Advertisement
Menu
/ marca.com

Kiedy Bernabéu chciało porażki Di Stéfano

Po rozstaniu z Realem Madryt w niezbyt przyjaznych okolicznościach Alfredo Di Stéfano debiutował jako trener Valencii w La Lidze na… Estadio Santiago Bernabéu. Królewscy wygrali na inaugurację 2:0, jednak po sezonie cieszyć się mogła tylko Valencia, która wygrała pierwsze od 24 lat mistrzostwo Hiszpanii.

Foto: Kiedy Bernabéu chciało porażki Di Stéfano
Fot. Getty Images

Alfredo Di Stéfano nie odszedł z Realu Madryt w dobrym stylu. 10 czerwca 1964 roku po raz ostatni wystąpił w koszulce Los Blancos w sparingowym meczu we francuskim Rouen. Królewscy wygrali 4:1, a Argentyńczyk został zmieniony w przerwie przez Czecha Janko. Dwa tygodnie wcześniej, 27 maja, Real przegrał finał Pucharu Europy z Interem. W tamtym czasie relacje La Saety z Miguelem Muñozem i Santiago Bernabéu było bardzo nadszarpnięte. Efektem tego było bolesne rozstanie z listami i telegramami. „Zawiódł mnie Pan jako ojciec. Teraz widać, że nigdy nie miał pan dzieci, ponieważ rodzice zawsze wybaczają”, pisał Di Stéfano do prezesa Realu Madryt.

Argentyńczyk odszedł do Españolu prowadzonego przez Kubalę i los chciał, by jego oficjalny debiut przypadł na mecz z Realem Madryt. 13 września 1964 roku Katalończycy przegrali na Estadio de Sarrià 1:2. Do powtórki doszło, kiedy Di Stéfano debiutował jako trener w La Lidze w Valencii. Po krótkiej pracy na ławce trenerskiej najpierw w Elche, a następnie w Buenos Aires Di Stéfano postanowił wrócić do Hiszpanii, by robić cokolwiek, ponieważ nie był pewien, czy jego kariera w roli szkoleniowca nabierze rozpędu. Jak to się zaczęło?

Obiad z deserem
Znajdując się już w Madrycie, Di Stéfano wybrał się na obiad ze swoim przyjacielem Augusto Comasem do restauracji O'Pazo, otwartej chwilę wcześniej na ulicy Infantki Mercedes 20. Kelner przyniósł im butelkę szampana, dodając, że to zaproszenie to stołu, na który wskazał. Di Stéfano poszedł podziękować i doszło do niezręcznej sytuacji. Nie wiedział, kim byli ludzie, którzy go zaprosili. To normalne, że były piłkarz był rozpoznawalny, ale „ludzie od szampana” powiedzieli mu, że jeśli chce pracować, to może na nich liczyć. Di Stéfano widział, że mieli przypięte jakieś spinki, ale nie potrafił ich rozpoznać.

Zagadka została rozwiązana dwa dni później. Alfredo dostał telefon od panów, z którymi spotkał się w O'Pazo. To byli Julio de Miguel Martínez de Bujanda, Vicente Peris i Ramnos Costa, odpowiednio prezes, sekretarz i dyrektor Valencii. Człowiek, który odmienił historię Realu Madryt, praktycznie nie spojrzał na warunki finansowe i długość oferowanego kontraktu. Potrzebował pracy i chciał działać w piłce. „Rok będzie w porządku. A jeśli zostaniemy mistrzami, to coś dołożycie?”, wspominał Di Stéfano w swojej książce „Gracias, vieja”.

Na Bernabéu
W środę 8 lipca 1970 roku, podczas kontrowersyjnego zebrania walnego w Federacji, na którym zatwierdzono rozszerzenie ligi z 16 do 18 zespołów na sezon 1971/1972, wylosowano terminarz. I pierwsze spotkanie Valencii dowodzonej przez Di Stéfano wypadło, a jakże, na Estadio Santiago Bernabéu.

Los Blancos, mimo zajęcia dopiero szóstego miejsca w poprzednim sezonie, byli faworytami do tytułu, którego Valencia nie zdobyła od 1947 roku. Drużyna Di Stéfano, która przed meczem zatrzymała się w El Escorial, miała potencjał na miejsce w górnej części tabeli, ale nie na walkę o mistrzostwo. Tuż przed meczem z Królewskimi działacze z Mestalli robili wszystko, by domknąć transfer Óscara Rubéna Valdeza, argentyńskiego napastnika, który zadebiutował w reprezentacji Hiszpanii w dość szemranych okolicznościach. Później wykazano, że zawodnik miał sfałszowane papiery, a FIFA i Hiszpańska Federacja ustaliły, że piłkarz nie będzie reprezentował już barw La Roja i na tym kara się kończyła.

Valencia przegrała pierwszy mecz ligowy z Realem Madryt 0:2 po dublecie Pirriego, jednak po sezonie działacze z Mestalli dotrzymali swojego słowa i przedłużyli kontrakt La Saety. Valencia wygrała bowiem mistrzostwo Hiszpanii po niesamowitej końcówce. Przed ostatnią kolejką Nietoperze miały punkt przewagi nad Barçą i dwa nad Atlético, jednak przegrały na wyjeździe z Españolem. Potknięcia Valencii nie wykorzystał żaden z bezpośrednich rywali, którzy w ostatniej kolejce zagrali ze sobą i… zremisowali 1:1.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!