Jak masz na imię?
A teraz proszę ładnie się przedstawić przed milionami słuchaczy.
Xabi Alonso. (fot. Getty Images)
Zapytani o nasze imię, nazwisko, imiona rodziców i miejsce zamieszkania odpowiedzi udzielilibyśmy bez chwili zastanowienia, czy zawahania. Ba, można śmiało przypuszczać, że znakomita większość z nas nie miałaby kłopotu również z podaniem z pamięci numeru PESEL, a przynajmniej jego pierwszych sześciu cyfr.
Teraz wyobraźmy sobie jednak sytuację, w której musimy podać te same informacje, ale na oczach dziesiątek tysięcy ludzi obserwujących nas bacznie ze sceny oraz przed milionami widzów zgromadzonymi przed teleodbiornikami. Mało tego, wyobraźmy sobie, że każde przejęzyczenie, każde „eeeee”, każde „yyyyy” i jakakolwiek niepewność w tonie głosu może zaważyć na naszym dalszym losie.
Czy w takiej scenerii wciąż bylibyśmy zdolni podać te dane bezbłędnie? Pewnie tak, ale poczucie komfortu byłoby zdecydowanie bardziej ograniczone, a w wielu przypadkach czulibyśmy najzwyczajniej w świecie niepokój, by nie powiedzieć presję. Wykonywanie nawet najłatwiejszego zadania może być wyjątkowo niewdzięczne, gdy masz świadomość, że jesteś wystawiony na widok, a ludzie patrzą ci na ręce, zastanawiając się jedynie, czy zaraz nie nawalisz.
Choć powyższa sytuacja przywdziana jest oczywiście w abstrakcyjne szaty, to mimo wszystko dość obrazowo opisuje to, z czym mierzy się dziś Xabi Alonso. W normalnych okolicznościach potyczka z Deportivo Alavés powinna być dla Królewskich jedynie starciem do odhaczenia w możliwie najmniej bolesny sposób i bez doszukiwania się na siłę drugiego dna. Okoliczności standardowe jednak przy tej okazji bynajmniej nie są. Mecz z 15. ekipą może mieć bowiem kluczowe znaczenie dla przyszłości Xabiego Alonso i, co za tym idzie, obecnego projektu.
Zamiast rzucania stwierdzenia, że w Realu Madryt dzieje się ostatnio źle, moglibyśmy równie dobrze napisać, że palenie szkodzi, narkotyki to zło, a w Austrii nie żyją kangury. Dość powiedzieć, że po raz ostatni udało nam się wygrać dwa kolejne spotkania na przełomie października i listopada. To, co dzieje się od tamtej pory, próbujemy zaś ze średnim skutkiem zrozumieć do teraz. Niby wszyscy wiedzą, co nie działa, ale nikt nie umie tego naprawić. Przechylanie szali winy czy to na stronę trenera, czy to piłkarzy służy w praktyce jedynie jako ujście gromadzącej się w nas frustracji.
Narracja po porażce z City nie była co prawda przepełniona aż taką żądzą krwi, jak przy poprzednich okazjach, ale da się to stosunkowo łatwo wytłumaczyć. Po równie fatalnej serii ze znacznie niżej notowanymi rywalami klęska z Obywatelami może nie tyle została wkalkulowana w ryzyko, ile była zwyczajnie łatwiejsza do logicznego wytłumaczenia. Trzeba też uczciwie przyznać, że Real momentami faktycznie wyglądał, jak drużyna, która może powalczyć o coś więcej. Być może nie byłoby aż taką przesadą stwierdzenie, że gole stracone po rogu i karnym świadczą bardziej o gapiostwie, niż jakiejś absolutnej dominacji gości.
Fakty pozostają jednak faktami – Real z City przegrał drugi mecz z rzędu i pomimo pewnego progresu w grze zaprzepaścił w znacznej mierze na własne życzenie świetną okazję, by się odkuć. Dziś więc zamiast choć odrobinę większego spokoju w konfrontacji z 15. drużyną w tabeli czeka nas walka, która w przypadku niepowodzenia może zakończyć się strąceniem co najmniej jednej głowy. Wiadomo czyjej.
Nie jest jednak też tak, że pozostajemy na łasce ekipy z dołu tabeli. Wciąż bowiem najwięcej zależy od tego, jak zareagujemy my sami.
***
Mecz z Deportivo Alavés rozpocznie się dzisiaj o godzinie 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Eleven Sports 1.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze