Advertisement
Menu
/ as.com

Mijatović: Żaden tytuł nie był tak świętowany jak La Séptima

20 maja będzie miała miejsce 25. rocznica wygrania La Séptimy, która oznaczała powrót Pucharu Europy do Madrytu po 32 latach oczekiwania. Bohaterem tamtego finałowego starcia z Juventusem był Predrag Mijatović, który zdobył jedyną bramkę meczu i tym samym przywrócił Królewskich na tron Europy. Z okazji tej zbliżającej się rocznicy AS spotkał się z Czarnogórcem właśnie w Amsterdamie, aby tam powspominać stare czasy i spojrzeć również na tematy bieżące.

Foto: Mijatović: Żaden tytuł nie był tak świętowany jak La Séptima
Fot. twitter.com

Wracasz, 25 lat później…
To dla mnie szczególne miasto. W sercu mam Podgoricę, Belgrad, Madryt… i Amsterdam. Ten stadion jest moim sanktuarium. Wchodzę i od razu czuję się bardzo, bardzo dobrze.

Amsterdam Arena, a teraz już Johan Cruyff Arena, wciąż wygląda cudownie.
Ten stadion robił w tamtym czasie wielkie wrażenie, był wówczas jednym z najbardziej imponujących stadionów. Był zamknięty, w tamtych czasach to nie było czymś normalnym. To boisko naznaczyło moje życie, wciąż oddycham tutaj tamtymi wydarzeniami.

Zabierz nas do tamtych dni przed finałem.
Zameldowaliśmy się w centrum zgrupowań reprezentacji Holandii w Zeist, niedaleko Utrechtu. To nie był jeden z tych luksusowych czy pięciogwiazdkowych hoteli, do jakich byliśmy przyzwyczajeni, ale to było najlepsze rozwiązanie dla wszystkich. Dwa dni spędzone tam w otoczeniu lasów i w ciszy, która pomagała w tym, aby niczym się nie rozkojarzać. Šuker i ja, zawsze razem, byliśmy w pokoju numer 5. Jako Jugosłowianie jesteśmy trochę przesądni i specjalnie wybraliśmy 5, ponieważ to numer, który ma duże znaczenie w futbolu.

Ale już na pierwszym treningu tam doznałeś kontuzji.
Trener od przygotowania fizycznego w sztabie Heynckesa, Ángel Vilda, miał w zwyczaju przygotowywać nam ćwiczenia bazujące na wyskokach. Przy jednym z nich poczułem zgrzyt w prawej łydce. Pomyślałem sobie: „Niemożliwe! Proszę, tylko nie to!”. Wiedziałem, że mogę przegapić mecz mojego życia. Dlatego zamilkłem, oszukałem trenera i powiedziałem mu, że mam już dość i idę pod prysznic, aby nie ryzykować. Pojechałem do hotelu do Pedro Chueki, który bardziej niż fizjoterapeutą jest magikiem. Oddałem się w jego ręce i powiedziałem mu w żartach: „Jeśli nie postawisz mnie na nogi, to cię zabiję!”. Spałem z wielkim bólem i wiedzieli o tym tylko Šuker i Fernando Hierro. Sekret został dochowany do końca.

Finał, w który wprowadzili wszystkich Los Del Río i ich Macarena.
Słychać było nawet w szatni. Później z zaproszenia Lorenzo Sanza przyjechali na fetę na Bernabéu. Ta piosenka… Gdy w 1993 roku pozyskała mnie Valencia, nie znałem ani jednego słowa po hiszpańsku i pamiętam, jak w drodze na moją prezentację na Mestalla we wszystkich samochodach słychać było Macarenę. Pytałem wszystkich, o co w tym chodzi. Jeden Bułgar, który był tłumaczem, spróbował mi to wytłumaczyć. Myślałem sobie, że to musi być bardzo popularna kobieta. (śmiech)

Przejdźmy do ostatnich chwil przed meczem.
Widzieliśmy, jak podjeżdża Juventus, w tych ich włoskich garniturach, uff… Byli faworytami, mieli za sobą trzy finały z rzędu… Jednak słyszeliśmy kibiców. To było coś niesamowitego, jak tamtego dnia nas wspierali.

I przyszedł ten nieśmiertelny gol.
Strzeliłem w 66. minucie, to rok, w którym Real Madryt po raz ostatni wygrał Puchar Europy w finale z Partizanem Belgrad, moją drużyną, której barwy są biało-czarne, tak jak Juve. Same znaki…

Proszę, odegraj nam to jeszcze raz.
Bramka (delikatnie ją dotyka) teraz wydaje się duża, ale gdy masz przed sobą bramkarza, to staje się malutka. (śmiech) To była typowa akcja w wykonaniu napastnika, który czeka na swoją szansę, aby się aktywować. Panucci dośrodkował, Roberto (Carlos) uderzył, ale piłka nie siadła mu zbyt dobrze, po przebitce od zawodnika Juve spadła blisko mnie i wówczas musisz szybko zareagować. To instynkt. To moja praca. Postanowiłem minąć bramkarza i chociaż zszedłem na słabszą nogę, to jest to kwestia sekund, dlatego uderzyłem na bramkę. W tamtym momencie już nic nie wiedziałem, nie wiedziałem nawet, gdzie jestem…

Jednak szybko odzyskałeś świadomość i pobiegłeś zadedykować tę bramkę Fernando Sanzowi.
Pobiegłem w jego kierunku, ponieważ obiecałem mu to. Przez cały sprint wskazywałem właśnie na niego. W trakcie biegu wypadł mi mój amulet, łańcuszek, na którym miałem blaszkę z inicjałami imion moich dzieci, Luki i Andrei, teraz mam jeszcze trzy córki. Fernando powiedział mi, że w finale zdobędę bramkę. W tamtej edycji Ligi Mistrzów nie zdobyłem wcześniej ani jednej. Nawet Karembeu miał dwie bramki, a ja ani jednej! Byłem tym zaniepokojony. Gdy Fernando mi to powiedział, to podziękowałem mu za to, ale zapytałem też go, skąd taka pewność, że strzelę akurat ja. „Dzisiaj jest twoja kolej”, powiedział mi. Ten gol zmienił moje życie.

Są niektórzy, którzy po tylu latach wciąż utrzymują, że bramka padła ze spalonego.
Proszę! Po strzale Roberto Carlosa piłka odbiła się od zawodnika Juventusu… Nawet nikt z Juve nie protestował, a dobrze wiemy, że włoskie drużyny zawsze protestują. Nikt nie podniósł ręki, ani nic z tych rzeczy. Bramka była słusznie uznana.

Nikt jednak nie zaneguje tego, że ta bramka zakończyła to długie wyczekiwanie madridismo na kolejny triumf w Europie.
Tamtej nocy płakało wiele pokoleń madridistas. Zarówno ci, którzy pamiętali poprzednie triumfy i tyle lat czekali na ten kolejny, jak i ci młodsi, którzy znali to wszystko tylko z opowieści swoich rodziców i dziadków. Od tamtej pory młodzi również mogli już mówić, że wiedzą, jak to jest wygrać Ligę Mistrzów. To były szczególne emocje. Wciąż ludzie zatrzymują mnie na ulicy i mi za to dziękują.

I wielka fiesta w Madrycie.
W trakcie świętowania czułem się jak sam marszałek Tito, ponieważ on miał w zwyczaju wyjeżdżać pojazdem bez dachu, aby ludzie mogli go oklaskiwać. My przeżyliśmy coś podobnego. Z lotniska na Cibeles, ulice wypełnione ludźmi, coś niesamowitego. Cała droga na Cibeles przechodziła przez ocean ludzi. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że osiągnęliśmy coś naprawdę ważnego dla Realu Madryt. To było nie do pomyślenia. Wspiąłem się na Boginię, to były inne czasy. Moi koledzy, którzy byli przy La Octavie, La Novenie i wszyscy, którzy przeżywali kolejne triumfy mówią mi, że żaden puchar nie był świętowany tak jak La Séptima.

A ty jak to wszystko przeżyłeś?
Od dziecka marzyłem o tym, aby dokonać czegoś wielkiego. Ale że trafiasz do Realu Madryt i zdobywasz bramkę na wagę Pucharu Europy dla Realu Madryt po 32 latach czekania… Nie ma większej rzeczy. Od momentu awansu do tego finału aż do zakończenia wszystkich celebracji i wyjazdu z reprezentacją na mundial w 1998 roku byłem tak oszołomiony, że przegapiłem wiele szczegółów, które moi koledzy pamiętają do dzisiaj. Musiałem się uszczypnąć, ponieważ nie wiedziałem, czy to wszystko prawda, czy po prostu śnię.

Przenieśmy się teraz do teraźniejszości. Rok w rok Real Madryt jest wskazywany jako ten piąty czy szósty faworyt do wygrania Ligi Mistrzów. Ostatnio wielu mówiło, że City z Haalandem w swoich szeregach rozstrzela Real Madryt w pierwszym meczu i stało się to, co się stało. Masz jakieś piłkarskie wytłumaczenie na to wszystko?
Mam pewną teorię. Gdy masz jedną dominującą drużyną w tych rozgrywkach, która na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat wygrywała je aż pięciokrotnie, to pozostali wielcy przyjmują tę bezradność i zaczynają się tworzyć jakieś miejskie legendy. Że skoro wygrali ostatnio, to teraz już nie są faworytem… Myślę, że to mechanizm obronny wobec klubu, który dominuje z niesamowitym błyskiem. Każdego lata pojawia się jakiś faworyt do wygrania Ligi Mistrzów, ale większość z nich, oprócz oczywiście Realu Madryt, ma za sobą traumę w postaci porażki w finale. Cieszę się, że tak mówią o Realu Madryt. To oznacza, że się go boją i to bardzo. Nie wiem, czy tym razem Real Madryt również dojdzie do finału, mam nadzieję, że tak, ale dobrze wiesz, co się dzieje, gdy już tam dociera. Przyjeżdża i wygrywa, przyjeżdża i wygrywa. I tak jest od 1998 roku. Siedem razy. To statystycznie wręcz niemożliwe. Jeśli zapytasz mnie o to, jak Real Madryt wygrał tę poprzednią Ligę Mistrzów, to jest na to jakieś piłkarskie wytłumaczenie? Nie ma. Raz mamy doskonałego Benzemę, nad którym w pewnym momencie zapala się światło. Innym razem mamy młodego chłopaka, Rodrygo, który wchodzi i strzela dwa gole. Jest latający nad ziemią Vinícius. Modrić i Kroos, którzy grają jak młode chłopaki. Mają słabszy dzień, by po trzech dniach wyjść i wbić pięć bramek Liverpoolowi. Nie chciałbym być po przeciwnej stronie Realu Madryt.

A to nie jest kwestia powtarzającego się braku szacunku? Na przykład mamy te ostatnie słowa Rooneya.
Pochodzę z kraju, który od wieków przeżywał wiele trudnych sytuacji. Ja zostałem wychowany w taki sposób, że jeśli ktoś się ciebie boi, to tak właśnie działa. W futbolu bardzo często leczy się swoje obawy poprzez jak najgorsze mówienie o rywalu. Coś w stylu: „Dobra, jeśli powiem na nich coś złego, to przynajmniej to usłyszą”. Szanuję Rooneya, ale akurat w tym przypadku, jeśli sam byłeś piłkarzem z wysokiego poziomu… Jak możesz składać takie deklaracje? I teraz co? Robią to ze strachu, z bezradności. Przemawia przez nich strach.

Ancelotti zaskoczył taktycznie Guardiolę w pierwszym meczu?
Ancelotti wie w tym świecie wszystko. Wygrał wszystko, co tylko jest do wygrania. Wie, jak to jest przegrać finał i jak to jest wygrać finał. W tego typu meczach z tak silnym rywalem jak City on dobrze wie, co należy zrobić. I możliwe, że nawet wbrew naszej opinii, wbrew naszej filozofii, ponieważ nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, aby oglądać tak cofnięty Real Madryt. Ale sprawdziło się. Ancelotti chce zagrać w finale, a droga do niego wiedzie właśnie przez rozegranie takiego meczu jak ostatnio, a przynajmniej pierwszej połowy. Zobaczymy, jaką taktykę wybierze w Manchesterze, ale na pewno to będzie coś innego, ponieważ muszą wygrać. Ancelotti już od jakiegoś czasu mnie nie zaskakuje i bardzo dobrze go znam. Jesteśmy przyjaciółmi. Kluczowe w tym wszystkim jest to, że piłkarze idą za nim. A to jest bardzo, bardzo trudne.

Dlaczego więc czasami pojawiają się wobec niego wątpliwości? Również ze strony samego klubu.
Nie jestem w środku, ale patrząc z zewnątrz uważam, że Ancelotti wykonał bardzo dobrą pracę. Również w tym poprzednim etapie. Wiem, że Real Madryt oczekuje zwycięstw, ale on przecież wygrywa. W tym sezonie zdobył trzy tytuły. Mam jednak wrażenie, że jego pozostanie w dużej mierze zależy od wygrania Ligi Mistrzów. Czy tak powinno być? Nie do końca, ale tak czasami bywa. I kto może przyjść za niego? Ja nie jestem z tych, którzy boją się podjąć trudne decyzje, gdy tak trzeba. Zwolnić kogoś lub coś zmienić, ale zawsze mając lepszego zmiennika. A i tak w futbolu nigdy nie masz gwarancji. Zidane przejął zespół jako trener tymczasowy do końca sezonu, a później widzieliśmy, co się wydarzyło. Wygrał finał w Mediolanie i został. Czasami trzeba podejmować szybkie decyzje i improwizować, a Ancelotti jest w tym dobry.

Jakiego meczu spodziewasz się na Etihad?
Obawiam się, że to będzie długi półfinał. Wszyscy spodziewaliśmy się na Bernabéu czegoś innego, wielu bramek, mając na uwadze to, co działo się rok temu oraz jakość obu zespołów. A ostatecznie wyglądało to inaczej. Było tak z dwóch względów. Po pierwsze obaj trenerzy wiedzą, że zwycięzca tego dwumeczu na 90% wygra również finał. Po drugie, jeśli w pierwszym meczu ze świadomością rozegrania rewanżu zaryzykujesz zbyt bardzo, to w głupi sposób możesz przegrać cały dwumecz już w pierwszym starciu. City dominowało w pierwszych minutach, ale nie podejmowało ryzyka, aby nie nadziać się na kontrę… by i tak stracić bramkę po kontrze. Rozpoczyna się druga połowa i Real Madryt utrzymuje się dłużej przy piłce. Jesteś blisko zdobycia drugiej bramki i… rywal wyrównuje. To są znaki, które są interpretowane przez tych, którzy są na boisku. Myślą sobie: „Na spokojnie, nie będziemy ryzykować dla drugiej bramki”. A rywal myśli dokładnie tak samo. Jest 1:1 i będziemy mieć jeszcze 90 minut na swoim boisku. Myślę, że początek w Manchesterze będzie wyglądał podobnie. Nie jestem wróżbitą, ale pachnie mi dogrywką i cierpieniem, a w tym akurat Real Madryt ma swoje sztuczki, dzięki którym w nieznany dla nikogo sposób potrafi zdobyć tę jedną bramkę więcej na wagę zwycięstwa.

Czy Vinícius ma potencjał na Złotą Piłkę?
Oczywiście. Ale jednocześnie nie możemy w nim wzbudzać tej obsesji. Pod względem piłkarskim radzi sobie bardzo dobrze, ale zanim zaczniemy go łączyć ze Złotą Piłką będzie musiał mocno popracować nad swoim zachowaniem. Osobiście chłopaka bardzo lubię i jestem trochę smutny wobec tej całej nienawiści, jaka pojawia się wobec jego osoby. Prowokacje rywali, sędziowie, którzy patrzą już na niego pod innym kątem… Ponadto teraz już wszyscy wiedzą, że bardzo łatwo jest go sprowokować. Dlatego też go atakują, ale to normalne, ponieważ się go boją. Gdyby tak nie było, to nikt by go nawet nie tknął. Ale on sam musi nad tym popracować. Złota Piłka powinna łączyć się ze sobą obie rzeczy. Spokój, wielkość w trakcie gry, ten szacunek do innych. Jesteś wkurzony, ale musisz wytrzymać.

Ale w Europie to tak nie wygląda.
Liga Mistrzów jest inna. Tutaj grasz raz w miesiącu. Możliwe, że kibice rywala nie śledzą cię tak na bieżąco. Kibice City wiedzą, że to wielki piłkarz, ale nie są z nim na co dzień. W Hiszpanii obserwują cię tydzień po tygodniu, mogą czytać wszystko, co tylko się pojawi, a to sprawia, że wyrabiają sobie na twój temat konkretne opinie. Przeciwnicy zdają sobie sprawę z tego, że skoro jest lepszy i nie mogą go zatrzymać z piłką przy nodze, to muszą go sprowokować. To nigdy nie zależy od rywala, wszystko zależy od ciebie. Najważniejsze jest to, że jesteś lepszy pod względem piłkarskim. Skoncentruj się na tym, aby dobrze się zachowywać, aby zostawić po sobie dobre wrażenie, ponieważ reprezentujesz przy tym wszystkim najlepszy klub na świecie. To można wypracować. Spójrzmy na drugą połowę finału na La Cartuja. Zagrał bardzo dobrze, ale też bardzo spokojnie. Vinícius jest inteligentny, gdyby tak nie było, to nie byłby w stanie w taki sposób grać w Realu Madryt.

Patrząc w przyszłość… Haaland czy Mbappé w 2024 roku? Kto bardziej się podoba madridismo?
To podchwytliwe pytanie. Są zupełnie inni, wszystko zależy od zespołu, trenera i schematu, z jakiego korzysta. Ancelotti na przykład korzysta z ustawienia 4-3-3, które sprzyja Viníciusowi. Jeśli mam wybrać tylko jednego, to powiem, że Mbappé jest prawdziwym fenomenem. I to nie tylko pod względem piłkarskim, ale również wizerunkowym. To przyszły postMessi, postCristiano, postNeymar. Gdy złączysz wszystko w całość, to nie widzę na świecie drugiego tak atrakcyjnego piłkarza. Futbol to nie tylko boisko piłkarskie, ale również wizerunek. Haaland również to ma, ale to co innego. Real Madryt tego potrzebuje. I chociaż jest już Vinícius, to mogą grać razem. Obowiązkiem klubu jest to, aby mieć taki profil zawodnika, a później to już praca trenera. Jeśli możesz sprowadzić obu, to tym lepiej. Real Madryt pod względem ekonomicznym ma się bardzo dobrze. Poza tytułami to jest inny aspekt, który został tutaj bardzo dobrze przepracowany i trzeba to przyznać.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!