Advertisement
Menu
/ relevo.com

„Do ochrony Davida zatrudnialiśmy byłych szpiegów i komandosów”

Dziś mija 20 lat od prezentacji Davida Beckhama w Realu Madryt. Z tej okazji dziennikarze Relevo przygotowali bardzo interesujący tekst, w którym przedstawiają kulisy początków Anglika w klubie ze stolicy Hiszpanii.

Foto: „Do ochrony Davida zatrudnialiśmy byłych szpiegów i komandosów”
Fot. Getty Images

– W pewnym momencie pomyślałem, że umrzemy, jak Księżna Diana – mówi Andy Bernal, asystent, doradca, tłumacz i człowiek, który pełnił jeszcze całą masę niespodziewanych funkcji u boku Beckhama. Momentami musiał robić wręcz za jego ochroniarza. Ogłoszenie transferu pomocnika do Realu Madryt było dopiero wstępem do tego, co miało dziać się później.

Beckham był kolejnym galaktycznym transferem Florentino po Figo, Zidanie i Ronaldo. Davida sprowadzono jako czwartego do gwiazdorskiego brydża. Madryt stał się na jakiś czas miejscem akcji filmu, w którym Brytyjczyk odgrywał główną rolę. Jeżdżono za nim motocyklami, dziennikarze śledzili go nawet w szpitalach, chowali się w hotelach, środki ochrony przypominały działania wojskowe, a dzieci potrafiły oszukać nawet najbardziej wymyślne kontrole. Brakowało tylko furgonetki wypchanej pieniędzmi, która czekała za rogiem. – Kiedy ludzie patrzyli na niego w niebieskim garniturze, czy koszulce z numerem 23 i z uśmiechem na ustach, my zdążyliśmy już wycierpieć swoje. Perypetie z paparazzi… trudno mi znaleźć odpowiednie słowa – wspomina Bernal. W trakcie rozmowy z Relevo powoli je jednak znajduje. Jego opowieść zawiera w sobie zarówno realizm, jak i sceny wyrwane rodem z kina akcji.

Życie samego Andy'ego można podzielić na cztery części. Pierwsza to dzieciństwo w Australii, gdzie wyemigrowali jego rodzice. Ojciec pochodził z Zamory, matka z Palencii. W Krainie Kangurów 57-letni dziś Bernal przebił się do świata futbolu. Zapisał się na kartach tamtejszej piłki faktem stania się pierwszym Australijczykiem w historii hiszpańskiego futbolu. W wieku 20 lat zakontraktował go Sporting Gijón, choć i Real Madryt miał go na celowniku. – Byłem środkowym obrońcą. Jako 18-latek mierzyłem się z Realem podczas jednego z turniejów w Niemczech. Trenerem był Del Bosque. Gdy mnie zobaczył, stwierdził, że chciałby mnie w swoim zespole. Sprawy potoczyły się jednak w taki sposób, że ostatecznie wylądowałem w Gijónie. Był 1985, a Sporting w tamtym czasie był liczącym się klubem – wspomina.

W tamtej epoce każdy klub mógł wystawić tylko dwóch zagranicznych zawodników. To przeszkodziło zaistnieć Bernalowi w La Lidze. Kiedy trzeba było wybierać między utalentowanym młodzikiem a doświadczoną gwiazdą, wybór był prosty. Sporting wypożyczył go do Albacete, a następnie do Xerez. Z racji na podwójne obywatelstwo wisiało też nad nim widmo odbycia służby wojskowej. Dlatego też udał się do Anglii. – Kupiło mnie Ipswich. Później miałem problemy wizowe i musiałem wrócić do Australii. Powrót na wyspy, by grać dla Reading, był dość ryzykowny – kontynuuje.

W trakcie ostatniego etapu kariery Andy po raz pierwszy zetknął się z Beckhamem. – Graliśmy przeciwko Manchesterowi United kilka razy. Nasza relacja zawodowa zrodziła się jednak niemal przez przypadek. Miałem w Reading koleżankę, która znała agenta Davida, Tony'ego Stephensa. Zaczęliśmy rozmawiać. Ja szykowałem się już powoli do zakończenia kariery. Pewnego dnia pojechałem do jego biura do Londynu. Po rozmowie zaoferował mi pracę doradcy. Pierwsze dwa lata spędziłem na podróżach do Hiszpanii i Włoch, by nawiązywać relacje z klubami – mówi o początkach współpracy z Beckhamem.

Agencja SFX obrała sobie za priorytet zatrudnienie kogoś w rodzaju przedstawiciela na Hiszpanię. Poszukiwano młodej, dyspozycyjnej i znającej język osoby. Firma liczyła na to, że uda jej się umieścić w La Lidze któregoś ze swoich klientów. Należeli do nich między innymi Owen, Heskey, Gerrard, Woodgate czy właśnie Beckham. 17 czerwca 2003 roku Real dopiął porozumienie w sprawie pozyskania Davida. Bernal spełniał zaś wszelkie kryteria, by towarzyszyć mu w stolicy Hiszpanii. W ten sposób rozpoczęło się jego drugie życie, pełne pieniędzy, sławy i maksymalnego nadzoru.

1 lipca 2003 roku o godzinie 13:00 Bernal wraz z Beckhamem wylądował w Madrycie. Udali się bezpośrednio do kliniki na badania. Po dwóch godzinach szef sztabu medycznego, Alfonso del Corral, publicznie podał do wiadomości, że David jest w idealnym stanie do gry. Oczekiwania były olbrzymie, a dziennikarze mieli obsesję na punkcie tego, by złapać jak najlepsze ujęcie Anglika. Niektóre media zatrudniały motocyklistów zaprawionych w Tour de France, by byli cieniem piłkarza w trakcie jego pobytu w Madrycie. Jeden dziennikarz nawet symulował chorobę, by dostać się do kliniki, w której przebywał Beckham. – Wiesz co? Bardzo trudno znaleźć odpowiednie słowa, by to opisać. Prawdziwe szaleństwo. To było, jak film z Jamesem Bondem – opowiada Andy.

Następnego dnia, 2 lipca, szaleństwo jeszcze bardziej się nasiliło. 500 dziennikarzy i 46 kamerzystów telewizyjnych ze wszystkich kontynentów wzięło udział w prezentacji nowego nabytku Królewskich. Beckham stawił się w błękitnym garniturze, białej koszuli, a na głowie nosił blond grzywkę i kucyk w stylu samuraja. David miał na ustach szeroki uśmiech. Po prawej stronie stał Di Stéfano, po lewej Florentino. Pomocnik pozował w nowej koszulce z numerem 23, która miała między innymi symbolizować numer Michaela Jordana. – Panie i panowie. Gra dla Realu Madryt była marzeniem, które stało się rzeczywistością. Dziękuję bardzo, Hala Madrid! – brzmiały pierwsze słowa Becksa. BBC i CNN prowadziły z tego wydarzenia transmisję na żywo. Chwilę potem jakieś dziecko bez koszulki wymknęło się ochronie, by wyściskać się z piłkarzem, gdy ten bawił się piłką podczas prezentacji.

– To był dziecięcy instynkt, nie miał żadnego problemu. Poszukał luki i się przedarł. David go wyściskał i podarował mu koszulkę – wspomina Bernal. Tamtym chłopakiem był 31-letni dziś Alfonso López. Nie była to jego pierwsza akcja tego typu. Rok wcześniej podobnie uciekł ochronie przy prezentacji Ronaldo. López pracuje obecnie jako dostawca. Koszulkę Beckhama po 20 latach wciąż trzyma na honorowym miejscu niczym relikwię. Dla Bernala wybryk ten był wyłącznie miłym przerywnikiem od tego, czego dopuszczali się paparazzi. – Śledzili nas przez całą dobę. Spali przed hotelem, w środku, jeździli za nami motocyklami, samochodami. Już pierwszego dnia pomyślałem sobie, że zginiemy tu, jak Księżna Diana. Pamiętam rozmowę telefoniczną z moją matką. Powiedziałem jej, że to zamieszanie bardzo przypomina mi to, jak wyglądał ostatni dzień Diany,

Beckham do Madrytu przeprowadził się ze swoją żoną Victorią. Oboje doświadczyli różnych stron fenomenu społecznego. On był sportowcem, ona piosenkarką i symbolem seksu w zespole Spice Girls. W prasie poświęcano im uwagę wszelkiego typu. Ochrona nie mogła spuszczać ich z oczu. – Zatrudniliśmy dwóch kubańskich ochroniarzy, byłych szpiegów Fidela Castro. Mieliśmy w szeregach także dwóch byłych angielskich komandosów. Sprawdzali samochody od spodu i opracowywali drogi ucieczki. To było niczym codzienne szkolenie wojskowe. I tak od treningu do treningu, od meczu do meczu. Jeden samochód zawsze przed nami, drugi za nami. Jeden motocykl tu, inny tam. Tysiące aut i motorów z paparazzi i my w obstawie pięciu lub sześciu. Trudne doświadczenie. Sądzę, że czyhali na zdjęcie z wypadku lub stłuczki. Gdziekolwiek się udawaliśmy, oni jechali za nami. Przedostawali się do hotelu, gdzie mieszkaliśmy. Pamiętam, że w dzień pierwszego treningu pędzili za nami 200 kilometrów na godzinę. Kiedy tylko przejechaliśmy przez bramę ośrodka treningowego, zatrzymaliśmy się i David zwymiotował. Stres był olbrzymi – kontynuuje swoją opowieść Bernal.

Andy wyznaje, że Beckham na początku etapu w Realu Madryt był pełen niepokoju. – Przychodził jako zawodnik, który triumfował w United. Był kapitanem Anglii. Marzył jednak o grze z Zidane'em, Ronaldo, Roberto Carlosem czy Figo. Ponadto nie mówił po hiszpańsku. Umiał się przywitać, ale niewiele więcej. Starałem się go uspokajać. Wiele razy robiłem za jego tłumacza. Zawsze byłem u jego boku. Piłka i szatnia stanowiły dla niego ostoję spokoju w całej tej dżungli. Wszyscy kochali Davida, a David kochał Real Madryt.

Współpraca Beckhama i Bernala trwała jednak krócej, niż początkowo można było zakładać. Po kilku miesiącach David postanowił rozstać się z agencją SFX i dołączyć do agencji reprezentującej jego żonę. Drogi Andy'ego i Davida siłą rzeczy się rozeszły. Wtedy też rozpoczęło się trzecie życie Bernala, stojące pod znakiem upadków i narkotyków. – Prawie umarłem. Nie chcę jednak o tym teraz rozmawiać. Jeśli chcecie wiedzieć więcej, kupcie moją książkę – ucina temat. Lektura nosi tytuł Riding Shotgun: The Autobiography of the Original Wizard of Oz i wkrótce przetłumaczona zostanie na hiszpański. Bernal opowiada w niej nie tylko o swoim życiu u boku Beckhama, lecz także właśnie o swoich problemach w późniejszym czasie. Obecnie Andy znajduje się na czwartym etapie swojego żywota jako członek sztabu szkoleniowego Central Coast Mariners. – Było ze mną bardzo źle. Na horyzoncie pojawiła się taka możliwość i nie wahałem się z niej skorzystać. Po tylu latach życie znów zaczęło się do mnie uśmiechać – kończy z optymizmem w głosie.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!