Zawsze bez hamulców, Vinícius
„Antimadridismo stara się doprowadzić do tego, by to sam Real Madryt zajął się własnym demontażem”, zaczyna swój felieton na łamach El País Manuel Jabois. Hiszpan to dziennikarz i pisarz, który jest madridistą i autorem słów do ostatniego hymnu Realu Madryt.

Vinícius Júnior. (fot. Getty Images)
W najlepszym sezonie Viníciusa – tym, w którym zdobył mistrzostwo i Ligę Mistrzów, strzelając w finale (po raz drugi), a Złota Piłka wydawała się formalnością – jednym z powracających tematów była kwestia, czy powinien odejść z Realu Madryt. Uporządkujmy: wokół każdej piłkarskiej gwiazdy krążą jak motyle rozmaite spory i linie narracji, raz dotyczące jej samej, raz kompletnie obok. Media to napędzają, bo spór przyciąga uwagę. Na ulicy nie zatrzymujesz się, by popatrzeć, jak mama pcha wózek, tylko jak kłóci się z inną – najlepiej aż do rękoczynów. Ludzie coraz częściej chcą widowiska, w którym mogą wziąć udział; chcą konkursu, kto ma rację, by zająć stanowisko i poczuć się ważnym. Każdy pragnie wyrwać się z nieistotności, choć to może najcenniejsze życiowe osiągnięcie: brak wygórowanych oczekiwań, szara strefa, w której akumuluje się proste, liniowe szczęście – takie, które po latach naprawdę się pamięta – i które nie marzy o wznoszeniu Pucharu Europy, tylko o pozostaniu w La Liga.
Rozkręcanie dyskusji, czy Vinícius powinien zostać w Realu, to materiał na kabaret – chyba że mowa o Realu Madryt. Wtedy nagle znajdą się tacy, którzy potraktują to serio, także wśród madridismo. Piperío (dosł. „zjadacz pestek słonecznika”, pogardliwe określenie niecierpliwego kibica – dop.) nie zna granic, a to przecież esencja cywilizacji. Piperío – pomysł Hughesa – to w gruncie rzeczy totalny brak poczucia humoru, wręcz zaciekła z nim walka. Jeśli antimadridismo podsuwa pomysł, by sprzedać najlepszego piłkarza w zespole, trzeba bić brawo, śmiać się i zostawić pochlebną recenzję w „El Club de la Comedia”, a nie drapać się po głowie. Tymczasem od dwóch lat robi to najbardziej rozhisteryzowana część madridismo: że Vini protestuje, że znika z meczów, że zaczepia rywali, że psuje wizerunek. Złą „prasę” daje raczej to, że wygrywasz sześć edycji Ligi Mistrzów w dziesięć lat – stąd bierze się nienawiść. Gdyby Real przez te lata grał i przegrywał w Lidze Europy, znaleźliby się rasiści, którym Vinícius wydawałby się biały. Teraz nie mogą widzieć go „bardziej czarnym” – normalne.
Jednym z najpiękniejszych i najbardziej makiawelicznych ćwiczeń antimadridismo jest próba doprowadzenia do tego, by to sam Real rozmontował się od środka. Trudne, ale możliwe. Nie wiem, czy otoczenie Viniego w tym pomaga. Na boisku, nawet z nieudanymi meczami i głupimi absencjami, Vinícius pozostaje przewodem pod wysokim napięciem, który poraża rywali kolejnymi impulsami. Daje rzeczy, które futbol – w swojej mechanice i nieracjonalności – po cichu wyplenia, choć ze łzami w oczach. Stąd drwiny: lambretta wychodzi tylko wtedy, gdy się ją próbuje, podobnie espaldinha; wielu śmiało się z Cristiano i z jego przewrotek w próżnię, dopóki nie huknął tej bestii w Turynie w Lidze Mistrzów.
Vinícius, ze swoimi przesadami i błędami, należy do rzadkiej kategorii piłkarzy, których się nie tłumaczy – ich się czuje. Potrafią wywołać i śmiech, i awanturę, ale nigdy obojętność. Dzień, w którym poza Madrytem (i w samym mieście) przestaną o nim dyskutować, będzie dniem, w którym przestaną się go bać – wtedy tragedia zamieni się w farsę. Do tego czasu niech „zjadacz pestek” dalej fuka, a antimadridismo śni swoje sny: tam na dole, gdzie pachnie murawą, potwierdza się, że u góry wciąż jest światło.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze