Advertisement
Menu
/ as.com

Makélélé: Nie odszedłem z Realu Madryt z powodu pieniędzy

Były pomocnik Realu Madryt, Claude Makélélé, udzielił obszernego wywiadu dla dziennika AS. Poniżej przedstawiamy pełny zapis tej rozmowy.

Foto: Makélélé: Nie odszedłem z Realu Madryt z powodu pieniędzy
Fot. twitter.com

Jak mija życie?
Dobrze, żyję! I wciąż jestem związany z futbolem. Niewiele mnie widać, ale ja lubię być cicho w cieniu. Jak to się tutaj mówi – w podziemiu pracuje się lepiej…

Czym się zajmujesz w Chelsea?
Sprawuję funkcję dyrektora sportowego w akademii. Bacznie obserwujemy postępy młodych zawodników, zwłaszcza wtedy, gdy opuszczają klub. Tutaj, w domu czują się swobodnie, ale gdy wyjeżdżają, to odkrywają rzeczywistość futbolu. I to właśnie wtedy monitorujemy ich jeszcze mocniej.

Czy Makélélé potrzebuje tego dalszego związku z futbolem?
Tak, tak… To moje życie od dziecka. Jeśli kończysz aktywną karierę i oddalasz się od futbolu, to zaczynasz się gubić. To zupełnie inne życie, dlatego nie możesz tak nagle dołączyć do reszty społeczeństwa.

Niektórzy piłkarze po zakończeniu kariery czują się opuszczeni…
Ja się do tego szykowałem. Wyprzedzałem kolejne kroki. Klucz jest w tym, aby nie doprowadzić do tego, że ktoś wypycha cię do tego, abyś już zostawił futbol. To naprawdę może być traumatyczne. Jeśli masz siłę i potrafisz się poświęcić, to możesz grać nawet do czterdziestki. Jednak jeśli ktoś podejmuje tę decyzję za ciebie, to bardzo trudno jest przejść do tego innego życia. Ja skończyłem wtedy, kiedy sam tego chciałem.

I dlaczego się na to zdecydowałeś?
Widziałem, że wraz z nowymi pokoleniami ciężko będzie dzielić to życie poświęcenia i poważnego profesjonalizmu, jakie sam miałem.

Naprawdę?
Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że coraz trudniej jest mi porozumiewać się z innymi piłkarzy na boisku. Ja jestem zwycięzcą. Powiedziałem sobie: „Ok, Claude, wystarczy”. Widziałem, sam nie wiem, że jestem otaczany ludźmi, którzy wykorzystują futbol do czegoś innego, ale tak naprawdę go nie kochają. A ja zawsze bardzo kochałem futbol. Oczywiście z założeniami ciągłego rozwoju, posiadania dobrego życia, zarabiania większych pieniędzy, ale zawsze z miłością do futbolu…

Co zrobiłeś po zakończeniu kariery?
Byłem wtedy w PSG i to był ten czas, gdy klub przejmowali Katarczycy. Poprosili mnie o to, abym został i współpracował z Leonardo, który dołączył w roli dyrektora sportowego. Ale posłuchaj, ja nie jestem człowiekiem z biura! (śmiech) Wchodziłem rano do biura i nie wiedziałem, co robić. Do domu wracałem już o 12:00. Pewnego dnia usiadłem z Leonardo, aby z nim na ten temat porozmawiać. Ancelotti potrzebował wówczas człowieka, który pomógłby mu z wysokości ławki rezerwowych. I zostałem z nim.

Jak wyglądała praca w roli drugiego trenera Ancelottiego?
Interesująco. Widziałem w nim bardzo spokojnego trenera. Dokładnie tak samo postępuje teraz w Realu Madryt. Z wielką osobowością. Świetnie sobie radzi w zarządzaniu aspektem czysto ludzkim. Pozwalał mi robić to, co naprawdę chciałem.

Czego się od niego nauczyłeś?
Mówił mi: „Aby zostać trenerem, musisz sam siebie poznać i zaakceptować. Jeśli nie znasz siebie, to nie możesz zarządzać ludźmi”. I to prawda.

Przypomina ci Del Bosque?
Bardzo… Obaj są trenerami, którzy nie mówią dużo. Wystarczy ich sposób bycia, mowa ciała, spojrzenie. W ten sposób wysyłają odpowiednie wiadomości i dobrze wiesz, czego tak naprawdę chcą. Oni prowadzą gwiazdy, a piłkarz na tym poziomie nie potrzebuje wielu słów, aby wszystko zrozumieć. Oczywiście innym trzeba wszystko dokładnie tłumaczyć.

Jak ważny w twojej karierze był Del Bosque?
U jego boku wykonałem wielki krok naprzód pod kątem leadership. Przestałem być tylko dobrym piłkarzem i nabyłem tę umiejętność rozmawianiami z innymi na boisku, podejmowania decyzji. Czasami trener nie jest w stanie na szybko porozumieć się z zawodnikami, przynajmniej do przerwy, dlatego potrzebuje kogoś, kto przejmie tę inicjatywę. I on dał mi tę odpowiedzialność i mnie wyswobodził, ponieważ Real Madryt jest bardzo trudnym klubem…

Trudno było ci się zaadaptować?
Było trudno, ponieważ przychodziłem za Redondo. Więc sam sobie wyobraź. Redondo był w Realu Madryt królem, a ja miałem grać na jego pozycji. I to wszystko w trakcie całego zamieszania z Figo… Nie wiem, to wszystko dużo mnie kosztowało i było skomplikowane. A gdy Bernabéu zaczyna na ciebie gwizdać, to się obsrywasz. (śmiech)

Makélélé wyprzedzał swoją epokę?
W tamtym czasie tak tego nie odbierałem. Dziennikarze, kibice… Wszyscy widzieli we mnie piłkarza tylko fizycznego. Nikt nie wiedział, że mam również dobrą technikę. A technika to nie tylko dobre podanie czy drybling, ale również umiejętność atakowania i bronienia. To odpowiednie przyśpieszenie z piłką, aby przełamać linię rywala… Ale moi koledzy wiedzieli o tym. Wielcy piłkarzy bardzo szybko poznają się na sobie.

Czułeś się nierozumiany przez innych?
W Marsylii czy w Nantes byłem skrzydłowym! Byłem wielkim dryblerem… To właśnie na tej pozycji zaczynałem. Ale później w Celcie czy w Realu Madryt pokochałem swoje zadania. Nie, nie czułem się nierozumiany. Uwielbiałem pokonywać po 15 kilometrów w meczu, walczyć za innych. To dodawało mi adrenaliny i wychodziło mi w naturalny sposób.

Kto nauczył cię kluczowych kwestii na pozycji piątki?
Mój ojciec.

On też grał?
Tak, na poziomie krajowym w Zairze. W 1974 roku wygrał Puchar Narodów Afryki. Był w drużynie prezydenta Mobutu. W moim kraju był prawdziwą legendą.

Na jakiej pozycji grał?
Jako szóstka. To on trzymał cały środek pola. I to on wytłumaczył mi, czym jest futbol. Na początku nie chciał jednak, abym w ogóle został piłkarzem…

Dlaczego?
Wiedział, z jakimi poświęceniami się to wiąże, codzienną pracą, ciągłym dbaniem o odpowiednie przygotowanie fizyczne… A ojciec nigdy nie chce, aby jego syn cierpiał, a przynajmniej on tak to właśnie postrzegał. Powiedział mi kiedyś: „Claude, jest pewna linia, po przekroczeniu której futbol staje się pracą. Wtedy trzeba dobrze spać, nie wychodzić na imprezy, dobrze jeść, trenować…”

I jak do tego podszedłeś?
(śmiech) Chciałem grać i tyle, nie patrzyłem dalej. Ale on wówczas zajął się pełnym nadzorowaniem moich poczynań. Sypiał w moim domu, cały czas był obok mnie… I dzisiaj mogę powiedzieć: „Dziękuję”. Uchronił mnie przed tym, żebym się nie pogubił.

Kto jeszcze miał wpływ na twój sposób gry?
Mazinho w Celcie. Dużo się od niego nauczyłem. Gdy przychodziłem do Celty, chciałem grać na skrzydle, ponieważ myślałem, że w środku w ogóle nie będę miał piłki. A w tamtej drużynie był Karpin… Trenerem był Víctor Fernández i on chciał, abym grał u boku Mazinho. Sam Mazinho zobaczył, że jestem podenerwowany i powiedział mi: „Środek pola to jedyne miejsce na boisku, w którym gra się dwoma piłkami. Możesz ją posłać w jedną stronę, ale ona zawsze wróci do środka. Będziesz się dobrze bawił, spokojnie”.

Teraz gra się zupełnie inaczej niż za twoich czasów?
W Nantes grałem szybko i agresywnie, dokładnie tak samo jak teraz! Uwierz mi, że w 1995 roku graliśmy taki sam futbol jak teraz! Wygraliśmy tamtą ligę przegrywając tylko jeden mecz. Mieliśmy niesamowity mechanizm szybkiego przechodzenia z piłką między liniami, to robiło wrażenie. W tamtej drużynie był również Karembeu. Dlatego śmieję się, gdy teraz opowiadają, jak to bardzo zmienił się futbol.

Dużo się wtedy o was mówiło?
Bardzo dużo. Wszyscy mieliśmy po 20 czy 22 lata. Niszczyliśmy rywali. Trenował nas Jean-Claude Suaudeau, który do dzisiaj uważany jest we Francji za geniusza. On wyzwolił w nas naszą wybuchowość. Zmienialiśmy się pozycjami, napastnik cofał się do linii, skrzydłowy przechodził do środka…

Porozmawiajmy o Tchouaménim. Znałeś go zanim jeszcze dał się poznać na skalę międzynarodową?
Jasne… To moja praca! (śmiech) Gdy domykany był transfer, to rozmawiałem z Florentino, ponieważ miał kilka pytań na jego temat. Chelsea również była nim zainteresowana. Jednak gdy chce cię Real Madryt, to musisz tam iść, ponieważ to jest najlepszy sposób na zostanie kimś wielkim. Każdy powiedziałby chłopakowi to samo: „Jeśli cię chcą, to idź, tylko tak możesz być wielki”.

Co podoba ci się w nim najbardziej?
To bardzo dobry piłkarz. Ma tę podwójną umiejętność – dobrze sobie radzi w środku pola i potrafi atakować. Jest kompletny. Ale aby grać na poziomie Realu Madryt, musisz mieć też odpowiednią osobowość. Taką, jaką ma na przykład Modrić. Ale ma czas i musi się uczyć od tych, których ma dookoła.

Jak sobie radzi w Realu Madryt?
Dobrze, dobrze… Adaptuje się – i to nie tylko do gry Realu Madryt, ale również do tego, czym jest ten klub i do całej historii, jaką ma za sobą. To dużo kosztuje. Myślę, że Ancelotti i jego koledzy z zespołu również bardzo mu pomagają. Najważniejsze jest to, aby słuchał, aby się uczył…

Pod jakim względem może się poprawić?
Leadership. Musi podjąć decyzję, czy będzie egoistą, czy będzie dla swoich kolegów. Jeśli dobrze idzie tym z przodu, to on również na tym wygrywa. Musi być jak Hierro, być liderem, jak Raúl… Jak osiągnie ten poziom, to jego nazwisko zapisze się na niebie Realu Madryt.

Przypomina Casemiro?
Dużo rozmawiałem z Casemiro. Widać w nim pokorę. Powtarzał mi: „Claude, widziałem tyle nagrań z twoim udziałem…”. Odpowiadałem mu wówczas: „Ale ty jesteś lepszy ode mnie”. (śmiech) Casemiro miał tę wielką umiejętność prowadzenia gry. Jesteś ważnym zawodnikiem, gdy pod twoją nieobecność twoi koledzy czują się zagubieni.

Tchouaméni może osiągnąć poziom Casemiro?
Tchouaméni nauczyłby się wszystkiego dużo szybciej u jego boku.

Camavinga to piątka czy ósemka?
Może grać na obu pozycjach, ale ja widzę go bardziej na pozycjach Kroosa i Modricia. Aby grać jako piątka, potrzebuje czasu, musi się do tego przyzwyczaić. Na tej pozycji nie możesz tracić piłek, to zbyt niebezpieczne. Za rok lub za dwa lata zrozumie to, jakie ma przed sobą możliwości. Tak samo jak Tchouaméni, musi znaleźć sposób na zostanie liderem, ponieważ w Realu Madryt powstaje nowa drużyna.

Tchouaméni i Camavinga mogą grać razem?
Najważniejsze jest to, aby się rozumieli, aby nie podwajali swoich pozycji. Powinni podzielić się swoją pracą w taki sam sposób, jak na przestrzeni ostatnich lat robili to Modrić i Kroos.

Odniosą sukces w Realu Madryt?
To zależy od nich. To nie zależy ani od trenera, ani od reszty zespołu. Jeśli powiedzą sobie, że tak, chcą tu triumfować, to tak się stanie. Muszą w to uwierzyć.

Żałowałeś odejścia z Realu Madryt?
Zawsze. Ja nie chciałem odchodzić!

To dlaczego tak się stało?
Ponieważ ojciec powiedział mi, że powinienem odejść.

Ale coś musiało sprawić, że tak powiedział.
Z czasem każdy analizuje różne rzeczy i myślę, że miał wtedy rację. Kochałem Real Madryt, to jasne. Tam miałem swoją duszę. Posłuchałem go jednak, gdy powiedział mi: „Claude, gdy ktoś, osoba lub klub, nie uszanuje cię jeden raz, to już nigdy nie będzie cię szanować. Lepiej, żeby cię sprzedali, żeby cię na spokojnie sprzedali”. Mój ojciec bardzo wierzył w mój futbol.

Rozmawiamy tu o pieniądzach?
Nie, nie… To była kwestia docenienia. Ja nie chciałem pieniędzy. Był moment, w którym klub powiedział mi: „Damy ci podwyżkę”. To nie była wielka suma. I gdy miało już do tego dojść, to nagle powiedzieli mi: „Nie, nie, nie… Nie mamy pieniędzy”. Kupili wtedy Beckhama i mieli inne wydatki na pensje.

Real Madryt nie próbował cię zatrzymać?
Tak, próbował. „Ojciec mnie zabije, jeśli się z tego wycofam!”, myślałem sobie wówczas. (śmiech) Odbyłem rozmowę z Valdano: „Jesteś wielkim piłkarzem. Dlaczego słuchasz się ojca?”. Odpowiedziałem mu: „Zgodnie ze sposobem, w jaki zostałem wychowany, gdy mój ojciec mówi, niezależnie od tego, czy ma rację, czy też nie, ja siedzę cicho”. W tamtym czasie wszystkie decyzje były już podjęte.

Jak poznałeś Mbappé?
Gdy on był jeszcze w szkółce, to ja byłem dyrektorem technicznym w Monaco. W tamtym czasie jego rodzina robiła wszystko, aby chłopak jak najszybciej rozpoczął treningi z pierwszym zespołem. Jednak widać też było w nim tę osobowość. Nie bał się mówić tego, co chciał powiedzieć.

I jak to się potoczyło?
Prezes powiedział mi, że właśnie z tego powodu nie chcą przedłużyć kontraktu. Odpowiedziałem mu, że porozmawiam z jego rodzicami. Wysłałem im jasny komunikat: „Według mnie Kylian swój pierwszy mecz w roli zawodowego piłkarza musi rozegrać tutaj. W tej szkółce spędził wiele lat i powinien być przykładem dla innych”.

I co dalej?
Niebawem miał zostać rozegrany finał młodzieżowego Pucharu Francji. Powiedziałem im, że zagra w tym finale, a później zrobię wszystko, aby dołączył do pierwszego zespołu. I tak też się stało. A gdy już dołączył do starszych zawodników, to nagle… Och! Po dziesięciu minutach wszystko już wyglądało inaczej.

A co się wydarzyło tego lata?
Byłem bardzo zaskoczony. Ale możemy na ten temat rozmawiać, nawet napisać książkę, a jedynymi osobami, które znają prawdę, są Florentino i Mbappé.

Uważasz, że jest dobrze kierowany?
Jego ojciec zna futbol. Stara się go chronić. To normalne.

Wciąż widzisz go w przyszłości w Realu Madryt?
Wszystko się może zdarzyć…

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!