Na świecie nie ma już słabych drużyn
Miało być różnorodnie i… jakimś cudem chyba się udało.

Fede Valverde. (fot. Getty Images)
Real Madryt – Juventus: Przewidywane składy
Dobrze jest czasami oderwać się od mainstreamu, co jednak nie zmienia faktu, że bardzo trudno jest na dłuższą metę wygrać z głównym nurtem. Koncert mariachi, pokaz maoryskich strojów, warsztaty origami, kursy samby i tanga, degustacja potraw Maghrebu, wykład krytykujący Apartheid… To wszystko jest naprawdę fajne i pod wieloma względami wzbogacające. Potem i tak jednak wracamy do Netlixa, Youtube'a i wszelkiej maści innych rozrywek, do których jesteśmy przyzwyczajeni na co dzień. Często bezwiednie i bez większego sprzeciwu. Taka po prostu jest już kolej rzeczy. Ale… to jeszcze nie ten moment.
Klubowy Mundial starał się zbudować pewną fasadę różnorodności, która to daje szansę pokazania się całemu światu zespołom z nawet najbardziej odległych zakątków globu, w tym nawet półamatorom z Nowej Zelandii. I trzeba przyznać, że fasada ta trzyma się zaskakująco dobrze, choć w teorii niewiele świadczyło o solidności tej konstrukcji. Nawet jeśli na podstawie turniejowych wyczynów Urawy nie powstanie anime dorównujące Kapitanowi Tsubasie, o Ulsan nie nakręcą kolejnego modnego koreańskiego serialu, słowo soccer nie zrówna się znaczeniowo z futbolem, a Al-Ahly nie zacznie na poważnie być uważane jako najbardziej utytułowany klub świata, to jednak już teraz można powiedzieć, że FIFA choć częściowo osiągnęła swój cel. Z jednej strony największa egzotyka rzeczywiście odebrała swoją watę cukrową i została grzecznie poproszona przez obsługę o opuszczenie terenu parku rozrywki, z drugiej jednak minionej nocy kosztem drużyn z Brazylii (Fluminense) i Arabii Saudyjskiej (Al-Hilal) z rozgrywkami pożegnali się finalista ostatniej edycji Ligi Mistrzów oraz triumfator z sezonu 2022/23.
Przed startem fazy pucharowej można było śmiało pomyśleć, że właśnie wracamy do konsumpcji tego samego cukierka, ale o innej porze roku i zawiniętego w inny papierek. Do finałowej 16 turnieju awansowało 9 z 12 europejskich drużyn, z czego po fazie grupowej tylko w zasadzie w przypadku Atlético można mówić o jakiejś sensacji. Odpadnięcie Porto było co najwyżej umiarkowaną niespodzianką, Salzburg natomiast od początku pasował do europejskiej delegacji na czempionat w USA jak pięść do nosa. Wydawać się mogło, że przy stole do podziału wielkiej kasy zostali już prawie tylko ci, którzy byli do tej czynności przewidziani od samego początku. A że ekipa Diego Simeone do tego momentu nie dotrwała? Cóż, w sumie nic nowego, taka drobna złośliwość z naszej strony. O ile jednak Los Rojiblancos mieli tak naprawdę olbrzymiego pecha, żegnając się z turniejem po zdobyciu 6 punktów w grupie, o tyle wyczyny Interu i Cty to już zupełnie inny kaliber. Parafrazując słynne polskie powiedzenie, wychodzi na to, że słabych drużyn nie ma już nie tylko w Europie, lecz także na świecie.
My swoją prawdziwą walkę o wspomnianą wielką kasę rozpoczniemy dziś od starcia z Juventusem. Włosi na turniej w Stanach Zjednoczonych dostali się ze ścieżki rankingowej, na którą w czteroletnim okresie rozliczeniowym złożyły się dwa awanse z grupy Ligi Mistrzów i odpadnięcie w 1/8 finału, jeden udział w fazie grupowej Champions League i spadek do Ligi Europy, gdzie udało się zajść do półfinału oraz jeden sezon z pustym przebiegiem w międzynarodowych rozgrywkach. W trakcie Klubowego Mundialu mierzyli się zaś z Al-Ain (5:0) Wydadem Casablanca (4:1) i Manchesterem City (2:5), co zapewniło podopiecznym Igora Tudora wyjście z grupy z drugiej lokaty.
Choć złośliwi mogliby powiedzieć, że Stara Dama w ostatnich latach zdaje się wchodzić w fazę klimakterium, zwłaszcza w Europie, to jednak z perspektywy czysto historycznej dojdzie dziś do jednego z wielkich, lecz wciąż chyba mimo wszystko niedocenianych, klasyków. Z Juventusem w bieżącym tysiącleciu ścieraliśmy się bowiem aż 13 razy, z czego w ponad połowie przypadków (7) były to konfrontacje od 1/4 finału Ligi Mistrzów wzwyż.
Pokolenie trzydziestolatków pewnie przez długi czas przeżywało nietrafionego karnego Figo w Turynie w rewanżowym półfinale sezonu 2002/03 (pierwsza kibicowska trauma autora tekstu). Zdecydowanie szersze grono doskonale pamięta natomiast Moratę burzącego na Bernabéu wizję Klasyku w finale w sezonie 2014/15, wygrany finał w Cardiff oraz horror w Madrycie w 1/4 rok później, gdy po wygranej w Turynie 3:0 (przewrotka Cristiano!) w drugim meczu uciekliśmy spod topora po karnym podyktowanym w doliczonym czasie na dzisiejszym solenizancie, Lucasie.
Skoro już grzebiemy w historii, to warto też wspomnieć, że to po finale w kampanii 1997/98 z Juve zdobyliśmy nasze pierwsze uszate trofeum po kapitalnej reformie rozgrywek. Jedynego gola w meczu strzelił wówczas Predrag Mijatović. Było to zresztą trafienie do dziś budzące olbrzymie kontrowersje, ponieważ Czarnogórzec najpewniej znajdował się na spalonym. Sam jednak do teraz jest innego zdania, ponieważ – jak podkreśla – nikt nawet nie protestował.
Dzisiejsze starcie w USA raczej trudno porównywać pod względem ciężaru gatunkowego do tych opisanych powyżej, co jednak nie jest w stanie sprowadzić go wyłącznie do miana niezbyt istotnej ciekawostki. Cokolwiek myśleć o formacie Klubowych Mistrzostw Świata i ich faktycznego prestiżu, którego postrzeganie może skądinąd ulec wkrótce znacznej zmianie, Real Madryt zmierzy się w meczu o stawkę z historycznym rywalem. W puli znajduje się natomiast kasa, którą pogardzić mogłyby jedynie kluby-państwa, choć i to nie jest wcale takie pewne.
Spotkanie z Juventusem jest też przecież tak naprawdę pierwszym poważnym testem dla Realu Madryt Xabiego Alonso. Po meczach z Al-Hilal, Pachucą i Salzburgiem staniemy naprzeciwko zespołu, po którym Bask po raz pierwszy w roli szkoleniowca Królewskich na wlasnej skórze będzie mógł przekonać się, jak to jest, gdy z każdej strony, dochodzą do ciebie informacje, jak wybitny jesteś w swoim fachu lub też, w jakim tempie powinieneś pakować walizki, jeśli jeszcze raz dopuścisz się podobnego świętokradztwa.
* * *
Mecze Klubowego Mundialu można obstawiać w FORTUNA, w której z kodem KODVIPA możesz otrzymać przy rejestracji bonus nawet do 345 złotych.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem. Grać mogą tylko osoby pełnoletnie 18+.
Wszystkie mecze Klubowego Mundialu można oglądać za darmo po zalogowaniu się na stronę DAZN. Więcej szczegółów tutaj. Początek tego spotkania o 21:00 czasu polskiego.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze