Advertisement
Menu
/ as.com

Ogólna teoria villarato

Felieton Alfredo Relańo

Poniższy felieton napisał Alfredo Relańo, redaktor naczelny dziennika As.

Ogólna teoria Villarato

"Dawno temu słowo villarato nie miało nic wspólnego z pomocą sędziów Barcelonie, ale odnosiło się do wyjątkowej w swoim rodzaju formy wykorzystywania władzy i utrzymywania się przy niej przez Villara (prezes Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej). Także do długowieczności jego mandatu. Wiecie o co mi chodzi: przedłużę umowę z Clemente, bo jeśli go zwolnię, to będę musiał mu zapłacić, ale jeśli zwolnię Luisa Suáreza, to mu nie zapłacę; reprezentacja nie zagra w Saragossie (była tam raz w ostatnich pięćdziesięciu latach), bo tamtejszy związek na mnie nie zagłosował; innemu związkowi dam futbol halowy, wtedy na mnie zagłosują; Semperowi [prezes Realu Murcia] za to, że zbierał dla mnie pieniądze dam mecz Hiszpanii z Argentyną na świeżo położonej murawie (kontuzja Maxiego)...

Są też mniejsze sprawy, jak stwierdzenie Esperanzy Aguirre (wtedy pani minister Kultury i Sportu), że nie ma sensu starać się o organizację Euro razem z Portugalią, bo możemy zrobić to sami, by potem wyszło na jaw, że z ofertą wyszła Portugalia. Czy też przeprowadzenie zamachu na koncesję na Mundial 2018 bez szukania wsparcia rządu, nikogo, wierząc jedynie w swoje "niesamowite" kontakty międzynarodowe (znany jest pakt z Katarem o wymianie przysług; ostatecznie Katar dostał Mundial obok... Rosji). No i ten splendor wypełniający samolot darmozjadów lecący z reprezentacją na każdy mecz w najdalsze zakątki, żeby zdobyć jeszcze więcej głosów. Czy też pokazywanie Pucharu Świata w muzeum Federacji i w jednym momencie podmienienie go na inny puchar bez informowania o tym ludzi.

Albo Federacja cały czas czekająca na prezesa, żeby podjął jedną decyzję. Czy Regulamin Rozgrywek, starszy od Garibaldiego, zredagowany w sposób praktycznie nielegalny, niezrozumiały w ten i inny sposób, z podstawowymi niespójnościami, niepoprawnymi frazami i z częstymi artykułami, które sobie przeczą (ostatni przykład to skarga Granady na Barcelonę B). Lub te komitety, które zamiast sprawiedliwości robią politykę, które czasami otwierają sprawy, a czasami nie, które za takie samo przewinienie dają jednemu zawodnikowi 4 mecze kary, a po trzech latach innemu 1 mecz kary, kąpiąc się w prawnych wodorostach, które są wypełnione przepisami, by wszystko można było rozsądzić według podwójnych standardów.

Wszystko to i wiele innych rzeczy tej indolencji (nie chcę was zanudzać) i ciągłe trwanie takiego układu rzeczy oraz osoby, która to symbolizuje, sprawiły, że dawno temu nazywano to po prostu villarato, jako dyskretną pochwałę jednej osoby. W rzeczywistości Villar nie wymyślił villarato, to rzecz stara jak sama władza, która zawsze opracowywała techniki, by się utrzymywać. Jednak jego sprawa jest bliska, tak przedłużająca się i tak krytyczna, że zasługuje na złożenie hołdu terminowi, który ją określa.

No i sędziowie w ręku. Z najbardziej zaufanym człowiekiem, Sánchezem Arminio, i najbardziej oddanym, Díazem Vegą. Praca tych sędziów nie wiąże się z klubami, ale z komitetem, który na koniec sezonu sumuje oceny i następnie wprowadza "czynnik poprawy", by skala pasowała do kryteriów, które obecnie mają miejsce. Cierpią też na tym sędziowie, ludzie dobrej wiary (od kilku lat nie ma sprzedawania się sędziów w naszej piłce, nie ma).

Ludzie, w końcu o nich. Sędziowie to ludzie, o których karierze decydują inni. Decydują służący villarato, ich szefowie, wstawieni tam przez Villara. Oni decydują kto zostaje międzynarodowym, a kto nie, kto zasługuje na intratne premie, jak wycieczki, by sędziować w Japonii lub też wygłosić wykład w Katarze. Ich też się słucha, kiedy mają polecić kogoś z terenu, jakiegoś młodego, dobrze rokującego. Wyciągnięcie sędziego z terenu, ojcowanie mu i obejrzenie jego triumfu po nauce w regionie, jest jedną z najszczęśliwszych rzeczy dla doświadczonych arbitrów. (Sędzia najlepiej czuje się w regionie, z którego pochodzi, bo tam go nie obrażają, przynajmniej wtedy, gdy pnie się w górę. Lub też dlatego, że poza regionem obrażają go wprost proporcjonalnie do awansów).

Wrócę z tym tematem w dalszej części. Jednak stałą rzeczą jest, że ci, którzy dochodzą najwyżej, nie są sędziami, którzy popełniają najmniej błędów, ale arbitrami, którzy jeśli się mylą, to robią to "pod system". To ci, którzy gwizdali w ostatnich fazach największych rozgrywek, najlepszych ligowych meczach, ci, którzy są sędziami międzynarodowymi, uczestnikami Euro i Mundiali. Czy widzieliście kiedyś sędziego, który na jakimś Mundialu pomyliłby się na szkodę Niemców, Brazylijczyków czy Włochów? Jeśli tak, to zapewne te ekipy grały przeciwko gospodarzom, bezpośrednio lub pośrednio. Na przykład, przeciwko Niemcom odgwizdano bramkę, której nie było, w finale w 1966 roku na Wembley [obejrzyj] (Na tamtym Mundialu miał miejsce dzień hańby, w ćwierćfinałach. Anglia grała z Argentyną z niemieckim sędzią, a Urugwaj z Niemcami z arbitrem angielskim. Obaj rozjemcy skrupulatnie wywiązali się ze swoich obowiązków. Wtedy tak naprawdę otworzyła się w pełni debata między Ameryką Południową a Europą) Włochów przekręcono z Koreą, na tym samym Mundialu, co Hiszpanów [obejrzyj]. Jednak w półfinale w meczu Korei z Niemcami nic dziwnego miejsca już nie miało. Brazylii anulowano prawidłową bramkę na Mundialu w Argentynie. Coś, czego nigdy nie widziałem: rzut rożny przeciwko Szwecji (?) i gol głową Zico. Sędzia gwizdnął, ale nieoczekiwanie zagwizdał koniec połowy, twierdząc, że między wykonaniem stałego fragmentu gry i strzałem zakończyła się jedna z części meczu. [obejrzyj]

Więc nie dziwcie się, że nam zawsze generalnie szło źle. Pamiętacie uderzenie Luisa Enrique przez Tasottiego (o, Włoch)? [obejrzyj] Na pewno pamiętacie wyczyny Al Ghandoura w meczu z Koreą. Albo bramka Michela w meczu z Brazylią w Meksyku? [obejrzyj]

Chociaż był jeden wyjątek, przypomnijcie sobie: nasz Mundial. Przyznawano nam nawet karne poza polem karnym, wszystko, żebyśmy wyszli tylko z pierwszej fazy. Dalej już nie mogli, nie dało się. Do finału doszły Włochy i Niemcy. Może pamiętacie sędziego Lamo Castillo (nasz arbiter na ten turniej, dzisiaj wygodnie usadowiony gdzieś w strukturach światowej piłki), który oszukał Związek Radziecki w meczu w Sewilli z Brazylią. Albo jak pozwalano Gentile na wszystko w starciach z Maradoną w dniu, w którym Włosi pokonali Argentyńczyków. [obejrzyj] Lub też kiedy najedliśmy się powszechnego wstydu po tym, jak Schumacher uderzył Battistona w głowę; naprawdę można było obawiać się o życie tego drugiego, ale atak pozostał bez konsekwencji. [zdjęcie wyżej] [obejrzyj]

Takie sędziowanie jest nauką, rzemiosłem, sztuką, cynizmem, wszystkim po trochu. Najdalej zachodzą ci, którzy robią to najlepiej. Wszystko ma wyglądać na przypadek, nieostrożność. Jeśli przechodzisz, to oddzielają cię, ponieważ "Rzym nie płaci zdrajcom". Jednak najgorsze, co może się wydarzyć, to niewygodna pomyłka.

To nie jest żaden spisek. Nie trzeba nic mówić, niczego nie trzeba zauważać, nikomu się nie gratuluje, jeśli robi coś takiego. Ale to wszystko się kręci. A piłka daje na to szanse. W każdym meczu są dwie czy trzy mocno sporne akcje, które ty czy ja musimy oglądać po cztery razy; wtedy gwiżdże się zawsze w jedną stronę, wystarczy "po prostu tak".

I nie dziwcie się, że robi się to tak dobrze. Mówimy o doskonale wyselekcjonowanej garści wybranej z ogromnej populacji arbitrów. Do tego mówimy o ludziach, którzy mogą dochodzić do perfekcyjności w tej dziedzinie przez dwadzieścia lat.

Właśnie tutaj dochodzimy do villarato i Barçy. Od pięćdziesięciu lat śledzę hiszpański futbol i nie przypominam sobie spraw związanych z pomocą tak mocno związanych z jednym klubem, jeśli ktoś pamięta, to byłbym wdzięczny za przypomnienie.

Widziałem jak Barcelona nie wychodzi na mecz Pucharu Króla, bo tak. To było w kwietniu 2000 roku. Pierwszy mecz Barça przegrała 3:0, z Atlético. Van Gaal zażądał przesunięcia rewanżu, ponieważ miał w drużynie wielu Holendrów, którzy dostali powołanie na reprezentację. (Wtedy ścisk w kalendarzu był jeszcze większy niż dzisiaj) To był mecz towarzyski ze Szkocją. Kilka miesięcy wcześniej był sparing Holandii z Marokiem i wtedy Van Gaal wymógł na swoich rodakach brak powołań dla barcelonistas, ponieważ Barcelona miała mecz na stulecie przeciwko Brazylii. Tym razem Barça i Van Gaal postanowili poprosić o przysługę, woleli przesunąć spotkanie. Twierdzili, że przy tych absencjach i kontuzji (Amunike miał już wypis od lekarzy, ale nie miał jeszcze szansy na mecz powrotny) mają tylko dziesięciu zawodników. Że musieliby dopełnić skład wychowankami (regulamin mówił, że trzeba wtedy było wystawić w kadrze przynajmniej 7 zawodników pierwszej drużyny, mogli przecież to zrobić, La Masía już istniała), co osłabiłoby mecz. Mimo wszystko mecz miał się odbyć, więc Barcelona pojawiła się na boisku z dziesięcioma zawodnikami, trybuny były puste, widok był komiczny. Guardiola, honorowy kapitan, wyszedł z szeregu graczy Barcelony stojących przy boisku i zbliżył się do sędziego Díaza Vegi, by zakomunikować, że to wszystko, co mają. Santi Denia, równie honorowy kapitan Atlético, które przyleciało na czas i w komplecie, dołączył do krótkiego dialogu. Wszystko było pokazywane na żywo przez telewizję. Po krótkiej chwili wszyscy rozjechali się do domów, nie biorąc nawet prysznica. [obejrzyj]

Do półfinału doszły po dwie ekipy z Madrytu i Barcelony. Cała czwórka miała reprezentantów krajów w swoich składach. Trzy zespoły grały, niezależnie od możliwości kadrowych, wiedząc, że to termin dla meczów FIFA. Nikt inny nie zrobił czegoś podobnego. Za coś takiego karą jest roczne wykluczenie z Pucharu Króla.

Latem, wykorzystując jedną ze swoich reelekcji, Villar ułaskawił Barceloną. (Takie rzeczy nie należą do jego obowiązków)

Przejdźmy do roku 2003, kolejnej sprawy z reprezentantami. By umożliwić Ronaldinho i spółce odpowiednią przerwę między meczem reprezentacji a spotkaniem ligowym, Barça zagrała spotkanie z Sevillą pięć minut po północy, robiąc wszystko, by się to udało. I na miejscu pojawił się sędzia, odpowiednio ubrany i przygotowano, a na trybunach nawet Del Nido, siedzący obok Laporty.

Sprawa z łbem świni. [obejrzyj] Pamiętacie? Medina zrobił wszystko, co możliwe, by uratować mecz po dłuższej przerwie, i robił dobrze. To był drugi mecz Figo na Camp Nou po jego odejściu, kiedy Portugalczyk podchodził do wykonywania rzutów rożnych, rzucano w niego wszystkim, nie miało to miejsca w pierwszym spotkaniu, ale już w każdym późniejszym owszem. Co więcej, stadionowy spiker w przedmeczowych wywiadach twierdził, że po nazwisku Figo - przy wyczytywaniu składów - zrobi dłuższą pauzę, żeby kibice dokładnie dali znać, co myślą o Portugalczyku. Władze klubu po tym oświadczeniu nie tylko go nie odsunęły od spotkania, ale wręcz pozwoliły mu to zrobić. Atmosfera zatruta degeneracją.

Konsekwencją tego wszystkiego było zamknięcie stadionu. Barcelona odwołała się do sądu powszechnego, naruszając piłkarski pakt o nierobieniu takich rzeczy i spokojnych rozmowach z Federacją czy innymi klubami. Dlatego Leodoiro miał przeciągać sprawę w UEFA. W tym czasie zrobiono dla Barcelony wyjątek - w czasie trwania procesu zmodyfikowano "ad hoc" artykuł 118 statutu. Blaugrana wtedy oddaliła skargę. A modyfikacja uratowała stadion przed zamknięciem. A potem zamykano obiekty za dużo mniejsze przewinienia, ale w końcu nie wszyscy są Barçą.

Dalej: po powrocie ze słabego Mundialu Luisa Aragonésa Hiszpania dostała dwa dziwne sparingi (po raz kolejny stare villarato, widzicie?) na Islandii. Nikomu się to nie podobało. Pięć dni później Barcelona miała mecz Superpucharu z Espanyolem. Barça zadecydowała, że Puyol i Xavi nie lecą i nie polecieli. Stwierdzono, że mają kontuzje. W takich przypadkach jest przepis, że jeśli gracz nie mógł wystąpić w meczu reprezentacji przez kontuzję, to w klubie może zagrać dopiero po pięciu dniach od spotkania międzynarodowego. Ale oczywiście Xavi i Puyol zagrali w Superpucharze. Oczywiście Espanyol złożył skargę, sprawa była podręcznikowa. Oczywiście wszystko utknęło w biurach Federacji.

Jeszcze dalej: finał Pucharu Króla z 2004 roku, do którego doszły Saragossa i Real. Na miejsce wybrano Barcelonę. Jednak jak zgodzić się na to, że Real, wtedy galaktyczny, wygrywałby finał (wszyscy myśleli, że wygra) na Camp Nou? Czy kibice mogliby sprofanować hymn mistrzowskiej drużyny? Nie, ale trzeba było zagrać na Montjuïc, na mniejszej pojemności, z bieżnią, to był gorszy wybór z każdego powodu. Nie można było tego zrobić Barcelonie. Jednak tym razem świat culés był zawiedziony, bo wygrała Saragossa. Pobicie galaktycznych mogło mieć miejsce na Camp Nou, ale nie zawsze wszystko idzie po myśli. (Żart)

Przedostatnia sprawa, ale odór jak przedwczorajszy. Strajk kontrolerów wstrzymał cały futbol. Dzień przed nim drużyny z całej Hiszpanii przeszły na drogi, dokładnie autobusy. Jedni przemierzali całą Hiszpanię, inni, jak Atlético, pół. Barcelona miała łatwo: grała w Pampelunie: szybka kolej do Saragossy i autobus do Pampeluny. A oni nawet nie powzięli środków ostrożności. Wiadomo, Barcelona zawsze jeździ na spotkanie w dniu meczu. Ktoś im powiedział, że sprawa z lotniskami rozwiąże się sama i dlatego nie zrobili niczego innego. Kiedy zobaczyli, że jednak lotów nie będzie, to zdecydowali, że lepiej odłożyć wszystko na następny dzień, zadzwonili do sekretarza Federacji, ustalili to z nim, a kompletnie pominęli Osasunę. W tamtej chwili do meczu pozostawało siedem godzin. Federacja zadzwoniła do Patxiego Izco, który mocno się zdenerwował. Jako że Barcelona stała się podmiotem krajowej dyskusji, której w klubie ani oczekiwano, ani nie rozumiano, to zdecydowano się zrobić to, co drużyna powinna zrobić o wiele wcześniej: wsiąść w jeden z wielu szybkich pociągów i dojechać do Saragossy. Stamtąd do Pampeluny. Blaugrana na Reyno de Navarra dojechała chwilę po 20:00, na którą był ustalony mecz. Oczywiście pozwolono im odbyć rozgrzewkę w czasie, jakiego dokładnie potrzebowali, przekraczając regulaminowe pół godziny, które ma każda spóźniona drużyna. Kto im na to pozwolił? [obejrzyj]

Wiele spraw, wszystkie z tego wieku
A wszystko zaostrzyło się przed wyborami w 2004 roku, kiedy Gerardo González wystartował przeciwko Villarowi. Gerardo González był sekretarzem generalnym Federacji. Miał spięcie z Juanem Padrónem, wiceprezesem, ponieważ ten sprawił, że jeden z komitetów wydał decyzję dyscyplinarną, która wpłynęła negatywnie na klub z jego regionu. Padrón wszedł na terytorium Gerardo Gonzáleza, którzy przyjął wyzwanie. Padrón zbierał pieniądze, co nie jest żadną złą rzeczą. W każdym razie to była wewnętrzna sprawa villarato, która przerodziła się w brudną wojnę, więc González zdecydował się wystartować, upubliczniając brudne wiadomości z Federacji, w której pracował kilka ładnych lat.

Florentino, który wtedy wierzył, że kontroluje wszystko, kiedy naprawdę nie kontrolował niczego, wsparł Gerardo Gonzáleza. Gaspart poparł Villara. Laporta, wtedy prezes Barcelony, wyłamał się z dyscypliny głosowania Ligi i zagłosował na Villara. Wygrał Villar. I tak to trwa dalej.

To była nieprzyjemna kampania. To wtedy Sánchez Arminio stwierdził na rocznym spotkaniu podsumowującym pracę arbitrów, że to wszystko wydarzyło się dlatego, że "jeden zespół wydał mnóstwo pieniędzy i niczego nie wygrał".

Teraz czas na sędziowanie w Hiszpanii, za Realem i za Barçą

Widzieliśmy jak Rodríguez Santiago uznaje Messiemu bramkę ręką [obejrzyj] (przeciwko Espanyolowi w dniu słynnego tamudazo) i następnego dnia zostaje wyznaczony do sędziowania finału Pucharu Króla. Ten sam Rodríguez Santiago, który w tym samym sezonie uznał gola Espanyolowi przeciwko Realowi Madryt po odgwizdaniu chwilę wcześniej faulu (Real i tak wygrał). Widzieliśmy jak Mejuto gwiżdże karnego w meczu Atlético za faul poza polem karnym [obejrzyj] i tego samego roku zostaje wyznaczony do prowadzenia spotkań na Mundialu, na który ostatecznie nie pojechał z powodu problemów z jednym ze swoich asystentów. (Wiele lat wcześniej Guruceta zagwizdał karnego dla Realu za faul poza "szesnastką" na Camp Nou. Został za to zawieszony na sześć miesięcy i nigdy później nie gwizdał w meczu Barcelony [obejrzyj])

I na odwrót: widzieliśmy jak Tristante Oliva przyznaje Realowi dyskusyjną jedenastkę na koniec meczu z Valencią (sprawa ushiro nage). [obejrzyj] Według mnie faul był, ale dobrze, sprawa jest podobna. Cóż, po tym meczu został wyrzucony z systemu. W następnym roku był delegatem na wspomnianym meczu w Murcji, to on dopuścił tamtą murawę. Widzieliśmy jak Daudén Ibánez anuluje prawidłową bramkę Atlético przeciwko Realowi (wymusił to protestami Helguera) i traci status arbitra międzynarodowego. [obejrzyj]

Widziałem więc wystarczająco rzeczy, które wyjaśniają, ale nie tłumaczą, dlaczego w momencie zawahania sędziowie robią jedną rzecz zamiast drugiej. Już wiem, że każdy widzi to na swój sposób i często ktoś widzi daną akcję w jeden czy drugi sposób. I tak, wciąż są przypadki, że Real wychodzi dobrze, a czasami nawet Barcelona wychodzi na tym źle, ale są to przypadki w mniejszości. Trzeba na to patrzeć jak na obraz impresjonisty, podchodzić z pewnym dystansem, a nie analizować pociągnięcie po pociągnięciu.

Latem 2008 roku widzieliśmy ponowne ułaskawienie z okazji Euro. Pepe miał zawieszenie na pierwszy meczu Superpucharu za Superpuchar z roku poprzedniego. Jednak informacja nie dotarła do niego na czas. Przypadek: ułaskawienie ogłoszono zaraz po meczu. Dotarło to jednak do Alvesa, który, jak wielu innych, miał zawieszenie z poprzedniej Ligi, ale mógł zagrać w 1. kolejce tej ligi. Mimo wszystko tamten Superpuchar wygrał Real po wielkiej drugiej połowie, grając w dziewięciu na jedenastu, rewanżu z Valencią. Sędzia wyrzucił dwóch graczy Królewskich.

Są przypadki, które trzeba skomentować. Iturralde to gwiazda tego systemu. Wyróżnił się agitacją na rzecz arbitrów na spotkaniach na rzecz systemu. Od wielu lat gwiżdże w Primera, gwizdał po kilka razy wszystkim, również Realowi i Barcelonie. To on prowadził najwięcej porażek Realu u siebie (sześć). Porównując statystyki z całego tego okresu, jeśli chodzi o mecze Realu z Iturralde i bez niego, wychodzi, że liczby są o wiele gorsze, kiedy on gwiżdże. W przypadku Barcelony jest odwrotnie: mają więcej zwycięstw z nim niż bez niego.

No i dostał też mecz Barça - Real 5:0 z jesieni. Byłoby czymś dziwnym czepiać się goleady i wiem, że eksponowanie tego faktu jest karykaturalne. Jednak jeśli był jakiś moment, w którym Real mógł w jakikolwiek sposób odwrócić mecz, to na pewno wtedy, gdy przy 2:0 Valdés, mający już żółtą kartkę, sfaulował Cristiano Ronaldo w polu karnym. Iturralde oczywiście nic nie widział. Iturralde od lat jest w Primera, gwizdał już dość dużo razy tym dwóm ekipom.

A kto desygnuje arbitrów? Triumwirat. Ze strony Federacji Sánchez Arminio, wspomniany już w tym tekście. Z ligi Puentes Leira, nie ma nic więcej w tej sprawie. I trzeci, López Nieto, sędzia od zawsze łączony z Barceloną, która zapraszała go wiele razy na Gampera i dzwoniła do niego, gdy potrzebowała sędziego na wielką okazję, jaką był hołd dla Cruyffa.

Dobrze, powiecie, ale co ma z tym wspólnego Europa?

Okładka Asa po meczach 1/8 finału ostatniego Mundialu z udziałem Argentyny i Niemiec. "Villarato bez granic".

Więc Villar jest wiceprezesem UEFA i do tego przewodniczącym komisji desygnującej arbitrów, co w Hiszpanii, ku mojemu zaskoczeniu, jest mało znanym faktem i wiele ludzi tego nie docenia. W UEFA pracuje również Gaspart, jako członek Komisji Rozgrywek (dokładniej Ligi Mistrzów i Ligi Europejskiej) i nikt inny jak Laporta, zwany doradcą Rady Strategii Futbolu Zawodowego, chociaż nie wiem czy wciąż się tam udziela, mówi się, że mógł odejść.

Real Madryt nie ma tam żadnego przedstawiciela. Najbliższy Realowi wydaje się Hierro, który wyszedł z tego klubu i zasiada w Komitecie Piłkarskim, rozważając takie sprawy jak propozycja zmian w przepisach.

Wcześniej Florentino był w spółce wielkich klubów, swoistej poprzedniczce G14, która miała być realną przeciwwagą dla UEFA. Tamta organizacja została rozwiązana, ale wrogość do niej pozostała.

By to jeszcze uzupełnić, Platini, od czasu swojego przyjścia, krytykował mocno futbol wielkich liczb i faworyzował piłkę wychowanków. Tak, to poprawna idea. Jednak ujawniał swoje poglądy więcej razy niż powinien. Otwarcie krytykował transfer Cristiano za 95 milionów, tak jak krytykuje politykę Abramowicza. Tak naprawdę to on wprowadził "finansowe fair play", by ukrócić rozwój największych i najbogatszych klubów, które jego zdaniem niszczą rozgrywki.

Więc oficjalnie Barça jest wirtuozem i do tego jest reprezentowana w UEFA. Real jest podejrzany.

Chelsea jest czymś więcej, jest widziana po prostu jako wróg systemu. Z tym i resztą szczęśliwie doszła do finału w Moskwie. Jednak w innych edycjach Ligi Mistrzów ją przypalano. Dokładnie wtedy, gdy trafiała na Barçę, w której przypadku jest odwrotnie. W ostatnim dwumeczu mieliśmy perfekcyjną burzę: Abramowicz przeciwko Barcelonie, a jeśli awansowałaby Chelsea, to mielibyśmy powtórkę finału z roku poprzedniego - Manchester z Chelsea, do tego obie drużyny z jednego kraju. To wszystko wyjaśnia wybryki Øvrebø, który przekroczył wszystkie granice.

Dlatego nie jest dziwne, że Barcelonie idzie generalnie dobrze, jeśli chodzi o europejskie sędziowanie, a Realowi generalnie źle. Postawili po prostu żagle zgodnie z wiatrem. Bez odnoszenia się prawie w ogóle do sprawy Øvrebø, to oczywiste. Jednak czy nie dziwi, kiedy Guardiola wyraża swoje zaniepokojenie faktem, że półfinał ma sędziować arbiter z Portugalii, więc ten zostaje desygnowany do drugiego meczu. A kiedy Mourinho atakuje pięciu arbitrów, to od razu dostaje jednego z nich na swój mecz. Wyszło: Pepe wyrzucony przy 0:0, po tym dwie bramki Messiego. W rewanżu anulowana bramka Higuaína (anulacja prawdziwego surrealisty) przy 0:0. Dwa sprzyjające wsparcia. Wygląda na przypadek... jak tytułowaliśmy okładkę Asa. I to właśnie przytrafiło się Barcelonie.

Nie winię Barçy, nie oszukujcie się. Barça nie robi nic ponad byciem w miejscach, w których powinna być, czyli robi to, co robił od zawsze Real. Teraz Królewscy robią coś odwrotnego, grają inaczej, wierząc, że będą liderować ruchom przyszłości, które dzisiaj nie mają żadnej przyszłości. I mam wrażenie, że Florentino ani nie rozumie się ze światem futbolu, ani go nie rozumie, bo świat piłki działa w inny sposób.

Jednak fakty są takie: jest villarato i jest platinato, a powody i ich konsekwencje są tutaj omawiane.

Nie wiem czy ktokolwiek miał cierpliwość, by dobrnąć aż tutaj. Wielu zapewne odpuściło artykuł bardzo szybko, będąc oburzonymi. Inni skończyli czytać, przeklinając pod nosem. Jeszcze inni uznali to za istotną prawdę, a niektórzy stwierdzili pewnie, że to kilka pomysłowych i dobrze dobranych faktów, które wspierają fantazyjną tezę.

W każdym razie chcę dodać jasno, że poza villarato cenię grę Barcelony, jak najlepszą grę, jaką widziałem lub taką, która najbardziej mi się podobała, chociaż to nie jest jedyny znany mi sposób gry w piłkę. Nigdy nie widziałem ekipy, która grała tak dobrze i tak stale przez trzydzieści czy czterdzieści meczów w sezonie trzy lata z rzędu. Guardiola wydaje mi się wzorem, przynajmniej w czasach zwycięstw, czyli prawie zawsze. (W finale Pucharu Króla wpadł w poślizg, to prawda) Praca klubu z canterą jest idealna i w turniejach młodzieżowych zawsze widziałem, że delegacja Barcelony zachowuje się wzorowo, zarówno chłopcy na boisku, jak i trener, delegaci i reszta poza nim. Xavi, Puyol, Iniesta i Piqué mogą liczyć na moje względy zawsze w tym samym tonie, jako że są jednymi z najlepszych hiszpańskich graczy, jakich widziałem w życiu. A Víctor Valdés, wielki bramkarz, który od małego strzegł bramki Barcelony i musiał wejść w końcu w porównania z Casillasem, pojawił się na boiskach trochę za wcześnie. No i Messi, który wydaje się geniuszem, którego limity są o wiele wyżej niż rekordzistów w różnych tabelach. Już teraz, w tym wieku, zrobił o wiele więcej od Maradony. Szanuję miłość ich kraju do swojej drużyny, identyfikację klubu z jedną ideą, z tą krainą, która w jakiejś części jest mi bliska. Pisałem już dobrze i bardzo dobrze o grze tej Barcelony o wiele więcej razy niż o villarato, ale mam wrażenie, że nikt o tym nie pamięta.

I nigdy, przenigdy nie myślałem, a tak pisano czy mówiono, że Barça gra na dopingu.

Jednak nie mogę zaprzeczyć, że ta umiejętność stawiania żagli z wiatrem daje im korzyści, a te korzyści przekształcają się w komfort gry, którego ich rywalom brakuje.

Argument, że "Real miał takie korzyści wcześniej" nie przemawia do mnie, a przecież w każdym przypadku jest akceptacją przyjętej teorii villarato, która według tego rozumowania jest wytłumaczona potrzebą zrekompensowania historycznych niesprawiedliwości.

Dodam, że futbol bardzo mi się podoba i dlatego nie chcę mówić, że myślę, iż to wszystko jest zmanipulowane, po prostu ktoś ma na to wpływ. Nie chodzi tu o spiski ludzi siedzących przy jednym stole, ale jedynie o subtelność. To jest tak stare jak świat i towarzyszy piłce od zawsze, wystarczy, że przypomnimy sobie opisane mundiale. I dosyć świeże epizody Realu i Barcelony.

Ja to nazywam villarato
Na koniec coś jeszcze, czego chciało wiele osób, które pisały o tym na moim Twitterze. Przypomniano mi o artykule z 2002 roku, w którym ironicznie odnosiłem się i wyśmiałem fakt, że Barça i Valencia to w kwestii sędziów ofiary incydentu, który faworyzował Real, tak przypuszczam. To była chyba sprawa ushiro nage. Dobrze, więc się wytłumaczę: nie sądzę także, że Real powinien czuć się ofiarą obecnych wydarzeń. Niedawno napisałem, że konferencja prasowa Mourinho wydawała mi się błędem, który do niczego nie doprowadzi. Ani Real, ani nikt inny nie powinien skarżyć się na sędziów, ta sprawa jest sterylna lub, ładniej mówiąc, bezproduktywna. Nie przypominam sobie, żebym kiedyś pisał inaczej. Odnoszę się do publicznych żali. Powinno się skarżyć w odpowiednich ośrodkach i instancjach z wielką dyskrecją i, jeśli to możliwe, prowadzić to spokojnie, a nie mierzyć się z tym bezpośrednio.

Nie jestem wiktymistą ani nie mogę nim być, bo nie jestem ofiarą. Mi nie sędziują meczów. Ja piszę o tym, co widzę i wydaję na ten temat opinię, nie obchodzi mnie, że inni mają odrębne zdanie. Martwi mnie fakt, że ktoś na tym traci.

Chodzi jedynie o to, żeby wygrywał najlepszy, ale wygrywał bez żadnej pomocy."

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!