Advertisement
Menu
/ elpais.com

Franco wraca na Bernabéu

Jorge Valdano, były piłkarz, trener i dyrektor generalny Realu Madryt, a obecnie komentator i felietonista w dzienniku El País dzieli się swoimi przemyśleniami na temat Franco i… Franco.

Foto: Franco wraca na Bernabéu
Franco Mastantuono. (fot. Getty Images)

Rzeczywiście, Franco Mastantuono wrócił na Santiago Bernabéu, gdzie dwa tygodnie wcześniej został owacyjnie przyjęty przed debiutem. Czegoś takiego jeszcze nie było. Nigdy też nie widziałem, by kogoś oskarżano o bycie „nosicielem imienia”. Skandowanie „Franco, Franco, Franco” wywołało reperkusje godne analizy antropologicznej. Jeśli okrzyk był żartem, tym lepiej – nie ma lepszego egzorcyzmu niż humor. Jeśli ktoś intonował to imię z wyjątkową pasją, bo obudziło w nim ideologiczną nostalgię, mielibyśmy do czynienia z niespotykanym typem głupoty – takiej, która wzmacnia argumenty plemienia rywali. Jestem jednak pewien, że większość, zwłaszcza młodsi, po prostu skandowała imię nowego idola. Temu nazwisku trudno nadać rytm albo znaleźć rym; nie ma nawet „r”, które dodałoby mu pazura.

W Barcelonie jednak wykorzystano ten epizod, by dalej podsycać legendę „drużyny reżimu”. To opowieść, która nie wytrzymuje najprostszego sprawdzianu, a mimo to znakomicie wbiła się w pamięć zbiorową. Bajka narodziła się w Barcelonie i w Madrycie nigdy jej nie sprostowano. Mój podziwiany Manuel Vázquez Montalbán uczynił z Barcelony flagę kulturową i polityczną, korzystając z tożsamościowego ciężaru futbolu oraz z faktu represji kulturowej, jakiej doświadczała Katalonia. W ten sposób Barça stała się „rozbrojoną armią Katalonii”. A Real Madryt? Nie przywiązywał do tej debaty wagi. Nie pojawiła się nawet odpowiedź, która spoiłaby intelektualną narrację broniącą go przed cudzymi opowieściami. Triumfy były tak przytłaczające, że tłumaczenie się wydawało zbędne. O Realu świadczyły zwycięstwa – niczego więcej nie było trzeba.

Dane powinny były wystarczyć. Wrócę do nich, bo powtarzanie – jak widać – świetnie pomaga utrwalać narrację. Real Madryt od chwili dojścia Franco do władzy czekał czternaście lat na zdobycie mistrzostwa. Gdy Atlético Aviación reprezentowało armię (cztery tytuły w tym okresie), a Barça (pięć) przypinała Franco ordery, Real odgruzowywał się ze zniszczeń wojny domowej. Santiago Bernabéu potrafił wyobrazić sobie przyszłość: w dwóch etapach i bez żadnej oficjalnej pomocy zbudował stadion na 120 tysięcy widzów. Reszta była dziełem Alfredo Di Stéfano i jego znakomicie zestrojonej orkiestry, która przeniosła klub na inny poziom, wygrywając za jednym zamachem pierwsze pięć Pucharów Europy. Warto pamiętać, że wpływ Franco w Europie wynosił dokładnie zero. Od tamtej pory Real stał się pierwszą hiszpańską globalną marką – choćby w sensie emocjonalnym – a jego siła reprezentacyjna uczyniła go nieformalnym ambasadorem kraju. Czym innym jest to, że reżim z tego korzystał, tak jak władza każdego koloru korzysta z każdego sportowego triumfu.

Prawdą jest, że Barça zbudowała narrację, która okopała ją w roli ofiary. „Franco, Franco, Franco” w Barcelonie musiało wywołać bolesne skojarzenia, podczas gdy w Madrycie okrzyk był tylko radosnym powitaniem.

Ten epizod mówi oczywiście także o sile futbolu, który krzyżuje i wyolbrzymia wszystkie tematy – zwłaszcza te tożsamościowe. Tym razem imię argentyńskiego chłopaka podniosło z grobów upiory, których w Hiszpanii nigdy do końca nie udaje się pogrzebać, choć w każdej części kraju wybrzmiewają inaczej.

Jedynym, kto zapewne nie wiedział, jakie skojarzenia niesie jego imię, był sam Mastantuono – dumny, że przyjęto go z wszelkimi honorami. O całej kontrowersji dowie się z gazet i nie znajdzie sposobu, by postawić tarczę ochronną. Bo jedno jest pewne: nadal będzie miał na imię Franco. Pozostaje mieć nadzieję, że to jego gra odmieni bieg tej dyskusji i że futbol sprowadzi nas z powrotem do teraźniejszości – mętnej, ale jednak bardziej przyjaznej.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!