Louzán: Lamine i Carvajal? To było tylko spięcie w meczu i na tym się skończy
Rafael Louzán wczoraj wieczorem udzielił wywiadu w programie El Partidazo na antenie Cadena COPE. Przedstawiamy pełny zapis rozmowy z prezesem Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej.
Rafael Louzán. (fot. Getty Images)
Mam wrażenie, że ten futbol niższych lig lubi pan niemal bardziej niż wielkie klasyki i loże honorowe.
Tu się naprawdę czuje piłkę. To jest futbol ludu, od zawsze. Piękne widowisko – dziś tutaj, wczoraj w Ourense, wcześniej w Negreira pod Santiago de Compostela, a jutro w Ávili. Lubię być blisko, żeby widzieć, co można jeszcze poprawić, bo zawsze jest coś do zrobienia. Dziś ta miejscowość przeżyła wielkie święto. Piłkarz Villanueva de Yuncos właśnie mi mówił, że przez cały tydzień żyli ogromnymi emocjami, czekając na ten moment, świetnie się bawili i są zachwyceni. To jest właściwa droga: robić piękne rzeczy dla futbolu i dla ludzi.
Był pan na niedawnym Klasyku?
Na stadionie nie, ale oczywiście oglądałem w telewizji. Takich meczów się nie odpuszcza.
Zapytam wprost o spięcie Carvajala z Lamine’em Yamalem. Martwi pana klimat w kadrze przy takich starciach zawodników Realu i Barcelony, a szczególnie między Lamine’em a Carvajalem?
Nie. Wie pan, ja nie jestem człowiekiem od afer. To było po prostu spięcie w bardzo gorącym momencie meczu o wysokim napięciu. I na tym się skończy. Mówimy o dwóch piłkarzach, których bardzo potrzebujemy – to są punkty odniesienia dla futbolu hiszpańskiego i światowego. Nie będzie z tego nic więcej.
Rozmawiał pan o tym z selekcjonerem? Jest równie spokojny jak pan?
Nie, jeszcze nie. Jutro się widzimy, ale dotąd nie rozmawialiśmy. To są rzeczy, które się zdarzają na ligowym boisku. My przygotowujemy się do meczów – najpierw z Gruzją, potem z Turcją – i na tym się skupiamy.
A czy przed każdym powołaniem nie denerwuje pana, jak zareagują kluby? Na przykład Barça, gdy chodzi o zawodników z drobnymi dolegliwościami?
Jesteśmy w tej kwestii bardzo spokojni. Mamy bezpośrednią relację ze wszystkimi klubami i rozmawiamy z wyprzedzeniem. Ewentualne spory nie mają podstaw. Doskonale wiemy, że zawodnicy należą do klubów, i jesteśmy wdzięczni, kiedy jest współpraca i pełne zrozumienie. Od tego jest także Aitor Karanka, który dba o relacje z klubami, tak jak ja i cały zespół federacji. Przed nami duże wyzwania i potrzebujemy wszystkich.
Czy Joan Laporta coś panu w tej sprawie przekazał?
Nie. Nie było żadnych skarg. Przeciwnie – są zadowoleni. Współpraca układa się dobrze i z kobiecą, i z męską reprezentacją. Barça i Real Madryt to wielkie kluby i wiemy, jak bardzo ich potrzebujemy.
Dziś ogłoszono, że finał Ligi Narodów kobiet, Hiszpania – Niemcy, zostanie rozegrany we wtorek 2 grudnia na stadionie Ryanair Metropolitano. Tymczasem La Liga wyznaczyła na ten dzień mecz Barça – Atlético. Niektórzy są oburzeni, że to szkodzi piłce kobiecej. To błąd? Te mecze się nałożą?
Dajmy sobie chwilę. Po pierwsze, najpierw musieliśmy się do finału zakwalifikować. Po drugie, trzeba ustalić ostateczną godzinę – mówi się o 19:00 dla rewanżu Hiszpania – Niemcy. Spokojnie, nie dramatyzujmy. To sprawy do uzgodnienia, tak by nie było konfliktu terminów. Widziałem w drodze kilka komentarzy w mediach społecznościowych, ale trzeba sprawdzić, czy da się skorygować godziny i tyle. Normalne byłoby, żeby reprezentacja grała o 19:00, a Barça – Atlético o 21:00. Skupmy się na tym, że Hiszpania znów gra w finale, zamiast od razu tworzyć polemikę. La Liga ma bezpośrednią relację z federacją i takie rzeczy omawia się na bieżąco.
Czyli jutro się tym zajmiecie?
Tak. Dziś prawie cały dzień spędziłem w federacji, jutro poruszymy ten temat. La Liga nie musi mieć w danej chwili pełnej wiedzy o ustaleniach dotyczących godzin i miejsca, bo komunikat o stadionie był wczoraj. My wcześniej dogadywaliśmy to z prezesem Atlético, by móc rozegrać ten wielki mecz na ich stadionie, ale oczywiście czekaliśmy na wynik – na szczęście dziewczyny stanęły na wysokości zadania i zagrały znakomicie. Jutro pogadamy i spróbujemy to dopasować.
W sprawie meczu w Miami – mimo zawieszenia wygląda na to, że La Liga będzie dalej próbować. Pana zdaniem powinna?
Już o tym mówiłem. Być może stracono okazję do promocji hiszpańskiej ligi, ale to już przeszłość. Teraz trzeba pracować nad kolejną możliwością. Federacja zrobiła, co do niej należało. Najlepiej zna temat sama La Liga, która prowadziła całą procedurę. Jeśli uzna, że warto podejść do tego ponownie, trzeba rozważyć wiele czynników. Mamy miliony kibiców na świecie, także w USA, którzy płacą za oglądanie hiszpańskiego futbolu. Są dwa stadiony: ten fizyczny – w tym przypadku w Villarrealu – i ten wirtualny, przed którym zasiadają miliony widzów na całym świecie.
Tylko że w rozgrywkach trzeba rozegrać 19 meczów na wyjazdach, a nie 18 plus jeden na neutralnym.
Dlatego uważam, że kluczem jest konsensus klubów. Usiąść, porozmawiać ze wszystkimi i zobaczyć, czy większość się na to zgadza. Wiem, że Real Madryt raczej nie zagłosuje za, ale trzeba szanować większość, jeśli taka będzie. Nie analizowałem tego teraz dogłębnie. Do nas zwróciły się dwa kluby z wnioskiem o rozegranie spotkania tam, z odpowiednimi podpisami, i tyle. Z Javierem rozmawialiśmy o tym raz, dawno temu. Jeżeli większość jest za – w porządku. Jeżeli nie – też trzeba to uszanować. Hiszpański futbol musi wciąż promować swój produkt telewizyjny.
Jeszcze dwie szybkie kwestie. Dzisiejsza decyzja madryckiego Audiencia Provincial, która oddaliła odwołania UEFA, La Ligi i RFEF, przyznając rację Superlidze – co to oznacza?
Czytałem o tym po drodze, widziałem doniesienia mediów, ale nie mam jeszcze analizy prawnej od naszych służb. Ogólnie mówiąc: dziś większość europejskich klubów jest połączona wokół UEFA. Jest już droga konsensusu – istnieje międzynarodowe stowarzyszenie współpracujące z UEFA przy sprzedaży praw telewizyjnych do rozgrywek europejskich. Konsensus jest dobry dla wszystkich. Proszę spojrzeć także na inną niedawną sprawę, dotyczącą meczów w piątki i poniedziałki: tam również sąd nie przyznał racji federacji, wskazując, że przy dialogu można osiągnąć porozumienia. Trzeba odsuwać na bok to, co nas dzieli, i szukać tego, co łączy.
Na śniadaniu prasowym widziałem, że jest pan ostrożny w sprawie finału Mistrzostw Świata 2030. Może pan powiedzieć, że finał będzie w Hiszpanii?
Jakże miałoby być inaczej? Hiszpania ma największy ciężar w tych mistrzostwach – 55% organizacji spoczywa na nas. W planie przedstawionym w listopadzie wskazano trzy stadiony finałowe: dwa w Hiszpanii – Bernabéu i Camp Nou – oraz Casablanca w Maroku. Byłem ostatnio w Maroku i widziałem, że ruszają tam prace. Uważam, że byłoby niezrozumiałe, gdyby Hiszpania nie była gospodarzem finału. Ale nie zamierzam stawiać sprawy na ostrzu noża. Hiszpania ma swoją wagę i dorobek.
A Gianni Infantino nie powiedział panu: „Spokojnie, prezesie, finał będzie w Hiszpanii”?
Nie, bo wciąż jest dużo pracy. Mamy teraz dwanaście miast–gospodarzy. Finał to kura znosząca złote jaja. Jasne, że Hiszpania musi odrobić pracę domową – przed nami długa droga. Ale jestem przekonany, że to właśnie Hiszpania powinna być gospodarzem finału ze względu na to, co to oznacza dla kraju i na naszą pozycję.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze