„W sprawie Huijsena najpierw zadzwonił do nas Juni, potem Xabi; gdy pojawia się Real Madryt…”
Huijsen to największa perełka w stajni Ali Barata, superagenta, który tego lata domknął 15 transakcji w 7 ligach o łącznej wartości czterystu milionów euro. Przedstawiamy pełne tłumaczenie wywiadu, który przeprowadził z nim dziennik AS.

Ali Barat. (fot. X)
Jak pan trafił na Huijsena? Jak doszło do jego współpracy z pańską agencją? Kiedy pierwszy raz pan o nim usłyszał?
To było, gdy Dean trafił do Rzymu. Mieszkałem wtedy w Rzymie i Dybala powiedział mi, że to fantastyczny piłkarz. Sardar Azmoun też wymienił jego nazwisko, ale dodał przy tym, że Kim Min-jae nie jest za dobry, a jemu akurat w kwestiach piłkarzy zwykle nie ufam, więc – szczerze mówiąc – nie potraktowałem tego poważnie. Potem odezwał się do mnie Bayer Leverkusen: stwierdzili, że Huijsen jest znakomity i że nie ma agenta, bo tę rolę odgrywa jego ojciec. Pomyślałem wtedy: „Przecież to ten chłopak, o którym mówili mi Azmoun i Dybala!”. Tak to się zaczęło.
Jak zaczęła się współpraca z jego ojcem, Donnym?
Świetnie. Jego ojciec to pozytywnie zakręcony gość, niesamowicie pasjonuje się futbolem. Nigdy nie widziałem taty aż tak zaangażowanego w piłkę – to było bardzo budujące. Nasza relacja zaczęła się na korcie do padla: przyjeżdżał skuterem, godzinę drogi z domu, tylko po to, żeby… przegrać! W tamtym czasie moja żona była w ciąży, tuż przed porodem, byłem więc akurat bliżej domu w Rzymie – zwykle ciągle podróżuję – i codziennie grałem z Donnym w padla. Szybko złapaliśmy wspólny język i krok po kroku budowaliśmy relację. Pierwszym konkretnym zainteresowanym była Borussia Dortmund – bardzo chcieli Deana. Pojechałem z Donnym do Dortmundu, odwiedziliśmy klub, przedstawili nam projekt. Potem jednak przyszedł nowy dyrektor sportowy, Sven Mislintat, miał inną wizję i zrezygnowali z Deana. Relacja już jednak była, więc ostatecznie skierowaliśmy się w stronę Bournemouth.
Co się wydarzyło, gdy po Huijsena zgłosił się Real Madryt?
Zawsze zakładaliśmy, że Real Madryt się pojawi: Dean to znakomity piłkarz. Po dwóch meczach w kadrze skontaktował się z nami Juni Calafat i od tego momentu wszystko potoczyło się naprawdę szybko.
A Chelsea? W Hiszpanii i w Wielkiej Brytanii sporo się o tym mówiło.
Chelsea była zainteresowana, i to już w styczniu. To był pierwszy wielki klub, który naprawdę mocno o niego zabiegał. Bournemouth nie chciało jednak sprzedawać zimą, a klauzula wykupu działała dopiero latem. Po występach w reprezentacji mieliśmy około siedmiu dużych klubów: Bayern, Liverpool, Tottenham, Newcastle… Szczerze mówiąc, wszyscy chcieli Deana.
Huijsen jest też wielkim kibicem Realu Madryt.
Zgadza się. Kiedy odezwał się Real Madryt, decyzja była prosta. Klubów było dużo, ale przy Realu nie mieliśmy wątpliwości.
Huijsen wspominał rozmowę z Xabim Alonso, która przekonała go do Realu. Czym ten plan różnił się od propozycji innych klubów?
Dobrze znam pracę Xabiego w Leverkusen – świetnie rozwija młodych zawodników. Gdy Alonso porozmawiał z Donnym i ze mną, utwierdziliśmy się, że Madryt to dla niego najlepsze miejsce.
Kiedy odbyła się ta rozmowa?
Tuż przed transferem, gdy dopinaliśmy szczegóły. Rozmawialiśmy na wideo. Alonso był o krok od przejścia do Realu Madryt – nie było to jeszcze oficjalne potwierdzone, ale już bardzo blisko. Chcieliśmy o wszystkim zdecydować przed wakacjami, żeby Dean mógł spokojnie wyjechać. Byliśmy w kontakcie ze wszystkimi. To nie było tak, że on „czekał na Real”, ale kiedy Real się pojawił, rozmowy nabrały tempa; potem porozmawialiśmy z Alonso i sprawy zamknęły się bardzo szybko.
W Hiszpanii panuje ogromny entuzjazm wokół Huijsena. Jak pan widzi jego przyszłość?
To mocne słowa, ale on ma potencjał, by zostać jednym z najlepszych stoperów w historii. Musi zdobywać trofea – jak Sergio Ramos czy Paolo Maldini – a o reszcie zadecyduje czas. Żeby być uznanym za najlepszego, trzeba wznosić puchary. Natomiast takiej jakości obu nóg u środkowego obrońcy jeszcze nie widziałem. Patrząc na dzisiejszy futbol i presję, jaką wywiera choćby Ousmane Dembélé, stoper musi umieć przenieść piłkę z prawej na lewą i odwrotnie, złamać pressing i podać z jakością – a on to ma. Myślę, że zdefiniuje na nowo rolę stopera nowej generacji: zawiesi poprzeczkę tak wysoko, że młodzi będą musieli do niej równać i być obunożni.
A jako człowiek – jaki jest?
Słyszał pan jego ksywkę, „chill guy” („chłopak na luzie”)? Świetnie go opisuje. Ma w sobie dużo pewności i spokoju.
Epic Sports miało świetne lato. Ile transakcji pan domknął? Jak ten okres wyglądał z pańskiej perspektywy?
To było jedno z naszych najlepszych okienek: 15 transakcji w 7 ligach, łącznie za około czterysta milionów euro. W Hiszpanii najgłośniejszym transferem La Ligi był Dean Huijsen, a dla Villarrealu – Renato Veiga. To było dla nas bardzo duże okienko.
Gdy mówimy o największych agencjach – Gestifute, agencja Raioli – gdzie plasuje się pan ze swoją firmą?
Nie lubię określać się rankingami, ale jesteśmy jedną z najbardziej wpływowych agencji na świecie – zwłaszcza jeśli spojrzeć na jakość naszej stajni i wartość obsługiwanych transakcji.
Jaka jest pańska ścieżka zawodowa? Kiedy zaczął pan z Epic?
W 2009 roku wyjechałem z Anglii do Abu Zabi, gdzie nawiązałem kontakty z Manchesterem City – akurat wtedy, gdy szejk Mansour kupił klub – i na początku działałem jako pośrednik. Z czasem zorientowałem się, że nie odpowiada mi sposób, w jaki wielu agentów pracuje ze swoimi piłkarzami, i to popchnęło mnie do założenia Epic Sports w 2020 roku. Miałem jasną wizję: zbudować butikową agencję, bez nadmiaru zawodników, ale z piłkarzami o wielkim potencjale, gotowymi grać w najważniejszych klubach, i oferować im kompleksowe, 360-stopniowe prowadzenie kariery. Nie liczby, tylko zaufanie.
Więcej pracuje pan jako pośrednik czy jako reprezentant?
Od pierwszego dnia Epic Sports opiera się na jasnej filozofii: długofalowa reprezentacja piłkarzy, w transparencji i zaufaniu. Dziś jednak rodziny odgrywają coraz większą rolę – jak u Deana, Xaviego Simonsa czy Madueke – dlatego pracujemy z nimi ramię w ramię; są w centrum każdej decyzji. Dla mnie relacje międzyludzkie to sedno tego zawodu: nie chodzi tylko o negocjowanie kontraktów, lecz o sensowne budowanie karier i wspieranie ludzi. Nicolas Jackson to idealny przykład. Wypatrzyłem go w Afryce, miał 17 lat, a w wieku 18 lat sprowadziłem go do Villarrealu. Od tamtej pory zbudowaliśmy bardzo mocną, ludzką i zawodową relację.
Latem wokół Jacksona działo się naprawdę dużo. Co się wydarzyło?
To była jazda bez trzymanki. Chelsea musiała podjąć kilka wewnętrznych decyzji i w pewnym momencie wyglądało na to, że Jackson wróci, kiedy kontuzji doznał Liam Delap. My zachowaliśmy cierpliwość i profesjonalizm, a na końcu znaleźliśmy rozwiązanie dobre dla Jacksona, dla Chelsea i dla Bayernu Monachium.
Czyli chętnych było więcej niż tylko Bayern.
Tak, było wiele klubów, w tym świetny hiszpański trener – Unai Emery. Jackson bardzo go ceni, a on sam też bardzo chciał Jacksona.
Z którymi klubami ma pan dziś najlepsze relacje?
Jeśli spojrzy pan na nasze ostatnie trzy lata, w pięciu topowych ligach pokazaliśmy duży poziom zaufania: Real Madryt i Huijsen, Atlético i Gallagher, Emerson Royal i Barcelona, Lukaku w Napoli, Lloyd-Kelly w Juventusie, Bayern i Jackson, Maatsen i Dortmund, Leipzig i Bakayoko, Hincapié i Leverkusen, Xavi Simons i Tottenham, Madueke i Hincapié z Arsenalem, Caicedo i Chelsea, Marsylia i Sarr, Monaco i Konaté, Archie Brown i Fenerbahçe… Bardzo dużo transakcji we wszystkich wielkich klubach Europy.
W Hiszpanii kluby nie mają dziś wielkich pieniędzy na transfery. To utrudnia panu pracę?
W poprzednim sezonie dopiąłem sprawę Gallaghera, teraz Renato Veigę i Huijsena – robimy interesy z Hiszpanią, nawet jeśli finansowo nie dorównuje Premier League. To wciąż jedna z najlepszych lig świata.
W przypadku Renato Veigi – on upierał się, że chce do Hiszpanii, choć miał inne oferty. Co przeważyło w Villarrealu?
Mieliśmy bardzo dobre doświadczenia z Villarrealem przy Jacksonie – przekazałem to jego ojcu i agentowi, Nelsonowi. Spotkał się z Fernando Roigiem, z trenerem i z ludźmi w klubie. Renato miał takie samo odczucie.
Atlético też było zainteresowane, prawda?
Tak, na początku okna. Potem zdecydowali się pójść po Davida Hanckę, choć prowadzili rozmowy z Chelsea.
Czy Marcelino rozmawiał z Renato Veigą?
Nie byłem przy tej rozmowie, więc nie mogę powiedzieć.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze