„To nie szatnia jest przeciw Xabiemu – to otoczenie i agenci pompują bunt i chcą jego głowy”
Romain Molina to francuski dziennikarz sportowy zajmujący się skandalami głównie we francuskim sporcie, ale poświęcający też sporo uwagi Realowi Madryt. W najnowszym materiale na swoim kanale prezentuje kulisy wydarzeń i sytuacji w klubie. Przedstawiamy ostatnie informacje i przemyślenia dziennikarza.
Xabi Alonso. (fot. Getty Images)
– Od zejścia Viníciusa w ostatnim Klasyku niemal nie ma dnia bez artykułu czy plotki o zarządzaniu Xabiego Alonso – z tym podskórnym pytaniem: czy on już nie stracił szatni? To dość surrealistyczne, bo minęły jeszcze nawet nie trzy miesiące, a przypomnijmy: Real Madryt jest liderem w La Lidze, a choć w Lidze Mistrzów przyszedł jeden nokaut z Liverpoolem, to ogólnie nie ma dramatu, zwłaszcza w porównaniu z wynikami z poprzedniego sezonu. Skąd więc ten pośpiech? I co ważniejsze, zwróćcie uwagę, że to płynie z wielu mediów i od wielu dziennikarzy, z różnych sieci informatorów. Jasne, można sobie wyobrazić narracje podkręcone i stronnicze, ale kiedy to idzie z tylu stron naraz, człowiek zaczyna się zastanawiać – tym bardziej że mamy pierwszy „zgrzyt”, w cudzysłowie. W zeszłym tygodniu porażka w Lidze Mistrzów i dość słaby remis na Vallecas z Rayo. Te dwa wyniki zadziałały jak crescendo wokół tekstów i presji na Xabiego Alonso. I jak zobaczycie w tym materiale, nawiązuje on do poprzedniego nagrania o Viníciusie, o całym biznesie dookoła i tak dalej. Teraz pójdziemy o krok dalej, bo od mniej więcej dwóch lat regularnie robię filmy o kulisach Realu – i sytuacja Xabiego Alonso świetnie obrazuje coś, o czym mówimy od dawna: podziały w klubie, zwłaszcza w jego kierownictwie.
– Zacznijmy od pytania: czy Xabi Alonso już stracił szatnię? Tego bym nie powiedział. Ale jest nieufność części piłkarzy – zwłaszcza tych o dużym statusie – wobec Alonso. Wczoraj hiszpański dziennikarz, pan Picón, wrzucił bardzo ciekawy post: problemem wcale nie jest ilość pracy, absolutnie nie. Chodzi raczej o sam sposób zarządzania. I zaraz to rozwinę, kiedy mówi o kontroli, której Alonso chce – na boisku i trochę poza nim. Co to znaczy „poza boiskiem”? Podam przykład. W zeszłym sezonie – mówiliśmy o tym – ostatni rok Carlo Ancelottiego w Realu był totalną samowolką: kierownictwo, piłkarze, sztab. Frekwencja na treningach bywała żenująca, każdy robił, co chciał, było mnóstwo swobody. Oczywiście zawodnikom to zasmakowało – a wyniki w zeszłym roku widzieliśmy. Przykład: po meczu na Majorce zamiast wrócić całą ekipą do Madrytu, część piłkarzy brała prywatne samoloty i leciała gdzie indziej. Wtedy to przechodziło. Teraz niektórzy chcieli tak samo, ale u Alonso – jak u wielu współczesnych trenerów – to nie przejdzie. Zarzuca mu się więc, że chce ingerować w czas odpoczynku piłkarzy. Może to nieporozumienie – nie wiem – ale faktem jest, że budzi to sporo gadania, zwłaszcza w otoczeniu piłkarzy. Bo często sami zawodnicy nie robią problemów – dopiero ludzie wokół nich pompują im głowy. Tak było u Viníciusa i innych: „Trener, trener, trener…”. I zaczyna się narracja: „On chce nas kontrolować, jakbyśmy byli dziećmi”.
– Drugi punkt – i to bardzo przypomina mi pierwszy rok Unaia Emery’ego w PSG – brzmi: „on chce kontrolować wszystko”, „mówi do nas jak do dzieci”, „sesje wideo są za długie” i tak dalej. Emery przyszedł po Laurencie Blancu i odejściu Zlatana – była inna metoda pracy, zmiana była gwałtowna, stąd słynna uwaga Thiago Silvy już podczas przygotowań. Szybko część piłkarzy, z pomocą zarządu, wywalczyła zmiany – co wywołało poważny rozłam. Nie wszyscy tego chcieli, ale ci o statusie tak. Futbol też się jednak zmienił. I teraz jest podobnie w Realu: to nie tak, że zawodnicy nie chcą – oni po prostu nie są przyzwyczajeni do tak długich analiz wideo, do regularnych uwag typu „tu mogłeś zrobić lepiej”. Niektórzy biorą to do siebie i pytają: „Po co tyle montażu, jaki to ma sens?”. Mamy więc brak zrozumienia. Są też piłkarze bardzo podatni na ten przekaz – za chwilę będzie o Tchouaménim, który od zmiany trenera ma postawę wzorową, a na boisku nic mu nie można zarzucić. Inni – po prostu nie rozumieją, dlaczego mieliby być „infantylizowani”.
– Były też wątpliwości co do systemu. W przygotowaniach pojawiał się pomysł gry trójką z tyłu. Potem przyszły kontuzje, nie doszły oczekiwane transfery, a część zawodników nie była za – „a ofensywnie jak to poukładać, zwłaszcza wobec statusów?”. Kluczowy punkt to Vinícius, ale nie tylko. Pada oskarżenie, że Xabi Alonso faworyzuje niektórych. „A Güler? Güler na dziesiątce, skoro Rodrygo w kadrze zagrał całkiem nieźle? Ja jestem dziesiątką…”. Rozumiecie tę melodię. Podobnie z Kylianem Mbappé. Klubowy Mundial nie poszedł najlepiej, ale od tamtej pory – powtarzam – do postawy Kyliana nie ma zastrzeżeń. Wiadomo, rok temu mówiliśmy o drobnych zazdrościach: „To pupil Florentino Péreza, królewicz, jemu wolno wszystko”. Znajomi i agenci podkręcają: „Widzisz, wszystko pod Kyliana”. A Xabi jest z Mbappé zadowolony, bo ten jest na odpowiednim poziomie fizycznym, haruje, robi to, o co się go prosi. Ostatnie dwa mecze może słabsze, ale ogólnie – bardzo dobrze. To ironiczne: dawniej problemem bywała mama Kyliana, dziś – to inni. W tle są małe zazdrości i urazy, na Instagramie wszyscy amigo, hermano, a za plecami: „ja chcę więcej niż on”. I to się skupiło wokół Viníciusa. Jego otoczenie wciąż mu powtarza: „Trener cię nie lubi, ściąga cię, to nienormalne, hermano, jesteś najlepszy na świecie…”. Bez końca. Koledzy robią mu kompilacje z dryblingami, non stop karmią przekazem „jesteś najlepszy”. Nic dziwnego, że chłopak tego nie przyjął, kiedy usiadł na ławce. A scena z Barceloną? Z obu stron mówią, że to zostawiło skazę.
– Vinícius ma przyjaciół w szatni, Brazylijczycy stają za nim. Śmieszy mnie, gdy ktoś sugeruje, że Xabi ma „coś” do Brazylijczyków, skoro jednym z jego ludzi zaufania jest Éder Militão. Z Militão wszystko gra, klub jest zachwycony jego profesjonalizmem po ciężkich kontuzjach – wzór. Potem temat Endricka. Mama Endricka – mówiłem – to „mój syn jest najlepszy, ile zarobimy” i tak dalej. Trudny układ z Roc Nation – to również agenci Viníciusa i Endricka, bardzo medialni, blisko Juniego Calafata. Endrick pracuje dużo na siłowni – OK – ale na treningach niektórzy widzą u niego zniecierpliwienie: „Cokolwiek zrobimy, i tak nie zagramy”. Latem Real sugerował, by poszukać rozwiązania, ale mama i agenci mieli inną agendę. Rodrygo? Tu też anegdota. Latem „niesprzedawalny”, bo nikt nie chciał – między innymi przez nadaktywnego ojca. Nie mówcie mi więcej o ojcu Neymara – ojciec Rodrygo jest trudniejszy. Wszystko chce kontrolować, rozmawia ze wszystkimi, stawia wymagania, „mój syn jest wart tyle”, „grajcie pod niego”. Pini Zahavi – największe nazwisko w branży – też nie dał rady. Wszyscy w Realu wiedzieli, że ojciec szuka wyjścia. A w rozmowach z klubem: „Jak śmiecie? My kochamy Real!”. Wiedziano, że rozgląda się gdzie indziej. Jak to ogarnąć?
– Bellingham? Tu może Xabi nie rozegrął tego idealnie. Bardzo go mobilizował do szybkiego powrotu – „potrzebuję cię” – i może zbyt szybko wystawił z Atlético, nie wyszło. Potem posadził na ławce – i pojawiła się myśl: „Nie wytrzymał presji i od razu mnie zdjął”. Valverde nie jest przeciw Xabiemu – on po prostu nie jest przekonany. Część piłkarzy nie kupiła jeszcze w pełni przekazu i planu trenera. Mówią o „faworyzowaniu”, o „statutach”, „że ci grają zawsze”. Otoczenie i agenci wyolbrzymiają to, zamiast powiedzieć swoim zawodnikom: „Może ty grasz poniżej oczekiwań”. Bo ich priorytet to żyć przy milionerach.
– Jednocześnie są tacy, którzy w pełni wchodzą w idee Xabiego – pressing, analizy wideo. Tchouaméni pyta sztab: „Co sądzicie, co poprawić?”, jest bardzo zaangażowany. Mbappé też. Carreras stał się podstawowym graczem. To rodzi inne pytanie: „Rezerwowi wcale nie grają”. Co z rolą Frana Garcíi, co z Trentem Alexandrem-Arnoldem? Po co go sprowadzać, skoro na razie jest trudno? Trzeba pamiętać: sposób pracy Xabiego jest zupełnie inny niż ten Carlo Ancelottiego. Może poszedł za mocno od razu, ale po zeszłym roku – w dużych meczach Real był fatalny, dostawał baty – nie dało się tak dalej. Zawodnicy byli „zadomowieni”. Może Xabi bywał twardy, można mu zarzucać pewne elementy zarządzania, ale to nie jest tak, że szatnia jest przeciw niemu. Są zawodnicy, u których wszystko działa – weźmy Militão, zero problemów. Güler? Słucha. Ma 20–21 lat, więc nie zawsze będzie równy, nie kocha „pakowania”, ale jeśli trzeba zrobić wzmocnienie fizyczne, robi to bez szemrania. W zeszłym sezonie nie marudził, gdy nie grał, nie psuł atmosfery.
– Problem w tym, że trzej ważni liderzy – Carvajal, Alaba, Rüdiger – byli (lub są) kontuzjowani. To ludzie nie tylko ważni na boisku, ale i poza nim. Alaba – jak Modrić – wielkie serce, pomaga młodym. Xabi od razu, gdy mógł, przywracał Carvajala i Alabę, Rüdiger jest kluczowy „charakterologicznie”. Bez nich trudniej „ustawić” grupę – kiedy kotów nie ma, niektóre myszy tańczą.
– Mógłbym dorzucić więcej historii. Niektórym nie podoba się ustawienie Camavingi – ma też bliską relację z Viníciusem. Można dyskutować, że Xabi mógł wejść „łagodniej”. Zrozumiałe. Ale powtórzę: część piłkarzy nie jest jeszcze przekonana do kierunku, w którym Xabi chce ich poprowadzić, bo wiele zmienił – statusy, ławki dla „świętych krów”. Inni mówią: „Mbappé to nietykalny, bo P…”, i znów mamy drobne zazdrości, które nikomu nie służą. Dobra wiadomość? To nie jest nieodwracalne – choćby z Bellinghamem ostatnie tygodnie są lepsze, chłopak pracuje solidnie. Centralny punkt to jednak Vinícius – o nim już mówiliśmy. Dziś w prasie: „Klub musi wybrać między Viníciusem a Xabim Alonso”. Nie wierzę. W klubie mają dość nie tyle Viníciusa, co ludzi wokół niego. Zażądano 30 milionów brutto za przedłużenie – nie dadzą mu największej pensji w klubie przy formie z ostatnich osiemnastu miesięcy. Jest bardzo trudno. Do tego kontakty z Arabią Saudyjską. A wszystko jest zakłócane przez mnóstwo niezadowolonych stron.
– Najważniejsze, że piłkarze są też wpływani przez człowieka z kierownictwa – Juniego Calafata. Od lat mówię o jego metodach i wątpliwościach wokół nich; rzadko kto w środowisku mówi o nim „top”. Nie muszę przypominać, jak trafił do futbolu i jakie „salony” w tym pomogły – każdy wie, o co chodzi (za kulisami krążą informacje, że Calafatowi pozycję pomogli zbudować agenci piłkarscy, którym ten teraz oddaje przysługi – dop.). W Realu nie ma klasycznego dyrektora sportowego, ale on odpowiada za rekrutację. Trzeba więc jakoś uzasadnić 60 milionów na Endricka. Calafat jest blisko Brazylijczyków, a Xabi Alonso chce mieć duży zakres kontroli – także przy transferach. Carlo nic nie mówił, można było grać w Football Managera; teraz już nie. Calafatowi więc nie po drodze z Xabim, wspiera Brazylijczyków: „Widzicie, to nienormalne”, pompuje ich, bo to w jego interesie. Pamiętajmy: wcześniej toczył wojnę o wpływy z Solarim. Solari po wpadkach, choćby w sprawie Mastantuono, stracił znaczenie. Xabi nie jest „wybrańcem” Calafata i nie jest też marzeniem Péreza. Pérez – zakochany w Mbappé – sam chciał pograć w Football Managera. Dziś powiem wprost: Pérez nie trzyma już klubu żelazną ręką. W kierownictwie są ludzie, którzy już patrzą na rynek trenerów „na wszelki wypadek”. Realem w rzeczywistości na co dzień zarządza José Ángel Sánchez – to on pchnął projekt Xabiego, chcąc dołożyć dyscypliny po „wolnej amerykance” z zeszłego roku. Problem w tym, że jeśli góra nie wspiera trenera wprost, podkopuje to jego autorytet. W PSG słyszeliśmy: „Thiago, masz rację” – i trener był podminowywany. Teraz to nie jest otwarta opozycja – raczej cisza, a w mediach widać destabilizację. To nie dziennikarze wymyślają – to agenci i otoczenie podkręcają bunt, bo niektórzy chcą głowy Xabiego. To mniejszość, ale o wielkim statusie.
– Co zrobić? Najpierw: prezes Florentino Pérez powinien sobie przypomnieć, że przewodzi klubowi. Możemy kiedyś porozmawiać o jego „ciemnych strefach” przy sprawach socios – materiał na osobny odcinek. Jego zarządzanie Realem w ostatnich osiemnastu miesiącach – moim zdaniem – jest fatalne. Kiedy nie wybiera i nie staje po stronie projektu, gracze, przyzwyczajeni do wielkiej swobody, zaczynają wierzyć, że są ważniejsi od reszty. Calafat prywatnie mówi, że „potrzebny jest selekcjoner”, luźniejszy, „bo my jesteśmy najlepsi”. Dlatego mówię: Xabi popełnił pewne błędy – choćby sposób używania Trenta, czy komunikacja przy szybkim powrocie Bellinghama, a potem ławka – to nie było superzręczne. Każdemu się zdarza. Ale z tego, że jesteś liderem La Ligi i w miarę okej w Lidze Mistrzów, nie wynika, że „wszyscy są przeciw niemu”. Część jeszcze nie kupiła jego idei – to prawda. Teraz trzeba porozmawiać, a kierownictwo ma przypomnieć, kto tu rządzi, i że piłkarze oraz sztab – to pracownicy klubu.
– Najbliższe tygodnie będą burzliwe. Kalendarz się zaraz zagęści – mówi się o serii z City, Athletic i tak dalej. Widzimy, że jedna porażka i jeden remis urastają do rangi apokalipsy. Ludzie już się nawet nie kryją. Za tym stoją interesy agentów, transfery, pieniądze, wpływy. Wygląda na to, że – inaczej niż dawniej – „kościół nie jest w centrum wioski”, jak mówią Hiszpanie. I to przykre, gdy mówimy o Realu.
– W klubie są osoby zdziwione, że Fran García praktycznie nie gra, że Gonzalo García też ma mało minut. Może później będzie większa rotacja, bo widać, że niektórzy już podmęczeni, pressing siada. Sztab zapewne coś dostosuje. Natomiast jeśli dalej będą wychodzić „przecieki” i takie wewnętrzne destabilizacje, to – powtórzę – w Realu wrogiem nie jest zewnętrzny świat, tylko to, co dzieje się w środku.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze