Otwarty Katalonii), europejski magister nutrigenomiki (Uniwersytet Balearów), studia podyplomowe z terapii regeneracyjnej (Uniwersytet w Lizbonie i San Pablo-CEU), pierwszy cykl chemii (Uniwersytet Kraju Basków), ekspertka w zakresie immunożywienia po Uniwersytecie Katolickim w Walencji oraz absolwentka żywienia na Uniwersytecie w Burgos.
Jej kontakt z Realem miał jednak wcześniejsze korzenie, dzięki pracy z Danim Carvajalem i Rodrygo, dwoma piłkarzami przytłoczonymi kontuzjami, którzy oddali się w jej ręce i przestali odczuwać to, co ich dręczyło. To wyglądało na doskonałą wizytówkę, ale rzeczywistość okazała się dokładnie odwrotna. Służby medyczne klubu, które minionego lata przeszły głęboką przebudowę w pierwszym zespole, nie patrzyły na to przychylnie, a sytuacja, według Itziar, przerodziła się w atmosferę nie do zniesienia.
Po miesiącach wątpliwości i lęku, przy otwartym postępowaniu prawnym, Itziar zdecydowała się opowiedzieć o tym, co nazywa piekłem w Madrycie.
Jak i dlaczego Itziar trafia do Realu Madryt?
Z tego, co wiem, prezes prosi służby medyczne, żebym pojawiła się tam w sezonie 2021/22. Po złych doświadczeniach z działami medycznymi w innych zespołach mówię „nie”, ale naciskają i jadę, bo słyszę, że to prośba prezesa. W tamtym sezonie tylko Carvajal i Rodrygo chcą ze mną pracować. Jest jeszcze jeden zawodnik, który mówi mi, że też chciałby zacząć współpracę, ale lekarze mówią: „Niech nawet o tym nie myśli”. Po zakończeniu La Ligi nie mam żadnych informacji z Realu aż do listopada 2023 roku, kiedy dzwonią ponownie, żebym pracowała z Carvajalem i Ardą przez cały sezon 2023/24. Lekarze mówią im, żeby tego nie robili, a mnie wprost mówią, że moja praca „do niczego się nie nadaje”.
W październiku 2024 Dani Carvajal znów prosi mnie o pomoc, gdy doznaje urazu. Potem dzwoni do mnie fizjoterapeuta, w imieniu prezesa, żebym dołączyła do pracy z całym zespołem. Mówię, że nie mogę być tam na pełny etat i nie chcę, bo nie szanują mojej pracy. Ustalamy więc, że będę pracowała tam pół tygodnia, a drugie pół z domu. Zgadzam się, bo słyszę, że to osobista prośba prezesa, że dopilnuje, by lekarze pozwolili mi pracować i okazywali szacunek, a jeśli pokażę efekty, wielu ludzi z przewlekłymi urazami może dostać nadzieję. Muszę powiedzieć, że ogromnie podziwiam Florentino Péreza, mam do niego wielki szacunek i mnóstwo sympatii. Przychodzę z jedynym celem: harować ponad siły, zrobić swoją robotę jak najlepiej i sprawić, by Florentino mógł być ze mnie dumny.
Jak Panią przyjęto?
Służby medyczne tworzą wrogą atmosferę od pierwszej minuty. Pierwszego dnia mówią mi, że jestem tam z powodu zachcianki prezesa, ale oni wiedzą, jak nim sterować, bo robi wszystko, czego chcą, i że będą nim manipulować, żeby przekonać go, że zwariowałam, a potem, żeby mnie wyrzucił. Nikt mnie nie przedstawia, nikt się nie wita, nikt nie rozmawia. Nigdy nie spotykają się ze mną, mimo że wielokrotnie o to proszę. Nie odpowiadają na maile ani wiadomości.
Czasem odzywają się tylko wtedy, gdy mijają mnie na korytarzu, żeby powiedzieć, że wszystko robię źle, że prezes kazał mi z nikim nie rozmawiać, nie wychodzić z ponurego pomieszczenia, które mi przydzielili, nie odzywać się do piłkarzy, niczego nie robić, że ludzie mnie tam nie chcą, a piłkarze (którzy nawet nie wiedzą, że tam jestem) mają do mnie wstręt. W pierwszym tygodniu oskarżają mnie o kradzież całej partii suplementów. Udaje mi się wykazać, że to nie ja, ale pojawia się strach, a od tamtej pory komunikuję się już zawsze na piśmie, żeby taka sytuacja nie wróciła.
Jak wyglądała Pani praca, na czym polegała?
Lekarze i jeden fizjoterapeuta bez przerwy wydają mi polecenia na korytarzu, rzekomo „od prezesa”. W praktyce mam się ukrywać i nic nie robić. Tyle że prezes przychodzi osobiście i mówi mi, co chce, żebym robiła, a to jest kompletnie inne niż „polecenia od prezesa”, które do mnie docierały. Robię więc dokładnie to, o co prosi prezes: chce, żebym wdrożyła tam moją metodę i odpowiadała zarówno za bufet w rezydencji, jak i dietę podczas podróży oraz w hotelach, za suplementy zespołu, a także, żebym ułożyła spersonalizowaną dietę każdemu piłkarzowi, który będzie chciał. To ma zostać wdrożone również w pozostałych drużynach. To ogrom pracy, zwłaszcza że większość piłkarzy chce spróbować, a ja rozpisuję każdemu dzienny plan. To mniej więcej godzina na jednego zawodnika, proszę policzyć. Zaczynam jednak z entuzjazmem, bo to jego prośba i wiem, że mogę pomóc chłopakom.
Co się stało?
Rzucają mi kłody pod nogi na każdym kroku: w bufecie pojawiają się produkty, których odradzam; kelnerka wyśmiewa mnie i bez przerwy powtarza piłkarzom, żeby mnie nie słuchali, bo „nie mam pojęcia”; kucharz nie robi tego, o co proszę, tylko to, co mu pasuje, na przykład przedmeczowe słodkie wypieki; kierownik nie kupuje tego, co zalecam; chłopak, który ma przygotowywać suplementy, podaje inne niż te, które wskazuję; lekarze i fizjoterapeuci mówią piłkarzom, żeby nie stosowali się do moich zaleceń. Nie przekazują mi też informacji o stanie zawodników ani o tym, co im podają (leki, witaminy itd.), choć naciskam, by uniknąć interakcji z suplementami, bo to może im zaszkodzić. Bez przerwy ze mnie kpią, wyśmiewają w grupach na WhatsAppie, mówią piłkarzom, żeby brali coś innego niż to, co zalecam. Mimo tych przeszkód większość zawodników chce kontynuować, a wielu realizuje zalecenia w domach, bo w Valdebebas nie ma takiej możliwości.
Czy wcześniej istniał jakiś plan żywieniowy?
Pierwszy zespół nie ma obsługi żywieniowej, bo lekarz, który się tym zajmował do mojego przyjścia, powiedział mi, że dieta i suplementy „nie mają nic wspólnego” z urazami i wydolnością. Jedzenie wybiera kucharz.
Dlaczego i kiedy wszystko zaczęło się psuć?
Są piłkarze, u których poprawa jest wyraźna i mówią o tym w szatni. Jeden przestaje odczuwać ból, który męczył go od miesięcy; inny nie ma już skurczów, które zawsze wracały; kolejny mówi, że nigdy nie jest zmęczony; następny, że jest zwinniejszy i szybszy; a przede wszystkim kilku mówi, że nie opada z sił i po dziewięćdziesięciu minutach mogliby grać dalej bez problemu. Dwóch z tych zawodników opowiada mi, że mówią o tym prezesowi wprost. To, że piłkarze tak mówią i łączą zmianę z nowymi zasadami żywienia oraz suplementacji, wywołuje w służbach medycznych i u personelu bufetu taką falę nienawiści, że nie daję rady. Trzynaście dni po podpisaniu umowy proszę o jej rozwiązanie i o to, by nie wracać. Dyrekcja mówi jednak, że piłkarze i prezes chcą, żebym została i wytrzymała, a oni wszystko naprawią.
Jak wyglądają Pani relacje z zawodnikami?
Są wspaniali. Nie mogłam z nimi dużo rozmawiać, bo służby medyczne stawiały mi przeszkody na każdym kroku. To oni proszą, żebym jeździła z drużyną, bo w Valdebebas nie da się ze mną porozmawiać. Ogólnie widzę w nich świetnych chłopaków, grzecznych wobec mnie i mojej pracy, ciekawych, chętnych do nauki i do zrozumienia, dlaczego pewne rzeczy wyglądają tak, a nie inaczej. Widzą, co mi robią i próbują sprawić, żebym poczuła się lepiej. Zaczęłam ich naprawdę bardzo lubić. Jest mi ich szkoda, bo są ofiarami w złotej klatce i nic nie mogą zrobić. Mimo tego, że służby medyczne codziennie powtarzały im, żeby nie stosowali moich zaleceń, większość próbowała, co strasznie mnie smuciło. Nie chcieli złościć lekarzy, a równocześnie chcieli trzymać się moich zasad, więc wielu brało to, co mówili oni, i to, co mówiłam ja. Tłumaczyłam, że to złe i że nie będzie problemu, jeśli zechcą brać to, co zalecają lekarze; ja wtedy lepiej nic im nie dam, ale oni uparcie chcieli iść moim trybem. Horror.
Co mówiono przeciwko Pani sposobowi pracy?
Ogólnie czuli się zaopiekowani i to im odpowiadało. Przechodzą od braku jakiejkolwiek opieki żywieniowej i suplementacji do codziennie rozpisywanego planu, dopasowanego do konkretnej osoby. Opowiadali mi, gdy tylko mogli mnie zobaczyć, jak się czują, a ja próbowałam o nich dbać. Czułam się trochę jak „mama”, bo mówili mi, że boli ich brzuch, że mało spali, że mają stan podgorączkowy. Starałam się zawsze pomóc, a oni odwdzięczali się gestami i drobnymi, naprawdę pięknymi rzeczami. To jedyny pozytyw, jaki wyniosłam z tego strasznego doświadczenia.
Co wydarzyło się między meczem z Atalantą, 10 grudnia 2024 roku, a meczem z Gironą, 23 lutego 2025 roku?
Mecz z Atalantą to pierwszy, w którym mniej więcej wdraża się suplementy i dietę, które rekomenduję. To może być powód albo czysty przypadek, ale fizycznie czują się bardzo dobrze. Niektórzy, którzy wcześniej nie trzymali się zaleceń, chcą zacząć, a ci, którzy stosowali je wcześniej, chcą kontynuować. W szatni pojawia się dużo bardzo pozytywnych komentarzy, a służby medyczne nie wytrzymują. Lekarz i kelnerka z bufetu składają do dyrekcji fałszywe oskarżenie na mój temat; mam alibi i udowadniam, że to nieprawda. Potem znowu dostaję kolejne fałszywe oskarżenie i znów wykazuję, że to kłamstwo. Przy tej wrogiej atmosferze dyrekcja odsyła mnie do domu i nie pozwala jechać na mecz z Espanyolem.
A od tego spotkania…
W tamtym meczu piłkarze nie dostają suplementów. Wracam do Valdebebas i robię, co mogę, wiedząc, co się dzieje. Czuję strach i lęk, nie śpię po nocach, cały czas płaczę, proszę dyrekcję o pomoc, a oni mówią mi, żebym wytrzymała, bo chcą, żebym kontynuowała pracę. Na meczu z Gironą widzę prezesa; podchodzi do mnie wściekły z powodu kłamstw, które mu o mnie opowiedziano. Dla mnie tam wszystko się kończy. Całe cierpienie, żeby pomóc chłopakom i żeby on był dumny, a on wierzy w te kłamstwa. Znów proszę, żeby odejść, ale nie pozwalają; mówią, że powiedzą prezesowi prawdę. Tylko tego chcę.
A potem?
Uniemożliwiają mi kontakt z piłkarzami, nie pozwalają jeździć na mecze. Moich suplementów nie ma na spotkaniu z Betisem. W tamtym okresie pozwalają mi pracować przy meczach z Atlético Madryt i Realem Sociedad, ale w ukryciu. Wzywają mnie na spotkanie z jednym ze sponsorów. Mówi mi, że przyjaźni się z lekarzami, że już dopięli, by prezes mnie wyrzucił, a teraz będą próbowali mnie upokarzać tak długo, jak tu jeszcze zostanę. Dyrekcja zabrania mi wchodzić do Valdebebas, jak mówią, „dla mojego bezpieczeństwa fizycznego”. Informują, że rozpoczną wewnętrzne dochodzenie, żebym się nie martwiła i zachowała spokój, bo „wyrzucą ich wszystkich”, ponieważ to, co zrobili, jest nie do przyjęcia. Znów proszę o odejście i znów słyszę „nie”. Mówią, żebym dalej wykonywała pracę z domu. Odpowiadam, że nie mogę wymyślać planów bez wiedzy o stanie zawodników, to byłaby zła praktyka, a oni mówią, że mam obowiązek to robić. Pracuję w strachu, bez odpoczynku i z ogromną frustracją, bo czuję, że to, co robię, nie ma sensu. Mimo tego robię to codziennie, bez dnia przerwy, aż do 4 sierpnia. W dodatku wiem, że służby medyczne nie realizują tych planów, które wysyłam, i podają zawodnikom inne rzeczy niż te, które proponuję.
Kiedy i kto mówi Pani, że zostanie Pani zwolniona?
Dzwoni do mnie dyrektor HR, żeby podziękować za pracę i powiedzieć, że nie dali rady z lekarzami, a usługa żywieniowa zostaje anulowana. Mówią mi, że wykonałam wyjątkową pracę, że wszystko zrobiłam dobrze, i wypłacają mi całość wynagrodzenia z kontraktu, który pozostał. Mówię, że chcę tylko, by prezes i piłkarze poznali prawdę i że żądam zdementowania wszystkich kłamstw, które o mnie rozpuszczano w klubie. On, bardzo uprzejmie, odpowiada, że to nie będzie możliwe.
Co dzieje się później?
Składam pozew, mimo że mi „radzą”, żebym tego nie robiła, i mówią, że nie mam żadnych szans na wygraną, a do tego „zrujnują mi życie”. Odpowiadam, że nie chodzi o wygraną czy przegraną; chcę tylko, żeby prezes, piłkarze i ludzie dla mnie ważni poznali prawdę.
Dlaczego mówi Pani teraz, a nie wcześniej?
Bo wszyscy, ludzie z klubu, ludzie, którzy nie mieli pojęcia, rodzina, przyjaciele, znajomi, dziennikarze, mówili mi, że Real Madryt ma ogromną władzę i że wypuszczą zmanipulowane informacje przeciwko mnie, że zrobią mi krzywdę fizycznie, a także zniszczą moje nazwisko i reputację. Nadal mam koszmary każdej nocy. Chcę zamknąć ten rozdział raz na zawsze i czuję, że dopóki o tym nie opowiem, nie uda mi się go domknąć.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze