Advertisement
Menu
/ Madridismo Subversivo

Higueruela o atakach mediów na Real

Wywiad z byłym redaktorem <i>Asa</i>

"Kiedy odkryto, że informacja to biznes, prawda przestała być ważna".
Ryszard Kapuściński - polski poeta, reportażysta i publicysta.


Jego wypowiedzi na Twitterze wywołały spore poruszenie wśród "Yihadu madridista". Silne interesy ekonomiczne niezwiązane z zawodem, brak obiektywności i etyki dziennikarskiej, "profesjonaliści" sprzedani dla zwycięzcy aukcji, media chcące zawładnąć klubem... Gustavo Higueruela opowiada kilka prawd o obecnym hiszpańskim dziennikarstwie sportowym. To perspektywa człowieka, który pracował dla grupy medialnej Prisa [należą do niej dzienniki As czy El País, radia SER czy ONA FM, telewizja Canal+, swoje udziały grupa ma także w telewizjach Cuatro i Telecinco]. Dziennikarz i madridista? Tak, można.

Pracował pan przez trzy lata w dzienniku As. Dlaczego pan odszedł?
Pracowałem dla As.com przez 3,5 roku, w firmie dotyczącej mediów cyfrowych Prisy, Prisacom. Odszedłem stamtąd tak, jak praktycznie wszyscy moi koledzy: brzydko i tylnym drzwiami. Po 2,5-letniej harówce nocami przy procesie leczenia ataków lękowych negocjowałem z firmą zmianę warunków i mnie wyrzucili. Dali jasno do zrozumienia, że do Prisy już nie wrócę i teraz jestem im za to wdzięczny. Poznałem tam jednych z najlepszych profesjonalistów, ale także najbardziej żenujące osoby dziennikarstwa sportowego.

Czym się pan obecnie zajmuje? Jest życie po Asie?
Pozostaję dziennikarzem freelancerem. Pracuję przede wszystkim jako zarządzający różnymi materiałami: sport, technologia, informacje ogólne... Jest wielkie życie po Asie, większe niż się tam wydaje. Wszyscy moi koledzy i przyjaciele, których poznałem w tamtym czasie, pracują teraz jako dziennikarze, niektórzy na ważnych stanowiskach. W ekipie As.com, w której pracowałem, byli tak odważni ludzie, że ostatni szef, którego mieliśmy, musiał wyrzucić ponad 90% tamtej grupy. Minęło 8 lat i jest tam, gdzie powinien być, 10 tygodni po tamtych zwolnieniach ruszył szlakiem swoich "ofiar".

Florentino i pan rozpoczęliście swoje przygody w tym samym czasie.
Florentino w Realu Madryt, a ja w Asie, tak.

Na Twitterze pisał pan, że "As prześladuje Florentino Péreza" od czasu jego przyjścia do klubu. Uważa pan, że Prisa nie wybaczyła Florentino, że jego zwycięstwo w wyborach przekreśliło szanse grupy na zostanie największym akcjonariuszem klubu?
Tego było pełno, od pierwszego dnia pracy dla As.com. Prisa nie wybaczała zwycięstwa Florentino Péreza ani tego, że nowy prezes odmówił zapłacenia "opłaty", którą płacili wszyscy. Ciężko było nie wypełnić tych żądań, ale Florentino tego nie zrobił. Nie znam powodów, po prostu był silny i przypomina się o tym każdego dnia we wszystkich mediach Prisy. Takie są fakty.

Kiedy mówi pan o "szefie, który położył karty na stół, a Florentino ich nie wziął", do czego się pan odnosi?
Do wzięcia tych kart. Prisa zawsze miała wielką władzę, ale nowy prezes Realu Madryt był tak samo silny albo nawet silniejszy w niektórych aspektach niż cała Prisa. I dlatego nie wszedł z nimi w interesy. Poza tym wtedy Pérez miał wsparcie innych silnych mediów tamtej epoki i nie musiał układać się z innymi.

Więc patrząc na powyższe słowa, wierzy pan, że "zalecono" prezesowi, żeby otworzył klubowe drzwi, jeśli chce dostać pozytywne artykuły?
To oczywiste, tak jest zawsze. Każdy chce być "oficjalnym" medium takiego klubu, jak Real Madryt. Przynosi to za sobą wielkie pieniądze, władzę i udział w wielkiej grze. Jednak to wszystko niesie za sobą "sprzedanie duszy diabłu". Nic w świecie dziennikarstwa sportowego nie jest darmowe. I tak jest nie tylko w wielkich mediach. Pracowałem w lokalnej gazecie w małym mieście z drużyną w Segundzie B i tam działo się to samo.

Czy w pańskich czasach redaktorzy dziennika As mieli wolność w temacie redagowania informacji czy produkowano artykuły na zlecenia z góry?
W Asie w wersji papierowej i w As.com sprawy był inne. My, "chłopcy z Internetu", mieliśmy większą swobodę, może dlatego, że wrzucaliśmy głównie informacje z gazety, a może dlatego, że nasi szefowie zajmowali się wszystkim poza pracą i kontrolą naszej roboty. W "papierze" kontrolowano już wszystko, przede wszystkim w tematach piłkarskich. Pozostałe dyscypliny były i są drugoplanowe dla prasy sportowej, dlatego w pozostałych sekcjach było dużo swobodniej. Jednak w futbolu nikt nie był wolny, tym bardziej w sekcji o Realu Madryt. Miałem "szczęście" uczestniczenia w jakimś zebraniu ich redakcji i to, co tam oglądałem, było po prostu komiczne. Inni koledzy, którzy w tym siedzieli, mogliby opowiedzieć dużo więcej...

Mówił pan o "fantastycznych profesjonalistach", których poznał pan w Asie. Może pan zdradzić o kogo chodzi?
Nie chcę sprawić nikomu problemów. Miałem szczęście pracować, czytać i cieszyć się pracą z kilkoma z najlepszych dziennikarzy. To byli ludzie, którzy najmniej ważnego gościa traktowali z maksymalnym szacunkiem. W futbolu miałem szczęście pracować z Guaschem, crackiem pod każdym względem, także Colino miała zawsze odpowiednie zachowanie. Wspominam też dobrze ludzi z innych sekcji: koszykówki, sportów motorowych...

A o już nie tak dobrych kolegach? Co może powiedzieć pan o tym, który "nie chciał kobiet w redakcji sportowej"? Można poznać jego tożsamość czy to człowiek ze zbyt wielką władzą?
To ten, o którym mówiłem na początku. On ma wielkie nazwisko i zero władzy, ale jeśli zapytasz go, to powie, że jest królem. Teraz, chociaż jest na bezrobociu, pojawia się w telewizji. W naszej drużynie było kilka odważnych dziewczyn. Jedna z nich wiedziała więcej niż ktokolwiek inny na podstawie pracy i wytrwałości, ale świat dziennikarstwa sportowego jest niesamowicie szowinistyczny: pojawiła się osoba, która utrudniała jej życie. Niestety to nie był jedyny zerowy szef. Pracowali tam różni ludzie z nieznanych powodów. Było wiele osób przekonanych o swoich możliwościach, takie "gwiazdki", które uważały się za najlepszych dziennikarzy w historii. Po przeczytaniu ich kolumn można było tylko się śmiać. Była gromada ludzi chcących wykonywać dobrą pracę, ale jeśli w Prisie można coś wyróżnić, to na pewno to, że jest więcej szefów niż pracowników.

Porozmawiajmy o Jorge Valdano, którego określił pan mianem "wdzięcznego najemnika". Zna pan stosunki, które Prisa miała z Argentyńczykiem zanim ten związał się z Florentino w 2000 roku? Jak to się rozwijało w czasie pierwszego mandatu prezesa?
Na początku traktowano go średnio dobrze, bo każda ze stron miała swoje interesy. Kiedy jednak został człowiekiem Florentino, to stał się jednym z celów Prisy, która nie przestała dopóki go nie zgarnęła. Teraz można go wysłuchiwać, czytać i oglądać w każdym z mediów Prisy jako jednego z ich ludzi.

Jaka różnica jest w ich stosunkach teraz i kiedyś? Postać Valdano jest dla nich tak znacząca?
Teraz, podkreślam to, jest jednym z nich. Przypuszczam, że z ogromnym zyskiem. Valdano to oszust, to sprzedawca dymu. Dla Prisy to diament ze względu na umiejętność utrzymania wielu madridistas w kłamstwie. On twierdzi, że kocha Real, a jedyne pewne jest to, że kocha tego, kto mu płaci. Mourinho widział to doskonale i nie przestał dopóki nie pozbył się takiego manipulatora. Kolega mówił mi, że on zarabiał dodatkowo z premii około 250 tysięcy euro za jakąś wyjątkową konferencję prasową. Na przykład, taką przy pożegnaniu Pellegriniego. Valdano to jedna z osób, które wyrządziły Realowi Madryt najwięcej krzywdy. I on robi to dalej...

Jak pisał pan na Twitterze, "niesławny" Diego Torres "wymyśla plotki, rozmowy i złe atmosfery w szatni Realu Madryt". Może nam pan powiedzieć o nim coś więcej? Jakie ma stosunki z Valdano?
Diego Torres to człowiek science fiction. W swoich kręgach to zadeklarowany kibic Atlético, a na co dzień uzbrojona ręka Prisy i Valdano. Santiago Segurola [Marca], kolejny dziennikarz, który był wielki i teraz jest żartem, sprowadził go do Hiszpanii i tak już został, pisząc rzeczy, w które nie wierzy nawet on. Każdy, od stypendysty po największego weterana, śmieje się z jego opowieści. Kiedyś miał swoje źródła, które tak podkreślał w każdej swojej "informacji". Valdano, Segurola... jadał nawet z Guardiolą! Miał też źródło w szatni, które odeszło: mówiono mi, że był to Fernando Gago i nie sądzę, że to zły trop. W każdym razie, nie trzeba skończyć dziennikarstwa na jakiejś uczelni, żeby wiedzieć, że to, co codziennie wypisuje Diego Torres, to jego najbardziej gorące sny przelane na papier. To sny bez żadnego pokrycia w rzeczywistości zaprawione potężną wyobraźnią i niezmierzoną nienawiścią do Realu Madryt. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak kłamał. Jeśli jego artykuły byłyby prawdą, to musiałby mieć historie od całej szatni, dyrekcji i samego Mou, każdy musiałby codziennie opowiadać mu, co dzieje się w klubie. Jak raz powiedział mu Mourinho na konferencji prasowej: "Co ja będę ci opowiadać, jeśli ty wiesz więcej niż ja, nawet wiesz więcej o mnie niż ja". Najgorsze jest to, że ten pan pisze w dzienniku, który kiedyś był bardzo prestiżowy. Wytyczne są jasne: mało obiektywności i profesjonalizmu.

Wracamy do Realu Madryt. Twierdzi pan, że nie jest pan "za bardzo za Florentino". Co panu się z nim nie podoba?
Nie jestem za Florentino, ale nie jestem praktycznie za nikim. Jestem za Realem Madryt, za Santillaną, za Juanito, za Fernando Martínem i za Sabonisem [dwaj ostatni to legendarni koszykarze]. Dyrektorzy nie za bardzo mnie obchodzą. Wiem, że za jego czasów klub mocno się zmienił, przede wszystkim stał się największym klubem na planecie, a drużyna z mechanizmami typowymi dla malutkiej drużynki stała się wielka pod każdym względem. Mamy swoje plamy i cienie, ale jesteśmy najwięksi. Florentino przekształcił Real Madryt w firmę, która w skali świata jest największa i to dla madridistas powód do dumy. Jestem socio z karnetem od 12 lat, przeżyłem całą prezesurę Florentino i przy tym wszystkim sądzę, że zaniedbał trochę socios i ludzi z karnetami. Teraz jesteśmy tylko osobami, którzy płacą i wypełniają stadion. Jesteśmy po to, po co jesteśmy: obejrzeć i oddać głos. Każdego dnia płacimy coraz więcej i znaczymy coraz mniej. Jednak sądzę, że to działoby się z każdym innym prezesem. Przynajmniej Florentino nie daje nam powodów do takiego wstydu, jak Calderón...

Jeśli wspomina pan już o kradzionych głosowaniach, to jak ocenia pan zachowanie Prisy wobec tego wszystkiego? Jaki był powód zakrywania całej tej sytuacji aż do momentu, kiedy trzeba było o tym napisać?
Ta kradzież Calderóna i zachowanie Prisy przejdzie do historii jako jeden z największych żartów dziennikarstwa sportowego w Hiszpanii. Dlaczego? Uważam, że Marca dała to na okładkę, ale wszyscy wiedzą jacy oni są, potrafią pisać o deszczu, gdy mamy największe upały od lat. Chociaż trzeba przyznać, że gdyby było na odwrót, to pewnie mielibyśmy to samo.

"Wtedy Prisa rozpoczęła swoje prześladowanie i demontaż obecnego Realu, nie było sposobu na przeczytanie czy wysłuchanie czegokolwiek dobrego". Pan był świadkiem pierwszego ataku na Real Florentino, ale ten obecny wydaje się bardziej oczywisty. Jakie różnice mamy w argumentach, których używa się do atakowania prezesa teraz i wtedy?
To, co widziałem wtedy, przy dzisiejszych akcjach jest zabawą dla dzieci. Kilka lat temu, przede wszystkim po przyjściu Mourinho, to wszystko stało się otwartą wojną przeciwko Realowi Madryt. Prisa jest bardzo silna i flirtuje z Barceloną bardziej niż media, której otwarcie sprzyjają Blaugranie, wiedząc, że większość ich czytelników, słuchaczy i widzów to kibice Realu Madryt. Wcześniej wytaczano malutkie działa, krytykowano na przykład zawodnika za brak wywiadu... Teraz oni są otwartymi antimourinhistami i mieszają z błotem wszystko, co ma związek z Realem Madryt.

Uważa pan, że dymisja Florentino z pierwszego mandatu miała tylko podłoże sportowe czy przyczyniły się do niej także media?
Skłaniam się ku myśleniu, że to było bardziej zmęczenie, przede wszystkim sportowe. Media zrobiły swoje, ale atmosfera w szatni była bardzo zła i sądzę, że Florentino stracił kontrolę nad klubem z wielu powodów. To, co działo się potem, było najgorszym, co przytrafiło się Realowi Madryt.

Myśli pan, że Prisa ciągle chce przekształcić klub w spółkę akcyjną czy tylko stara się mieć większą obecność wewnątrz klubu i dostać wszystko, co to za sobą niesie?
Sądzę, że na pewno Prisa chce dostać się do środka i mieć władzę. Nie wiem czy ciągle interesuje ich spółka akcyjna, wiem za to, że marka Realu Madryt to łakomy kąsek. Będąc w środku można zarządzać czym się chce: zatrudniać i wyrzucać trenerów, kupować piłkarzy... Oni chcą mieć własną drużynę.

Pamiętając o tym, że po zwolnieniu Valdano Prisa zwiększyła ataki na Real Madryt, uważa pan, że Florentino sprowadził Argentyńczyka jako zaporę przed atakami z powodu jego dobrych stosunków z prasą?
Myślę, że Valdano miał swoją publikę i Florentino chciał go w klubie jako poetę, jako człowieka z pięknym językiem dla mediów i kibiców. Sądzę, że prezes tylko źle obliczył miłość Argentyńczyka do kasy. Prisa naciskała na zerwanie ich "małżeństwa" i zdobycie dla siebie madridisty z wielkim wynagrodzeniem, który opowiadałby bez cenzury o tym całym madridismo seńor, które według niego powinien rozprowadzać Real Madryt. Valdano jest kochany przez antimadridistas i kretów, którzy są w klubie, bo jacyś ciągle tam są...

Wydaje się, że ze zwolnionym Valdano nie było już żadnych przeciwwskazań do ataków Prisy na Florentino. Uważa pan, że używają w tym wszystkim figury trenera Królewskich tylko do tej ofensywy czy jest więcej powodów do pójścia przeciwko Mourinho?
Ich wkurza to, że Mourinho nie wchodzi z nikim w układy. Zamiast z nimi tańczyć to on kpi z ich przedszkolnych pytań. Przykład: media używały postaci Pellegriniego, żeby atakować Mourinho, bo Chilijczyk zrobił więcej punktów w Lidze i był drugi za wielką Barceloną. Jednak w Pucharze Króla odpadł z ekipą z Segundy B, a z Ligą Mistrzów pożegnał się w 1/8 finału... Jeśli Mourinho doprowadziłby do czegoś takiego, to zostałby rozstrzelany na Plaza Mayor. Mourinho nie jest sympatyczny, nie jest dla nich dobry, odrabia teren do Barcelony, wygrał z nimi Puchar Króla, wygrał Ligę... On odważył się zagrozić "status quo" Barçy, a tak być nie może. To prawda, że Portugalczyk "daje im jeść", ale oni potrafią obrzucać go gównem, żeby dobra "tikitakowa" atmosfera nie zginęła...

Jak ocenia pan to, że przy tej medialnej panoramie wokół klubu, Real Madryt ciągle nie zerwał stosunków z Prisą?
Real Madryt robi dobrze. Nie można wejść bezpośrednio w tę wojnę, bo czymś złym byłoby ustawienie Prisy i reszty wrogich mediów na tym samym poziomie. One nie są na takim samym poziomie. Każdy dziennikarz powinien poświęcać się informowaniu. W tym kraju jednak informuje się mało, a wygłasza się mnóstwo opinii. Wydaje się, że opinia Manolo Lamy [Cuatro, radio COPE] czy José Ramóna de la Moreny [Radio SER] staje się dogmatem. A tak nie jest: ci goście odpowiadają na osobiste i firmowe interesy. Biedny jest naiwniak, który wierzy we wszystko, co oni mówią.

Wśród wielu madridistas termin Txistu [restauracja w Madrycie] idzie w parze z tą wymianą interesów na linii klub-media poprzez posiłki w znanych madryckich lokalach. Czy pojawił się pan kiedyś na którymś z takich spotkań?
Hahaha! Nie byłem w Txistu, w El Asador ani w De Maríi, ale mogę zapewnić, że wielu dziennikarzy nie płaci za takie posiłki od dekad. Mój ojciec był na Mundialu w 1986 roku w Meksyku, bo miał wspólnych znajomych z José María Garcíą [legendarny dziennikarz] i José Ángelem de la Casą [legendarny komentator]. Opowiadał mi, że zna dziennikarzy, którzy nie płacili za wiele więcej rzeczy. Minęło 26 lat i niektórzy dalej sobie tak żyją...

Mourinho powiedział, że on "w to nie wchodzi"? Co pan o tym sądzi? Uważa pan, że niewejście w grę dziennikarzy to wyrok i medialna śmierć?
Mourinho był skazany przez wielu dziennikarzy jeszcze przed przyjściem do Hiszpanii. Mou może mieć wiele wad, ale na pewno wśród nich nie jest flirtowanie z prasą. Po prostu on tego nie potrzebuje, bo wie, że nie zabraknie mu drużyn do trenowania. Większa część prasy w tym kraju chce, żeby Mourinho odszedł z Realu Madryt, bo to oczywiste, że z Portugalczykiem na ławce łatwiej o demontaż Barcelony niż z jakimkolwiek innym trenerem. Żyją z niego, ale wolą, żeby odszedł, żeby nie nastąpiła zmiana warty.

Co sądzi pan o jego zabunkrowaniu szatni przed mediami?
Dla mnie, nałogowego madridisty, najważniejsze jest to, co on robi, żeby Real wygrywał. Nie interesuje mnie czy jest oschły, czy sympatyczny. Nigdy z nim nie zjem obiadu ani nie wypiję drinków. Chcę, żeby moja drużyna wygrywała, a od jego przyjścia Real Madryt wygrywa i jest zupełnie inny w Europie. Fakty to fakty. Czasami wolę, żeby nie dawał powodów do gadania dla swoich krytyków, bo robi to bardzo łatwo, ale uwielbiam słuchać jego konferencji i obserwować jak kasuje tych, którzy chcą skasować go.

Chciałbym poznać pańską opinię na temat Villarato. Dlaczego Alfredo Relańo, który wymyślił ten termin, ostatnio się od niego odcina?
Relańo to głos swojego szefa. Żyłem w As.com, kiedy plotkowano, że go zwolnią, a on dalej tam pracuje. Chociaż jest dyrektorem Asa, to nie ma wielkiego znaczenia w Prisie. Odpowiada De la Morenie, chociaż wydaje się, że powinni być na tym samym poziomie. Uważam, że chociaż wymyślił ten termin, to kazano mu o tym zapomnieć i dzisiaj jemu brakuje już tylko bicia brawo przy błędach na niekorzyść Realu Madryt. Nie wiem co wie Relańo, ale jeśli on tak pisał, to miał powód. Mimo wszystko jako kibic wielkiego klubu, uważam, że skarżenie się na niekorzystne decyzje sędziów jest trochę niesprawiedliwe wobec mniejszych ekip, które cierpiały przez kradzieże w meczach z Barceloną i Realem. Jednak ten, który zaprzecza temu, że Barcelona odniosła w ostatnich latach większe korzyści niż Real Madryt, albo jest niemowlakiem, albo jest ślepy. Widzieliśmy jak nie zamyka się stadionu Barcelony przy oczywistych naruszeniach regulaminu; widzieliśmy jak Barcelona kpi z wszystkich w Pucharze Króla nie wychodząc na boisko; Barcelona grała mecz o 24, bo tak się jej chciało; Barcelona przyjechała do Pampeluny z opóźnieniem z powodu kaprysu Guardioli i nic się nie stało. Niech tylko Real zrobiłby którąś z tych rzeczy i z miejsca by wszystkich ukrzyżowano. Takie akcje dzieją się za przyzwoleniem Federacji.

Kilka tygodni temu w programie Punto Pelota Pedro Pablo San Martín [wicedyrektor Asa] klarownie pokazał dziennikarską etykę grupy Prisa, stwierdzając, że "jeśli Cristiano nie dostaje więcej okładek, to dlatego, że Real nie daje nic dziennikarzom, nic nie wypuszcza". Na jaką opinię zasługują takie słowa?
Pedro Pablo San Martín określa sam siebie takimi wypowiedziami. Nie można być dokładniejszym. Poza tym nie wiem na co on się skarży: jego kolega Diego Torres ma setki źródeł w klubie, które mówią mu wszystko... A na poważnie, ta wypowiedź pokazuje jaka jest Prisa wobec Realu: albo mi coś dasz, albo zapomnij o okładce.

Patrząc na to wszystko, panorama dla młodych dziennikarzy, którzy ciągle szanują ten zawód, jest zniechęcająca. Uważa pan, że jeśli nie zaakceptują tego typu praktyk, to nie znajdą miejsca w obecnym dziennikarstwie sportowym?
Mamy dwuletnią córeczkę, moja żona także jest dziennikarką i nie mamy żadnych chęci na to, żeby nasze maleństwo zostało dziennikarzem. I to mówi ktoś, kto pracuje w zawodzie od 10 lat. Teraz jedyną opcją jest Internet: niezależne media, które nie zależą od siły ekonomicznej. Ja jestem dziennikarzem i madridistą. Kocham te barwy od małego, ale jestem też dziennikarzem i, jeśli muszę być obiektywny, uważam, że mogę nim być. Oczywiście, jeśli ktoś zaatakuje to, co kocham, to nie będę milczeć. Nie każdy może to zrobić, bo każdy musi płacić rachunki i jeść. Przy tym tak, panorama jest zniechęcająca i myślę, że będzie tylko gorzej. W niewielu miejscach pozwoli się być młodemu dziennikarzowi niezależnym, przede wszystkim w dziale piłkarskim. Reszta dyscyplin jest dużo zdrowsza, tam interesy są słabsze. Jednak w futbolu porusza się wiele pieniędzy, a każdy chce swoją część tortu.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!