Motywujący niedosyt
Nawet jeśli masz dużo, ludzka natura często sprawia, że i tak chcesz jeszcze więcej.
Jude Bellingham i Kylian Mbappé. (fot. Getty Images)
Real Madryt – Valencia: Przewidywane składy
Skłamiemy, jeśli stwierdzimy, że teleturniej Milionerzy należy do naszych ulubionych. Zwłaszcza w ostatnich latach, zamiast sprawdzać faktyczną wiedzę, długimi momentami zamieniał się on bowiem w konkurs wiedzy o popkulturze i coraz częściej irytował sposobem formułowania pytań. Zachowanie ogólnej formuły zabawy sprawia jednak, że pod kątem czysto emocjonalnym jedna rzecz niezmiennie nas zastanawia.
Wyobraźmy sobie, że gramy już o bardzo wysoką stawkę, dajmy na to pół miliona złotych. Nie dysponujemy już kołami ratunkowymi lub na niewiele się one zdają. Mamy co prawda swój typ na poprawną odpowiedź, ale koniec końców nie jest on na tyle pewny, by stawiać na szali ponad 200 tysięcy złotych. Rezygnujemy z gry, a następnie Hubert Urbański ciągnie nas za język, byśmy już bez żadnego ryzyka podali swoją odpowiedź. Okazuje się ona poprawna.
Choć nie możemy być pewni, co faktycznie czuje gracz w takim momencie, wydaje nam się, że – z zachowaniem odpowiedniej skali – podobny mechanizm mógł zadziałać na nas po ostatnim Klasyku. Z jednej strony słodycz wygranej musi być wyraźnie wyczuwalna, z drugiej – apetyt rośnie w miarę jedzenia i trudno oswoić się z myślą, że w zasięgu znajdował się znacznie okazalszy łup.
Gdyby spojrzeć na sprawę zero-jedynkowo, zadowolenie powinno być pełne. Przed konfrontacją z Barceloną podstawowe cele były jasne. Miało być pierwsze zwycięstwo w erze Xabiego nad topowym rywalem i było. Miała zostać powiększona przewaga nad wiceliderem i została. A jednak sam przebieg potyczki sprawił, że pomimo teoretycznie maksymalnej korzyści, gdzieś z tyłu głowy każdy z nas żałował, że nie wycisnęliśmy z tego meczu więcej. Że nie udało się wykorzystać tego karnego i kilku innych sytuacji. Innymi słowy – że nie zdołaliśmy zrobić z Barceloną tego, co ona często robiła z nami przy podobnej przewadze, choć była ku temu świetna sposobność. Swoje pięć groszy do worka pomeczowych odczuć dołożył też Vinícius, który – nie chwaląc się – irytował autora swoimi zachowaniami na długo przed tym, nim stało się to modne.
Ktoś może stwierdzić, że uczucie niedosytu po pokonaniu odwiecznego rywala, zwłaszcza po serii czterech z rzędu porażek z Barceloną, jest oznaką tego, iż poprzewracało nam się w głowach. Można też jednak spojrzeć na to z nieco innej perspektywy. Brak poczucia spełnienia w takiej sytuacji jest w stanie stymulować do dalszego rozwoju. W tym konkretnym przypadku nie rozchodzi się bowiem wyłącznie o patologiczną chciwość, próżny pokaz siły i chęć zemsty (choć rzecz jasna w jakimś stopniu także i o to), lecz bardziej o dostrzeżenie faktu, że realnie da się wcisnąć gaz jeszcze mocniej i cały czas pozostaje w nas pewna rezerwa. Taka, którą w przeciwieństwie do poprzedniego sezonu, da się odblokować.
Tak więc niedosyt niedosytem, ale mimo wszystko raczej mało kto z nas zdecydowałby się anulować wynik meczu z Barceloną, by rozegrać go jeszcze raz. Obstawiamy, że równie mało osób wolałoby uznać wygraną w postaci 250 tysięcy złotych za nieważną w zamian za możliwość przebycia drogi do miliona raz jeszcze. Kapitał w obu przypadkach wciąż jest bowiem wyjątkowo pokaźny i znacznie rozsądniejszym rozwiązaniem byłoby po prostu zarządzanie nim w mądry sposób.
Na tym etapie sezonu możemy pochwalić się naprawdę świetną sytuacją, co nie oznacza, że teraz już będzie wyłącznie z górki. Choćby w poprzednim sezonie dobitnie przekonaliśmy się, że przewaga w postaci pięciu punktów wygląda w tabeli bardzo ładnie, ale w gruncie rzeczy to tyle, co nic. Dwa krzywe mecze i z autostrady można zjechać w drogę pełną kolein. W futbolu bardzo często podkreśla się to, jak ważna jest umiejętność podniesienia się po dotkliwej porażce. Rzadko zaś wspomina się o tym, że równie istotne jest podtrzymywanie w zespole żaru po prestiżowym zwycięstwie.
Dziś w starciu z Valencią nie wystarczy więc po prostu nie zepsuć, a następnie powtarzać schemat tydzień w tydzień. Wychodzenie z takiego założenia może być bardzo zgubne, zwłaszcza na tak naprawdę wciąż początkowym etapie projektu dowodzonego przez Xabiego Alonso. Wygrany Klasyk jak na razie pokazuje przede wszystkim, że mamy tylko i aż solidny fundament pod budowę czegoś większego.
By stworzyć coś naprawdę fajnego i sensownego, czasem będziemy zmuszeni kłaść małe cegiełki, jak dziś z rywalem pogrążonym po raz enty w głębokim kryzysie. Innym razem zaś przyjdzie pora stawiać elementy, na których będzie opierać się dalsza konstrukcja, jak za kilka dni na Anfield. Nie do końca zgodzimy się z powtarzanym co i rusz stwierdzeniem, że mistrzostwo wygrywa się przede wszystkim w meczach ze środkiem i dołem tabeli. Trudno jednak polemizować z tym, że i przed tygodniem, i dzisiaj w puli znajdują się trzy punkty. Być może te, o jakie będziemy walczyć wieczorem, nie błyszczą tak ładnie, ale ich wartość jest identyczna.
* * *
Mecz Realu Madryt z Valencią rozpocznie się o godzinie 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale CANAL+ Sport w serwisie CANAL+. [współpraca]
Przypominamy o trwającym konkursie organizowanym przez HP, gdzie można wygrać drukarkę i koszulki Realu Madryt! [współpraca]
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze