Advertisement
Menu

Liverpool w finale Ligi Mistrzów!

The Reds zapewnili sobie awans dopiero po rzutach karnych

Liverpool FC - Chelsea FC 1:0 (4:1 w rzutach karnych)
(Agger 22’)

Pierwszy pojedynek dwóch wybitnych osobistości trenerskich - Rafy Beníteza i José Mourinho - zakończył się wynikiem 1:0 na korzyść Portugalczyka. Logika podpowiadała, że celem trenera Chelsea będzie wyłącznie obrona jednobramkowej przewagi, a co za tym idzie, powtórzy się widowisko sprzed tygodnia - nudny, senny mecz. Wbrew logice, Mourinho, tradycyjnie już starając się przestraszyć rywala jeszcze przed rozpoczęciem meczu, ostrzegał przed ofensywną grą swojego zespołu, gardząc przy tym napadem Liverpoolu. Menadżer londyńskiego klubu miał jednak problemy, ponieważ ze względu na kontuzje, we wtorkowym spotkaniu zagrać nie mogli Ricardo Carvalho oraz Michael Ballacka.

Bardzo zmotywowani byli gospodarze tego spotkania, chcący za wszelką cenę powtórzyć sukces z 2005 roku. Dodatkowo, dla The Reds była to ostatnia szansa (a raczej jej przedłużenie) na wygranie jakiegoś trofeum w tym sezonie. Tak naprawdę, mogliśmy spodziewać się wszystkiego. Tylko jedno było pewne - do finału dostanie się drużyna z Anglii.

Przedmeczowe wypowiedzi José Mourinho wydały się co najmniej śmieszne, gdy tylko Manuel Mejuto González zagwizdał po raz pierwszy. Liverpool od samego początku mocno naciskał na rywala, stosując pressing i wprowadzając zawodników The Blues w stan bezradności, jednak nie przynosiło to sytuacji podbramkowych. Pierwszy celny strzał podopieczny Rafy Beniteza padł w 22. minucie i od razu przyniósł gola! Po dość sprytnie rozwiązanym rzucie wolnym, piłka za sprawą Gerrarda powędrowała na 16 metr pola karnego, gdzie czekał na nią zupełnie osamotniony Daniel Agger, który następnie precyzyjnym strzałem po ziemi odrobił straty Liverpoolu z pierwszego meczu. Strata bramki pobudziła piłkarzy Chelsea. Bliski wyrównania rezultatu był Drogba, lecz nie potrafił wygrać pojedynku z Reiną.

W drugiej części spotkania goście nadal próbowali się odgryźć, ale nie mieli na to pomysłu, a potężne strzały z dystansu mogły zaniepokoić jedynie kibiców siedzących w wyższych rzędach. To Liverpool atakował częściej, lecz już nie tak śmiało, jak na początku meczu. W 56. minucie, po dośrodkowaniu Pennanta, głową piłkę strącił Peter Crouch, jednak ta trafiła wprost w czeskiego bramkarza. Niecałe cztery minuty później wyższego kolegę poprawić chciał Dirk Kuyt, ale po jego strzale futbolówka trafiła w poprzeczkę. The Reds brakowało odrobiny szczęścia.

Chelsea nie radziła sobie z grą Liverpoolu, ale przetrwała ich ataki, a że wynik pozostał niezmieniony, arbiter zarządził dogrywkę. Zaczęła się zacięta, lecz ostrożna gra - nikt nie chciał popełnić błędu. Nadal aktywniejsi byli gracze Beníteza. Najwięcej okazji na upragnioną bramkę miał Dirk Kuyt. Za pierwszym razem Holender znalazł się w sytuacji sam na sam z Cechem, ale nie tylko nie zdołał go pokonać - był także na pozycji spalonej. Niedługo potem Kuyt skutecznie dobił strzał Zendena, wprawiając Anfield Road w szał radości. Niestety, wszystkie okrzyki zostały przerwane gwizdkiem sędziego, który ponownie zauważył spalonego (minimalny, ale był). Trzecią okazję holenderski napastnik miał pod koniec drugiej połowy dogrywki, ale tym razem skuteczną interwencją powstrzymał do Petr Cech. Brak bramek oznaczał niezwykle emocjonującą końcówkę - serię rzutów karnych.

Jako pierwszy do piłki podszedł Zenden i w niezwykle spokojny sposób pokonał bramkarza Chelsea. Odpowiedzą Mourinho był Arjen Robben, ale jego strzał zdołał wybronić Reina. Drugą kolejkę rozpoczął Xabi Alonso i nie pomylił się. Silnym strzałem, wynik 2:1 ustalił Frank Lampard, a na 3:1 podwyższył go kapitan Liverpoolu, Steven Gerrard. Następnym w kolejce był Geremi, który pojawił się na boisku dopiero w dogrywce. Strzał byłego madridisty obronił Reina, a „kropkę nad i" postawił ten, który był bliski strzelenia bramki jeszcze w trakcie gry - Dirk Kuyt.

Po emocjonującej serii rzutów karnych, awans do finału zyskuje Liverpool. Chelsea po raz kolejny zostaje odprawiona z kwitkiem i po raz kolejny ich udział w finale Ligi Mistrzów kończy się wyłącznie na przepowiedniach José Mourinho.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!